Gdy wszedłem do domu. A dokładniej do jego salonu. Wszyscy patrzyli na mnie jak na zjawę.
- To jest Virginia - przedstawiłem dziewczynę stojącą obok
- A to - zawahałem się - jest moja rodzina
Damon podbiegł do mnie
- Roz wez go proszę - na wszelki wypadek odsunąłem Damona od Virginii.
Gdy Roz do mnie podeszła popłynęły jej po policzkach łzy.
- Ty płaczesz? - dopytałem - ta głupio pytam przecież widzę - odpowiedziałem sobie na pytanie - No dobra to tyle jeśli chodzi o wstęp.
- Virginia i już - syknął Drake
- Nie wiem jak ma na nazwisko mówi trochę dziwacznie. Ktoś ją znalazł gdzieś. Dodatkowo chyba jest inkubatorem Saszy. I chce dzikiego mięsa. Dlatego ją tutaj przyprowadziłem Robert i profesorek muszą ją zbadać i potwierdzić czy mam raję czy też nie. Tak sobie myślę że powinniśmy zjeść jakiś posiłek. I pogadać bo jest chyba o czym.
- Ty to powinieneś porozmawiać z moją siostrą a swoją żoną - stwierdził Drake
Nim otworzyłem gębę Pati wywrzeszczała że powinienem oddać jej Sonię.
- A ty powinnaś zaprosić ją na obiad i przedstawić rodzinie. A nie... się po kontach. Swoją drogą jak wy to robicie?
- Naprawdę cię to ciekawi - wysyczał Drake
- A ty czego się wściekasz
- Bo krzywdzisz moją siostrę.
- No i widzisz Roz - powiedziałem - wszyscy twierdzą że cię krzywdzę. To że rodzina to tak oczywiście ale nawet konował tak twierdzi. Coś w tym chyba musi być.
W tym momencie przyszedł Robert.
- Krzysiek przyprowadzi profesora - powiedziałem - Mateusz a ty sprowadzi panią na dół. Robert tak na szybko jak będzie wiadomo że ona ma w środku to coś to musicie to usunąć. Proszę cię o info przez telefon. To nie jest sprawa przyziemna ale mam teraz ważniejszą. Niż to czy będę dziabał małego Alfreda widłami czy nie. Porozmawiasz ze mną Roz tak kawałek chociaż. Tobie przecież nie można... - zacząłem
Teraz to Roz wydarła się na mnie bym poszedł na górę. Rety pomyślałem. Po drodze spotkaliśmy na schodach Julkę i zakwitniętego Luke'a. Który o zgrozo próbował mnie pocałować.
- Rety Luke szaleju się nażarłeś. Wez ten ryj bo Roz gotowa pomyśleć że ja i ty.
- Idz na górę - powiedziała Roz
Więc poszedłem wlazłem do pokoju. Rozwaliłem dupę na wyrku gotów na opierdol a nawet na wpierdol. Roz chodziła po pokoju w to i z powrotem. A Damon krążył za nią krok w krok ze z fochaną miną. Przyznam że zaczęło mnie to bawić.
- Damon bo się zmęczysz - powiedziałem
Ale ten podniósł głowę do góry i łaził za Roz dalej.
- Roz a ty zamiast wrzeszczeć motorycznie będziesz sprawę załatwiać. Swoją drogą to ciekawie będzie wyglądać. Jak jeszcze dwoje dzieciaków będzie tak za tobą chodziło jak się wściekniesz. Normalnie jak kura z kurczakami. A poważnie dzwoniłem do Al. Wytłumaczyłem jej że wszystko jest ok. A Ivanow nie odbiera ode mnie telefonu. I przepraszam za wczoraj. Nie poradziłem sobie emocjonalnie z całą tą sytuacją. Za krótki odstęp między dobrymi wiadomościami i na końcu ten tekst konowała. Dlatego tak się wściekłem i pojechałem na Ruskich. I gdyby mi nie zależało na tobie tak jak mi zależy. To dziś też bym pojechał. Wczoraj przyznam zrobiłem tam żeż niewiniątek. Ale czy nie możemy zjeść spóznionej rocznicowej kolacji.
- I co znów ubierzesz mnie jak choinkę albo dasz mi drogę świecidełko.
- Właśnie o to chodzi - spuściłem głowę - że nie ma dla ciebie prezentu nawet kwiatów ci nie kupiłem bo w sumie to nawet nie wiem czy ty lubisz te cholerne konwalie nigdy cię o to nie pytałem. Zawsze robiłem co mi się podobało. Dawałem co uważałem za stosowne. A może ty ucieszyła byś się na przykład z głupiej pokrzywy. Albo z wianuszka z mleczy.
Roz uspokoiła się usiadła obok oparła mi głowę o ramię.
- Umiesz pleść wianki - dopytała
- Nawet całe sznurki jak siedziałem w jaskini to z nudów się nauczyłem. Pełno różnych traw tam rosło.
Bałem się ruszyć, bałem się przytulić ją do siebie.
- Wyglądasz jak zbity pies - powiedziała łamiącym się głosem
- Bo tak się też czuje
- Przez przypadek słyszałam rozmowę Mariusza z Grześkiem na nasz temat. Twierdzili że jestem z tobą tylko dla Damona.
- No i dodali jeszcze - dopowiedziałem - że boisz się że go zabiorę i takie tam. Wiesz Roz bo szczerze to czasami tak to wygląda. Wiesz jak ja wam zazdroszczę. Na przykład ty i Drake. Jedno drugiemu może się wyryczeć doradzić. Z Luke'em i Al było tak samo. A ja... mam nie siostrę tylko Hitlera w spódnicy.
Roz podniosła głowę. I ja skorzystałem z okazji i chciałem wyjść.
- Nie rób tego - poprosiła Roz
- To co ja mam teraz zrobić? - dopytałem
- Może posłuchaj co chcę ci powiedzieć
Damon stał również przy mnie i próbował naśladować Roz. Jego posłuchaj brzmiało jak posiusiaj, pociuciaj tata. Te jego słowa rozbawiły i mnie i Roz.
- Widzisz jaki jest inteligentny - powiedziałem - musiał po tobie to odziedziczyć bo raczej nie po mnie
Roz mnie posadziła na wyrko. Ściągnęła mi koszulkę usiadła na mnie i przytuliła się do mnie.
- Teraz powinieneś przesunąć się pod ścianę
A ja zacząłem dokańczać
- Jasne powinien wejść tu Krzysiek żeby nas po wkurzać i pózniej wwalić się pół rodziny z milionem problemów.
- No i by było tak jak wtedy gdy wróciłeś.
- No eh... - westchnąłem - tylko teraz mamy podwójnie.
- Nie uważasz że powinieneś wypuścić tą Sonie
- A kto to? - dopytałem
- Dziewczyna Pati
- Aa... ta z granatowymi włosami. To złodziejka jest może dlatego Pati nam jej nie przedstawiła
- Quick ludzie się ciebie po prostu boją. Naprawdę trzeba mieć nerwy żeby z tobą wytrzymać.
- Dobrze zadzwonię niech wypuszczą granatową damę. I przyprowadzą do chaty. Chciałaś ze mną porozmawiać. To ja zamieniam się w słuch. Dodam tylko że jest mi bardzo przykro. Ze wszystkich powodów jakie by ci tylko przyszły do głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz