piątek, 18 sierpnia 2017

Od Rozi do Quick'a

Chłopak wrócił prowadząc harleya. Przyjrzałam mu się dokładnie i tak zdecydowanie był parszywie przystojny. Miałam ogromną ochotę zdzielić go w pysk za wszystko i za nic. Można było by się w nim zakochać ale tylko na odległość. Tylko wtedy kiedy nie patrzy na ciebie tym wrednym wzrokiem i nie otwiera twarzy.
- Jedziemy - rozkazał podchodząc do mnie.
- Nie - zaprzeczyłam stanowczo
- Co? - dopytał zaskoczony
- Rozwiąż mnie to pojedziemy - wypaliłam - głupio było, by umrzeć spadając z motoru. A związana nie mogę się trzymać. Więc jak będzie?
- Za dużo gadasz - ostrzegł
- to mamy coś wspólnego - mruknęłam pod nosem
- wstawaj - warknął
Wolałam z nim więcej nie dyskutować. Posłusznie zaczęłam wstawać specjalnie robiąc to jak najbardziej niezdarnie.
- Ze związanymi rękoma nie uda mi się przynieść ci lakieru - zauważyłam
- Milcz - nakazał
- Jedziemy do miasta - ciągnęłam - będą tam zombie
Podszedł do mnie pewnym krokiem a w prawej dłoni zabłysła stal ostrza. Serce przestało mi bić. Przesadziłam jak zawsze mam nie wyparzoną gębę to u nas chyba rodzinne. Chłopak wyciągnął nóż w moim kierunku. No super to będzie mój koniec. Zamknęłam oczy przygotowując się na wszystko tylko nie na to, że więzy, które krępują mi dłonie odpadną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz