Wcale nie podobał mi się pomysł dziewczyn. Nie mieliśmy pewności że on tam jest a nawet gdy byśmy mieli nie mieliśmy z nimi szans. To była duża, zorganizowana grupa, o czy świadczył sam mur. A my?.. Trzy osoby z paroma pistoletami z nie pełnym magazynkiem. Nie to bardzo zły pomysł... Nawet gdybyśmy wrócili tu z całymi naszymi siłami i arsenałem oni bez problemu by nas po wybijali. Nie wierze jak one mogą być tak bezmyślne. Mieliśmy przyjechać tu tylko po papiery ojca.
Droga od domu do instytutu nie była długa. Lecz po ulicach krążyły zombie, a najlepsza droga prowadziła przez środek miasta gdzie mieli obóz.
- W instytucie też wcale łatwo nam nie pójdzie - oznajmiłem
Zdawałem sobie sprawę z tego że w środku będzie masa zombie. Pracowało tam 1/3 wszystkich mieszkańców. Gdy zrobiło się gorąco ojciec nie wrócił do domu zapewne nikomu nie pozwolili. A z tych dwóch nie będę miał prawie żadnego pożytku. Obie zakodowały się na samobójczą misję. Czasem po prostu trzeba odpuścić. Dotarliśmy na miejsce, dookoła było dość spokojnie.
- Byłem tu kilka razy - wypaliłem - musimy pójść na trzecie piętro, a żeby dojść do schodów trzeba przejść przez całe piętro
- Łatwizna - odparła Alex - idziemy parterem do schodów potem na trzecie piętro...
- Zwolnij - przerwałem - Ojciec, trzy miesiące przed wybuchem epidemii nie wracał do domu podejrzewam że wszyscy pracownicy nadal tam są
- Ile było tych pracowników? - dopytała Lexi
- Dużo
Podszedłem do drzwi. Sam nie wiem czego się spodziewałem ale drzwi były zamknięte, a szyby kulo odporne więc ciężko będzie się tam dostać. Próbowałem na wszystkie sposoby, nawet z łamaniem kodu przy drzwiach, ale to była kombinacja 8 cyfr.
- A może by tak kluczem? - wtrąciła Rozi
Wyciągnęła z kieszenie malutki kluczyk. Nie wiem skąd ona go wzięła ale to wszystko ułatwiało. Kluczykiem można było zresetować czytnik przez co można było ustalić nowy kod.
- Skąd ty to masz? - spytałem
- Z szafki ojca - odpowiedziała jak by to była najbardziej logiczna rzecz na świecie
Tylko nasz ojciec nie mógł mieć tego klucza. Z kluczem otworzenie drzwi nie potrwa dłużej niż 5 min.
- Mamy problem - wypaliła nagle Alex
- Znowu którejś zachciało się siku? - spytałem - w środku jest łazienka
- Drake - fuknęła Rozi
Odkręciłem się by zobaczyć 2 facetów z wymierzonymi w naszą stronę spluwami. Jeden z nich wyglądał na około 40 lat drugi był znacznie młodszy. No nie wierze znowu...
- Co jest - warknąłem
- Rzucić broń i ręce do góry - warknął jeden z nich
I mają swój plan na uwolnienie Quicka, ciekawe kto uwolni nas... Nie miałem nastroju aby drugi raz zostać postrzelonym. Jeszcze nie przestało mnie boleć poprzednie. Rzuciłem broń, jeden z nich miał mnie nadal na muszce a drugi podszedł by mnie przeszukać. Całe szczęście teraz mieliśmy przewagę, no chyba że było ich więcej a pozostali wrócili by oznajmić to swojemu przywódcy. Jeżeli tak, nie mieliśmy zbyt dużo czasu. A ja naprawdę chciałem wrócić już do domu. Kiedy podszedł ten młodszy by mnie przeszukać bez zastanowienia przywaliłem mu prosto w ryj. Miałem tylko nadzieje że dziewczyny dadzą sobie radę z tym drugim który już chyba piąty raz powtórzył że będzie strzelać. Wszystko wydarzyło się szybko nawet nie wiem która z nich strzeliła ale ten starszy leżał chyba martwy, a młodszego bez większego problemu udało mi się rozbroić.
- Jeszcze raz ktoś wyceluje we mnie broń - warknąłem strzelając go po raz kolejny w pysk.
- Zapewne są z tej grupy - zauważyła Lexi
- Trzymajcie go na muszce - polecił - idę teraz do środka po dokumenty, a wy możecie zrobić z nim co chcecie.
- Nie możesz iść sam - oburzyła się Alex
Zdziwiło mnie to że akurat ona to powiedziała.
- Dam sobie radę - powiedziałem - Jedna osoba będzie ciszej. Z reszto mogło być ich więcej i zaraz wpadnie tu ze 20 osób.
Wszedłem do środka, zostawiając je i mając nadzieje że coś z niego wyciągną.
Powili szedłem korytarzami uważając gdy przechodziłem przy drzwiach. Jak nigdy żadna z nich się ze mną zbyt długo nie sprzeczała. Było coś nie tak, przecież to nie możliwe by nie usłyszały strzału. Parter był cały opustoszały. Na drugim piętrze spotkałem dwóch zombie w ubraniu ochroniarza. Korytarz trzeciego piętra był pusty, ale gdy przechodziłem przy drzwiach zombie mało co nie zjadało szyby. Ojciec wraz z ośmioma współpracownikami pracował w gabinecie na końcu korytarza. Znałem kod do tych drzwi, i byłem przygotowany na zombie, ale chyba nie da się przygotować na to że trzeba zabić własnego ojca który chce cię pożreć. Nawet jeżeli nie ma się dobrych stosunków. Nie do końca przyswoiłem jak udało mi się ich zabić. Nie wiem jak znalazłem laptop ojca i masę papierów. Nie wiem nawet czy są na temat którego szukamy. I nie wiem jak wróciłem na dół... Obie coś mówiły ale nawet nie słyszałem co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz