Staliśmy przed rezydencją w ukryciu. Kurcze czas mi się dłużył. Najchętniej już zaczął bym akcję ale jeżeli mój plan ma wypalić wszyscy muszą się go trzymać.
- Ilu naliczyłeś strażników? - dopytałem cicho
- ponad 30 - odparł Luke
- Dobra ja się zajmuję zasłoną dymną a ty usypiaczami
- Ok
Plan mieliśmy dopracowany. Nie możemy dać się złapać, jak Sasza powiąże to z nami mogą być kłopoty. A tego nie chcieliśmy. Usłyszałem pierwszy wybuch. Nareszcie. Z ukrycia rzuciłem dwie bomby dymne. Oboje wybiegliśmy z ukrycia. Strażnicy zaczęli wrzeszczeć do siebie w panice. Luke rzucił swoje i po chwili nastała cisza. Minęliśmy śpiących strażników i kamery. Kolejna kamera była przed samymi drzwiami więc rzuciłem tam kolejną bombę. Filip mówił że drzwi nigdy nie są zamknięte i z tym się nie pomylił. Weszliśmy do środka a na zewnątrz wybuchła druga bomba. W środku również rzuciłem kilka bomb to samo zrobił Luke usypiając ludzi.
- Musimy uważać na Alfredy - przypomniałem
Usłyszałem następny wybuch a zaraz pózniej serie strzałów. Niech to szlak. Ktoś psuje nasz plan.
- Komplikacje - mruknął Luke
- Robimy swoje - odparłem
Chodziło nam o Al więc od razu skierowaliśmy się do pokoju w którym powinna być. Do tego czasu powinniśmy usłyszeć następne dwa wybuchy ale zlały się z wystrzałami. Korytarze były puste od ludzi i pełne dymu. Ale pokój był pusty. Al nie było w środku.
- Nie ma jej - warknął Luke
Zaczęliśmy przeszukiwać pozostałe pokoje. Im więcej pokoi przeszukiwaliśmy tym Luke bardziej się wkurzał. Brałem wszystko co wpadło mi w ręce i mogło mieć jakąś wartość. Przecież to miał być napad rabunkowy. No i musieliśmy się śpieszyć mieliśmy tylko 30 minut. Miałem nadzieje że ją znajdziemy. Ale nigdzie nie widziałem Saszy. Podejrzewałem że obje gdzieś wybyli.
- Twój kumpel nas oszukał - warknął Luke
- Nie oszukał - odparłem - i nie jest moim kumplem. Nie zauważyłeś że nie ma również Saszy. Może gdzieś ją zabrał.
Po upływie 16 minut i wybuchu jakiś 8 bomb strzały ucichły. A my dalej przeszukiwaliśmy rezydencję. Ale po Al i Saszy ani śladu. Kurcze plan był idealny ale nikt nie pilnował czy Sasza i Al opuszczają rezydencję. Cały plan legł w gruzach. I wtedy usłyszałem ponowne strzały tym razem w środku budynku.
- Ktoś nie usnął - skomentowałem - albo to nasze komplikacje
Narzucałem więcej bomb by było więcej dymu. Musimy spadać jest mało czasu. Ale ciężko będzie wyciągnąć Luke. Też chciałem wydostać Al. Ale narażając siebie nikomu nie pomożemy
- Luke spadamy - powiedziałem
Nasze komplikacje były co raz bliżej. Obok nas przeleciało kilka kulek. Poczułem okropny ból w prawym ramieniu. Niech to szlak. Znałem ból postrzału.
- Luke spadamy - warknąłem
Pociągnąłem go kawałek za sobą. Wziąłem od Luke bombę usypiającą i rzuciłem w stronę strzelca. Nie miałem pojęcia czy uśpiliśmy kolesia czy nie ale skierowałem się do wyjścia. Przeszukaliśmy wszystko Al i Saszy nie było w środku a kończył nam się czas.
- Spróbujemy kiedy indziej - zapewniłem
Opuściliśmy rezydencję i pobiegliśmy do samochodu. Nie mogłem liczyć na Luke, sam więc wsiadłem za kierownice. Chociaż nie czułem się na siłach. Nie zdążyliśmy jeszcze odpalić silnika a rezydencja wybuchła. Zagłuszając naszą ostatnią bombę. Nie mam pojęcia jakim cudem. I kim był strzelec bo to ewidentnie on był za to odpowiedzialny. Przed oczami zaczęły latać mi mroczki które próbowałem bagatelizować i trzymać się drogi. Tyle razy byłem w gorszych opałach. Luke był w szoku. On nadal sądził że ona tam była.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz