sobota, 30 września 2017

Od Quicka

No i przyszedł piekielny ranek całą noc nie zmrużyłem oka. 60 kierowców wstawiło się w umówionym miejscu. Wyszedłem do nich. Zauważyłem też że byli z nimi moi ludzie.
-Kwalifikacje proszę od was panowie.- wszyscy zgodnie, na rozkaz oddali prawo jazdy. Nie wiele z tego rozumiałem, kategorie były różne ale wyższe niż na osobówkę.
-Dobra panowie powiem krótko, potrzebuję 30 ludzi do przewozu osób, autokarów dokładnie. Po dwóch kierowców na autokar. Kolejna sprawa potrzebuję 30 ludzi na tiry do przewozu ciężkiego sprzętu, dzwigi, wiatraki i różne pierdoły, również po dwóch. Wszyscy powiedzieli tak jest. Ale ktoś miał ale.
-Czemu po dwóch?- wojskowy się odezwał.
-Bo Czarny Koń tak zarządził. To idziemy- powiedziałem. Wyszliśmy na plac, 30 moich pojazdów było już gotowych. 15 autokarów reszta to tiry. Żywność, sprzęt, samochody. Podszedł do mnie rusek z jakimiś ludzimi.
-Ma padre tu jeszcze 20 kierowców.
-Po co mi to- burknąłem- mam swoich ludzi.
-Ja tego nie wiem- mówił rusek- trzeba z Bossem mówić.
Zapytałem ruska po co mi ci kierowcy dodatkowi. Odparł:
-To dodatkowe tiry z żywnością pod twoim herbem dla placówek w Polsce. 
-Więc to tak- powiedziałem- idę do bosa
A rusek się oddalił. Podszedłem do swoich ludzi.
-Autobusy teraz ruszają we wskazane miejsce. Dwóch zbrojnych ze mną, czterech pilnuje autobusów, czterech rusków- dodałem. Wsiedliśmy do jednego z samochodu i po jechaliśmy do Ivana. Oczywiście wpuszczono mnie bez problemu. Kurcze ile może złoty pierścionek. Wystarczy błysk- pomyślałem.
-Dobra chłopaki, to idziemy na żywioł.
-Wierzymy w szefa- odparli równo jak chórek. I jeden z nich nawet się wychylił.
-Bo ja nie ty to kto, Czarny Koniu.
Odkręciłem się na pięcie.
-Nie mów do mnie więcej. To polecenie służbowe. Od tej pory, żaden z was nie myśli nie czuje tylko wykonuje. Gdy wyjdziemy stąd żywi a mam nadzieję że to się uda to przekażecie to reszcie zbrojnych.
-Tak jest szefie- krzyknęli chórem.- Nie myślę nie czuję, wykonuje.
-Może ciszej- skuliłem się.
-Ale co jest szef, bossem.
-Bossem jest Ivan ja jestem pionkiem. Więc morda pod urzędem.- i wszedłem do biura Ivana.
-Jak zwykle uroczy-przywitała mnie Angelina. Po prostu mnie wmurowało w glebę.
-Panienka tutaj?
-Tatusiek mówił że jedziesz z misją. Zabić tych tam, co tatusiowi grozili.
-Istotnie- odparłem twardo. Wtedy pojawił się Ivan. Wyprosił córkę z gabinetu.
-Wybacz Quick. Kobiety.
-Nic się nie stało. Panienka Angelina to urocza osoba.
-Dobrze przejdzmy do interesów więc. O której ruszasz?
-Za czterdzieści minut od momentu aż stąd wyjdę jeżeli wszystko jest gotowe.
-Ja słowa dotrzymuję.- stwierdził Ivan.
-Ja również- powiedziałem ostro i twardo. -Dowiedziałem się że otrzymuję  nad bagaż. Nie mam tylu ludzi by bronić takiego konwoju. Umowa była inna.
-Tak, ale zmieniłem ją- powiedział Ivan. -Twój nadbagaż to tiry które zaopatrzą wszystkie twoje bojówki w Polsce w żywność i potrzebne rzeczy. W każdym z nich umieszczane są twoje znaki. Bez flag żaden do Rosji nie wjedzie.
-Mieliśmy inną umowę.
-Każdą umowę można regenocjować.
-Ivan ze mną się negocjuje, nie lubię kiedy ktoś stawia mi warunki.
-Ośmieliłeś się wymówić moje imię synu.
-Jeszcze jedno- powiedziałem ostro, miałem ochotę go wtedy zabić- nie jestem twoim synem.
-Takie małe nie porozumienie- uśmiechnął się żeby rozładować napięcie.
-Dobrze- powiedziałem- niech jadą. Będą pod moja ochroną ale jeżeli nie będą nadążać  to ich problem. Poświęcać ludzi dla nich też nie będę. Nie znam ich nie ufam im.
-Dobrze Quick. Im bardziej się wkurwiasz tym bardziej cie lubię.
-Będą musieli zapracować na moje zaufanie .
-Mądry jesteś- stwierdził Ivan. -Trzaba wyrobić sobie pozycje. Mój Czarny Koń. Żeby mój syn był tak inteligentny i skuteczny jak ty.- odwrócił się automatycznie.
-Syn?- dopytałem
-Znaczy córka miała być synem, miałem na myśli że chciałbym mieć takiego syna jak ty.
-No dobrze czas mnie goni przejdzmy do rzeczy.- powiedziałem.
-Więc pierwsza sprawa. To coś co mi groziło, zlikwidować i głowy dostarczyć. Masz na to siedem pełnych dni i na placu będzie człowiek który włączy stoper w momencie gdy zapalisz silnik swojego samochodu.
-Rozumiem- powiedziałem.
-To w tej chwili jest priorytet. Druga sprawa to profesor a raczej jego dokumentacja. Z tym może ci się trochę zejść. Popatrzyłem na mapę i jeżeli jest w górach tak jak myślisz to kawałek ci się zejdzie. No i trzecia sprawa masz ogarnąć te bojówki i tą całą pieprzoną Polskę. Mają być twoi. To znaczy moi. Rozumiesz co mam na myśli Quick?
-Tak wszystko jest dla mnie jasne.- spojrzałem na zegarek.- w sumie to muszę się już pożegnać bo muszę ruszać w trasę. Proszę pozdrowić ode mnie panienkę Angelinę bardzo żałuję iż osobiście nie jest mi dane pożegnać się z panienką.
-nie omieszkam przekazać.- uśmiechnął się Ivan- Powodzenia Czarny Koniu. I mam nadzieje że za siedem dni dostane to co chciałem.
-Tak będzie powiedziałem. -Żegnam, o wielki tego świata.
I wyszedłem. We trzech ze zbrojnymi wsiedliśmy do samochodu.
-Co mówił ?- dopytywał jeden.
-Zapytaj dziadka czy obrazy zabrane.
-Jasne można wstawiać do lombardu- usłyszeliśmy po drugiej stronie.
-No to na plac i ruszamy. Musimy spierdalać do Polski. Podaje kody (????) tu będziemy rozmawiać, wszystko ma być  w pełni odpalone za dwadzieścia minut będziemy na miejscu i wyciągamy z tego sprzętu ile fabryka dała. Tak nadać i bez odbioru.
Wysadzili mnie na placu i podałem im flagi.
-Założyć, wpisać w nawigację Kraków obstawić autokary i ruszajcie. Ja dołączę z całą resztą. Wykonać.
-Tak jest- powiedzieli i ruszyli. Ja z pozostałymi kierowcami wszystko ustaliłem sam na końcu odpaliłem silnik, nie pojmowałem tego samochodu. Kurwa nie jezdziłem czymś takim, normalnie wehikuł czasu.  Guziczki, przyciski. Ja w lewo przyczepa w prawo. Ja na hamulec a samochód nabiera pędu. Gościu zboku który był moją małpą bredził że nie tak że...
-Zamknij ryj ja pierdole.- ryknąłem na niego. -Chyba sam wiem że jest nie tak. A ty szmato skądkolwiek jesteś rozbieraj się tutaj do goła.
-Będę jechał w majtkach?- zapytał
-Będziesz do puki ci nie zaufam. Ostatecznie włączę ci ogrzewanie. I jakąś muzykę żebyś nie mówił do mnie teraz.- dogoniliśmy autokary na zakodowanej poprosiłem ze staruszkiem.
-Panie starszy wszystko się powiodło?
-Chyba tak.
-Dobrze za chwile was dogonię- gdy wyminąłem autokary znów zacząłem mówić przez radio stacje.- będę prowadził. Dajemy tyle ile się da wycisnąć, do kierowców, zmieniacie się gdy poczujecie zmęczenie. Do zbrojnych przede wszystkim cywile i mój sprzęt. Do całej reszty i dajcie głośniki na autokary, dzieci srają w pieluchy w autokarach jest toaleta i konwój jedzie dalej i nigdzie się nie zatrzymujemy. Koniec transmisji.- no i poszły konie po betonie. Zmieniłem falę do zbrojnych powiedziałem:
-Przydało by mi się 80 łebka martwego. Zlokalizować, zorganizować i wykonać. Dziękuję bez odbioru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz