Gdy łaziłem po osadzie Suprice zawsze mi towarzyszyła. Tym razem też tak było. Kanapki które dała mi Roz zostawiłem sobie na pózniej. Było grubo po 22, a ja byłem już dość daleko. W oddali widziałem ognisko w którego stronę się kierowałem. Suprice powarkiwała.
- Supcia uspokój się - powiedziałem - Ludziny jeszcze nie jadałaś ale najwyższy czas spróbować. Jesteś niedzwiedziem grizli to są ludożercy podobno.
Kilkukrotnie słyszałem i wydawało mi się że ktoś za mną podąża. Jednak Suprice utwierdziła mnie w tym co było notabene dziwne bo hasła ludzina to ona raczej nie znała. Pieprzone amazonki, wiedziałem. Uspokoiłem niedzwiedzia, stanąłem.
- Wyłazcie - powiedziałem - O dziwo wyszły dwie. - I wezcie te patyki nie robią na mnie żadnego wrażenia. Wiem od kiedy za mną idziecie nie jestem głupi. Zostawiałem wam ślady. Nie ufacie mi wiem, nie chcecie przywódcy rozumiem. Wysłała was Daria - to nie było pytanie raczej stwierdzenia
Pokiwały głowami.
- Widzicie to ognisko? - Dopiero wtedy zorientowałem się że mierzą do Suprice - Tym jej nie zabijacie - uśmiechnąłem się - cicho - powiedziałem -Szybko wyjąłem kuszę i trzasnąłem sarenkę. - Supcia kolacja
Niedzwiedzica skierowała się w stronę padłego zwierzęcia.
- Jest głodna - wyjaśniłem - pózniej coś jeszcze upoluję. Tym czasem jestem zmuszony podzielić się z wami kanapkami od żony. Usiądzmy - powiedziałem podając dziewczynom kanapki - spokojnie jedzcie nic im nie jest. Żona nie wypuszcza mnie bez posiłku, myślałem że starczy mi na dłużej nie liczyłem że będę musiał się dzielić.
- Daria kazała mieć nam cię na oku. W dziwny sposób się podziwia.
- Skończ mowę nie ufa mi a jej podziw mnie nie interesuję. Widzicie to ognisko?
- Ja widzę że masz kusze, trochę nas zaskoczyłeś. Daria będzie nie pocieszona jak opowiemy jej jak załatwiłeś jednym strzałem sarenkę.
- Normalka od początku epidemii bujam się z kuszą. Nie przepadam za brutalizmem. Dobra nie będę się spowiadał. Widzicie to ognisko tam na pewno są ci co się pode mnie podkładają. Nie wiem ilu ich jest ale zamierzam wziąć ich z zaskoczenia. Chcecie pomóc pomagajcie ale nie przeszkadzajcie w robocie. I nie celujcie do niedzwiedzia on wie co ma robić.
Dziewczyny popatrzyły na siebie niepewnie
- Lepiej wróćcie do swojej szefowej to nie będę musiał się z wami męczyć.
- Umiemy o siebie zadbać - żachnęła się jedna
- Umiemy ble ble ale kanapki to zeżarłaś zadbalska
- Poczęstowałeś to wzięłyśmy
- Skoro już za mną lazłyście to nie dam wam zdechnąć z głodu
- Upolowałyśmy byśmy coś jak byśmy zgłodniały - powiedziała ta druga
- I co zeżarły byście to na surowo czy poczekały aż się upiecze a przez ten czas tamci by was zajebali. I myślę tu na dwój nasób.
- Znaczy - dopytała jedna z nich
- Najpierw by was wyruchali a pózniej by was zabili już?
- Jesteś gburem - żachnęła się jedna
- Ta i prostakiem już to słyszałem żaden inny tekst mnie nie zdziwi więc przestańcie paplać jak baby. Rety wy jesteście babami. Dobra plan jest taki ja idę ich załatwić wy róbcie co chcecie jeżeli chcecie pomóc to ich nie spłoszcie.
Przy ognisku siedziała grupa 15 facetów. Po cichu bez problemu z zaskoczenia ich załatwiliśmy. Zobaczyłem zająca więc go trzepnąłem. Zacząłem się z nim rozprawiać.
- Jest ognisko, uszykujcie patyki usmażymy sobie mięso.
- Umiesz zadbać o siebie - stwierdziła jedna z nich
- O siebie i o Suprice - dodałem - tak żyliśmy od wybuchu epidemii
- Daria chyba pomyliła się co do twojej osoby.
- Nie smakuj cukierka nim nie rozwiniesz go z papierka - wypaliłem - po prostu czuję się za was odpowiedzialny. Po za tym mamy jeden i to konkretny cel. Na noc ja zostaje tutaj wy róbcie co chcecie.
Uwaliłem się przy ognisku. Suprice przy mnie. Dziewczyny popatrzyły po sobie coś poszeptały i poukładały się po drugiej stronie ogniska. W sumie przez jakieś cztery do pięciu dni schemat ten się powtarzał. Czyli zabijaliśmy jedną dwie grupy na dobę. Raczej z nimi nie rozmawiałem. Łączył nas tylko ten jeden cel przetrwać. Kolejnego dnia mojego wypadu rano stwierdziłem że dalej już nie będziemy szli. Padła mi komórka, do tego minęło sporo czasu oczyściliśmy przynajmniej jedną stronę lasu. I zaczęliśmy wracać. Schemat był taki że ja mówiłem tylko tyle ile musiałem one często próbowały ze mną rozmawiać. Kończyło się na tym że łaziły za mną. Pomagały gdy musiały, jadły to co upolowałem gdy same nic nie upolowały. Nie wiem co sobie myślały dużo ze sobą rozmawiali. Wracaliśmy w sumie cały dzień. Nie myślałem że tak daleko się zapuściliśmy. Niedaleko jaskini już Suprice zaczęła się ociągać ze zmęczenia. Dziewczyny też szły daleko za mną.
- Jeszcze kawałek drogie panie - powiedziałem - odpoczniemy w jaskini. Tam będziecie mogły się napić i odświeżyć. Spróbuję coś upolować i upiec. Weszliśmy do jaskini, pokazałem im gdzie jest woda pitna gdzie jest zródło. I bez słowa wyszedłem.
- Chyba nie zamierzasz nas podglądać - powiedziała jedna z nich
- Idę z Suprice na ryby - powiedziałem - gówno mnie obchodzi co będziecie robiły. Do rana tu zostaniemy. Jutro wracamy do osady.
Zjedliśmy upieczoną rybę w milczeniu. Znaczy one jak co dzień próbowały coś ze mnie wyciągać. Ale ja nie prosiłem się o to towarzystwo. I wyszło jeszcze na to że musiałem dbać o ich dupy. Dużo pomogły nie powiem ale sam też świetnie bym sobie poradził. Ułożyłem się przed jaskinią przy ognisku. Było już chyba grubo na minusie bo od ziemi ciągnęło bardzo i nawet ciepło Supci która się przytulała do mnie nie wiele dawało. W ogóle nie powinienem się stąd wynosić. Żyłem tu tyle czasu teraz odwykłem. Jakaś cieplarniana królewna się ze mnie zrobiła. W dupsko zimno to Quick'uś płacze. Upominałem się w myślach. W końcu udało mi się zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz