Nie podobało mi się to co zaczął robić Quick. Próbowałem jakoś ogarniać tych ludzi, strzelałem do tych co gadali o Quicku głupoty a ten co... Wzmacnia tylko ich strach i panikę. A pózniej się dziwić że ludzie się buntują. Buntują się bo się boją. Przecież to są rodziny jego ludzi. Nie ogarniam, widziałem masę przywódców. Większość z nich była psychopatami ale nikt nie był tak walnięty jak Quick. On chcę rządzić po przez strach. Usiadłem przy stole i nalałem sobie do szklanki rudą wódkę. Było już pózno, dochodziła 22. Chwilę pózniej przysiadł się Luke
- Słyszałeś stary? - spytałem
- O czym? - dopytał Luke - słyszałem co nie co o wybuchach
- Ta... napijesz się ze mną?
- Drake nie każdy załatwia sprawy przez wódkę
- Jak chcesz - odparłem - masz za słabą głowę co żołnierzyku. To było zaplanowane, jakiś typ wchodził w tłum ludzi i bum. Pózniej przyłaził następny i zaczynał gadać wielką mowę. Podjudzał ludzi że to wina czarnego konia. Słyszałeś o tym co wymyślił nasz szef
- A mianowicie? - dopytał
- Po ulicach będą łazić faceci w czerni jak nazwała tych z mafii moja siostra. Cywilów pozamykał w pawilonach, odebrał matkom dzieci, zrobił im głodówkę itp. Przed chwilą mi o tym powiedział. A ty jak poznałeś baby z drzew?
- Wracałem do domu, za atakowali nas ci co podszywają się pod czarnego konia. I tak wpadliśmy na amazonki...
- Wiesz co pomyślałem - wypaliłem
- A ty myślisz? - odparł
- Skończ szczekać piesku
- Ty się kiedyś dorobisz - fuknął
- Wracając do tego na co wpadłem. Pomyślałem że może ci zimni pod sklepem...
Luke spojrzał na mnie pytająco
- No tak stary zapomniałem że jesteś do tyłu. Więc słuchaj mieliśmy tutaj niezapowiedzianą delegację i telewizję a w tym samym czasie na sklep gdzie była masa ludzi i Lex z Roz napadło mini stado zimnych. I wyprzedzając twoje pytanie tak sklep został otwarty. Zimni zaatakowali paru ludzi. Od tego się zaczęło. Quick kazał wszystkich przywieść pod dom i ich przebadać wtedy powstał bunt. Bo jakiś matoł wrzasnął że Quick nie żyje a ten stracił tylko przytomność. No i wracając do początku sądzę że ci zimni mogli być tu wpuszczeni by zapoczątkować panikę. Ludzie pamiętali co było ostatnim razem. Przecież w panice łatwiej jest kontrolować ludzi. Nie żołnierzyku...
Naszą gadkę przerwało pukanie do drzwi.
- Otworzę - zaproponowałem, wziąłem szklankę i wstałem od stołu
W drzwiach stał Mariusz. Odsunąłem się aby wszedł do środka
- O co chodzi? - dopytałem
- Szef kazał mi doręczyć list...
- No proszę piesek przynosi gazetę do domu. Awansowałeś na psa tresowanego - mruknąłem i wyciągnąłem dłoń
- Mam dostarczyć to do rąk własnych Pani Rozi
- Człowieku widziałeś na zegarku która jest godzina? Moja siostra ma małe dziecko, a ostatnimi czasy dużo się działo. Daj mi to i spadaj
- Szef kazał ja wykonuję. Do rąk własnych
Eh... ludzie
- Więc zapraszam na salon. Siad piesku i zostań
- Chyba dawno od nikogo nie dostałeś - warknął Mariusz
- Strach się bać
Zostawiłem go na dole i poszedłem na górę. Zapukałem do pokoju Roz. Musiała nie spać bo szybko otworzyła.
- Listonosz ma polecony do ciebie - powiedziałem
- Co ty gadasz? Uchlałeś się
- No choć sama się przekonaj - odparłem - chciałem odebrać, nawet za potwierdzeniem ale listonosz się uparł
Wyszła z pokoju ale chyba tylko dlatego bym się zamknął.
- Nie wiesz gdzie jest Quick, znów nie zamierza wrócić na noc - wypaliła Roz na schodach
Znów była jakaś dziwna. Ciekawe czy dlatego że coś między nią a Quickem się zepsuło, czy to spowodowane jest Fabianem. Wiedziałem że wyprowadziło ją to z równowagi. Zdziwiła się gdy zobaczyła Mariusza
- Mówiłem że listonosz do ciebie
- O co chodzi? - dopytała Roz
Mariusz podał jej kopertę
- Szef kazał to dostarczyć, Dobranoc - powiedział i skierował się do drzwi
- Ty pies czekaj - zawołałem za nim
Nie miałem pojęcia co znajduję się w środku. Może Roz będzie miała do niego pytania. Otworzyła list i dość długo się na niego gapiła. Zrobiła się biała jak ściana.
- Siostra - powiedziałem podchodząc do niej
Podała mi kartkę wzięła moją szklankę i usiadła na krzesełko
Spojrzałem na nią pytająco, pózniej przeniosłem wzrok na Luke i na Mariusza. Obaj byli zaskoczeni i zainteresowani. Spojrzałem na kartkę. Gdzie był napisany własnoręczny list. Nie łatwiej napisać maila. Skupiłem się na treści. List napisał Quick gdzie wyjaśnia że jedzie szukać buntowników. Podałem list Luke'owi
- Dawno? - spytała Roz Mariusza
- Dał mi to 30 minut temu szef kazał odczekać tyle
- Ale szuja - warknąłem - nie chciał żebyśmy szli za nim. Co mówił? Poszedł sam?...
- Nic nie wiem - odparł tylko Mariusz - dostałem rozkazy wykonałem. I nie zamierzam się podkładać.
- Jakie rozkazy? - dopytała Roz
- Dostarczenia listu - odparł
- I? - ciągnąłem dalej
- Rozkazy dotyczące cywili, szef kazał ich pozamykać dawać jeść tylko dzieciom i rannym. Nikt ma się nie zbliżać do pawilonów. Rozkazu szefa radziła bym nie łamać. Otwarcie powiedział żeby strzelać do wszystkich.
- Do wszystkich? - dopytałem
Oczywiście to jego ludzie. Ja mam ich już po dziurki w nosie. Ale jak on mógł wyjechać nie mówiąc nam o swoim posunięciu. Nie powiedział kiedy wróci. Nie chciałem powtórki z porwania. Roz nadal wypytywała Mariusza. Wyszedłem z domu. Musiałem obeznać się w sytuacji. Na ulicy naprawdę łazili ludzie z mafii. I znów wyszedłem z domu bez broni. Szedłem przed siebie, skierowałem się do wiatraka po broń a następnie chciałem wyjść z miasta. Przy ostatnim domostwie mieliśmy samochód. Przecież z buta nie mógł być nigdzie daleko. Właśnie myślałem w którą stronę mógł iść
- Tu nie można chodzić - powiedział jakiś wojak
- Bujaj się na drzewo - warknąłem - jestem u siebie będę chodzić gdzie chce i kiedy chce.
- Rozkaz szefa. - powiedział koleś - mamy rozkaz strzelać jak ktoś przekroczy tą granicę
- Ty do mnie strzelisz? - warknąłem
- Jaki jest problem? - spytał jakiś drugi wojak
- Ten psychol prosi się o śmierć
- Powiedziałem jestem u siebie i chodzę gdzie chcę - fuknąłem
Typ przystawił mi spluwę do głowy
- Przestań kozaczyć, grzecznie się odwróć i spadaj do domu albo zamkniemy cię z resztą
- Już lecę - warknąłem zrobiłem jednak jeden krok do tyłu.
Koleś opuścił broń, sądził że przemówił do mnie. Nie spodziewał się tego więc przywaliłem mu w pysk. Zrobiło się zamieszanie i zleciała się masa ludzi w czarnym mundurku. Niech to szlak. Jak na złość nikogo nie kojarzyłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz