Nie miałam pojęcia co dzieje się Quickiem. I nie miałam wątpliwości że mnie spławia. Nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Pewnie byłam za bardzo upierdliwa i miał mnie dość. I choć zapewniał że go to interesuje ja wiedziałam swoje gadałam od rzeczy i po prostu jeszcze bardziej go denerwowała. Więc nie protestowałam tylko wyszłam. Dałam mu od siebie odpocząć. Miałam iść do Drake i Alex ale przechodząc przy pokoju Krzyśka dosłownie na niego wpadłam.
- Sorki - powiedział szybko
- To ja przepraszam jestem rozkojarzona - odparłam z godnie z prawdą
Zapadła niezręczna cisza. Wcześniej potrafiliśmy rozmawiać godzinami o niczym. To moja wina odkąd wrócił Quick kompletnie go olałam. Kiedy go potrzebowałam on przy mnie był a jak przestałam go potrzebować po prostu go olałam byłam naprawdę nie w porządku.
- Krzysiek...
- Rozi - wszedł mi w słowo
- Ty pierwszy - powiedziałam
- Nie wyjdzie dziwnie i twój chłopak mnie nie zabije jak wejdziesz do mojego pokoju? - zaczął nie pewnie
- Nie pozwoliła bym mu cię zabić - powiedziałam
Minęłam go i weszłam do jego pokoju. W pokoju Krzyśka był jak zawsze idealny porządek. Usiadłam na łóżku i znów zapadła cisza.
- Kochasz go - nie wiem czy było to bardziej pytanie czy stwierdzenie
Ale i tak pokiwałam twierdząco głową
- A on kocha ciebie - zauważył
- Krzysiek - powiedziałam - zawsze mówiłam ci że go kocham
- I jesteś pewna że chcesz z nim być? - dopytał
Naprawdę mnie zaskoczył. Chyba to był zły pomysł... Wstałam i miałam już wychodzić.
- Rozi - zatrzymał mnie
- Krzysiek, kocham go i chcę z nim być - powiedziałam - myślałam że się dogadaliście
- Rozmawialiśmy - powiedział - ale chcę byś wiedziała że nie musisz z nim być tylko dlatego że jesteś w ciąży
Wyszłam bez słowa. Nie wiem co chciał wskórać ale miało to zupełnie odwrotny skutek. Jakoś odechciało mi się iść do Lexi i Drake'a. Więc wróciłam do pokoju. Zdziwiłam się że Quicka nie było. Położyłam się na łóżko, pomyślałam że poszedł rozmawiać z profesorem o tych ludziach. Przecież mówił że będzie musiał porozmawiać gdzie ich przydzielić. Chciałam na niego zaczekać, obiecałam sobie że dam mu odetchnąć od siebie więc nie poszłam go szukać. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy, a Quicka nadal nie było. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół do salonu. Przecież światło gaśnie równo z 22 po ciemku nie mógł pracować. Borys stał przy drzwiach jak zawsze a raczej spał o dziwo na stojąco.
- Borys - szepnęłam cicho by go nie przestraszyć
Ale on i tak podskoczył w panice, wymierzając we mnie broń przeklął pod nosem jak w końcu się rozbudził
- Przepraszam - zaczął szybko się tłumaczyć, i błagać bym nie mówiła szefowi
- Gdzie szef? - spytałam
Popatrzył na mnie jak by widział mnie pierwszy raz.
- Szef pojechał - oznajmił
- Gdzie? - spytałam
Ale Borys zaczął błędnie się tłumaczyć. Minęłam go i wyszłam na zewnątrz.
- Pojechał kazał mi panią pilnować - mówił idąc za mną
- Borys - powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam - nie potrzebuje niańki. Gdzie pojechał?
- Szef mi się nie tłumaczy - odparł
I uwierzyłam mu. Przy bramie stał Mariusz
- Może ty mi powiesz gdzie pojechał szef - wypaliłam na wstępie
Mariusz głośno westchnął. Fakt już to przerabialiśmy.
- Pojechał i nic nie powiedział - wyjaśnił Mariusz - Borys nie słyszałeś szefa zabierz panią do domu
- Chwila co szef dokładnie powiedział? - dopytałam wściekła
Co on sobie wyobraża.
- Dokładnie brzmiało to tak - zacytował Borys - Ty zostajesz, pilnujesz mojej narzeczonej i niech cię nie interesuje gdzie jadę. Bo ja tu jestem szefem i tłumaczyć się nie muszę
- Zamknij się Borys - warknął Mariusz - miałeś pilnować, nie gadać
- Kazał wam mnie pilnować - warknęłam
Niech no tylko wróci... Odkręciłam się na pięcie i wróciłam do domu zamykając drzwi na klucz tuż przed nosem Borysa. Niech śpi na dworze! Ale jestem wredna... Usiadłam na kanapie. Godziny mijały, a jego nadal nie było. Miałam dość i sama nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Jak on mógł pojechać nic mi nie mówiąc. A jak znów nie wróci. Poszłam do bunkra i wzięłam się za jego sprzątanie. Sprzątnęłam cały bunkier i wróciłam na górę. Już świtało a jego nadal nie było.
- Co się dzieje? - spytała Pati pijąc kawę
- Quicka nie ma? - powiedziałam
- Może poszedł rozmawiać z ludzmi.
- W środku nocy - wypaliłam
- A gdzie Borys? - spytała
- Na zewnątrz
Poszłam do kuchni i ustałam przy oknie. Pati bez słowa poszła za mną i usiadła na krzesełku
- Przecież go nie porwali - powiedział Pati
- Już raz to zrobili - przypomniałam - a jak poszedł do lasu tam są zimni...
- Rozi uspokój się - poprosiła - jak nie wróci za godzinę pójdziemy go szukać.
- Nie wrócił przez całą noc - warknęłam a łzy popłynęły mi po policzkach
- A może jest gdzieś w osadzie...- podsunęła
- A co on miał by robić w nocy w osadzie... - i jak tylko to powiedziałam zrozumiałam co Pati miała na myśli.
A jeżeli to prawda. Jeżeli on ma tam kogoś. Nie to przecież nie dorzeczne ale pewności nie mam. Odeszłam od okna i skierowałam się do pokoju. Byłam już przy schodach.
- Wrócił - krzyknęłam Pati
Lepiej było by dla niego gdyby chyba jednak nie wrócił. Wściekła poszłam do drzwi i wyszłam na zewnątrz. Pati szła zaraz za mną chyba po prostu nie chciała tego przegapić. Miałam zacząć na niego wrzeszczeć ale wtedy dotarło do mnie to co widzę. Mariusz z Borysem prowadzili ledwie przytomnego Quicka. Cała jego koszulka była brudna od krwi. Zrobiło mi się słabo i tylko dzięki Pati nie upadłam na ziemię. Quick bredził coś o jakiejś świni. Czy on się nachlał... Po tym wyznaniu John stracił przytomność.
Amanda i profesor się nim zajęli i dość szybko odzyskał przytomność. Dzięki czemu odetchnęłam z ulgą, martwiłam się o tego idiotę. I kiedy w końcu udało się im go pozszywać Quick rozkazał Mariuszowi aby przyszykował samochody i ludzi. Co on zamierza. No nie wierze przecież ja go zabije.
- Chyba nie zamierzasz nigdzie się ruszać w tym stanie - wypaliłam spokojnie
- Nic mi nie jest słonko. Odpocznę troszkę i pojadę bo pójść nie dam rady tylko do osady. Muszę zaprowadzić tam porządek.
- John nie możesz iść - powiedziałam ze łzami w oczach
- Trzeba zacząć ogarniać ten syf - odparł spokojnie
- Trzeba ale nikomu nic się nie stanie jak zrobisz to jutro. Quick jesteś ranny. Proszę, odpuść sobie.
Ale ten się zakodował. Mówił że nic mu nie jest, a profesor potwierdził że to nie jest bardzo poważna rana. Jednak powinien się oszczędzać i odpocząć. On naprawdę nic nie rozumie... Mógł tam zginąć...
Mariusz poszedł wykonać rozkaz.
- Możecie nas na chwilę zostawić? - spytałam profesora i Amandy
Oboje bez słowa poszli na górę.
- Gdzieś ty był? - warknęłam
- Słoneczko... - zaczął
- Poszedłeś na te pieprzone polowanie chociaż obiecałeś że tego nie zrobisz - krzyczałam - nie było cię całą noc, martwiłam się i jak widać słusznie. A teraz chcesz iść do tych debili z koloni. Wiesz co John, proszę cię bardzo, idz. Ale jak już pójdziesz to zabierz ze sobą Borysa i oboje możecie już nie wracać.
Płacząc pobiegłam do pokoju i położyłam się do łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz