wtorek, 14 listopada 2017

Od Quicka

Piątego dnia rano obudziłem się cały zdrętwiały z zimna eh gdy by nie misiek pewnie zamarzł bym na tym mrozie. Jeszcze 14 km dzieliło nas od osady po kilku minutach wyszły dziewczyny.
-Wracamy - zarządziłem.
-Fajnie miałeś w tej jaskini - stwierdziła jedna z nich .
-Ta mogłem siedzieć tu do dziś a tak to same kłopoty jeszcze 14 km mam nadzieję że dacie radę bez śniadania - skomentowałem i jak zwykle ruszyłem przodem. Po drodze jak zwykle próbowały ze mną rozmawiać jednak nie odpowiadałem na ich pytania. Do osady dotarliśmy koło południa słońce było już wysoko. Już na ulicy dobiegł mnie krzyk Damona rety, ale on się drze pomyślałem. I udałem się do domu. Gdy tylko przekroczyłem próg domu zaczepił mnie Luke.
-Dobrze że już jesteś załatwiłeś coś?
-W sumie coś tak a jednocześnie nic. Rozbiłem kilka grup jest tego pełno po lasach, pewnie i posterunki przejęli. Pogadam z Roz odpocznę trochę i polatam i sprawdzę placówki.
-Raczej nie porozmawiasz z Roz.
-Bo ty tak mówisz?
Wtedy do pokoju wszedł a raczej wbiegł Drake i zaczął sadzić się z łapami. Na początku tylko się broniłem a ten wpadł w furię i się darł.
-Dostaniesz za wszystko za Roz za Al i Alfreda który chciał nas zjeść.
Zwinąłem Drake za bluzę.
-Wyjaśnij mi proszę czemu za Roz? Nie było mnie tu więc nic jej jeszcze nie zrobiłem i pospiesz się bo chce się z nią przywitać i Damon krzyczy.
-Już 3 dzień tak krzyczy a z Roz nie pogadasz bo jej nie ma.
-Poczekam aż wróci.
-To długo będziesz czekał ,bo znikła- wywalił z siebie Drake cały żal.
Puściłem go bo nogi mi się ugięły.
-Jak znikła?
-Nie wiem ty mi wyjaśnij poszła mnie szukać ja szukałem w tym czasie ciebie  mnie zwinęli czarni a jej nie ma nigdzie, Szukamy codziennie
i w tym samym momencie zaczął mnie lać, ale wtedy to ja się wkurwiłem.
-Byłeś za nich odpowiedzialny napisałem że wrócę zostawiłeś ją rety- i wtedy to już na dobre się rozkręciłem obaj niezle daliśmy sobie po mordach i chyba gdy by nie Luke , Mateusz  i Krzysiek to byśmy się pozabijali.
Luk usadził nas na fotelach.
-Panowie spokój bójka nic nie da.
 Wtedy wyszła Al i dostałem w ryj tym razem od niej.
-A to za co?
-Za Alfreda.
-Nie zabiłem żadnego.
-To idz do bunkra i to zrób bo mi się nie udało. Co ty sobie myślisz -wrzeszczała.
-Cicho - uspokajał ja Luke i trzymał by mnie znów nie strzeliła.
-Chodz Drake zobaczę to coś.
-Naprawdę martwię się o siostrę.
Szliśmy do piwnicy.
-Jak ci się wydaje co się stało?
-Luke przepytał podobno kogo się dało nie wiemy nikt nic nie widział kamień w wodę.
-Rety ja oszaleje bez niej - usiadłem na schodach.
-Tylko się nie rozklejaj fakt dałem dupy moja wina.
-Nie obwiniaj się już musimy ją znalezć zaraz postawię wszystkich na nogi przejrzymy każdy kont .
-Al strzeliła do tego małego Alfreda i nic on wygląda na większego niż powinien raczkuje już.
-Co takiego? przecież to nie jest możliwe.
-Zobaczysz sam chyba dopiero się wykluł bo jest umazany krwią i czarna mazia ,no i jest głodny zeżarł już tą dziewczynę.
-Dobra musimy go zabić bezwarunkowo i uważać żeby nas nie podrapał.
Drake otworzył drzwi a to coś rety zaczęło podążać w naszym kierunku i warczeć.
-Widzisz mówiłem że nie będziemy mieli nad tym kontroli, czekaj nadziejemy to na widły żeby unieruchomić. Ale że Al do tego strzeliła i sama wydała wyrok dziwne. To jest małe damy radę.
Poszedłem po widły i wycelowałem w idący  w moją stronę warczący twór, przebiłem go a on nadal żył i się ruszał. To była najbardziej masakryczna rzecz jaką w życiu zrobiłem. Kazałem Drake'owi trzymać te widły i przebijałem go nożem w różne miejsca. Ja się nad nim znęcałem a on nadal żył do tego za każdym ciosem wydawał przerażający odgłos. Wreszcie wpadłem na pomysł i zacząłem go szybko ciąć po kawałku pociąłem go na skwarki dosłownie, Drake parę razy pawia puścił w końcu to coś przestało się ruszać.
-Zamykamy, zostawimy to tu ciekawe czy się poskłada.
-Jesteś pierdolonym sadystą, to tak jak byś zajebał Damona wrzeszczał Drake.
-O co ci w ogóle chodzi miałem zrobić z nim porządek to zrobiłem tego oczekiwaliście. Ja nie wiem jak je zabijać, jak działają.
Weszliśmy na górę, ale tam nie było lepiej Al leżała nieprzytomna.
-Przez godzinę tak się męczyła, krzyczała, gadała, prosiła, cierpiała, mdlała i odzyskiwała przytomność - powiedział zatroskany Luke.
-Przepraszam musiałem to zabić a nie miałem pojęcia jak. Musimy się umyć, bo jesteśmy tym ubabrani i wyszedłem z salonu. Skierowałem się do łazienki, wziąłem prysznic i poszedłem do pokoju. Ledwie się ubrałem a zapukała Jula.
-Mogę?
-Tak - wziąłem od niej Damona.
-Przepraszam nie możemy go uspokoić a od wczoraj to nawet jeść nie chce - pożaliła się.
-Zrobiła byś mu mleko - poprosiłem.
-Jasne.
-Mistrzu no już tatuś jest z tobą - zacząłem z nim rozmawiać. - Przebierzemy się, zjemy, wykapiemy. Czemu mój synek jest taki zapłakany? Musisz się uspokoić maleńki trzeba szukać mamusi bo, obaj będziemy beczeć.
Nawet nie zarejestrowałem kiedy mały przestał płakać i nawet zjadł. Po jakimś czasie zasnął. Jula towarzyszyła mi przez cały ten czas.
-Musi być ci strasznie ciężko i jeszcze to coś w bunkrze.
-Tego już nie ma. A ciężko jest Jula bardzo mi zle - mało co nie ryczałem, gdy to mówiłem jednak w środku czułem jak narasta we mnie złość.
-Mogę ci jakoś pomóc - pogładziła mnie po ramieniu.
-Przepraszam ale możesz mnie nie dotykać Jula nie lubię tego chciał bym zostać sam przepraszam.
- Ja nie miałam nic złego na myśli.
-Wiem Jula nie przejmuj się tym idz już proszę
Włożyłem Damona do nosidełka, zszedłem na dół. Zrobiłem sobie kanapki i oświadczyłem wszystkim że idę na jednostkę że będę za jakoś godzinę. Więc kto jest chętny do poszukiwań Roz to zapraszam pod jednostkę i ruszamy za godzinę. Nie czekając na ich odpowiedz poszedłem do kuchni. Babcia zaczęła mi coś Czrusiować ale ją zlałem. Grażyna kręciła się po kuchni.
- Przepraszam szefie przyszła tylko zjeść i coś się napić. Damon nie schodził mi z rąk, dlatego Damonem zajmowała się Jula. Tak bardzo płakał że musieliśmy go cały czas nosić a i tak nie wiele to dało. A wczoraj to nawet nic już nie zjadł.
- Spokojnie Grażyno - powiedziałem - uszykuj mi wszytko co on jada, nalej wody w jakiś termos, w drugi zupkę dla niego.
- Wyjeżdża gdzieś z nim szef? - dopytała
- Tak będę szukał żony nie mogę zostawić go z tobą skoro sobie nie radzisz. Z resztą na obecną chwilę wybacz ale nie ufam nikomu.
Grażyna tylko skinęła głową. Babcia naszykowała mi kanapek jak dla wojska. Grażyna spakowała Damona mimo że była zima przelecieliśmy szybko do samochodu i zadzwoniłem do Mariusza.
- Panowie zbierać wszystkich pod jednostką za mięć minut.
- O szef już wrócił - stwierdził Mariusz
- Maniuś nagadamy się po drodze. Teraz zbieraj wszystkich.
Po chwili dotarłem na jednostkę. Damon spał więc kazałem Supci go pilnować. Kazałem również pootwierać pawilony okazało się że w ostatnim jest sporo zarazeniców. W pawilonie męskim, nastolatków i kobiecym było kilka trupów. Generalnie ludzie prosili o normalność czyli jak by się uspokoili. Utwierdziłem ich w tym swoją przemową. Oświadczając że to jest jakiś zamach terorystyczny na nas. I że grasuje tam zorganizowana grupa w Polsce w lasach i nie tylko, że mam pawilon zorganizuje im kuchnie, jedzenie. Rodziny będą mogli wrócić do rodzin ale wszyscy pozostaną na terenie bazy. Bo ja też straciłem żonę. Was zabijali a mi porwali żonę. A może zabili nie wiem. Ludzie zaczęli coś bredzić ale ich uciszyłem.
- Jak wrócę z poszukiwań, wydam polecenia. Będziemy odbudowywać i rozbudowywać osadę. Bardzo dużo się zmieni. I nie będę pobłażliwy więc proszę się pilnować. Każdy wybryk będzie karany śmiercią. Mój syn nie ma matki a nie ma jeszcze roku. Jeżeli nie chcecie skończyć tak jak ja to się mnie słuchajcie. A tych którzy podjudzają was do buntu oddajcie w ręce ludzi do tego upoważnionych. Zostaną zapisane wasze nazwiska i nagroda was nie ominie. Niebawem wszystko wróci do normalności. Każdy będzie rozliczał się z godzin pracy, pózniej dostaniecie wypłaty i zostanie otwarty sklep. Ale najpierw musicie naprawić to co zepsuliście. Mało tego dać z siebie dużo więcej. Teraz proszę odszukać własne rodziny i rozejść się do pawilonów. Są tu dwa ogromne magazyny więc jakoś zorganizujemy kuchnię, stołówkę. Na razie musicie przetrwać.
Nie interesowały mnie opinię ludzi. Chociaż wyglądali na raczej zadowolonych. Pózniej poleciłem Mariuszowi żeby zebrał wojsko. Ernesto miał zgarnąć całą mafię. I zarządziłem poszukiwania na szeroką skalę. Plan był taki każdy posterunek miał zostać odwiedzony, przepatrzony, przeszukany. Ludzie poinformowani by dołączyć do osady. Flagi pozdejmowane, wszystko co przydatne pozabierane do tirów które miały pojechać za każdą grupą zwiadowczą. Wojsko wraz z rodziną moją o ile się dołączy miało szpalerem iść przeczesywać lasy, domy wszystko co napotkają po drodze. Mieli stacjonować gdy się ściemni. Za nimi mieli podążać ciężarówki z potrzebnym sprzętem, jedzeniem itp. Ja osobiście podnoszę dwa samoloty. Mariusz leci ze mną w kierunku Rosji
- i tam zaczniemy Mariusz. Wy Grzesiek lecicie w kierunku Niemiec i tam zaczynacie. Spotykamy się w punkcie zero czyli w osadzie. Ludzie z moimi znakami mają zostać zastrzeleni nie pytać zabijać i tak nic nie mówią. Tak jak wspomniałem każdy posterunek ma zostać przepatrzony. Może gdzieś ktoś więzi moją żonę. Jej nienawidzicie, kochacie każdy ma o niej inne zdanie ale każdy wie jak wygląda. Więc ogólnie wiemy kogo szukamy a tego kto znajdzie moją żonę nagroda nie minie i przywileje również. Trochę mi zeszło więc wychodzi że ruszamy za 30 minut wiec proszę się przygotować dziękuje za uwagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz