poniedziałek, 4 grudnia 2017

Od Quicka

-Może ktoś mi wyjaśnić co się tu do cholery dzieje? Czy ja nie mogę porozmawiać z własną żoną?
Pati rzuciła się na mnie nim Drake zdążył w jakiś sposób zareagować. Wylądowaliśmy na podłodze szarpiąc się. Odepchnąłem ją i wstałem, ale jej to nie wystarczyło.
-Ty pierdolony debilu, jebany morderco - podchodziła do mnie powoli a ja nie chcąc się z nią tłuc cofałem się w stronę schodów - Posłuchaj mnie pieprzony gówniarzu, nikt powtarzam, nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny i zamykał jej w celi. Kim ty jesteś że masz taką władzę? Wszyscy staramy się znosić twoje jebane humorki
-Już za dużo - powiedziałaś Pati ostrzegł ją Drake, nie wiadomo z jakiego powodu.
Wtedy Patka rzuciła się na mnie i zjebaliśmy się ze schodów, no ona nawalała się jak regularny facet. W momencie gdy wylądowaliśmy pod nogami Roz i Pati zamachnęła się na mnie, lekko ją potrącając, tylko dzięki Luke'owi nie przewróciła się, bo ją podtrzymał, całe jedzenie Damona wylądowało na podłodze, a on sam zaczął płakać przestraszony.
-Dość tego suko, nie będziesz mi tu rodziny straszyła i rozbijała po kątach bo się zakochałaś.
Zacząłem się z nią więc bić jak z facetem. Po kilku chwilach unieruchomiłem ją i o mało ręki jej nie złamałem. Podniosłem się sam, potem ją z podłogi
-Nie żyjesz już szmato - powiedziałem sadzając ją na krzesło. To moja własna żona przedkłada nad rozmowę ze mną problem twojej dziewczyny i prosi bym ją wypuścił ja to wykonuję, a ty się na mnie rzucasz? Masz tu siedzieć grzecznie, bo inaczej Mariusz zabije twoje kochanie i skończę z tą miłością.
Wziąłem od Roz Damona podszedłem do niej.
-Nie uderzyła cię niechcący?
Nim Roz otworzyła twarz Drake powiedział.
-Coś jej odbiło i rzuciła się na niego z łapami.
-Nie musisz mnie bronić - fuknąłem - Sam umiem się tłumaczyć.
-Roz mówi że powinniśmy rozmawiać i słuchać się na wzajem szkoda że mówi to tylko do mnie.
-Mariusz wdrażamy w życie plan  "B"
-Co oznacza to dla nas? - zapytał zaniepokojony Luke
-Tylko tyle że się wynoszę, bo wy nie jesteście moją rodziną, nigdy nią nie byliście, no może wtedy gdy byłem wam potrzebny. Teraz beze mnie będziecie mogli okradać banki, napadać na ludzi, rabować. No musicie radzić sobie sami. Ja zwijam interes i się wynoszę.
-Stary to tylko baba pogadaj ze mną chociaż - zaczął Drake - wszyscy daliśmy dupy, wszyscy nie jesteśmy ostatnio sobą
Usiadłem na chwile i milczałem Mariusz posadził Sonię obok Pati i wyszedł bez słowa. Roz usiadła mi na kolana nie protestowałem nawet ja przytuliłem. Usłyszeliśmy otwierającą się bramę Popatrzyłem w szmaragdowe oczy Roz i pogładziłem ją po brzuchu.
-To nie jest ich wina kochanie, chcę bardzo żeby się urodziły i były zdrowe i nigdy się ich nie wyprę. Widzisz Roz chciałem rozmawiać nawet się uspokoiłem, ale tu nie ma do kogo mówić, tu wszyscy wiedzą wszystko lepiej, trzeba więc przypomnieć wszystkim starą dobrą Polskę, gdzie ja nie będę ingerował w to czy ktoś ma co do gara wsadzić, bo do tego to jestem dobry i jest cacy Roz, ale reszta jest pe.
-Czemu Mariusz wystawia tą odbezpieczoną atomówkę? - dopytał Drake patrząc przez okno
-Bo zabieram zabawki i się wynoszę?
-Co oznacza to dla nas? - dopytał niepewnie.
-Tyle że posprzątam po sobie, zabieram wojsko i ich rodziny, mafię i spadam z waszego życia.
-Może pogadamy - zaproponował - obiecałeś mojej siostrze sam to powiedziałeś. Chcesz żeby musiała wybierać między mną a tobą.
-Nie chcę tego, ale tak wyszło Roz będziesz musiała wybierać i nie zabiorę ci Damona jak o to chodzi, nie chcę żebyś podejmowała decyzję pod wpływem presji, czy zostanie mały z tobą, tak zostanie jak ty tu zostaniesz.
-To wszystko moja wina - powiedziała Sonia.
-Cicho niech spierdala jak chce będzie spokój.
-No słyszałeś Drake czemu się bawić w jakieś zbędne dyskusje, zebrałem was wszystkich staliśmy się grupą, i do puki słuchaliście co do was mówię i się dogadywaliśmy było dobrze, rozwaliliśmy szpital a teraz no cóż już nie potrafimy rozmawiać, ja czuję się tak że jestem wam potrzebny do przetrwania, a tak tylko ze mną same kłopoty macie, więc kłopoty się wynoszą.
-Pójdę zrobię Damonowi nową kolacje, bo nawet normalnie dzieciak zjeść nie może - powiedziałem do Roz delikatnie ją podnosząc
-Choć mistrzu już pózno zrobimy amciu i pójdziesz luli
Ku mojemu zdziwieniu Roz poszła za mną.
-Nie zostawiaj mnie?
-Nie robię tego - pocałowałem ją - was nigdy nie zostawię, ty masz wybór kochanie możesz przecież jechać ze mną potraktuj to jako przeprowadzkę.
-A ze mną ... znaczy dasz mi czas bym mogła się zastanowić i poczekasz, ze mną na moją decyzję?
-Jeżeli tego chcesz słońce, oczywiście kocham cie i ciężko by mi było żyć bez ciebie - chciałem ją pocałować, ale Damon zaczął ciągnąć mnie do pokoju - Przepraszam ale mały jest głodny. Idziesz z nami?
-Tak tylko może butle zrobię jemu już na noc? - powiedziała Roz.
-Słusznie nie będzie trzeba już schodzić.
Poszedłem do pokoju po kilku minutach przyszła Roz Damon zjadł i zaczął wieczorną zabawę klockami ostatnio lubił układać jeden na drugim.
-Misiu bo ja pomyślałam że jak tak chcesz to nie musisz im pomagać ale mógł byś postawić tu gdzieś dom tylko dla nas bo chciała bym tu zostać ale nie bez ciebie bo cię kocham
Oczywiście rozmowę przerwało pukanie do drzwi, ale ja już się nie odezwałem Roz poszła do drzwi a ja do Damona po chwili przyszła.
-Pati chciała cię przeprosić a i możemy już zejść na kolację.
-Wybacz słonko nie będę jadł z tą rodziną, a Pati niech sobie te przeprosiny daruje.
-Dobrze to ja pójdę coś zjem i przyniosę tobie.
-Naprawdę nie jestem głodny słonko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz