sobota, 30 września 2017

Od Quicka

Jechaliśmy już dobry cały dzień, kierowcy donosili mi że w autokarach ludzie zaczynają narzekać i marudzić a więc poprosiłem ich by dali na głośno i zacząłem mówić.
-Droga wycieczko, dojeżdżamy do Radomia, powiem wam coś fajnego, tam kiedyś nawet na przystankach leżały dywany, a od Radomia do Krakowa już nie daleko. Tak więc zwiększamy ciśnienie w oponach i przyśpieszamy. Bez odbioru.
Pózniej przełączyłem na inną falę.
-Setka zbrojnych i ciężarówka idzie na posterunek do Radomia.
-Tak jest szefie. Tylko co mamy zrobić.
-Wybić wszystkich co do nogi nie strzelać w głowy. Łby po obcinać i na ciężarówkę. Ciężarówkę zaplombować, list już macie i i odprowadzić do Ivana pod eskortą. A no i nie musicie się śpieszyć chłopcy. Jakby coś to wracajcie z powrotem na Kraków. Gdyby jednak coś się zmieniło jesteśmy na łączach.
I wcisnąłem gaz. Muzyczka leciała, w sumie pomyślałem sobie że może ubiorę tę trzęsidupę.
-Wyciągaj wszystko z kieszeni- burknąłem do niego.
-No ale moje ubrania leżą obok.
-No więc wyciągnij wszystko z kieszeni leżących obok.
No kretyn- pomyślałem sobie
-A jak już to zrobisz to się ubierz.
-Ale dlaczego szefie.
-Bo może nie mogę na ciebie patrzeć- roześmiałem się.
-Przecież szef patrzy przed siebie na drogę.
-I na ciebie w lusterku- burknąłem. Minęło kolejnych kilkadziesiąt  kilometrów. I dotarłem do Krakowa. Jadąc wydałem polecenia Krakowskiemu przywódcy.
-Czarny Koń do Krakowa, odbiór.
-Witamy szefa w Małopolskim.
-Przyjmiecie mój konwój? To było pytanie retoryczne. Macie przyjąć mój konwój, mają swoje zapasy posiedzą u was góra trzy dni, mają swoją ochronę są jakby samo wystarczalni. I włos z głowy ma nikomu nie spaść. Jasne.
-A jak spadnie?- odezwał się ktoś
-A jeżeli spadnie, to tobie poleci głowa z karku. Zrozumiałeś, kretynie?
-Konwój zostanie przyjęty. Bez odbioru.
-Ja tak bym z szefem nie gadał.
-Co zabojałeś się?
-Cały czas się pana boję. Tylko tak się zastanawiam dokąd tak pędzimy na złamanie karku?
-Jak dojedziemy i uda nam się jakoś zatrzymać, bo to to, to jedzie samo, to się dowiesz. -Resztę trasy pokonaliśmy w totalnym milczeniu. I dobrze. Bo dalej tego kretynizmu bym chyba nie zniósł. Podjeżdżałem już pod Choszczno. Włączyłem długie światła bo nie wierzyłem w to co widzę.
-Ty pacz, blokada. Mam ją przefrunąć czy co?
-Niech szef w nią pierdolnie- powiedział tamten.
Kurwa skąd on zna takie słowa.
-No więc trzymaj się. Bo jak w środku jest benzyna to pierdolnie i to ostro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz