To jakieś fatum. Przecież ja nie znoszę alko. No po za tym dziś jest nasza rocznica. Całkiem fajnie będzie eh, ja w wisielczym nastroju. Bogu ducha winna Jula, w kółko paplający angol i Roz która zapewne już wie że coś ze mną nie ok. Co ja narobiłem. Eh... a zapewne nie było by tego gdyby Sasza nie porwał Roz. Zadzwoniłem do Mariusza i poprosiłem by przyszedł. Po chwili był.
- Co szefowi potrzeba
- Bez zbędnych pytań Mariusz. Leć do polski wymień samolot na ten czarny. Samochód powinien być w środku. Sprawdzi paliwo, amunicję i wracaj. Posadzi go na punkcie resztę wyjaśnię pózniej - powiedziałem
Było już dość pózno gdy Mariusz zakomunikował że jest już z powrotem.
- Dobrze powiedz Grześkowi że zostaje i pilnuje Roz do naszego powrotu. No i niech strzela bez ostrzeżenia. Ma chodzić za nią krok w krok.
Odstawiłem butelkę na miejsce i skierowałem się do drugiego pokoju. Gdzie dziewczyny oglądały i porównywały własne badania USG.
- Skarbie nie przeszkadzam? - dopytałem
- Nie oglądamy te badania
- No to fajna pamiątka będzie eh...
- Dzięki za kupienie płyty - powiedziała Jula
- Spoko nie ma problemu
- No ale chciałeś coś omówić - powiedziała Roz
- No tak bo wiesz obiecałem ci tą kolację
- I chcesz się z niej wymiksować? - dopytała
- Nie skarbie dostałem telefon i muszę osobiście załatwić pewną sprawę ale kolacja tak tylko jak wrócę.
- A powiesz mi o co chodzi. Bo widzę że od tej wizyty lekarskiej to się jakoś załamałeś czy coś. A może nie chcesz tych maluszków.
- Nie skarbie to naprawdę nie chodzi o to. Tylko się martwię, bardzo się martwię. O te nasze robaczki i o ciebie kruszynko. Eh... że też ja musiałem tak na rozrabiać w tym twoim brzuszku.
- To co mogę załatwić tą sprawę? Poczekasz na mnie?
- A porozmawiasz ze mną przy kolacji?
- Porozmawiam skarbie
- Dobrze to jedz jak musisz
- No muszę kochanie bardziej tak niż nie.
- Tylko pamiętaj kolacja a po kolacji...
- Tak dla ciebie wszystko obiecuję.
- No i w końcu będzie normalnie - skomentowała
Pocałowałem Roz i wyszedłem.
- Grzesiek pilnuj jej poleciłem - Mariusz uciekamy - powiedziałem
Do lota poszliśmy na piechotę.
- Szefie powiedz gdzie się dzieje gdzie lecimy
- Zbawiać świat Maniuś zbawiać świat
Weszliśmy do lota.
- Przebieraj się Maniek mamy misję lecimy do Rosji. Zrobię tam totalną rozpierduchę. Ivanow mi za to zapłać.
Miotałem się odbezpieczając atoma.
- Szefie ostrożnie to bardzo czułe urządzenie
- Oj poczuje jebana koza poczuje. Zabije kutasa będzie zdychał wolno i w mękach
- Ale co się wydarzyło - usiadł Mariusz za sterami
- Głodził moją Roz, teraz lekarz pierdoli że mam wyrazić zgodę na aborcję nie mówiłem o tym kruszynie bo ma się nie denerwować ale to wina ruskiej kozy i zapłaci mi za to. I za Roz mi zapłaci i za Al.
- No to nie wygląda za ciekawie szefie wypowiadasz wojnę Rosji.
- Nie Mariusz na początek ich ostrzegę. Dam dobitnie do zrozumienia że Mściciel nie żartuje.
Lecieliśmy w milczeniu bo ja nie miałem ochoty na gadanie. A Maniek był chyba w szoku i chyba się bał. Po kilku godzinach podlatywaliśmy pod Moskwę
- Posadzisz go gdzieś Maniek, wyprowadzę furę i pojedziemy samochodem pod tą ruską rezydencję.
Mój monolog przerwał dość głośny wybuch po chwili był następny i kolejny.
- O matko szefie to jakaś wojna
- Nie wiem zmiana planów. Leć wystawiaj działka może to ruch oporu.
- Ale szefie...
- Rób kurwa co mówię
- Ucierpią cywile po co to szef jest zły na Ivanowa
- Każdy Rosjanin to wróg publiczny nr 1 ja zatańczę z tymi ruskimi świniami.
Tam gdzie wybuchały jakieś ładunki ja seriami obstrzeliwałem całość w koło. Nie ważne czy to chłop, baba, samochód. Tych kilka wyjebało w kosmos. Latałem tak z Mańkiem 15 minut.
- Dobra posadzi go tu i ubezpieczaj. Załatwię tą jebaną kozę. Pobiegłem do rezydencji no właściwie to był pałac Ivana. Ku mojemu zdziwieniu część ludzi była martwa. Zabijałem po drodze Alfredów, strzał prosto w pykawę. Wpadłem do środka było pełno dymu. No kurwa skądś znałem ten smrodek. Szybko po kojarzyłem fakty bo zapach był podobny do tego z fajek którymi poczęstowano gości ze szpitala.
- Hm... ktoś się w zielareczkę tu kurwa bawi - powiedziałem na głos - Ivanow chuju gdzie się chowasz - kopałem każde napotkane drzwi. Co jakiś czas wpadając na Alfreda. - gdzie jesteś ruska szmato.
W oddali zamajaczył mi jakiś cień. A gdy skręciłem w korytarz coś wybuchło. Niedaleko mnie i narobiło się kupę dymu.
- No kurwa Sasza oddawaj Al i wyłaz policzymy się szmato
Przepatrzyłem wszystkie pokoje ale tam nikogo niestety nie było więc szybko zacząłem się ewakuować. Ja mu skończę wykluwanie Alfredów. Wybiegłem i pobiegłem do samolotu.
- W górę Mariusz i odleć kawałek.
Namierzyłem cel i cały śmieszny pałacyk wyjebało w kosmos. Pózniej to samo zrobiłem z więzieniem i innymi obiektami. Pokręciłem się jeszcze po mieście wywaliłem w kosmos kilka obiektów. I wydałem polecenie że wracamy. Lecieliśmy szybko. Nie było ich tam cholera nie było. No dodatkowo ktoś tam był. Ja nie wiem czego chcieli od Saszy. Ale to było zorganizowane. Mieli bomby dymne i usypiające do Włoch dolecieliśmy koło 23. Przebrałem się i poszliśmy do hotelu. Po cichu wszedłem do pokoju. Jula i Roz już spały. Rozebrałem się i położyłem delikatnie do wyrka. Jednak Roz się lekko przebudziła. Przytuliła się do mnie i coś po mamrotała.
- Czekałam ale... ale - ziewała co chwila - spać mi się chce. Wzięłam te tabletki od doktora
- Dobrze kochanie śpij.
- Miałeś powiedzieć i kolacja.
- Jutro skarbie dziś wypoczywaj - gładziłem ją po głowie
Po jakimś czasie Roz zasnęła mamrocząc że mnie kocha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz