Poszliśmy do pokoju aby normalnie porozmawiać choć kłótnie z salonu było słychać w całym domu. Nie odbiliśmy mojej siostry, wszystko się posypało. Pati ma kłopoty z dziewczyną a raczej Quick ma jakiś z nią problem. Tak czy siak na chwilę odłożyłem te wszystkie sprawy na bok, może się nie pozabijają. Jula w końcu chciała ze mną pogadać i chwilowo tylko to się liczyło.
-Jula ja naprawdę przepraszam, zachowywałem się gorzej od Drake'e...- zacząłem ale Julka mi przerwała.
-Jestem w ciąży.
Wmurowało mnie. To chyba najlepsze określenie.
-W ciąży.- powtórzyłem jak echo.
-W ciąży- potaknęła bliska łez. No tak, przydałaby się Lexi która by mi przywaliła i na wywalała że to kobiety mają gorzej, że to one mają okres muszą chodzić 9 miesięcy w ciąży po czym męczyć się przy porodzie, w czasie kiedy faceci umawiają się z ładniejszymi i młodszymi, pózniej włóczyć się po sądach i samotnie wychowywać dzieci albo jeszcze gorzej bo żyć z mężem który tylko siedzi przed telewizorem i chleje. Lexi jest mistrzynią czarnych scenariuszy. Ale czasami miewa racje to Julka się zamartwiała i nie miała żadnego wsparcia z mojej strony bo... chlałem. Wściekły na siebie podszedłem do Juli i ją przytuliłem.
-Będzie dobrze- obiecałem, gładząc ją po włosach.
Kiedy się uspokoiła chwilę porozmawialiśmy po czym trzeba było ogarnąć resztę. Pati panikowała za dziewczyną. Qucik nie wiadomo czemu uwiesił się tej Soni.
Mimo wszystko ją pózniej wypuścił, Pati przeprosiła, Quick zaproponował również aby Sonia się wprowadziła ale Pati oznajmiła że to ona się wyprowadzi. Chwilowo wszyscy odpuścili choć nikomu się to nie podobało odkąd się zebraliśmy żadne z nas się nie wyprowadziło no ale w końcu nie wyprowadza się na drugi koniec świata. Okazało się również że Drake gadał z Lexi. Co prawda chciałbym z nią pogadać i wkurzyło mnie to że Drake mógł a ja nie ale potrafiłem to jakoś zrozumieć. Jednak nie podobały mi się zdawkowe odpowiedzi Drake'a.
Rozi i Quick polecieli do lekarza, po powrocie mieliśmy pomyśleć co zrobić z Lexi a więc poszedłem do Pati.
-Wejdziesz?- spytała kiedy otworzyła drzwi.
-Jak coś to pomożesz?- dopytałem wchodząc do środka.
-Odbić Al? Pewnie.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza, którą przerwałem.
-Wrócisz?
Pati pokręciła przecząco głową.
-Gadałaś z Quickiem?- dopytałem. Przecież nie muszą być przyjaciółmi wystarczy że będą się tolerować.
-Tak, przeprosiłam. Ale nie rozumiem go i nie zrobiłam niczego złego, mogę się spotykać z kim chcę a jeżeli ma coś do związków homo to już nie moja wina.
-To raczej nie o to chodzi, nie wiedział że masz kogoś- próbowałem jakoś załagodzić ich konflikt.
-Jakoś nigdy nie musiałam się nikomu tłumaczyć i nie wiedziałam że teraz muszę. Bardzo przepraszam następnym razem złożę pismo do urzędu czy mogę iść na randkę albo się pocałować.
-Pati ja mówię poważnie.
-Ok, spróbuję pogadać z nim jeszcze raz tak szczerze- obiecała chyba tylko po to bym nie drążył tematu- gadałam z Drake'em.
-I?- dopytałem
-No w sumie to nie wiem dokładnie ale nie pogodzili się. Głownie przez ciebie- wyjaśniła.
-Ej, miała prawo wiedzieć jaki jest Drake. To moja siostra i nie mam zamiaru kryć Drake'a.
-No dobra ale to chyba nie był odpowiedni moment- stwierdziła. Może miała racje i nie powinienem wtedy tego wywlekać. Może by pogadali i wszystko potoczyło by się inaczej. Niestety już było za pózno.
niedziela, 31 grudnia 2017
Od Lexi
W szpitalu spędziłam około tygodnia. Lekarze co chwila podłączali mi jakieś kroplówki i podawali leki. Sasza przychodził raz dziennie ale tak jak i lekarze niczego mi nie wyjaśniał. Dimitri chyba niczego mu nie powiedział bo ani razu nie wspomniał o telefonie.
Do reszty dzwoniłam jeszcze kilkukrotnie ale nikt nie odbierał. Bateria powoli się rozładowywała.
Po tygodniu Sasza zawiózł mnie do apartamentu w centrum jakiegoś miasta ,ale nie była to Moskwa, i mnie tam zostawił. Po tej sprawie z Dimitrim bardziej uważałam i starałam się nie tracić czujności. Tak więc i tym razem poszłam do łazienki i włączyłam telefon. Wybrałam numer i w słuchawce rozległ się sygnał. Tak jak podejrzewałam nikt nie odebrał, zadzwoniłam więc i raz drugi ale w połowie sygnału telefon się wyłączył.
Zaklęłam głośno i mało co nie rzuciłam telefonem o ścianę ale w porę się opamiętałam. Wytarłam łzy które poleciały mi po policzkach i wyszłam z łazienki. Przez jakiś czas chodziłam w te i wewte próbując się uspokoić. To tylko telefon. A w zasadzie bateria. Wystarczy go naładować albo wymienić baterię. Prawdziwy problem polegał w tym że od tygodnia nie mam z resztą kontaktu. Może coś się stało albo mają mnie gdzieś. Sama nie byłam pewna która opcja była gorsza.
Nie wiedziałam również co z Marcysią. Tak, w końcu postanowiłam nazwać jakoś córkę.
Po nie wiem jakim czasie usłyszałam kroki za drzwiami i chwilę pózniej do środka wszedł Sasza. Przez moment stał w progu po czym usiadł obok mnie.
-W porządku?- dopytał
-Nie- warknęłam wkurzona i zrozpaczona jednocześnie.- nic nie jest w porządku. Masz mi powiedzieć co z moim dzieckiem i to w tej chwili.
-Lexi uspokój się- poradził łagodnie.- jesteś w ciąży nie powinnaś się denerwować.
-A więc mnie nie denerwuj i powiedz co z moim dzieckiem.
-Leki podziałały i na dziecko- wyjaśnił ale wyczuwałam że to nie jest wszystko co powinien mi powiedzieć
-Ale..?
-Ale wirus się uodparnia- dokończył.
Nie wiedziałam co powiedzieć, nie wiedziałam nawet co myśleć. Nie czułam że łzy spływają mi strumieniami po policzku ani nie zauważyłam że Sasza mnie przytulił.
Kolejne dni mijały mi w zupełnym odrętwieniu. Nic nie czułam, nic mnie nie obchodziło i nic mi się nie chciało. Całymi dniami leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Sama nie wiedziałam czy dodatkowe leki wpędzały mnie w taki stan czy miały od niego uwolnić ale jak już wspomniałam nie obchodziło mnie to. Sasza spędzał przy mnie niemalże całe dnie. Próbował rozmawiać i czymś mnie zainteresować. Przyniósł mi gitarę i próbował zachęcić abym coś za grała. A ja chciałam być już po prostu sama. Zaczęłam nienawidzić Drake, Luka i całej reszty. Pogłaskałam się po brzuchu, liczyła się już tylko Marcysia. Mam tylko ją i muszę o nią zadbać, po czym z powrotem utkwiłam wzrok w suficie.
Do reszty dzwoniłam jeszcze kilkukrotnie ale nikt nie odbierał. Bateria powoli się rozładowywała.
Po tygodniu Sasza zawiózł mnie do apartamentu w centrum jakiegoś miasta ,ale nie była to Moskwa, i mnie tam zostawił. Po tej sprawie z Dimitrim bardziej uważałam i starałam się nie tracić czujności. Tak więc i tym razem poszłam do łazienki i włączyłam telefon. Wybrałam numer i w słuchawce rozległ się sygnał. Tak jak podejrzewałam nikt nie odebrał, zadzwoniłam więc i raz drugi ale w połowie sygnału telefon się wyłączył.
Zaklęłam głośno i mało co nie rzuciłam telefonem o ścianę ale w porę się opamiętałam. Wytarłam łzy które poleciały mi po policzkach i wyszłam z łazienki. Przez jakiś czas chodziłam w te i wewte próbując się uspokoić. To tylko telefon. A w zasadzie bateria. Wystarczy go naładować albo wymienić baterię. Prawdziwy problem polegał w tym że od tygodnia nie mam z resztą kontaktu. Może coś się stało albo mają mnie gdzieś. Sama nie byłam pewna która opcja była gorsza.
Nie wiedziałam również co z Marcysią. Tak, w końcu postanowiłam nazwać jakoś córkę.
Po nie wiem jakim czasie usłyszałam kroki za drzwiami i chwilę pózniej do środka wszedł Sasza. Przez moment stał w progu po czym usiadł obok mnie.
-W porządku?- dopytał
-Nie- warknęłam wkurzona i zrozpaczona jednocześnie.- nic nie jest w porządku. Masz mi powiedzieć co z moim dzieckiem i to w tej chwili.
-Lexi uspokój się- poradził łagodnie.- jesteś w ciąży nie powinnaś się denerwować.
-A więc mnie nie denerwuj i powiedz co z moim dzieckiem.
-Leki podziałały i na dziecko- wyjaśnił ale wyczuwałam że to nie jest wszystko co powinien mi powiedzieć
-Ale..?
-Ale wirus się uodparnia- dokończył.
Nie wiedziałam co powiedzieć, nie wiedziałam nawet co myśleć. Nie czułam że łzy spływają mi strumieniami po policzku ani nie zauważyłam że Sasza mnie przytulił.
Kolejne dni mijały mi w zupełnym odrętwieniu. Nic nie czułam, nic mnie nie obchodziło i nic mi się nie chciało. Całymi dniami leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Sama nie wiedziałam czy dodatkowe leki wpędzały mnie w taki stan czy miały od niego uwolnić ale jak już wspomniałam nie obchodziło mnie to. Sasza spędzał przy mnie niemalże całe dnie. Próbował rozmawiać i czymś mnie zainteresować. Przyniósł mi gitarę i próbował zachęcić abym coś za grała. A ja chciałam być już po prostu sama. Zaczęłam nienawidzić Drake, Luka i całej reszty. Pogłaskałam się po brzuchu, liczyła się już tylko Marcysia. Mam tylko ją i muszę o nią zadbać, po czym z powrotem utkwiłam wzrok w suficie.
piątek, 15 grudnia 2017
Od Lexi
Jechaliśmy bardzo długi czas, w zupełnej ciszy. W szpitalu spędziłam kilka godzin na jakiś badaniach, lekarze nie chcieli ze mną rozmawiać, mimo moich licznych prób. To moje dziecko mam prawo wiedzieć co z nim. No i jeszcze doszedł brak leków. Przecież przy sobie miałam tylko jedno opakowanie a reszta wyleciała w powietrze z całą rezydencją. Zupełnie nie wiedziałam na czym stoję.
Dimitri zaprowadził mnie na salę i zamknął za mną drzwi. W pomieszczeniu nie było okien. Zrezygnowana usiadłam na łóżku. Chyba nawet na chwilę przysnęłam. Wybudził mnie dzwięk przekręcanego klucza w zamku. Do środka wszedł Sasza. Cholera a jeżeli Dimitri mu jednak powiedział? Mam przesrane.
-Jak się czujesz?- spytał siadając na krzesełku.
-Dobrze- odpowiedziałam nie pewnie- ale znowu nikt mi nic nie chciał powiedzieć, to moje dziecko i to mi powinni mówić co z nim.
-Masz racje, ale sama wiesz jakie są okoliczności.
-Mam w dupie okoliczności, co z nim?
-Z nią- poprawił. Chwilę trwało za nim zatrybiłam co on do mnie mówi.
-A więc co z nią?
-A więc powiesz mi co przyjmowałaś?- zmienił temat. Jaki miałam wybór, tabletki mi się kończyły a moje dziecko umierało. Wyjęłam opakowanie z kieszeni i mu je podałam.
-Zostaniesz tutaj na jakiś czas, postaram się cię odwiedzić jutro- powiedział i skierował się do wyjścia.
-Sasza poczekaj, co z dzieckiem?
Ale nie odpowiedział, po prostu wyszedł. A jeżeli jest gorzej niż myślałam? Byłam bezradna. Nie mogłam nic zrobić.
Poszłam do łazienki i wyjęłam telefon. Muszę z kimś pogadać. Niech sobie Drake myśli co chce ,i tak powiem o ciąży. Quick musi mi pomóc, to mój przyjaciel. Poczekałam aż się telefon uruchomi i wybrałam jego numer. Ale Quick nie odbierał. A więc mu się nagrałam
-Hej. Sasza wywiózł mnie do jakiegoś szpitala, mam tu zostać jakiś czas. Nie wiem kiedy będę mogła zadzwonić a więc ci mówię by nie było że nie. -och jak ja nienawidziłam gadać sama do siebie, westchnęłam zrezygnowana - Quick ja naprawdę nie daje rady, to mnie przerasta. Nie mam nawet z kim pogadać, jestem sama a Drake... zresztą nie ważne zadzwonię jak będę mogła
Rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Kiedy wyszłam w pokoju była jakaś pielęgniarka.
-Przyszłam podłączyć kroplówkę- wyjaśniła po rosyjsku
-Po co?- spytałam- coś się stało dziecku?
Ale mi nie odpowiedziała, podłączyła mi tą kroplówkę i wyszła. Usłyszałam jeszcze że przekręca klucz.
czwartek, 7 grudnia 2017
Od Quicka
Trzeciego dnia od momentu wizyty Saszy na jachcie ponownie zadzwoniła do mnie Al. Okazało się z Sasza trzyma ja gdzieś w jakimś leśnym domu, dobre w tym było to że co prawda trzymał ją w piwnicy, ale miała swój pokój, a moja Różyczka kajdanki. Do Saszy też nie mogłem się dodzwonić nie odbierał po prostu, więc puściłem mu sms, że zrobiłem dokładniejszy projekt naszej inwestycji i wyliczyłem koszta jakie byśmy ponieśli. Zrobiłem bilans strat i zwrotu inwestycji i przyznam, że niezły to biznes cholera a trzeba dać tę baterię Al tylko gdzie ona jest i jak ją przekazać. Al rozmawiała też z Drake, ale jak pózniej rozmawialiśmy okazało się że też nic ciekawego nie powiedziała tylko plątał się jakoś w rozmowie.
-Ty a może jej coś dali? - dopytałem Drake
-Nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne coś jest nie tak.
-Jeżeli ją ukrywa to gdzieś niedaleko Moskwy eh.
-Teraz to już mógł ją stamtąd przenieść.
-No w sumie Roz opowiadała że ją przenosili kilkakrotnie.
Poważnie się o nią martwiłem no i jeszcze ta wizyta u konowała poszedłem do Roz i powiedziałem że powinna zacząć się szykować bo będziemy niebawem lecieć do lekarza. Poszliśmy do helikoptera który sam pilotowałem po wizycie, gdzie zakończyłem już współpracę z konowałem i o mało nie dałem mu w ryj wracaliśmy w milczeniu do domu no, na szczęście wyniki były dobre. Jednak to co mnie zdziwiło to nie daleko naszego miasteczka kręciła się grupa z ruchu oporu i poganiali zimnych to było dość spore stadko
-Ciekawe po co im to co zamierzają. Eh niunia widzę kłopoty - pokazałem jej kierunek - będziesz w stanie nam pomóc?
-Raczej dobrze się czuje - skomentowała.
-To dobrze pojedziemy dziś z Drake na rozpoznanie i zobaczymy z czym mamy do czynienia. A taki był spokój.
W końcu zastanawiałem się czy ten cały ruch to nie jest sprawka Iwanowa.
-Ty a może jej coś dali? - dopytałem Drake
-Nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne coś jest nie tak.
-Jeżeli ją ukrywa to gdzieś niedaleko Moskwy eh.
-Teraz to już mógł ją stamtąd przenieść.
-No w sumie Roz opowiadała że ją przenosili kilkakrotnie.
Poważnie się o nią martwiłem no i jeszcze ta wizyta u konowała poszedłem do Roz i powiedziałem że powinna zacząć się szykować bo będziemy niebawem lecieć do lekarza. Poszliśmy do helikoptera który sam pilotowałem po wizycie, gdzie zakończyłem już współpracę z konowałem i o mało nie dałem mu w ryj wracaliśmy w milczeniu do domu no, na szczęście wyniki były dobre. Jednak to co mnie zdziwiło to nie daleko naszego miasteczka kręciła się grupa z ruchu oporu i poganiali zimnych to było dość spore stadko
-Ciekawe po co im to co zamierzają. Eh niunia widzę kłopoty - pokazałem jej kierunek - będziesz w stanie nam pomóc?
-Raczej dobrze się czuje - skomentowała.
-To dobrze pojedziemy dziś z Drake na rozpoznanie i zobaczymy z czym mamy do czynienia. A taki był spokój.
W końcu zastanawiałem się czy ten cały ruch to nie jest sprawka Iwanowa.
wtorek, 5 grudnia 2017
Od Lexi
Tak jak obiecał zadzwonił o 14. Powiedział że nic im nie jest i się rozłączył. Wyłączyłam telefon i go schowałam. Dimitri przyszedł jeszcze dwa razy z jedzeniem ale nie mogłam się niczego od niego dowiedzieć. Dostawałam już jakiegoś szału w tym pokoju. Chodziłam w tę i z powrotem, a czas wlókł się nie miłosiernie wolno. Następnego dnia Dimitri przyszedł trzy razy i wyszedł ,nawet się słowem nie odezwał.
Trzeciego dnia od przyjazdu tutaj, po tym jak Dimitri przyniósł mi śniadanie włączyłam telefon i zadzwoniłam do Quicka, odebrał za czwartym razem.
-Przeszkadzam?- spytałam.
-nie, mów o co chodzi. Gdzie jesteś
-Nie wiem w lesie- odparłam zgodnie z prawdą, nie po to dzwoniłam.
-W lesie?- dopytał
-No przecież mówię.
-Ale jak do drzewa cię przywiązał?- dopytał.
-Nie- od razu zaprzeczyłam.
-A więc w piwnicy trzyma?
-No teoretycznie, Quick nie po to dzwonię...
-Co oznacza teoretycznie- przerwał mi.
-Bo piwnica jest pod domem, a więc jestem w pokoju w piwnicy. Mogę z nimi pogadać?
-Co?- spytał zdziwiony.
-Z Luke'em i Drake'em. Mogę?- spytałam
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo musisz oszczędzać baterię.- powiedział rozsądnie.
-Musze pogadać chociaż z Drake'em. Pięć minut. Wiem że są ważniejsze sprawy i nie długo bateria mi padnie ale ja muszę z nim pogadać.
-Alex nie ma opcji jak będziesz wiedzieć coś istotnego to zadzwoń.
-Quick czekaj- zawołałam przeczuwając że zaraz się rozłączy.- jak nie dasz mi z nim pogadać to i tak rozładuję to baterię, pogram w grę czy coś.
-Alex, przecież chcesz się stamtąd wydostać...
-To może zamiast ze mną gadać dasz mi Drake'a?
Quick westchnął.
-Nie ma go tutaj, gdzieś sobie poszedł.
-Quick nie umiesz kłamać.
-Dobra pięć minut- poddał się. Przez chwilę panowała cisza.
-Al...-zaczął Drake ale mu przerwałam, ucieszyłam się że go słyszę, to oznacza że jednak nic mu nie jest.
-Co wy odwalacie?- spytałam na wstępie przerywając mu.
-Pytanie gdzieś ty była- najwidoczniej nie tylko ja byłam wściekła. Chciałam powiedzieć coś w stylu że na randce ale szybko się powstrzymałam bo mógłby wziąść to na poważnie.
-Nic ci nie jest?- dopytałam, miałam tylko pięć minut, nie chciałam się z nim kłócić.
-Wszystko w porządku z Luke'em też- zapewnił.
-Pogodził się z Julką?
-Raczej, i przestał chlać
-Chlać?- powtórzyłam.
-No tak, ty nie wiesz, dobra nie ważne już tego nie robi. Co chciałaś mi powiedzieć?
-Luke pije?- dopytałam zdziwiona, wiedziałam że jest w rozsypce ale żeby od razu tak się staczać.
-Już nie- uspokoił- a więc co wtedy chciałaś powiedzieć, zanim Luke wparował do mojego pokoju?
-I powiedział że masz inne? -spytałam wkurzona -A czepiasz się mnie, choć nic mnie z Saszą nie łączy?
-To nie tak- zapewnił- Rebecka...
-Rebecka- powtórzyłam sucho. A więc ta połowa dziewczyn w miasteczku ma imię.
-Ona nic dla mnie nie znaczy.
-oczywiście. Jej też to mówisz, że ja nic dla ciebie nie znaczę?- dopytałam bliska łez. Może Quick miał racje i nie powinnam z nim gadać.
-Lex, to naprawdę nie tak...
-Dobra wiesz co, już minęło te pięć minut- wykręciłam się.
-Lex poczekaj, co chciałaś mi powiedzieć?
Wzięłam głęboki wdech, skoro nic dla niego nie znaczę, nie pokażę jak bardzo mnie zranił.
-To już nie aktualne, chciałam ci powiedzieć że cię kocham.
I się rozłączyłam, dokładnie w chwili gdy się rozryczałam a drzwi się otworzyły.
No przecież nieszczęścia zawsze chodzą parami. Dimitri już zauważył telefon, zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Nie powinien przychodzić, nie była pora jedzenia. Mam przesrane. A na dodatek nie było warto.
-To kiepski pomysł- powiedział w końcu po całej wieczności milczenia.
-Dimitri, nie możesz tego powiedzieć Saszy.- powiedziałam wycierając łzy.
-mogę- stwierdził -a nawet muszę. A mówiłem abyś współpracowała z Saszą.
-Wiem, a jak oddam ci telefon nic mu nie powiesz?- zaproponowałam podając mu telefon.
-Ile im powiedziałaś?- spytał bawiąc się telefonem.
-Nic.
-Wiedziałaś że napadną na rezydencję?
-nie, gdybym wiedziała zostałabym- w sumie sama nie wiedziałam czy to mi pomoże czy wręcz przeciwnie.
-Nie poddasz się prawda?
-Nie rozumiem.
-Będziesz wciąż próbować uciec.
-A ty byś się poddał, grzecznie siedział i robił co ci każą?
Dimitri wstał i do mnie podszedł.
-Na przyszłość bardziej uważaj -poradził i oddał mi telefon- chodz, mam cię zawieść do lekarza.
Wyprowadził mnie z domu i zatrzymał się przed samochodem.
-zawiążę ci oczy- wyjaśnił- tak na wszelki wypadek, już mówiłem że chce jeszcze pożyć.
-Gdzie Sasza?- spytałam
-Załatwia sprawy, w końcu twoi znajomi wysadzili mu rezydencję.
-Nie znajomi tylko Mściciel.
Samochód ruszył.
-Teraz radziłbym ci się nie wychylać, nie znasz go. Będzie cię lepiej pilnował, prawie mu uciekłaś i to dwa razy. A za trzecim razem radziłbym ci już nie dać się złapać z powrotem. Uwierz mi.
Przeraził mnie tymi słowami. Oddał mi ten telefon. W sumie na tym bankiecie też mnie ostrzegł że pilnuje mnie więcej ludzi niż myślałam. A może to tylko gra, może Sasza mu kazał abym nie próbowała uciec. Miałam tylko większy mętlik w głowie. No i jeszcze Drake.
Trzeciego dnia od przyjazdu tutaj, po tym jak Dimitri przyniósł mi śniadanie włączyłam telefon i zadzwoniłam do Quicka, odebrał za czwartym razem.
-Przeszkadzam?- spytałam.
-nie, mów o co chodzi. Gdzie jesteś
-Nie wiem w lesie- odparłam zgodnie z prawdą, nie po to dzwoniłam.
-W lesie?- dopytał
-No przecież mówię.
-Ale jak do drzewa cię przywiązał?- dopytał.
-Nie- od razu zaprzeczyłam.
-A więc w piwnicy trzyma?
-No teoretycznie, Quick nie po to dzwonię...
-Co oznacza teoretycznie- przerwał mi.
-Bo piwnica jest pod domem, a więc jestem w pokoju w piwnicy. Mogę z nimi pogadać?
-Co?- spytał zdziwiony.
-Z Luke'em i Drake'em. Mogę?- spytałam
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo musisz oszczędzać baterię.- powiedział rozsądnie.
-Musze pogadać chociaż z Drake'em. Pięć minut. Wiem że są ważniejsze sprawy i nie długo bateria mi padnie ale ja muszę z nim pogadać.
-Alex nie ma opcji jak będziesz wiedzieć coś istotnego to zadzwoń.
-Quick czekaj- zawołałam przeczuwając że zaraz się rozłączy.- jak nie dasz mi z nim pogadać to i tak rozładuję to baterię, pogram w grę czy coś.
-Alex, przecież chcesz się stamtąd wydostać...
-To może zamiast ze mną gadać dasz mi Drake'a?
Quick westchnął.
-Nie ma go tutaj, gdzieś sobie poszedł.
-Quick nie umiesz kłamać.
-Dobra pięć minut- poddał się. Przez chwilę panowała cisza.
-Al...-zaczął Drake ale mu przerwałam, ucieszyłam się że go słyszę, to oznacza że jednak nic mu nie jest.
-Co wy odwalacie?- spytałam na wstępie przerywając mu.
-Pytanie gdzieś ty była- najwidoczniej nie tylko ja byłam wściekła. Chciałam powiedzieć coś w stylu że na randce ale szybko się powstrzymałam bo mógłby wziąść to na poważnie.
-Nic ci nie jest?- dopytałam, miałam tylko pięć minut, nie chciałam się z nim kłócić.
-Wszystko w porządku z Luke'em też- zapewnił.
-Pogodził się z Julką?
-Raczej, i przestał chlać
-Chlać?- powtórzyłam.
-No tak, ty nie wiesz, dobra nie ważne już tego nie robi. Co chciałaś mi powiedzieć?
-Luke pije?- dopytałam zdziwiona, wiedziałam że jest w rozsypce ale żeby od razu tak się staczać.
-Już nie- uspokoił- a więc co wtedy chciałaś powiedzieć, zanim Luke wparował do mojego pokoju?
-I powiedział że masz inne? -spytałam wkurzona -A czepiasz się mnie, choć nic mnie z Saszą nie łączy?
-To nie tak- zapewnił- Rebecka...
-Rebecka- powtórzyłam sucho. A więc ta połowa dziewczyn w miasteczku ma imię.
-Ona nic dla mnie nie znaczy.
-oczywiście. Jej też to mówisz, że ja nic dla ciebie nie znaczę?- dopytałam bliska łez. Może Quick miał racje i nie powinnam z nim gadać.
-Lex, to naprawdę nie tak...
-Dobra wiesz co, już minęło te pięć minut- wykręciłam się.
-Lex poczekaj, co chciałaś mi powiedzieć?
Wzięłam głęboki wdech, skoro nic dla niego nie znaczę, nie pokażę jak bardzo mnie zranił.
-To już nie aktualne, chciałam ci powiedzieć że cię kocham.
I się rozłączyłam, dokładnie w chwili gdy się rozryczałam a drzwi się otworzyły.
No przecież nieszczęścia zawsze chodzą parami. Dimitri już zauważył telefon, zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Nie powinien przychodzić, nie była pora jedzenia. Mam przesrane. A na dodatek nie było warto.
-To kiepski pomysł- powiedział w końcu po całej wieczności milczenia.
-Dimitri, nie możesz tego powiedzieć Saszy.- powiedziałam wycierając łzy.
-mogę- stwierdził -a nawet muszę. A mówiłem abyś współpracowała z Saszą.
-Wiem, a jak oddam ci telefon nic mu nie powiesz?- zaproponowałam podając mu telefon.
-Ile im powiedziałaś?- spytał bawiąc się telefonem.
-Nic.
-Wiedziałaś że napadną na rezydencję?
-nie, gdybym wiedziała zostałabym- w sumie sama nie wiedziałam czy to mi pomoże czy wręcz przeciwnie.
-Nie poddasz się prawda?
-Nie rozumiem.
-Będziesz wciąż próbować uciec.
-A ty byś się poddał, grzecznie siedział i robił co ci każą?
Dimitri wstał i do mnie podszedł.
-Na przyszłość bardziej uważaj -poradził i oddał mi telefon- chodz, mam cię zawieść do lekarza.
Wyprowadził mnie z domu i zatrzymał się przed samochodem.
-zawiążę ci oczy- wyjaśnił- tak na wszelki wypadek, już mówiłem że chce jeszcze pożyć.
-Gdzie Sasza?- spytałam
-Załatwia sprawy, w końcu twoi znajomi wysadzili mu rezydencję.
-Nie znajomi tylko Mściciel.
Samochód ruszył.
-Teraz radziłbym ci się nie wychylać, nie znasz go. Będzie cię lepiej pilnował, prawie mu uciekłaś i to dwa razy. A za trzecim razem radziłbym ci już nie dać się złapać z powrotem. Uwierz mi.
Przeraził mnie tymi słowami. Oddał mi ten telefon. W sumie na tym bankiecie też mnie ostrzegł że pilnuje mnie więcej ludzi niż myślałam. A może to tylko gra, może Sasza mu kazał abym nie próbowała uciec. Miałam tylko większy mętlik w głowie. No i jeszcze Drake.
Od Quicka
Siedziałem w pokoju i oglądałem wiadomości gdy weszła Roz z Damonem. Wystarczyła mi jej mina. I fakt że przytuliła się do mnie a z oczu popłynęły jej łzy.
- Roz skarbie co się dzieje? - dopytałem
- Drake się wynosi i zabiera ze sobą Filipa usuwa się z mojego życia.
- Chwila usunąć to trzeba, po chuj mu Filip rety. Jak by dłoń miała 8 palców to wszystkie by je obciął. Filip jest moim więzniem i nikt nie będzie się stąd wyprowadzał.
Zdecydowanie zszedłem na dół. Nie zastałem Drake'a w salonie.
- Dziwki szwagier gdzie mój jest?
- Poszedł do piwnicy - stwierdziła granatowo włosa.
- Powinieneś powiedzieć lesby - wysyczała Pati
- Ciekawe czy lesba mówiła byś o swojej kochance gdybym ją wyruchał.
- Nie zrobił byś tego - stwierdziła stanowczo
- Dziękuje że pozwolił szef mi z Pati zamieszkać tutaj
- Gdzie on jest? - dopytałem
- Nie rejestrujesz - fuknęła Pati
- Zarejestrowałem tyle że rozjebie ci mózg na ścianie za moment
Nie czekając na odpowiedz skierowałem się do piwnicy. Drake właśnie majstrował przy kajdankach Filipach.
- Może kluczyk zamiast drucika? - dopytałem z wymierzoną bronią.
- Ruletka - uśmiechnął się Drake
- Strzał Pelego
Po chwili Filip padł trupem.
- Komu wysłałeś jego paluszki? - dopytałem - wczoraj ze mną piłeś dziś uciekasz. Roz nie chce wybierać między nami
- I tak wybrała by ciebie - powiedział sucho Drake - kazałem jej
- No fajnie siebie rozumiesz Drake'uś wybierz swego męża to rozkaz Rozalio
Drake prychnął śmiechem.
- Zabrzmiałeś śmiesznie - skomentował
- Ty wiesz Drake że w tej chwili twój mózg kpi z ciebie tak samo jak ty ze mnie.
- Sugerujesz że moja bania śmieje się ze mnie
- No ba. Drake to nie o ciebie chodzi. Chcesz powtórki z rozrywki. Wszyscy troje jesteśmy głupi ja narwany i pojebany, ty nie wiem dziwny i skomplikowany.
- Najlepszy duet nocny - mruknął Drake
- No - dodałem - i między nami szmaragdowe oczy
- Po pierwsze - zaczął Drake - nie rozumiem mamy wyruchać obaj drogocenny kamień.
- Debilu o twojej siostrze gadam
- No ubierasz ją w diamenty to wiem ale że cenisz jak szmaragd.
- Bo ma zielone oczy - dodałem
- Ale szmaragd jest tańszy niż diament.
- Drake opiekowałeś się Roz przez te wszystkie miesiące epidemii.
- No teraz twoja kolej mistrzu.
- Szwagier takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego
- Chcesz spierdalać - powiedział Drake - łatwiej będzie gdy ja to zrobię.
- Szczerze obaj nie chcemy ranić serca Roz co
- Nie - pokiwał głową - i che odzyskać Alex. Daliśmy dupy na całej linii wszyscy. A zostanę gdy ty zostaniesz - stwierdził Drake
- Ja zawarłem pakt z diabłem. Zawrzyjmy umowę między sobą. Tobie i mi chodzi o dobro Roz. Zrobimy ruchy w którąś stronę gdy urodzi.
Teraz puściłem jemu rozmowę z doktorkiem. Wtedy ku mojemu zdziwieniu. Drake dobitnie powiedział
- Pozwolisz zabić mi tego konowała
- No wiesz szwagier nie miałem tego w planie raczej przenieść Roz do innego lekarza.
- Po tym co usłyszałem było by mi zdecydowanie lepiej - powiedział Drake
- Zamieniasz się we mnie - skomentowałem
- Pożyczysz ciuszków - uśmiechnął się
- Drake'uś nowe będą lepsze.
- Braterstwo krwi? - dopytał Drake
- Dobra jaramy ogień trzeba nóż przypalić
Po kilku minutach dziabnąłem się.
- W kucie centralnie - stwierdził z uśmiechem Drake
- Nie pierdol dziabaj bo się wykrwawię aorta to jest
- Gorący w chuj ten nóż
Ale przeciął
- Teraz rączki dadzą sobie buzi
- Z jęzorem - dodał Drake
- Ta Drake'uś liż tą chorą łapę swoją łapą.
- Jesteście chorzy - wszedł Luke
- Miłość, honor, ojczyzna, liż łapę - dziabnął go i przytknął jego łapę do swojej. A potem do mojej. - pamiętaj miłość, honor, ojczyzna.
Luke zbladł a Drake do niego
- Mścicieli trzech z którą bombą wolisz latać?
Luke ścisnął swoją rękę i stwierdził że jesteśmy popierdoleni. dokładniej wyraził się tak
- Jebane skurwysyny ja będę miał dziecko
- No wiem - odparłem - jesteś mi winien 700 zł
- Kurwa ja czegoś nie wiem? - dopytał Drake
- Ciąża jest wiatropylna - uśmiechnąłem się - jest takie plastikowe cuś - kontynuowałem
- No tak test, szczysz i wiesz
Drake gdzieś pobiegł za chwilę wrócił. Z testem który miał dwie kreski.
- Kto jeszcze jest w ciąży? - dopytałem zdziwiony
- Ja na to naszczałem - opowiedział Drake
Spanikował wybiegł i wrzeszczy na Amandę żeby zrobiła mu USG. Zrobiło się niesamowite zamieszanie. Dopiero Robert który na szczęście przyszedł wytłumaczył nam że test ciążowy działa na kobiety natomiast u mężczyzn zawsze wyjdzie pozytywny. Bo mają pewien współczynnik który mają kobiety tylko w ciąży. Wtedy zeszła Roz a Drake zaczął ją przytulać i całować.
- Siostra ja prawie byłem w ciąży - powiedział
- Tobie to już całkiem odbiło - powiedziała Roz
- Mścicieli jest trzech Roz - zaczął Drake - ja, Quick i Luke nie możemy żyć odrębnie. Bo jesteśmy braćmi krwi. A ja przez chwilę byłem nawet w ciąży. Tylko Robert to popsuł.
- Głupek - uśmiechnęła się Roz - o co chodzi John - podeszła do mnie i przytuliła się
- Wiesz Roz ja nie bardzo wiem. Ale Drake nigdzie nie pojedzie nie pójdzie. Przypieczętowaliśmy to krwią.
- Kurwa teraz to ja będę musiał prać dywan - wściekł się Krzysiek
Amanda od raz poleciła mi uciskać żyłę.
- Ty jesteś mądry - gnoju ryknęła - przecinać sobie aortę
I pobiegła przynajmniej chciała do gabinetu. Podciąłem ją wyrżnęła głową w stół.
- Bam - usłyszałem głos Damona który pokazywał palcem na leżącą Amandę - tata kuku
Podszedł popatrzył dokładniej
- Mama tata lel
Co znaczyło w jego tłumaczeniu że leci mi krew.
- Tata jest... - zaczęła Roz
Świrnięty pokazał Damon. Pierwszy raz w życiu Damon dostał w tyłek. Dokładnie Roz zdjęła mu pieluchę i przywali mu porządnego klapsa. Damon się rozryczał bo nigdy jeszcze nie dostał.
- Nie możesz tak mówić o swoim ojcu - wrzeszczała na niego
Jeszcze raz się na niego zamachnęła i chciała coś powiedzieć. Delikatnie złapałem ją za rękę powstrzymując ją od wymierzenia kolejnego ciosu Damonowi. Ten ryczał w niebo głosy.
- Skarbie on nie rozumie - powiedziałem
- Nie może tak o tobie mówić - powiedziała - nikt nie może - wrzasnęła aż podskoczyła Sonia i babcia.
Już nie wiedziałem kogo mam ratować z opresji Damona czy Roz. Ale fakt jest taki że przy tak debilnym życiu nikt nie jest normalny. Ja zająłem się Roz. Jula ubrała Damona chciała go nawet zabrać ale jej nie pozwoliłem. Spojrzałem porozumiewawczo na Drake'a
- Przegięliśmy pałę - stwierdził
Wziął ode mnie Damona ja w swoim zwyczajem wziąłem Roz na ręce. I zaniosłem do pokoju.
- Nie trzeba mnie nosić - stwierdziła
- Ale ja to lubię - dodałem - jesteś moją księżniczką
Zaniosłem ją do pokoju. Drake postawił Damona i zamknął drzwi. Po chwili dopiero Roz oprzytomniała.
- Nie jestem dobrą matką - zaczęła płakać - nawet jego uderzyłam za ciebie. To twój syn nie powinien się wyrażać tak o ojcu
- Skarbie on nie rozumie jeszcze tego. Nic się nie stało. Za dużo mu poluzowałem - stwierdziłem - to moja wina.
Roz wtuliła się we mnie. Gdy usiadłem na wyro a Damon wdrapał się jej na kolana i zaczął beczeć razem z nią.
- Widzisz księżniczko - mówiłem spokojnie - on wie że sprawił ci przykrość, że zrobił zle. Nie smutaj już. I nie denerwuj się.
- Ale zostaniemy tutaj
- Dla ciebie zniosę wszystko kochanie
- Roz skarbie co się dzieje? - dopytałem
- Drake się wynosi i zabiera ze sobą Filipa usuwa się z mojego życia.
- Chwila usunąć to trzeba, po chuj mu Filip rety. Jak by dłoń miała 8 palców to wszystkie by je obciął. Filip jest moim więzniem i nikt nie będzie się stąd wyprowadzał.
Zdecydowanie zszedłem na dół. Nie zastałem Drake'a w salonie.
- Dziwki szwagier gdzie mój jest?
- Poszedł do piwnicy - stwierdziła granatowo włosa.
- Powinieneś powiedzieć lesby - wysyczała Pati
- Ciekawe czy lesba mówiła byś o swojej kochance gdybym ją wyruchał.
- Nie zrobił byś tego - stwierdziła stanowczo
- Dziękuje że pozwolił szef mi z Pati zamieszkać tutaj
- Gdzie on jest? - dopytałem
- Nie rejestrujesz - fuknęła Pati
- Zarejestrowałem tyle że rozjebie ci mózg na ścianie za moment
Nie czekając na odpowiedz skierowałem się do piwnicy. Drake właśnie majstrował przy kajdankach Filipach.
- Może kluczyk zamiast drucika? - dopytałem z wymierzoną bronią.
- Ruletka - uśmiechnął się Drake
- Strzał Pelego
Po chwili Filip padł trupem.
- Komu wysłałeś jego paluszki? - dopytałem - wczoraj ze mną piłeś dziś uciekasz. Roz nie chce wybierać między nami
- I tak wybrała by ciebie - powiedział sucho Drake - kazałem jej
- No fajnie siebie rozumiesz Drake'uś wybierz swego męża to rozkaz Rozalio
Drake prychnął śmiechem.
- Zabrzmiałeś śmiesznie - skomentował
- Ty wiesz Drake że w tej chwili twój mózg kpi z ciebie tak samo jak ty ze mnie.
- Sugerujesz że moja bania śmieje się ze mnie
- No ba. Drake to nie o ciebie chodzi. Chcesz powtórki z rozrywki. Wszyscy troje jesteśmy głupi ja narwany i pojebany, ty nie wiem dziwny i skomplikowany.
- Najlepszy duet nocny - mruknął Drake
- No - dodałem - i między nami szmaragdowe oczy
- Po pierwsze - zaczął Drake - nie rozumiem mamy wyruchać obaj drogocenny kamień.
- Debilu o twojej siostrze gadam
- No ubierasz ją w diamenty to wiem ale że cenisz jak szmaragd.
- Bo ma zielone oczy - dodałem
- Ale szmaragd jest tańszy niż diament.
- Drake opiekowałeś się Roz przez te wszystkie miesiące epidemii.
- No teraz twoja kolej mistrzu.
- Szwagier takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego
- Chcesz spierdalać - powiedział Drake - łatwiej będzie gdy ja to zrobię.
- Szczerze obaj nie chcemy ranić serca Roz co
- Nie - pokiwał głową - i che odzyskać Alex. Daliśmy dupy na całej linii wszyscy. A zostanę gdy ty zostaniesz - stwierdził Drake
- Ja zawarłem pakt z diabłem. Zawrzyjmy umowę między sobą. Tobie i mi chodzi o dobro Roz. Zrobimy ruchy w którąś stronę gdy urodzi.
Teraz puściłem jemu rozmowę z doktorkiem. Wtedy ku mojemu zdziwieniu. Drake dobitnie powiedział
- Pozwolisz zabić mi tego konowała
- No wiesz szwagier nie miałem tego w planie raczej przenieść Roz do innego lekarza.
- Po tym co usłyszałem było by mi zdecydowanie lepiej - powiedział Drake
- Zamieniasz się we mnie - skomentowałem
- Pożyczysz ciuszków - uśmiechnął się
- Drake'uś nowe będą lepsze.
- Braterstwo krwi? - dopytał Drake
- Dobra jaramy ogień trzeba nóż przypalić
Po kilku minutach dziabnąłem się.
- W kucie centralnie - stwierdził z uśmiechem Drake
- Nie pierdol dziabaj bo się wykrwawię aorta to jest
- Gorący w chuj ten nóż
Ale przeciął
- Teraz rączki dadzą sobie buzi
- Z jęzorem - dodał Drake
- Ta Drake'uś liż tą chorą łapę swoją łapą.
- Jesteście chorzy - wszedł Luke
- Miłość, honor, ojczyzna, liż łapę - dziabnął go i przytknął jego łapę do swojej. A potem do mojej. - pamiętaj miłość, honor, ojczyzna.
Luke zbladł a Drake do niego
- Mścicieli trzech z którą bombą wolisz latać?
Luke ścisnął swoją rękę i stwierdził że jesteśmy popierdoleni. dokładniej wyraził się tak
- Jebane skurwysyny ja będę miał dziecko
- No wiem - odparłem - jesteś mi winien 700 zł
- Kurwa ja czegoś nie wiem? - dopytał Drake
- Ciąża jest wiatropylna - uśmiechnąłem się - jest takie plastikowe cuś - kontynuowałem
- No tak test, szczysz i wiesz
Drake gdzieś pobiegł za chwilę wrócił. Z testem który miał dwie kreski.
- Kto jeszcze jest w ciąży? - dopytałem zdziwiony
- Ja na to naszczałem - opowiedział Drake
Spanikował wybiegł i wrzeszczy na Amandę żeby zrobiła mu USG. Zrobiło się niesamowite zamieszanie. Dopiero Robert który na szczęście przyszedł wytłumaczył nam że test ciążowy działa na kobiety natomiast u mężczyzn zawsze wyjdzie pozytywny. Bo mają pewien współczynnik który mają kobiety tylko w ciąży. Wtedy zeszła Roz a Drake zaczął ją przytulać i całować.
- Siostra ja prawie byłem w ciąży - powiedział
- Tobie to już całkiem odbiło - powiedziała Roz
- Mścicieli jest trzech Roz - zaczął Drake - ja, Quick i Luke nie możemy żyć odrębnie. Bo jesteśmy braćmi krwi. A ja przez chwilę byłem nawet w ciąży. Tylko Robert to popsuł.
- Głupek - uśmiechnęła się Roz - o co chodzi John - podeszła do mnie i przytuliła się
- Wiesz Roz ja nie bardzo wiem. Ale Drake nigdzie nie pojedzie nie pójdzie. Przypieczętowaliśmy to krwią.
- Kurwa teraz to ja będę musiał prać dywan - wściekł się Krzysiek
Amanda od raz poleciła mi uciskać żyłę.
- Ty jesteś mądry - gnoju ryknęła - przecinać sobie aortę
I pobiegła przynajmniej chciała do gabinetu. Podciąłem ją wyrżnęła głową w stół.
- Bam - usłyszałem głos Damona który pokazywał palcem na leżącą Amandę - tata kuku
Podszedł popatrzył dokładniej
- Mama tata lel
Co znaczyło w jego tłumaczeniu że leci mi krew.
- Tata jest... - zaczęła Roz
Świrnięty pokazał Damon. Pierwszy raz w życiu Damon dostał w tyłek. Dokładnie Roz zdjęła mu pieluchę i przywali mu porządnego klapsa. Damon się rozryczał bo nigdy jeszcze nie dostał.
- Nie możesz tak mówić o swoim ojcu - wrzeszczała na niego
Jeszcze raz się na niego zamachnęła i chciała coś powiedzieć. Delikatnie złapałem ją za rękę powstrzymując ją od wymierzenia kolejnego ciosu Damonowi. Ten ryczał w niebo głosy.
- Skarbie on nie rozumie - powiedziałem
- Nie może tak o tobie mówić - powiedziała - nikt nie może - wrzasnęła aż podskoczyła Sonia i babcia.
Już nie wiedziałem kogo mam ratować z opresji Damona czy Roz. Ale fakt jest taki że przy tak debilnym życiu nikt nie jest normalny. Ja zająłem się Roz. Jula ubrała Damona chciała go nawet zabrać ale jej nie pozwoliłem. Spojrzałem porozumiewawczo na Drake'a
- Przegięliśmy pałę - stwierdził
Wziął ode mnie Damona ja w swoim zwyczajem wziąłem Roz na ręce. I zaniosłem do pokoju.
- Nie trzeba mnie nosić - stwierdziła
- Ale ja to lubię - dodałem - jesteś moją księżniczką
Zaniosłem ją do pokoju. Drake postawił Damona i zamknął drzwi. Po chwili dopiero Roz oprzytomniała.
- Nie jestem dobrą matką - zaczęła płakać - nawet jego uderzyłam za ciebie. To twój syn nie powinien się wyrażać tak o ojcu
- Skarbie on nie rozumie jeszcze tego. Nic się nie stało. Za dużo mu poluzowałem - stwierdziłem - to moja wina.
Roz wtuliła się we mnie. Gdy usiadłem na wyro a Damon wdrapał się jej na kolana i zaczął beczeć razem z nią.
- Widzisz księżniczko - mówiłem spokojnie - on wie że sprawił ci przykrość, że zrobił zle. Nie smutaj już. I nie denerwuj się.
- Ale zostaniemy tutaj
- Dla ciebie zniosę wszystko kochanie
Od Rozi
A jednak to prawda. Quick naprawdę chce się wynieść. Wszystko się po komplikowało. Powiedział że chce tych dzieci więc przynajmniej pod tym względem się uspokoiłam. Bo bałam się że to wszystko przez moją ciąże. Zapewnił również że nie chce mnie zostawiać, ale sama już nie wiedziałam. Przecież gdybym nie podsłuchała tej rozmowy on by poszedł a ja o niczym bym nawet nie wiedziała. Bo chyba taki był plan. Dobre w tym tyle że jakoś dotarłam do Drake'a. I próbował pogadać z Quickiem. To dwa osły i któryś musi być mądrzejszy i wyjść z inicjatywą. Może jak uda im się pogadać to wszystko wróci do normy. Quick się uspokoi a ja nie będę musiała wybierać między nimi. To oczywiste że wybrała bym Quicka ale Drake to mój brat. Od początku epidemii się nie rozdzielaliśmy, ratowaliśmy sobie tyłki na wzajem. Dużo mu zawdzięczam bez niego nie dała bym sobie rady. Jest dupkiem ale mogę na niego liczyć nawet teraz. A teraz przecież nie ma jeszcze Al nie mogła bym go zostawić samego. Próbowałam jakoś grać na czas. Znałam Quicka i wiedziałam że większość decyzji podejmuje pod wpływem chwili. Miałam nadzieje że Drake się z nim dogada. Quick się obraził i nie zszedł na kolacje. Więc mogłam pogadać z pozostałymi znaczy chodziło mi o Drake'a. Wieczorem ze sobą pogadali i nawet ze sobą wypili. Miałam już nadzieje że będzie dobrze przecież gadali jak kumple ale na śniadanie Quick również nie zszedł. Czyli jednak nie jest dobrze. Damon był głodny więc zeszłam na dół. Luke z Julą chyba się pogodzili ale co do tego nie miałam pewności. Może to tylko chwilowe albo na pokaz.
- Quick nie zejdzie? - dopytał Drake
Pokręciłam tylko przecząco głową.
- Siostra starałem się - zapewnił
- Wiem - odparłam
Już nic więcej nie mówiłam i w ciszy karmiłam Damona. Mdliło mnie i nie maiłam ochoty na jedzenie. Drake gwiazdorzył jak zazwyczaj. Bez niego zdecydowanie było by nudno. Drake zawsze taki był akurat tego nawet epidemia nie zdołała zmienić. Nawet gdy jest w kompletnej rozsypce nie daje tego po sobie pokazać. Właśnie to zawsze podnosiło mnie na duchu. Że nawet jak jest zle Drake potrafi w swój własny sposób podnieść ludzi na duchu.
- Nic nie jesz - skomentowała babcia - kwiatuszku powinnaś coś zjeść
- Jak bym potrzebowała dietetyka to bym się do niego udała - warknęłam
Damon już zjadł więc odeszłam od stołu. Jak tylko odeszłam przy stole wszyscy zaczęli gadać przyciszonymi głosami. Drake też wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie kawałek w stronę piwnicy
- Znowu chcesz mi pokazać jakiegoś trupa - wypaliłam
Drake się uśmiechnął
- Nie - zapewnił - teraz chce z tobą porozmawiać bez wścibskich uszu.
Jak uznał że jesteśmy wystarczająco daleko w korytarzu że nikt nie podsłucha Drake mnie puścił.
- Quickowi nadal nie przeszło? - dopytał - nadal chce spadać?
- Nie wiem nie gadałam z nim o tym - przyznałam - myślałam że będzie już okej. Pogadaliście ze sobą... Drake ja nie chce wybierać między wami.
- Ale jak będzie leciał, jechał cokolwiek ty idziesz z nim - wypalił - rozumiem to siostra. Może to właśnie jest ten moment kiedy powinniśmy zacząć żyć własnym życiem
- Drake...
- Roz - przerwał mi - jesteś moją siostrą. Może przed epidemią nie dogadywaliśmy się za dobrze a nawet w cale ale epidemia zbliżyła nas do siebie. Moim obowiązkiem jest dbać byś była bezpieczna. Znaczy było bo teraz ten obowiązek spadł na Quicka. I chociaż nie chce się z tym zgadzać z tym kretynem jesteś bezpieczna. I cieszę się że on jest twoim mężem. On cie kocha, ty kochasz go.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś
- Więc nie przerywaj bo drugi raz tego nie usłyszysz - stwierdził - nie powinien kazać ci wybierać no ale przecież to kretyn. Roz chodzi mi o to że nie musisz się mną przejmować. Jedz z nim i się nie martw.
- Drake ja nie chce wybierać - powiedziałam
- Ty nie musisz wybierać. - powiedział - jesteś małżeństwem będziecie mieli dodatkową dwójkę dzieci. Przecież i tak wybrała byś jego. Pomogę dokonać ci wyboru
- Drake co ty gadasz? - dopytałam
- Właśnie spadam i nie zabieram cię ze sobą. Jak już mówiłem to moment kiedy każdy z nas musi iść swoją drogą. Będę nie daleko i jak jeszcze tu będziecie wpadnę za jakiś tydzień by dowiedzieć się co z Al. Zabiorę jeszcze ze sobą Filipa. Sam dam sobie radę, mam dość bezpieczne miejsce do obrony, może nie ma tam bunkra ale jest dobrze a w koło dość sporo żarcia.
Drake odkręcił się na pięcie i wyszedł z domu. Zdecydowanie miał wszystko zaplanowane już wcześniej. Po prostu czekał jak potoczą się sprawy. Wiedziałam że właśnie powiedział mi gdzie będzie jak bym go potrzebowała. Ale nie miałam siły się nad tym zastanawiać. Drake nie żartował a ja nie mogłam się ruszyć i powiedzieć by został. Chciałabym nie musieć wybierać. Wzięłam Damona i wróciłam do pokoju. Chciałam przytulić się do Quicka.
- Quick nie zejdzie? - dopytał Drake
Pokręciłam tylko przecząco głową.
- Siostra starałem się - zapewnił
- Wiem - odparłam
Już nic więcej nie mówiłam i w ciszy karmiłam Damona. Mdliło mnie i nie maiłam ochoty na jedzenie. Drake gwiazdorzył jak zazwyczaj. Bez niego zdecydowanie było by nudno. Drake zawsze taki był akurat tego nawet epidemia nie zdołała zmienić. Nawet gdy jest w kompletnej rozsypce nie daje tego po sobie pokazać. Właśnie to zawsze podnosiło mnie na duchu. Że nawet jak jest zle Drake potrafi w swój własny sposób podnieść ludzi na duchu.
- Nic nie jesz - skomentowała babcia - kwiatuszku powinnaś coś zjeść
- Jak bym potrzebowała dietetyka to bym się do niego udała - warknęłam
Damon już zjadł więc odeszłam od stołu. Jak tylko odeszłam przy stole wszyscy zaczęli gadać przyciszonymi głosami. Drake też wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie kawałek w stronę piwnicy
- Znowu chcesz mi pokazać jakiegoś trupa - wypaliłam
Drake się uśmiechnął
- Nie - zapewnił - teraz chce z tobą porozmawiać bez wścibskich uszu.
Jak uznał że jesteśmy wystarczająco daleko w korytarzu że nikt nie podsłucha Drake mnie puścił.
- Quickowi nadal nie przeszło? - dopytał - nadal chce spadać?
- Nie wiem nie gadałam z nim o tym - przyznałam - myślałam że będzie już okej. Pogadaliście ze sobą... Drake ja nie chce wybierać między wami.
- Ale jak będzie leciał, jechał cokolwiek ty idziesz z nim - wypalił - rozumiem to siostra. Może to właśnie jest ten moment kiedy powinniśmy zacząć żyć własnym życiem
- Drake...
- Roz - przerwał mi - jesteś moją siostrą. Może przed epidemią nie dogadywaliśmy się za dobrze a nawet w cale ale epidemia zbliżyła nas do siebie. Moim obowiązkiem jest dbać byś była bezpieczna. Znaczy było bo teraz ten obowiązek spadł na Quicka. I chociaż nie chce się z tym zgadzać z tym kretynem jesteś bezpieczna. I cieszę się że on jest twoim mężem. On cie kocha, ty kochasz go.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś
- Więc nie przerywaj bo drugi raz tego nie usłyszysz - stwierdził - nie powinien kazać ci wybierać no ale przecież to kretyn. Roz chodzi mi o to że nie musisz się mną przejmować. Jedz z nim i się nie martw.
- Drake ja nie chce wybierać - powiedziałam
- Ty nie musisz wybierać. - powiedział - jesteś małżeństwem będziecie mieli dodatkową dwójkę dzieci. Przecież i tak wybrała byś jego. Pomogę dokonać ci wyboru
- Drake co ty gadasz? - dopytałam
- Właśnie spadam i nie zabieram cię ze sobą. Jak już mówiłem to moment kiedy każdy z nas musi iść swoją drogą. Będę nie daleko i jak jeszcze tu będziecie wpadnę za jakiś tydzień by dowiedzieć się co z Al. Zabiorę jeszcze ze sobą Filipa. Sam dam sobie radę, mam dość bezpieczne miejsce do obrony, może nie ma tam bunkra ale jest dobrze a w koło dość sporo żarcia.
Drake odkręcił się na pięcie i wyszedł z domu. Zdecydowanie miał wszystko zaplanowane już wcześniej. Po prostu czekał jak potoczą się sprawy. Wiedziałam że właśnie powiedział mi gdzie będzie jak bym go potrzebowała. Ale nie miałam siły się nad tym zastanawiać. Drake nie żartował a ja nie mogłam się ruszyć i powiedzieć by został. Chciałabym nie musieć wybierać. Wzięłam Damona i wróciłam do pokoju. Chciałam przytulić się do Quicka.
Od Quicka
Uśpiłem Damona znaczy uśpiłem on sam się usypia. I z blizniakami na 100% muszę zrobić to samo. Włączyłem telewizor. No fakt głodny byłem jak chuj ale nie zamierzałem spotykać się z tą pieprzoną rodzinką. To dzięki mnie wszyscy się poznajdywali a teraz to ja jestem wróg publiczny nr 1. Gdyby nie Roz już dawno by mnie tu nie było. Przeglądałem wiadomości. Świat znów drżał przed Mścicielem. I wypowiedz Ivanowa okazało się że jakiś ładunek chłopaków nie wybuchł. Zdjęto z niego odciski palców. Ivanow zapowiadał w wywiadzie. Że winnego znajdzie.
- A Mściciel - dodał - to raczej była odrębna sprawa. I nie wiem o co jemu akurat chodziło. Więc świat powinien się zastanowić -kontynuował swą przemowę Ivanow - czy mamy do czynienia z kolejnym psychopatycznym Hitlerem bo Biladen był łaskawszy. A jego bojówki atakują konkretne cele. Natomiast Mściciel jest nie przewidywalny. Zniszczył lata pracy jego i jego ojca. Zniszczył projekt jego życia. Mówił o projekcie 113.
-Biedanctwo - powiedziałem sam do siebie - Alfredziki wyjebało w kosmos biedna Saszka. Ruseczek nie będzie miał zabaweczek. To ci powiem Sasza - gadałem do telewizora - twoich pięciu Alfrdów też znajdę i zaciukam
Nawet się nie spodziewałem gdy drzwi otworzyły się i do pokoju weszła profesorowa.
- Ta dziewczyna co ją dzisiaj przyprowadziłeś Czaruś. Ona w jakiś dziwny sposób umarła. A Juzio, Robert powiedział że zmarł na zawał. Zostałeś mi tylko ty Czaruś - babci przytuliła się do mnie - ja może i stara i głupia - kontynuowała - ale ja widzę jak oni wszyscy cię traktują. Twój kwiatek próbuje z nimi porozmawiać.
- Nie potrzebnie - powiedziałem
- Ja wiem Czaruś że ty uniosłeś się honorem. Przyniosłam ci kanapeczki. Chciałam Juzia godnie pochować.
- Dobrze jutro babciu jutro.
- Słyszałam że opuszczasz nas chciała bym byś zabrał mnie ze sobą. Potrzebujesz żeby ktoś ci uprał, zrobił jeść, posprzątał. Robert dał mi nowe leki. I chyba pomagają bo tak jakby nie zapominam.
- Zajmę się tym babciu ale jutro.
- No tak Czaruś tylko Juzia zamykałeś bo on zawinił ja wiem ale dziś nie chce być sama. Ale nie chciała bym wam przeszkadzać. Ty i twoja żona musicie sobie wyjaśnić.
- Babciu nic nie musimy wyjaśniać między sobą, jest okej
- No ale ona na przygnębioną i zmęczoną wygląda synku
- Babciu Różyczka będzie miała blizniaki jest w ciąży
- No widzisz i będę miała co robić przydam się. Porwały ją jakieś zbiry, zagłodziły przecież ona jak 100 nieszczęść wygląda synku.
- No tak ja wiem babciu pracujemy nad tym
- To mogę spać u Damona w pokoju na sofie? Nie będę wam przeszkadzać?
- Dobrze - zgodziłem się
- To na tego wstręciucha jesteś zły pokazała babcia na Ivanowa w telewizorze. Bo to ty synku zaprowadzasz swoją sprawiedliwość w Rosji prawda. Twoją sylwetkę poznała bym wszędzie.
Kurwa stara w swojej głupocie i ślepocie jest całkiem nie zła. Wtedy do pokoju weszła Roz.
- Tak pózno a babcia nie śpi? - dopytała
- Musisz regularnie się odżywiać - powiedziała babcia i dodała smutno że Juzio umarł - Dobrze dzieci kochane to ja nie będę wam przeszkadzać - kontynuowała babcia - idę spać do Damonaka
I wyszła.
- Co takiego? - zapytała lekko zszokowana i trochę oburzona Roz
- Skarbie przepraszam nie miałem siły się nie zgodzić.
- A ja? A my? Chciałam z tobą porozmawiać.
- Dobrze skarbie tylko ja zamknę drzwi
Zatrzymała mnie.
- Chciałabym żeby w tej rozmowie uczestniczył Drake
- Boisz się mnie? - dopytałem - dziwne że chcesz rozmawiać ze mną przy Drake'u.
- Chce bo on zrozumiał błąd nas wszystkich. I też chciał z tobą pogadać.
- A możemy zrobić inaczej słońce? - dopytałem - bo wiesz ja chce tylko najpierw jedno wiedzieć
- Kocham cię - uprzedziła moje pytanie które nie miało paść w ogóle.
- Po prostu chciałem zapytać - pominąłem odpowiedzi na nie byłe pytanie - czy w tej sekundzie, w tym momencie poleciała byś ze mną na koniec świata. Ja, ty i Damon. Bez Drake'a i całego tego barachła.
- Tak - powiedział bez zastanowienia - ale tęskniła bym za bratem dużo mu zawdzięczam.
- Wiesz kochanie że to była podpucha - uśmiechnąłem się. - a teraz zapytam poważnie. Bo chciałem pogadać z Drake'em i Luke'em bo ty bardzo mądra słońce jesteś chociaż z Mariuszem i Grześkiem też porozmawiam. Tylko Luke'a wykluczył bym z mojej rozmowy tylko wiesz to nie da się na sucho. Po prostu od jakiegoś czasu mam ochotę się nachlać.
- To może pościele łóżko - stwierdziła Roz
- Roz posłuchaj mnie. Nie możesz słać łóżka, nosić Damona, denerwować się.
- Ty chyba naprawdę musisz się napić - stwierdziła.
- Tak ty idz po Drake'a a ja pościelę ci wyrko. Dobrze a ten konował jutro dostanie ode mnie zapłatę i wiesz skarbie cieszę się że lubisz konwalie.
- A tak naprawdę co chciałeś powiedzieć bo już cię znam
- No to że masz sporo czasu żeby zastanowić się nad tymi tabletkami. Bo w tym tempie naprawdę będziemy mieli żłobek.
Roz się tylko uśmiechnęła i powiedziała coś takiego co wprawiło mnie w niesamowicie dobry nastrój.
- Bo ja misiu chyba jestem wiatropylna ty dmuchniesz a ja w ciąży.
- Dobrze że tylko moje dmuchanie na ciebie działa - uśmiechnąłem się
Pocałowała mnie i poszła po Drake'a. Musiała mu chyba powiedzieć bo przyszedł od razu z flaszką a za pazuchy wyjął drugą.
- Szwagier będziemy pić rudą szmatę czy ruską dziwkę sponiewierke.
- Skąd ty kurwa masz ruską wódę? - dopytałem
- Porwałem ją z Rosji - uśmiechnął się
- Ty wiesz Drake'uś że za porwanie jest paragraf?
- Quick powiedz mi po co wyprowadzałeś tego atoma z hangaru
- Dawaj rudą szmatę - powiedziałem - Drake jedna wasza bombka nie wybuchła. Zdjęli z niej odciski. Będą węszyć. A pro po atoma to musiał bym lecieć do bojówek biladena. Notabene i tak nie mam pewności czy by ją rozbroili. Zbyt wiele osób o niej wie więc po prostu znalazłem jej inne bezpieczniejsze miejsce.
- Roz mówiła że chcesz spadać
- No a pamiętasz jak było na początku - powiedziałem
- Quick ale ty wiesz że ja zabieram się z wami. Bo tylko ty jesteś w stanie załatwić sprawę Al, tylko ty masz kontakt. Po prostu myśleliśmy inaczej. To Roz nas uświadomiła.
- Drake wszyscy jesteśmy gnojami powiedziałem po drugiej szklance. - a mózgi mamy rozwinięte o jakieś 5-10 lat do przodu przez tą pieprzoną epidemię.
- Sorry że nie powstrzymałem Pati - powiedział
- Drake jeżeli coś się stanie blizniakom to ona i jej sucz zapłaci to życiem.
- Stary ja wiem i rozumiem ja ci nawet w tym pomogę to moja siostra w końcu jest. Dodatkowo głupia siostra.
Ja się podniosłem a Roz odraz zeszła z łóżka na którym leżała i przeglądała internet.
- Nie mów że jest głupia. Po prostu się nie zabezpiecza.
Drake odraz przeprosił.
- Też chciał bym tak ja wy... Al i ja.
- Drake'uś będzie dobrze ja to załatwię
- Ty wiesz Quick że twojej żonie a mojej siostrze widać już te blizniaki.
- Machają do ciebie rencami - uśmiechnąłem się - Drake będzie widać ale może za miesiąc. Niunia połóż się ja nie będę się bić ze szwagrem.
- U nas to chyba rodzinne - stwierdził Drake - zarabiać kulkę w ramie.
I wtedy o zgrozo jak na złe przyszła babcia. Zabrała nam alko wywaliła Drake'a z pokoju. Gdyż stwierdziła że już za pózno na wizyty i picie alkoholu a młode małżeństwo powinno zostać samo. Gdy tylko Drake się ulotnił bo raczej nie miał wyboru Roz dopytała niepewnie
- Poszedł byś do Grażyny misiu?
- Chcesz pooglądać księżyc czy gwiazdy kochanie
- Nie chciałam ptysia
- A wiesz skarbie że już prawie pierwsza w nocy - popatrzyła na mnie ze swoją minką.
- Dobrze kochanie pójdę - powiedziałem
Musiałem się zdrowo dobijać do domu Grażyny.
- Co się stało szefie? - otworzył drzwi Robert
- Możesz obudzić Grażynkę to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Gdzie znów leżą zwłoki - dopytał jeszcze nieprzytomny Robert - kto umarł
- Ptysie - powiedziałem widząc Grażynę
- Jakie ptysie? - dopytał Robert - umarły? To nowy projekt?
- Nie Grażynko masz ptysie może
- No trochę jeszcze coś tam zostało.
- To dawaj wszystko co zostało.
- Ale co macie jakąś imprezę? - dopytała
- No blizniaki chcą coś słodkiego
- Jakie blizniaki? - dopytała Grażyna i sama sobie na nie odpowiedziała - czyż by Roz była
Pokiwałem głową.
- Ale to nie może być szefa - załamała mnie
- One są moje Różyczka prędzej by coś sobie zrobiła niż dała się skrzywdzić w ten sposób. A jeżeli coś takiego miało by nawet miejsce to raczej by mi to powiedziała. My jesteśmy ze sobą szczerzy.
Bez odpowiedzi zapakowała mi to co miała.
- Policz ile tam wyszło Grażynko - powiedziałem - jutro ci zapłacę.
- Dobrze nie ma sprawy - powiedziała
Poszedłem do domu Roz zaspokoiła swoje kulinarne żądze. A ja pózniej namówiłem ją że muszę pooglądać te blizniaki. No fakt brzuszek miała twardawy ale tylko tyle.
- To co słonko idziemy spać? - dopytałem
Ale ku mojemu zdziwieniu spać poszliśmy koło 5.
- Wtedy z Damonem też tak miałaś? - dopytałem
Pokiwała głową.
- Dobrze że babcia była i wywaliła Drake'a bo inaczej nic by z ciebie nie było.
- Oj tam serduszko u mnie zawsze jest pełna gotowość bojowa.
Mimo wieczornej popijawy i nocnych amorów które były jazdą bez trzymanki. I tak nie zszedłem na śniadanie. Nie miałem nic do Drake'a do biednej Juli. Nawet Luke'a rozumiałem w pewnym sensie. Ale widoku reszty wrednych gęb nie zniosę.
- A Mściciel - dodał - to raczej była odrębna sprawa. I nie wiem o co jemu akurat chodziło. Więc świat powinien się zastanowić -kontynuował swą przemowę Ivanow - czy mamy do czynienia z kolejnym psychopatycznym Hitlerem bo Biladen był łaskawszy. A jego bojówki atakują konkretne cele. Natomiast Mściciel jest nie przewidywalny. Zniszczył lata pracy jego i jego ojca. Zniszczył projekt jego życia. Mówił o projekcie 113.
-Biedanctwo - powiedziałem sam do siebie - Alfredziki wyjebało w kosmos biedna Saszka. Ruseczek nie będzie miał zabaweczek. To ci powiem Sasza - gadałem do telewizora - twoich pięciu Alfrdów też znajdę i zaciukam
Nawet się nie spodziewałem gdy drzwi otworzyły się i do pokoju weszła profesorowa.
- Ta dziewczyna co ją dzisiaj przyprowadziłeś Czaruś. Ona w jakiś dziwny sposób umarła. A Juzio, Robert powiedział że zmarł na zawał. Zostałeś mi tylko ty Czaruś - babci przytuliła się do mnie - ja może i stara i głupia - kontynuowała - ale ja widzę jak oni wszyscy cię traktują. Twój kwiatek próbuje z nimi porozmawiać.
- Nie potrzebnie - powiedziałem
- Ja wiem Czaruś że ty uniosłeś się honorem. Przyniosłam ci kanapeczki. Chciałam Juzia godnie pochować.
- Dobrze jutro babciu jutro.
- Słyszałam że opuszczasz nas chciała bym byś zabrał mnie ze sobą. Potrzebujesz żeby ktoś ci uprał, zrobił jeść, posprzątał. Robert dał mi nowe leki. I chyba pomagają bo tak jakby nie zapominam.
- Zajmę się tym babciu ale jutro.
- No tak Czaruś tylko Juzia zamykałeś bo on zawinił ja wiem ale dziś nie chce być sama. Ale nie chciała bym wam przeszkadzać. Ty i twoja żona musicie sobie wyjaśnić.
- Babciu nic nie musimy wyjaśniać między sobą, jest okej
- No ale ona na przygnębioną i zmęczoną wygląda synku
- Babciu Różyczka będzie miała blizniaki jest w ciąży
- No widzisz i będę miała co robić przydam się. Porwały ją jakieś zbiry, zagłodziły przecież ona jak 100 nieszczęść wygląda synku.
- No tak ja wiem babciu pracujemy nad tym
- To mogę spać u Damona w pokoju na sofie? Nie będę wam przeszkadzać?
- Dobrze - zgodziłem się
- To na tego wstręciucha jesteś zły pokazała babcia na Ivanowa w telewizorze. Bo to ty synku zaprowadzasz swoją sprawiedliwość w Rosji prawda. Twoją sylwetkę poznała bym wszędzie.
Kurwa stara w swojej głupocie i ślepocie jest całkiem nie zła. Wtedy do pokoju weszła Roz.
- Tak pózno a babcia nie śpi? - dopytała
- Musisz regularnie się odżywiać - powiedziała babcia i dodała smutno że Juzio umarł - Dobrze dzieci kochane to ja nie będę wam przeszkadzać - kontynuowała babcia - idę spać do Damonaka
I wyszła.
- Co takiego? - zapytała lekko zszokowana i trochę oburzona Roz
- Skarbie przepraszam nie miałem siły się nie zgodzić.
- A ja? A my? Chciałam z tobą porozmawiać.
- Dobrze skarbie tylko ja zamknę drzwi
Zatrzymała mnie.
- Chciałabym żeby w tej rozmowie uczestniczył Drake
- Boisz się mnie? - dopytałem - dziwne że chcesz rozmawiać ze mną przy Drake'u.
- Chce bo on zrozumiał błąd nas wszystkich. I też chciał z tobą pogadać.
- A możemy zrobić inaczej słońce? - dopytałem - bo wiesz ja chce tylko najpierw jedno wiedzieć
- Kocham cię - uprzedziła moje pytanie które nie miało paść w ogóle.
- Po prostu chciałem zapytać - pominąłem odpowiedzi na nie byłe pytanie - czy w tej sekundzie, w tym momencie poleciała byś ze mną na koniec świata. Ja, ty i Damon. Bez Drake'a i całego tego barachła.
- Tak - powiedział bez zastanowienia - ale tęskniła bym za bratem dużo mu zawdzięczam.
- Wiesz kochanie że to była podpucha - uśmiechnąłem się. - a teraz zapytam poważnie. Bo chciałem pogadać z Drake'em i Luke'em bo ty bardzo mądra słońce jesteś chociaż z Mariuszem i Grześkiem też porozmawiam. Tylko Luke'a wykluczył bym z mojej rozmowy tylko wiesz to nie da się na sucho. Po prostu od jakiegoś czasu mam ochotę się nachlać.
- To może pościele łóżko - stwierdziła Roz
- Roz posłuchaj mnie. Nie możesz słać łóżka, nosić Damona, denerwować się.
- Ty chyba naprawdę musisz się napić - stwierdziła.
- Tak ty idz po Drake'a a ja pościelę ci wyrko. Dobrze a ten konował jutro dostanie ode mnie zapłatę i wiesz skarbie cieszę się że lubisz konwalie.
- A tak naprawdę co chciałeś powiedzieć bo już cię znam
- No to że masz sporo czasu żeby zastanowić się nad tymi tabletkami. Bo w tym tempie naprawdę będziemy mieli żłobek.
Roz się tylko uśmiechnęła i powiedziała coś takiego co wprawiło mnie w niesamowicie dobry nastrój.
- Bo ja misiu chyba jestem wiatropylna ty dmuchniesz a ja w ciąży.
- Dobrze że tylko moje dmuchanie na ciebie działa - uśmiechnąłem się
Pocałowała mnie i poszła po Drake'a. Musiała mu chyba powiedzieć bo przyszedł od razu z flaszką a za pazuchy wyjął drugą.
- Szwagier będziemy pić rudą szmatę czy ruską dziwkę sponiewierke.
- Skąd ty kurwa masz ruską wódę? - dopytałem
- Porwałem ją z Rosji - uśmiechnął się
- Ty wiesz Drake'uś że za porwanie jest paragraf?
- Quick powiedz mi po co wyprowadzałeś tego atoma z hangaru
- Dawaj rudą szmatę - powiedziałem - Drake jedna wasza bombka nie wybuchła. Zdjęli z niej odciski. Będą węszyć. A pro po atoma to musiał bym lecieć do bojówek biladena. Notabene i tak nie mam pewności czy by ją rozbroili. Zbyt wiele osób o niej wie więc po prostu znalazłem jej inne bezpieczniejsze miejsce.
- Roz mówiła że chcesz spadać
- No a pamiętasz jak było na początku - powiedziałem
- Quick ale ty wiesz że ja zabieram się z wami. Bo tylko ty jesteś w stanie załatwić sprawę Al, tylko ty masz kontakt. Po prostu myśleliśmy inaczej. To Roz nas uświadomiła.
- Drake wszyscy jesteśmy gnojami powiedziałem po drugiej szklance. - a mózgi mamy rozwinięte o jakieś 5-10 lat do przodu przez tą pieprzoną epidemię.
- Sorry że nie powstrzymałem Pati - powiedział
- Drake jeżeli coś się stanie blizniakom to ona i jej sucz zapłaci to życiem.
- Stary ja wiem i rozumiem ja ci nawet w tym pomogę to moja siostra w końcu jest. Dodatkowo głupia siostra.
Ja się podniosłem a Roz odraz zeszła z łóżka na którym leżała i przeglądała internet.
- Nie mów że jest głupia. Po prostu się nie zabezpiecza.
Drake odraz przeprosił.
- Też chciał bym tak ja wy... Al i ja.
- Drake'uś będzie dobrze ja to załatwię
- Ty wiesz Quick że twojej żonie a mojej siostrze widać już te blizniaki.
- Machają do ciebie rencami - uśmiechnąłem się - Drake będzie widać ale może za miesiąc. Niunia połóż się ja nie będę się bić ze szwagrem.
- U nas to chyba rodzinne - stwierdził Drake - zarabiać kulkę w ramie.
I wtedy o zgrozo jak na złe przyszła babcia. Zabrała nam alko wywaliła Drake'a z pokoju. Gdyż stwierdziła że już za pózno na wizyty i picie alkoholu a młode małżeństwo powinno zostać samo. Gdy tylko Drake się ulotnił bo raczej nie miał wyboru Roz dopytała niepewnie
- Poszedł byś do Grażyny misiu?
- Chcesz pooglądać księżyc czy gwiazdy kochanie
- Nie chciałam ptysia
- A wiesz skarbie że już prawie pierwsza w nocy - popatrzyła na mnie ze swoją minką.
- Dobrze kochanie pójdę - powiedziałem
Musiałem się zdrowo dobijać do domu Grażyny.
- Co się stało szefie? - otworzył drzwi Robert
- Możesz obudzić Grażynkę to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Gdzie znów leżą zwłoki - dopytał jeszcze nieprzytomny Robert - kto umarł
- Ptysie - powiedziałem widząc Grażynę
- Jakie ptysie? - dopytał Robert - umarły? To nowy projekt?
- Nie Grażynko masz ptysie może
- No trochę jeszcze coś tam zostało.
- To dawaj wszystko co zostało.
- Ale co macie jakąś imprezę? - dopytała
- No blizniaki chcą coś słodkiego
- Jakie blizniaki? - dopytała Grażyna i sama sobie na nie odpowiedziała - czyż by Roz była
Pokiwałem głową.
- Ale to nie może być szefa - załamała mnie
- One są moje Różyczka prędzej by coś sobie zrobiła niż dała się skrzywdzić w ten sposób. A jeżeli coś takiego miało by nawet miejsce to raczej by mi to powiedziała. My jesteśmy ze sobą szczerzy.
Bez odpowiedzi zapakowała mi to co miała.
- Policz ile tam wyszło Grażynko - powiedziałem - jutro ci zapłacę.
- Dobrze nie ma sprawy - powiedziała
Poszedłem do domu Roz zaspokoiła swoje kulinarne żądze. A ja pózniej namówiłem ją że muszę pooglądać te blizniaki. No fakt brzuszek miała twardawy ale tylko tyle.
- To co słonko idziemy spać? - dopytałem
Ale ku mojemu zdziwieniu spać poszliśmy koło 5.
- Wtedy z Damonem też tak miałaś? - dopytałem
Pokiwała głową.
- Dobrze że babcia była i wywaliła Drake'a bo inaczej nic by z ciebie nie było.
- Oj tam serduszko u mnie zawsze jest pełna gotowość bojowa.
Mimo wieczornej popijawy i nocnych amorów które były jazdą bez trzymanki. I tak nie zszedłem na śniadanie. Nie miałem nic do Drake'a do biednej Juli. Nawet Luke'a rozumiałem w pewnym sensie. Ale widoku reszty wrednych gęb nie zniosę.
poniedziałek, 4 grudnia 2017
Od Quicka
-Może ktoś mi wyjaśnić co się tu do cholery dzieje? Czy ja nie mogę porozmawiać z własną żoną?
Pati rzuciła się na mnie nim Drake zdążył w jakiś sposób zareagować. Wylądowaliśmy na podłodze szarpiąc się. Odepchnąłem ją i wstałem, ale jej to nie wystarczyło.
-Ty pierdolony debilu, jebany morderco - podchodziła do mnie powoli a ja nie chcąc się z nią tłuc cofałem się w stronę schodów - Posłuchaj mnie pieprzony gówniarzu, nikt powtarzam, nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny i zamykał jej w celi. Kim ty jesteś że masz taką władzę? Wszyscy staramy się znosić twoje jebane humorki
-Już za dużo - powiedziałaś Pati ostrzegł ją Drake, nie wiadomo z jakiego powodu.
Wtedy Patka rzuciła się na mnie i zjebaliśmy się ze schodów, no ona nawalała się jak regularny facet. W momencie gdy wylądowaliśmy pod nogami Roz i Pati zamachnęła się na mnie, lekko ją potrącając, tylko dzięki Luke'owi nie przewróciła się, bo ją podtrzymał, całe jedzenie Damona wylądowało na podłodze, a on sam zaczął płakać przestraszony.
-Dość tego suko, nie będziesz mi tu rodziny straszyła i rozbijała po kątach bo się zakochałaś.
Zacząłem się z nią więc bić jak z facetem. Po kilku chwilach unieruchomiłem ją i o mało ręki jej nie złamałem. Podniosłem się sam, potem ją z podłogi
-Nie żyjesz już szmato - powiedziałem sadzając ją na krzesło. To moja własna żona przedkłada nad rozmowę ze mną problem twojej dziewczyny i prosi bym ją wypuścił ja to wykonuję, a ty się na mnie rzucasz? Masz tu siedzieć grzecznie, bo inaczej Mariusz zabije twoje kochanie i skończę z tą miłością.
Wziąłem od Roz Damona podszedłem do niej.
-Nie uderzyła cię niechcący?
Nim Roz otworzyła twarz Drake powiedział.
-Coś jej odbiło i rzuciła się na niego z łapami.
-Nie musisz mnie bronić - fuknąłem - Sam umiem się tłumaczyć.
-Roz mówi że powinniśmy rozmawiać i słuchać się na wzajem szkoda że mówi to tylko do mnie.
-Mariusz wdrażamy w życie plan "B"
-Co oznacza to dla nas? - zapytał zaniepokojony Luke
-Tylko tyle że się wynoszę, bo wy nie jesteście moją rodziną, nigdy nią nie byliście, no może wtedy gdy byłem wam potrzebny. Teraz beze mnie będziecie mogli okradać banki, napadać na ludzi, rabować. No musicie radzić sobie sami. Ja zwijam interes i się wynoszę.
-Stary to tylko baba pogadaj ze mną chociaż - zaczął Drake - wszyscy daliśmy dupy, wszyscy nie jesteśmy ostatnio sobą
Usiadłem na chwile i milczałem Mariusz posadził Sonię obok Pati i wyszedł bez słowa. Roz usiadła mi na kolana nie protestowałem nawet ja przytuliłem. Usłyszeliśmy otwierającą się bramę Popatrzyłem w szmaragdowe oczy Roz i pogładziłem ją po brzuchu.
-To nie jest ich wina kochanie, chcę bardzo żeby się urodziły i były zdrowe i nigdy się ich nie wyprę. Widzisz Roz chciałem rozmawiać nawet się uspokoiłem, ale tu nie ma do kogo mówić, tu wszyscy wiedzą wszystko lepiej, trzeba więc przypomnieć wszystkim starą dobrą Polskę, gdzie ja nie będę ingerował w to czy ktoś ma co do gara wsadzić, bo do tego to jestem dobry i jest cacy Roz, ale reszta jest pe.
-Czemu Mariusz wystawia tą odbezpieczoną atomówkę? - dopytał Drake patrząc przez okno
-Bo zabieram zabawki i się wynoszę?
-Co oznacza to dla nas? - dopytał niepewnie.
-Tyle że posprzątam po sobie, zabieram wojsko i ich rodziny, mafię i spadam z waszego życia.
-Może pogadamy - zaproponował - obiecałeś mojej siostrze sam to powiedziałeś. Chcesz żeby musiała wybierać między mną a tobą.
-Nie chcę tego, ale tak wyszło Roz będziesz musiała wybierać i nie zabiorę ci Damona jak o to chodzi, nie chcę żebyś podejmowała decyzję pod wpływem presji, czy zostanie mały z tobą, tak zostanie jak ty tu zostaniesz.
-To wszystko moja wina - powiedziała Sonia.
-Cicho niech spierdala jak chce będzie spokój.
-No słyszałeś Drake czemu się bawić w jakieś zbędne dyskusje, zebrałem was wszystkich staliśmy się grupą, i do puki słuchaliście co do was mówię i się dogadywaliśmy było dobrze, rozwaliliśmy szpital a teraz no cóż już nie potrafimy rozmawiać, ja czuję się tak że jestem wam potrzebny do przetrwania, a tak tylko ze mną same kłopoty macie, więc kłopoty się wynoszą.
-Pójdę zrobię Damonowi nową kolacje, bo nawet normalnie dzieciak zjeść nie może - powiedziałem do Roz delikatnie ją podnosząc
-Choć mistrzu już pózno zrobimy amciu i pójdziesz luli
Ku mojemu zdziwieniu Roz poszła za mną.
-Nie zostawiaj mnie?
-Nie robię tego - pocałowałem ją - was nigdy nie zostawię, ty masz wybór kochanie możesz przecież jechać ze mną potraktuj to jako przeprowadzkę.
-A ze mną ... znaczy dasz mi czas bym mogła się zastanowić i poczekasz, ze mną na moją decyzję?
-Jeżeli tego chcesz słońce, oczywiście kocham cie i ciężko by mi było żyć bez ciebie - chciałem ją pocałować, ale Damon zaczął ciągnąć mnie do pokoju - Przepraszam ale mały jest głodny. Idziesz z nami?
-Tak tylko może butle zrobię jemu już na noc? - powiedziała Roz.
-Słusznie nie będzie trzeba już schodzić.
Poszedłem do pokoju po kilku minutach przyszła Roz Damon zjadł i zaczął wieczorną zabawę klockami ostatnio lubił układać jeden na drugim.
-Misiu bo ja pomyślałam że jak tak chcesz to nie musisz im pomagać ale mógł byś postawić tu gdzieś dom tylko dla nas bo chciała bym tu zostać ale nie bez ciebie bo cię kocham
Oczywiście rozmowę przerwało pukanie do drzwi, ale ja już się nie odezwałem Roz poszła do drzwi a ja do Damona po chwili przyszła.
-Pati chciała cię przeprosić a i możemy już zejść na kolację.
-Wybacz słonko nie będę jadł z tą rodziną, a Pati niech sobie te przeprosiny daruje.
-Dobrze to ja pójdę coś zjem i przyniosę tobie.
-Naprawdę nie jestem głodny słonko.
Pati rzuciła się na mnie nim Drake zdążył w jakiś sposób zareagować. Wylądowaliśmy na podłodze szarpiąc się. Odepchnąłem ją i wstałem, ale jej to nie wystarczyło.
-Ty pierdolony debilu, jebany morderco - podchodziła do mnie powoli a ja nie chcąc się z nią tłuc cofałem się w stronę schodów - Posłuchaj mnie pieprzony gówniarzu, nikt powtarzam, nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny i zamykał jej w celi. Kim ty jesteś że masz taką władzę? Wszyscy staramy się znosić twoje jebane humorki
-Już za dużo - powiedziałaś Pati ostrzegł ją Drake, nie wiadomo z jakiego powodu.
Wtedy Patka rzuciła się na mnie i zjebaliśmy się ze schodów, no ona nawalała się jak regularny facet. W momencie gdy wylądowaliśmy pod nogami Roz i Pati zamachnęła się na mnie, lekko ją potrącając, tylko dzięki Luke'owi nie przewróciła się, bo ją podtrzymał, całe jedzenie Damona wylądowało na podłodze, a on sam zaczął płakać przestraszony.
-Dość tego suko, nie będziesz mi tu rodziny straszyła i rozbijała po kątach bo się zakochałaś.
Zacząłem się z nią więc bić jak z facetem. Po kilku chwilach unieruchomiłem ją i o mało ręki jej nie złamałem. Podniosłem się sam, potem ją z podłogi
-Nie żyjesz już szmato - powiedziałem sadzając ją na krzesło. To moja własna żona przedkłada nad rozmowę ze mną problem twojej dziewczyny i prosi bym ją wypuścił ja to wykonuję, a ty się na mnie rzucasz? Masz tu siedzieć grzecznie, bo inaczej Mariusz zabije twoje kochanie i skończę z tą miłością.
Wziąłem od Roz Damona podszedłem do niej.
-Nie uderzyła cię niechcący?
Nim Roz otworzyła twarz Drake powiedział.
-Coś jej odbiło i rzuciła się na niego z łapami.
-Nie musisz mnie bronić - fuknąłem - Sam umiem się tłumaczyć.
-Roz mówi że powinniśmy rozmawiać i słuchać się na wzajem szkoda że mówi to tylko do mnie.
-Mariusz wdrażamy w życie plan "B"
-Co oznacza to dla nas? - zapytał zaniepokojony Luke
-Tylko tyle że się wynoszę, bo wy nie jesteście moją rodziną, nigdy nią nie byliście, no może wtedy gdy byłem wam potrzebny. Teraz beze mnie będziecie mogli okradać banki, napadać na ludzi, rabować. No musicie radzić sobie sami. Ja zwijam interes i się wynoszę.
-Stary to tylko baba pogadaj ze mną chociaż - zaczął Drake - wszyscy daliśmy dupy, wszyscy nie jesteśmy ostatnio sobą
Usiadłem na chwile i milczałem Mariusz posadził Sonię obok Pati i wyszedł bez słowa. Roz usiadła mi na kolana nie protestowałem nawet ja przytuliłem. Usłyszeliśmy otwierającą się bramę Popatrzyłem w szmaragdowe oczy Roz i pogładziłem ją po brzuchu.
-To nie jest ich wina kochanie, chcę bardzo żeby się urodziły i były zdrowe i nigdy się ich nie wyprę. Widzisz Roz chciałem rozmawiać nawet się uspokoiłem, ale tu nie ma do kogo mówić, tu wszyscy wiedzą wszystko lepiej, trzeba więc przypomnieć wszystkim starą dobrą Polskę, gdzie ja nie będę ingerował w to czy ktoś ma co do gara wsadzić, bo do tego to jestem dobry i jest cacy Roz, ale reszta jest pe.
-Czemu Mariusz wystawia tą odbezpieczoną atomówkę? - dopytał Drake patrząc przez okno
-Bo zabieram zabawki i się wynoszę?
-Co oznacza to dla nas? - dopytał niepewnie.
-Tyle że posprzątam po sobie, zabieram wojsko i ich rodziny, mafię i spadam z waszego życia.
-Może pogadamy - zaproponował - obiecałeś mojej siostrze sam to powiedziałeś. Chcesz żeby musiała wybierać między mną a tobą.
-Nie chcę tego, ale tak wyszło Roz będziesz musiała wybierać i nie zabiorę ci Damona jak o to chodzi, nie chcę żebyś podejmowała decyzję pod wpływem presji, czy zostanie mały z tobą, tak zostanie jak ty tu zostaniesz.
-To wszystko moja wina - powiedziała Sonia.
-Cicho niech spierdala jak chce będzie spokój.
-No słyszałeś Drake czemu się bawić w jakieś zbędne dyskusje, zebrałem was wszystkich staliśmy się grupą, i do puki słuchaliście co do was mówię i się dogadywaliśmy było dobrze, rozwaliliśmy szpital a teraz no cóż już nie potrafimy rozmawiać, ja czuję się tak że jestem wam potrzebny do przetrwania, a tak tylko ze mną same kłopoty macie, więc kłopoty się wynoszą.
-Pójdę zrobię Damonowi nową kolacje, bo nawet normalnie dzieciak zjeść nie może - powiedziałem do Roz delikatnie ją podnosząc
-Choć mistrzu już pózno zrobimy amciu i pójdziesz luli
Ku mojemu zdziwieniu Roz poszła za mną.
-Nie zostawiaj mnie?
-Nie robię tego - pocałowałem ją - was nigdy nie zostawię, ty masz wybór kochanie możesz przecież jechać ze mną potraktuj to jako przeprowadzkę.
-A ze mną ... znaczy dasz mi czas bym mogła się zastanowić i poczekasz, ze mną na moją decyzję?
-Jeżeli tego chcesz słońce, oczywiście kocham cie i ciężko by mi było żyć bez ciebie - chciałem ją pocałować, ale Damon zaczął ciągnąć mnie do pokoju - Przepraszam ale mały jest głodny. Idziesz z nami?
-Tak tylko może butle zrobię jemu już na noc? - powiedziała Roz.
-Słusznie nie będzie trzeba już schodzić.
Poszedłem do pokoju po kilku minutach przyszła Roz Damon zjadł i zaczął wieczorną zabawę klockami ostatnio lubił układać jeden na drugim.
-Misiu bo ja pomyślałam że jak tak chcesz to nie musisz im pomagać ale mógł byś postawić tu gdzieś dom tylko dla nas bo chciała bym tu zostać ale nie bez ciebie bo cię kocham
Oczywiście rozmowę przerwało pukanie do drzwi, ale ja już się nie odezwałem Roz poszła do drzwi a ja do Damona po chwili przyszła.
-Pati chciała cię przeprosić a i możemy już zejść na kolację.
-Wybacz słonko nie będę jadł z tą rodziną, a Pati niech sobie te przeprosiny daruje.
-Dobrze to ja pójdę coś zjem i przyniosę tobie.
-Naprawdę nie jestem głodny słonko.
Od Rozi
Nie mogłam sobie poradzić z tymi wszystkimi rewelacjami. Całe szczęście Drake był cały. Nie wiedziałam ile z tego co usłyszałam jest prawdą. Ile rzeczywiście powiedział im Quick. Nie wiedziałam gdzie poszedł i kiedy zamierza wrócić. Było już dość pózno. A może on w ogóle nie wróci. A to wszystko przez tą ciąże. I wtedy do domu wrócił Quick z tą dziewczyną. Była ładna dlaczego koło niego zawsze muszą się kręcić ładne dziewczyny. Przedstawił nam ją chociaż miał problemy aby przedstawić jej nas. Zauważyłam że się zawahał. Znów zachciało mi się płakać. Próbowałam powstrzymywać łzy. Damon podbiegł do niego.
- Roz wez go proszę - powiedział
Podeszłam i wzięłam Damona na ręce. Nie chciałam się rozpłakać ale nie mogłam powstrzymać łez.
Opowiadał że Virginia bo tak na imię miała dziewczyna uciekła od Saszy. Podobno była w ciąży. Robert miał się dowiedzieć czy dziewczyna ma w sobie Alfreda. Quick zajmuje się wszystkim tylko nie tym żeby ze mną porozmawiać. Uznał nawet że powinniśmy zjeść wszyscy razem bo muszą pogadać. Olał mnie wczoraj i to samo robi przez cały dzisiejszy dzień.
-... Porozmawiasz ze mną Roz tak kawałek chociaż. Tobie przecież nie można...
No nie wierze mówi mi że nie można mi się denerwować a nie robi nic bym się nie denerwowała tylko wręcz przeciwnie. Przecież i tak chce mnie zostawić. Nie chce tych dzieci więc co się przejmuje. Wrzasnęłam żeby poszedł na górę. Byłam wściekła ale bałam się że to może być nasza ostatnia rozmowa. Chodziłam w kółko po pokoju żeby jakoś się uspokoić. Gdy już się uspokoiłam, usiadłam obok niego. Wspomniałam że usłyszałam gadkę Mariusza z Grześkiem. A on sam przyznał się że właśnie to im powiedział. Przecież powtórzył dokładnie to co mówili. Naprawdę było mi przykro. Po tym chciał wyjść z pokoju. Nie mogłam na to pozwolić. I kiedy byłam pewna że nigdzie nie wyjdzie wspomniałam że powinien wypuścić Sonię.
- Dobrze zadzwonię niech wypuszczą granatową damę. I przyprowadzą do chaty. Chciałaś ze mną porozmawiać. To ja zamieniam się w słuch. Dodam tylko że jest mi bardzo przykro. Ze wszystkich powodów jakie by ci tylko przyszły do głowy.
Wziął telefon i zadzwoni do Mariusza by przyprowadził Sonię.
- Załatwione - powiedział gdy odłożył telefon
- Nie wiem co mam powiedzieć - wypaliłam - kocham cię John naprawdę i nie jestem z tobą tylko dlatego że jest Damon. I trochę przykro mi że tak myślisz. Byłam trochę zła że w naszą rocznicę poszedłeś załatwiać interesy. Ale wściekłam się jak rano zobaczyłam wiadomości i dowiedziałam się że pojechałeś do tej Rosji. Boję się jak bawisz się w tą swoją zabawę. Boję się że coś ci się stanie. Zwłaszcza że w kółko latasz z tą atomówką. I tak lubię konwalie bo kojarzą mi się z tobą i wcale nie musisz obdarowywać mnie prezentami. Bo kocham ciebie nie błyskotki - pocałowałam go - I musimy zacząć wszyscy ze sobą rozmawiać bo widzisz jak to się skończyło przecież wy mogliście się pozabijać.
- Na szczęście nic się nikomu nie stało - odparł
- Ale mogło się stać. Mogliście się pozabijać albo mogłeś wysadzić chłopaków w powietrze. Musimy zacząć rozmawiać o swoich planach a nie się na siebie obrażać.
- Słoneczko nie denerwuj się już
- Ale nie mam racji mogło to się skończyć o wiele gorzej
- No mogło ale się nie skończyło
I zaczął mnie całować.
- John - zaczęłam po chwili
- Tak
- Bo jak podsłuchałam tą rozmowę to usłyszałam że ty chcesz mnie zostawić. To prawda? - spytałam, Quick spojrzał na mnie. Nie odpowiedział więc spanikowałam. On naprawdę chce mnie zostawić. - Chcesz mnie zostawić? To przez to że jestem w ciąży? Oczywiście że przez to przecież byłeś zły jak ci powiedziałam...
Mój paniczny monolog przerwało pukanie do drzwi. I jakieś zamieszanie na korytarzu.
- Czego kurwa - wrzasnął
Drzwi się otworzyły a do środka wszedł Mariusz z dziewczyną o granatowych włosach a zaraz za nimi wściekła Pati i Drake który próbował ją uspokoić. Było już pózno i trzeba było dać Damonowi jeść. Mało co znów się nie popłakałam. Quick nie odpowiedział.
- Pójdę nakarmię Damona - oznajmiłam
Wzięłam go i zeszłam na dół.
Od Quicka
Gdy wszedłem do domu. A dokładniej do jego salonu. Wszyscy patrzyli na mnie jak na zjawę.
- To jest Virginia - przedstawiłem dziewczynę stojącą obok
- A to - zawahałem się - jest moja rodzina
Damon podbiegł do mnie
- Roz wez go proszę - na wszelki wypadek odsunąłem Damona od Virginii.
Gdy Roz do mnie podeszła popłynęły jej po policzkach łzy.
- Ty płaczesz? - dopytałem - ta głupio pytam przecież widzę - odpowiedziałem sobie na pytanie - No dobra to tyle jeśli chodzi o wstęp.
- Virginia i już - syknął Drake
- Nie wiem jak ma na nazwisko mówi trochę dziwacznie. Ktoś ją znalazł gdzieś. Dodatkowo chyba jest inkubatorem Saszy. I chce dzikiego mięsa. Dlatego ją tutaj przyprowadziłem Robert i profesorek muszą ją zbadać i potwierdzić czy mam raję czy też nie. Tak sobie myślę że powinniśmy zjeść jakiś posiłek. I pogadać bo jest chyba o czym.
- Ty to powinieneś porozmawiać z moją siostrą a swoją żoną - stwierdził Drake
Nim otworzyłem gębę Pati wywrzeszczała że powinienem oddać jej Sonię.
- A ty powinnaś zaprosić ją na obiad i przedstawić rodzinie. A nie... się po kontach. Swoją drogą jak wy to robicie?
- Naprawdę cię to ciekawi - wysyczał Drake
- A ty czego się wściekasz
- Bo krzywdzisz moją siostrę.
- No i widzisz Roz - powiedziałem - wszyscy twierdzą że cię krzywdzę. To że rodzina to tak oczywiście ale nawet konował tak twierdzi. Coś w tym chyba musi być.
W tym momencie przyszedł Robert.
- Krzysiek przyprowadzi profesora - powiedziałem - Mateusz a ty sprowadzi panią na dół. Robert tak na szybko jak będzie wiadomo że ona ma w środku to coś to musicie to usunąć. Proszę cię o info przez telefon. To nie jest sprawa przyziemna ale mam teraz ważniejszą. Niż to czy będę dziabał małego Alfreda widłami czy nie. Porozmawiasz ze mną Roz tak kawałek chociaż. Tobie przecież nie można... - zacząłem
Teraz to Roz wydarła się na mnie bym poszedł na górę. Rety pomyślałem. Po drodze spotkaliśmy na schodach Julkę i zakwitniętego Luke'a. Który o zgrozo próbował mnie pocałować.
- Rety Luke szaleju się nażarłeś. Wez ten ryj bo Roz gotowa pomyśleć że ja i ty.
- Idz na górę - powiedziała Roz
Więc poszedłem wlazłem do pokoju. Rozwaliłem dupę na wyrku gotów na opierdol a nawet na wpierdol. Roz chodziła po pokoju w to i z powrotem. A Damon krążył za nią krok w krok ze z fochaną miną. Przyznam że zaczęło mnie to bawić.
- Damon bo się zmęczysz - powiedziałem
Ale ten podniósł głowę do góry i łaził za Roz dalej.
- Roz a ty zamiast wrzeszczeć motorycznie będziesz sprawę załatwiać. Swoją drogą to ciekawie będzie wyglądać. Jak jeszcze dwoje dzieciaków będzie tak za tobą chodziło jak się wściekniesz. Normalnie jak kura z kurczakami. A poważnie dzwoniłem do Al. Wytłumaczyłem jej że wszystko jest ok. A Ivanow nie odbiera ode mnie telefonu. I przepraszam za wczoraj. Nie poradziłem sobie emocjonalnie z całą tą sytuacją. Za krótki odstęp między dobrymi wiadomościami i na końcu ten tekst konowała. Dlatego tak się wściekłem i pojechałem na Ruskich. I gdyby mi nie zależało na tobie tak jak mi zależy. To dziś też bym pojechał. Wczoraj przyznam zrobiłem tam żeż niewiniątek. Ale czy nie możemy zjeść spóznionej rocznicowej kolacji.
- I co znów ubierzesz mnie jak choinkę albo dasz mi drogę świecidełko.
- Właśnie o to chodzi - spuściłem głowę - że nie ma dla ciebie prezentu nawet kwiatów ci nie kupiłem bo w sumie to nawet nie wiem czy ty lubisz te cholerne konwalie nigdy cię o to nie pytałem. Zawsze robiłem co mi się podobało. Dawałem co uważałem za stosowne. A może ty ucieszyła byś się na przykład z głupiej pokrzywy. Albo z wianuszka z mleczy.
Roz uspokoiła się usiadła obok oparła mi głowę o ramię.
- Umiesz pleść wianki - dopytała
- Nawet całe sznurki jak siedziałem w jaskini to z nudów się nauczyłem. Pełno różnych traw tam rosło.
Bałem się ruszyć, bałem się przytulić ją do siebie.
- Wyglądasz jak zbity pies - powiedziała łamiącym się głosem
- Bo tak się też czuje
- Przez przypadek słyszałam rozmowę Mariusza z Grześkiem na nasz temat. Twierdzili że jestem z tobą tylko dla Damona.
- No i dodali jeszcze - dopowiedziałem - że boisz się że go zabiorę i takie tam. Wiesz Roz bo szczerze to czasami tak to wygląda. Wiesz jak ja wam zazdroszczę. Na przykład ty i Drake. Jedno drugiemu może się wyryczeć doradzić. Z Luke'em i Al było tak samo. A ja... mam nie siostrę tylko Hitlera w spódnicy.
Roz podniosła głowę. I ja skorzystałem z okazji i chciałem wyjść.
- Nie rób tego - poprosiła Roz
- To co ja mam teraz zrobić? - dopytałem
- Może posłuchaj co chcę ci powiedzieć
Damon stał również przy mnie i próbował naśladować Roz. Jego posłuchaj brzmiało jak posiusiaj, pociuciaj tata. Te jego słowa rozbawiły i mnie i Roz.
- Widzisz jaki jest inteligentny - powiedziałem - musiał po tobie to odziedziczyć bo raczej nie po mnie
Roz mnie posadziła na wyrko. Ściągnęła mi koszulkę usiadła na mnie i przytuliła się do mnie.
- Teraz powinieneś przesunąć się pod ścianę
A ja zacząłem dokańczać
- Jasne powinien wejść tu Krzysiek żeby nas po wkurzać i pózniej wwalić się pół rodziny z milionem problemów.
- No i by było tak jak wtedy gdy wróciłeś.
- No eh... - westchnąłem - tylko teraz mamy podwójnie.
- Nie uważasz że powinieneś wypuścić tą Sonie
- A kto to? - dopytałem
- Dziewczyna Pati
- Aa... ta z granatowymi włosami. To złodziejka jest może dlatego Pati nam jej nie przedstawiła
- Quick ludzie się ciebie po prostu boją. Naprawdę trzeba mieć nerwy żeby z tobą wytrzymać.
- Dobrze zadzwonię niech wypuszczą granatową damę. I przyprowadzą do chaty. Chciałaś ze mną porozmawiać. To ja zamieniam się w słuch. Dodam tylko że jest mi bardzo przykro. Ze wszystkich powodów jakie by ci tylko przyszły do głowy.
- To jest Virginia - przedstawiłem dziewczynę stojącą obok
- A to - zawahałem się - jest moja rodzina
Damon podbiegł do mnie
- Roz wez go proszę - na wszelki wypadek odsunąłem Damona od Virginii.
Gdy Roz do mnie podeszła popłynęły jej po policzkach łzy.
- Ty płaczesz? - dopytałem - ta głupio pytam przecież widzę - odpowiedziałem sobie na pytanie - No dobra to tyle jeśli chodzi o wstęp.
- Virginia i już - syknął Drake
- Nie wiem jak ma na nazwisko mówi trochę dziwacznie. Ktoś ją znalazł gdzieś. Dodatkowo chyba jest inkubatorem Saszy. I chce dzikiego mięsa. Dlatego ją tutaj przyprowadziłem Robert i profesorek muszą ją zbadać i potwierdzić czy mam raję czy też nie. Tak sobie myślę że powinniśmy zjeść jakiś posiłek. I pogadać bo jest chyba o czym.
- Ty to powinieneś porozmawiać z moją siostrą a swoją żoną - stwierdził Drake
Nim otworzyłem gębę Pati wywrzeszczała że powinienem oddać jej Sonię.
- A ty powinnaś zaprosić ją na obiad i przedstawić rodzinie. A nie... się po kontach. Swoją drogą jak wy to robicie?
- Naprawdę cię to ciekawi - wysyczał Drake
- A ty czego się wściekasz
- Bo krzywdzisz moją siostrę.
- No i widzisz Roz - powiedziałem - wszyscy twierdzą że cię krzywdzę. To że rodzina to tak oczywiście ale nawet konował tak twierdzi. Coś w tym chyba musi być.
W tym momencie przyszedł Robert.
- Krzysiek przyprowadzi profesora - powiedziałem - Mateusz a ty sprowadzi panią na dół. Robert tak na szybko jak będzie wiadomo że ona ma w środku to coś to musicie to usunąć. Proszę cię o info przez telefon. To nie jest sprawa przyziemna ale mam teraz ważniejszą. Niż to czy będę dziabał małego Alfreda widłami czy nie. Porozmawiasz ze mną Roz tak kawałek chociaż. Tobie przecież nie można... - zacząłem
Teraz to Roz wydarła się na mnie bym poszedł na górę. Rety pomyślałem. Po drodze spotkaliśmy na schodach Julkę i zakwitniętego Luke'a. Który o zgrozo próbował mnie pocałować.
- Rety Luke szaleju się nażarłeś. Wez ten ryj bo Roz gotowa pomyśleć że ja i ty.
- Idz na górę - powiedziała Roz
Więc poszedłem wlazłem do pokoju. Rozwaliłem dupę na wyrku gotów na opierdol a nawet na wpierdol. Roz chodziła po pokoju w to i z powrotem. A Damon krążył za nią krok w krok ze z fochaną miną. Przyznam że zaczęło mnie to bawić.
- Damon bo się zmęczysz - powiedziałem
Ale ten podniósł głowę do góry i łaził za Roz dalej.
- Roz a ty zamiast wrzeszczeć motorycznie będziesz sprawę załatwiać. Swoją drogą to ciekawie będzie wyglądać. Jak jeszcze dwoje dzieciaków będzie tak za tobą chodziło jak się wściekniesz. Normalnie jak kura z kurczakami. A poważnie dzwoniłem do Al. Wytłumaczyłem jej że wszystko jest ok. A Ivanow nie odbiera ode mnie telefonu. I przepraszam za wczoraj. Nie poradziłem sobie emocjonalnie z całą tą sytuacją. Za krótki odstęp między dobrymi wiadomościami i na końcu ten tekst konowała. Dlatego tak się wściekłem i pojechałem na Ruskich. I gdyby mi nie zależało na tobie tak jak mi zależy. To dziś też bym pojechał. Wczoraj przyznam zrobiłem tam żeż niewiniątek. Ale czy nie możemy zjeść spóznionej rocznicowej kolacji.
- I co znów ubierzesz mnie jak choinkę albo dasz mi drogę świecidełko.
- Właśnie o to chodzi - spuściłem głowę - że nie ma dla ciebie prezentu nawet kwiatów ci nie kupiłem bo w sumie to nawet nie wiem czy ty lubisz te cholerne konwalie nigdy cię o to nie pytałem. Zawsze robiłem co mi się podobało. Dawałem co uważałem za stosowne. A może ty ucieszyła byś się na przykład z głupiej pokrzywy. Albo z wianuszka z mleczy.
Roz uspokoiła się usiadła obok oparła mi głowę o ramię.
- Umiesz pleść wianki - dopytała
- Nawet całe sznurki jak siedziałem w jaskini to z nudów się nauczyłem. Pełno różnych traw tam rosło.
Bałem się ruszyć, bałem się przytulić ją do siebie.
- Wyglądasz jak zbity pies - powiedziała łamiącym się głosem
- Bo tak się też czuje
- Przez przypadek słyszałam rozmowę Mariusza z Grześkiem na nasz temat. Twierdzili że jestem z tobą tylko dla Damona.
- No i dodali jeszcze - dopowiedziałem - że boisz się że go zabiorę i takie tam. Wiesz Roz bo szczerze to czasami tak to wygląda. Wiesz jak ja wam zazdroszczę. Na przykład ty i Drake. Jedno drugiemu może się wyryczeć doradzić. Z Luke'em i Al było tak samo. A ja... mam nie siostrę tylko Hitlera w spódnicy.
Roz podniosła głowę. I ja skorzystałem z okazji i chciałem wyjść.
- Nie rób tego - poprosiła Roz
- To co ja mam teraz zrobić? - dopytałem
- Może posłuchaj co chcę ci powiedzieć
Damon stał również przy mnie i próbował naśladować Roz. Jego posłuchaj brzmiało jak posiusiaj, pociuciaj tata. Te jego słowa rozbawiły i mnie i Roz.
- Widzisz jaki jest inteligentny - powiedziałem - musiał po tobie to odziedziczyć bo raczej nie po mnie
Roz mnie posadziła na wyrko. Ściągnęła mi koszulkę usiadła na mnie i przytuliła się do mnie.
- Teraz powinieneś przesunąć się pod ścianę
A ja zacząłem dokańczać
- Jasne powinien wejść tu Krzysiek żeby nas po wkurzać i pózniej wwalić się pół rodziny z milionem problemów.
- No i by było tak jak wtedy gdy wróciłeś.
- No eh... - westchnąłem - tylko teraz mamy podwójnie.
- Nie uważasz że powinieneś wypuścić tą Sonie
- A kto to? - dopytałem
- Dziewczyna Pati
- Aa... ta z granatowymi włosami. To złodziejka jest może dlatego Pati nam jej nie przedstawiła
- Quick ludzie się ciebie po prostu boją. Naprawdę trzeba mieć nerwy żeby z tobą wytrzymać.
- Dobrze zadzwonię niech wypuszczą granatową damę. I przyprowadzą do chaty. Chciałaś ze mną porozmawiać. To ja zamieniam się w słuch. Dodam tylko że jest mi bardzo przykro. Ze wszystkich powodów jakie by ci tylko przyszły do głowy.
Od Rozi
Byłam wściekła na Quicka. Pojechał do Rosji jako Mściciel olewając mnie kompletnie. A mi powiedział że jakaś pilna sprawa. I nawet rano w spokoju nie mogłam z nim pogadać bo w kółko dzwonił ten telefon. Wściekła wróciłam do Juli. Jula próbowała się czegoś dowiedzieć ale nie miałam ochoty na gadki. Dokończyłam karmić Damona i przyszedł Quick. I znów zaczął gadać do mnie jak moja wściekła matka. Mimo wszystko poszłam do tego pokoju. Puścił mi te chore nagranie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Posrany lekarz próbował nakłonić Quicka by namówił mnie na aborcje. I te jego chore gadki. Że Quick mnie głodził. To chore. Naprawdę nie rozumiem takich ludzi. Nic nie wiedzą a uważają że jest inaczej. Rozumiałam że Quick się zdenerwował. Tylko nie byłam pewna o co bardziej. Czy chodziło o to że lekarz zaproponował aborcje czy to że osądził go że mnie głodzi. Mimo wszystko powinien ze mną porozmawiać wczoraj a nie bez słowa jako Mściciel jechać na Rosję. Ale żeby rewelacji było więcej Quick na tym nie zakończył. Powiedział że dzwoniła Al. I że prawdo podobnie Drake i Luke w tym samym czasie również byli u Saszy. I że trafili na siebie i do siebie strzelali. Po tych rewelacyjnych słowach oznajmił że mam 10 minut bo jedziemy do Polski i wyszedł. Bałam się że Drake'owi mogło się coś stać. Bo Quickowi na szczęście nic nie było. Boże właśnie tego w tym wszystkim się bałam że Quick w końcu trafi na jakiegoś idiotę któremu uda się go zabić. Powiedział do mnie Rozalio co znaczyło że był na mnie wściekły. Tylko nie rozumiałam dlaczego aż tak się na mnie wścieka. Przecież to on pojechał na Rosję, on bawi się w Mściciela i to on naraża życie. A teraz jeszcze może się okazać że mój brat nie żyje. Właściwie cały ten czas zmarnowałam na płakaniu. Jakim cudem ci kretyni do siebie strzelali co w tym amoku nie rozpoznają się wzajemnie. Ja ich chyba wszystkich uduszę. Po 10 minutach poszliśmy do helikoptera. Jula panikowała czy Luke żyje. A Quick poszedł gadać z Mariuszem i Grześkiem. Same kłopoty. Jak wylądowaliśmy Quick od razu poszedł do domu. Nawet na mnie nie patrząc. Nie rozumiałam o co mu chodzi chyba jakaś rozmowa mi się należy. Stwierdziłam że spróbuję się czegoś dowiedzieć i pogadam z Mariuszem i Grześkiem. Znaczy prędzej z Grześkiem niż Mariuszem. Stali obaj przed lotem tyłem do mnie i kurzyli faję. Coś gadali a że wyłapałam słowo szef to ustałam i uważniej się przysłuchałam ich rozmowie
- Wątpię żeby to były jego gnoje - wypalił Mariusz - na jego miejscu zrobił bym badania.
- Żeby lekarz takie rzeczy gadał - odparł Grzesiek
- Ta przecież ta biała suka w diamenty się ubiera - odparł Mariusz - szkoda mi go. Wszyscy grają do własnej bramki. Biała też raczej jest dobrą aktorką niż go kocha.
- A może mieć każdą - powiedział Grzesiek - ale mówiłeś coś że musimy z nim pogadać
Z ciszyli głosy więc bardziej musiałam się skupić.
- ... często powtarza że biała jest z nim tylko ze względu na gnoja. Bo boi się go stracić. Więc w takim razie uważa że ten związek nie ma sensu. Szefo coś kombinuje Grzechu.
- Znaczy? - dopytał
- Nie wiem aż tak mi się nie spowiada ale chyba chce stąd spadać i zostawić wszystko w pizdu. Musimy uważać bo bez niego ta osada padnie.
Gadali coś dalej ale ja i tak już za dużo się nasłuchałam. Nie wiedziałam co o tym myśleć chciało mi się wyć. On naprawdę tak im mówi. Naprawdę uważa że nasz związek nie ma sensu i że jestem z nim ze względu na Damona. Czułam się jak bym dostała w twarz. Człowiek dowiaduje się prawdy dopiero wtedy jak jej podsłucha. Wróciłam do domu. Jula czekała na mnie na podwórku.
- I co?
- Nie mogłam ich znalezć - odparłam
Nie mogłam się popłakać. We dwie weszłyśmy do domu. Nie zdążyłam nic powiedzieć i tak chyba nie była bym w stanie. Quick oznajmił że Drake zarobił od niego kulkę ale że jest opatrzony i że wszystko w porządku. Bez słowa skierowałam się do jego pokoju. Weszłam nawet nie pukając. Drake właśnie zakładał koszulkę i chyba zamierzał zejść na dół.
- Puka się - fuknął
- Z tobą wszystko okej? - dopytałam
Odkręcił się szybko w moją stronę. Znał mnie zbyt dobrze ciężko miałam coś przed nim ukrywać i chyba nie chciałam. Po policzkach popłynęły mi łzy
- Roz - powiedział i mnie przytulił - ze mną wszystko ok. No zostałem postrzelony przez twojego faceta fakt ale...
- Właśnie jakim cudem do siebie strzelaliście - warknęłam
- Mieliśmy bomby dymne nie widzieliśmy się dokładnie. Nie było szans żeby się rozpoznać
- Mogliście się pozabijać - warknęłam płacząc
- Ale się nie pozabijaliśmy. Nie miałem pojęcia że twój mąż wybierał się do Saszy z wizytą
- Ja też nie wiedziałam. Z reszto o waszej wizycie też nie. Jak mogliście tam jechać i się narażać.
- Roz nie wyj - powiedział - Luke poprosił bym pomógł mu odbić Al więc pomogłem. Plan był dobry tylko jej nie było w chacie. No i nie przewidzieliśmy że Quick również się zjawi. Ale nic się nie stało. Wszystko ok
- Nie jest ok - wypaliłam płacząc - mogliście się pozabijać. Musimy ze sobą rozmawiać.
- Pogadam z Quickiem
- Jestem w ciąży - wypaliłam
- Więc tym bardziej nie płacz - powiedział
- Ty nic nie rozumiesz. Wczoraj...
- Była wasza rocznica - zauważył Drake
- Nie przerywaj mi - fuknęłam - wczoraj byłam u lekarza a po wizycie Quick dziwnie się zachowywał
- Siostra jeżeli dopiero się dowiedział
- Dowiedział się dzień wcześniej - wyjaśniłam - i już dzień wcześniej mówiłam że to blizniaki
- Blizniaki - powtórzył Drake
- Pózniej powiedział że musi coś załatwić i pojechał jako Mściciel do Rosji. Dowiedziałam się rano i się z nim pokłóciłam.
- Roz proszę cię kłótnie się zdarzają.
- Tak ale przed chwilą usłyszałam gadkę Mariusza i Grześka.
- I? - dopytał
Popłakałam się jeszcze bardziej. Drake podał mi chusteczki
- I mówili że Quick chce mnie zostawić bo uważa że ten związek nie ma sensu. Bo ja jestem z nim tylko dlatego bo boje się stracić Damona. Przecież to nie prawda. On nie chce tych dzieci. Chce mnie zostawić bo zaszłam w ciąże.
- Tak powiedział czy sobie dośpiewałaś? - dopytał
- Jesteś dupkiem - fuknęłam - w ogóle mnie nie rozumiesz. Ja go kocham ale wszyscy dookoła sądzą inaczej. On też tak sądzi, on myśli że to nie jego dzieci.
- Siostra cholera uspokój się. Tak to jest jak się podsłuchuje. Mama zawsze powtarzała nie podsłuchuj. Gadają jakieś głupoty a ty je słuchasz. Przecież on cię kocha i nie chce cię zostawić. Idz teraz do niego i z nim pogadaj. A że się zdenerwowałaś i się z nim pokłóciłaś miałaś do tego prawo.
Ogarnęłam się i wróciłam do pokoju ale Quicka nie było. Damonem zajmowała się Grażyna.
- Gdzie Quick? - spytałam
- Poszedł się przejść - odparła
- Dawno? - dopytałam
- Nie jakieś parę minut temu
- Dziękuje że zajęłaś się Damonem. - wypaliłam biorąc Damona na ręce
- To żaden problem kochanie może w czymś mogę pomóc. Coś się stało?
- Nic się nie stało - odparłam o wiele za szybko
Ale Grażyna nie dociekała i poszła do siebie. Zeszłam na dół i nakarmiłam Damona. Pati zrobiła jakieś zamieszanie. Ale mało mnie to obchodziło. Przysiadł się do mnie Drake
- Gdzie Quick? - dopytał
- Też chciała bym wiedzieć - odparłam
- Nie gadaliście jeszcze
- W sumie to nie wiem o czym mam z nim gadać. - wyznałam - wiesz że lekarz powiedział Quickowi że powinnam zrobić aborcje.
- Z dzieckiem coś nie tak? - dopytał
- Z dziećmi - poprawiłam - nie wszystko w porządku. Uznał że Quick mnie głodzi jedynie. W sumie nie wiem czemu to zaproponował. Co się dzieje po co szukasz Quicka?
- Wsadził Sonie do paki
- Jaką Sonie? - dopytałam
- Dziewczynę Pati. Pomagała nam w akcji.
Po długim czasie wrócił Quick ale nie był sam. Towarzyszyła mu ładna ciemno włosa dziewczyna. To z nią spędził cały ten czas kiedy go nie było... Znów zachciało mi się płakać. Przecież słyszałam że Quick chce mnie zostawić. A jeżeli to ona jest powodem albo jakaś inna. Szlak dlaczego musiałam zajść w tą ciąże. To wszystko przez to gdybym nie była w ciąży wszystko było by normalnie. Wszystko się posypało od momentu kiedy mu powiedziałam.
- Wątpię żeby to były jego gnoje - wypalił Mariusz - na jego miejscu zrobił bym badania.
- Żeby lekarz takie rzeczy gadał - odparł Grzesiek
- Ta przecież ta biała suka w diamenty się ubiera - odparł Mariusz - szkoda mi go. Wszyscy grają do własnej bramki. Biała też raczej jest dobrą aktorką niż go kocha.
- A może mieć każdą - powiedział Grzesiek - ale mówiłeś coś że musimy z nim pogadać
Z ciszyli głosy więc bardziej musiałam się skupić.
- ... często powtarza że biała jest z nim tylko ze względu na gnoja. Bo boi się go stracić. Więc w takim razie uważa że ten związek nie ma sensu. Szefo coś kombinuje Grzechu.
- Znaczy? - dopytał
- Nie wiem aż tak mi się nie spowiada ale chyba chce stąd spadać i zostawić wszystko w pizdu. Musimy uważać bo bez niego ta osada padnie.
Gadali coś dalej ale ja i tak już za dużo się nasłuchałam. Nie wiedziałam co o tym myśleć chciało mi się wyć. On naprawdę tak im mówi. Naprawdę uważa że nasz związek nie ma sensu i że jestem z nim ze względu na Damona. Czułam się jak bym dostała w twarz. Człowiek dowiaduje się prawdy dopiero wtedy jak jej podsłucha. Wróciłam do domu. Jula czekała na mnie na podwórku.
- I co?
- Nie mogłam ich znalezć - odparłam
Nie mogłam się popłakać. We dwie weszłyśmy do domu. Nie zdążyłam nic powiedzieć i tak chyba nie była bym w stanie. Quick oznajmił że Drake zarobił od niego kulkę ale że jest opatrzony i że wszystko w porządku. Bez słowa skierowałam się do jego pokoju. Weszłam nawet nie pukając. Drake właśnie zakładał koszulkę i chyba zamierzał zejść na dół.
- Puka się - fuknął
- Z tobą wszystko okej? - dopytałam
Odkręcił się szybko w moją stronę. Znał mnie zbyt dobrze ciężko miałam coś przed nim ukrywać i chyba nie chciałam. Po policzkach popłynęły mi łzy
- Roz - powiedział i mnie przytulił - ze mną wszystko ok. No zostałem postrzelony przez twojego faceta fakt ale...
- Właśnie jakim cudem do siebie strzelaliście - warknęłam
- Mieliśmy bomby dymne nie widzieliśmy się dokładnie. Nie było szans żeby się rozpoznać
- Mogliście się pozabijać - warknęłam płacząc
- Ale się nie pozabijaliśmy. Nie miałem pojęcia że twój mąż wybierał się do Saszy z wizytą
- Ja też nie wiedziałam. Z reszto o waszej wizycie też nie. Jak mogliście tam jechać i się narażać.
- Roz nie wyj - powiedział - Luke poprosił bym pomógł mu odbić Al więc pomogłem. Plan był dobry tylko jej nie było w chacie. No i nie przewidzieliśmy że Quick również się zjawi. Ale nic się nie stało. Wszystko ok
- Nie jest ok - wypaliłam płacząc - mogliście się pozabijać. Musimy ze sobą rozmawiać.
- Pogadam z Quickiem
- Jestem w ciąży - wypaliłam
- Więc tym bardziej nie płacz - powiedział
- Ty nic nie rozumiesz. Wczoraj...
- Była wasza rocznica - zauważył Drake
- Nie przerywaj mi - fuknęłam - wczoraj byłam u lekarza a po wizycie Quick dziwnie się zachowywał
- Siostra jeżeli dopiero się dowiedział
- Dowiedział się dzień wcześniej - wyjaśniłam - i już dzień wcześniej mówiłam że to blizniaki
- Blizniaki - powtórzył Drake
- Pózniej powiedział że musi coś załatwić i pojechał jako Mściciel do Rosji. Dowiedziałam się rano i się z nim pokłóciłam.
- Roz proszę cię kłótnie się zdarzają.
- Tak ale przed chwilą usłyszałam gadkę Mariusza i Grześka.
- I? - dopytał
Popłakałam się jeszcze bardziej. Drake podał mi chusteczki
- I mówili że Quick chce mnie zostawić bo uważa że ten związek nie ma sensu. Bo ja jestem z nim tylko dlatego bo boje się stracić Damona. Przecież to nie prawda. On nie chce tych dzieci. Chce mnie zostawić bo zaszłam w ciąże.
- Tak powiedział czy sobie dośpiewałaś? - dopytał
- Jesteś dupkiem - fuknęłam - w ogóle mnie nie rozumiesz. Ja go kocham ale wszyscy dookoła sądzą inaczej. On też tak sądzi, on myśli że to nie jego dzieci.
- Siostra cholera uspokój się. Tak to jest jak się podsłuchuje. Mama zawsze powtarzała nie podsłuchuj. Gadają jakieś głupoty a ty je słuchasz. Przecież on cię kocha i nie chce cię zostawić. Idz teraz do niego i z nim pogadaj. A że się zdenerwowałaś i się z nim pokłóciłaś miałaś do tego prawo.
Ogarnęłam się i wróciłam do pokoju ale Quicka nie było. Damonem zajmowała się Grażyna.
- Gdzie Quick? - spytałam
- Poszedł się przejść - odparła
- Dawno? - dopytałam
- Nie jakieś parę minut temu
- Dziękuje że zajęłaś się Damonem. - wypaliłam biorąc Damona na ręce
- To żaden problem kochanie może w czymś mogę pomóc. Coś się stało?
- Nic się nie stało - odparłam o wiele za szybko
Ale Grażyna nie dociekała i poszła do siebie. Zeszłam na dół i nakarmiłam Damona. Pati zrobiła jakieś zamieszanie. Ale mało mnie to obchodziło. Przysiadł się do mnie Drake
- Gdzie Quick? - dopytał
- Też chciała bym wiedzieć - odparłam
- Nie gadaliście jeszcze
- W sumie to nie wiem o czym mam z nim gadać. - wyznałam - wiesz że lekarz powiedział Quickowi że powinnam zrobić aborcje.
- Z dzieckiem coś nie tak? - dopytał
- Z dziećmi - poprawiłam - nie wszystko w porządku. Uznał że Quick mnie głodzi jedynie. W sumie nie wiem czemu to zaproponował. Co się dzieje po co szukasz Quicka?
- Wsadził Sonie do paki
- Jaką Sonie? - dopytałam
- Dziewczynę Pati. Pomagała nam w akcji.
Po długim czasie wrócił Quick ale nie był sam. Towarzyszyła mu ładna ciemno włosa dziewczyna. To z nią spędził cały ten czas kiedy go nie było... Znów zachciało mi się płakać. Przecież słyszałam że Quick chce mnie zostawić. A jeżeli to ona jest powodem albo jakaś inna. Szlak dlaczego musiałam zajść w tą ciąże. To wszystko przez to gdybym nie była w ciąży wszystko było by normalnie. Wszystko się posypało od momentu kiedy mu powiedziałam.
Od Quicka
Po jakimś czasie. Od mojego powrotu zjawiła się Grażyna. Raczej bardziej z ciekawości niż z obowiązku. No w końcu miała swoją cukiernię. Wcześniej miałem telefon że w lesie znaleziono intruza. Kazałem tą osobę umieścić w celi na jednostce.
- Może chce szef odpocząć? - dopytała niepewnie Grażyna
- A zajęła byś się Damonem? Roz ma wiele na głowie. Po prostu nie uchwytna jest w tym domu na tą chwilę. No po za tym mamy sobie dużo do wyjaśnienia.
- Tak wiem szef nerwowy jest niech się szef przewietrzy ja posiedzę z Damonem.
Wyszedłem z domu i skierowałem się od razu na jednostkę. Gdy tylko wyszedłem za bramę. Zadzwoniłem do Mańka.
- Maniuś ja wiem że obiecałem ci spokój ale jak myślisz ten intruz to szpieg Ivanowa czy raczej ruchu oporu.
- Raczej spekulował bym ostrożnie szefie. W ogóle był bym ostrożny na pana miejscu.
- Okej - powiedziałem dobitnie przedłużając owe słowo.
Po chwili byłem na jednostce.
- Dawać mi to coś do biura.
- Szef nie zejdzie? - dopytał jeden z mafiozów
- Nie, panuje tam wilgoć i grzyb. To szkodzi włosom i zdrowiu. Zaciukać wszystkich co tam żyją oprócz granatowej lali i naszego intruza.
Poszedłem do biura. Tu przynajmniej mogę odpocząć od całego tego zgiełku pomyślałem. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
- Wejść
- Szefie my z tym intruzem
- Dawać go u na blat - wyjąłem spluwę.
W końcu na kimś trzeba się wyżyć.
- Rozkuć i wpuścić - powiedziałem
- Mamy czekać na rozkaz pod drzwiami - dopytał niepewnie mafiozo
- Dokładnie tak - powiedziałem - zabawię się trochę, zagram człowiekowi na emocjach
- Pomijając słowo zagram zabawi się szef faktycznie
- Za dużo gadasz szczurze - powiedziałem - dawać mi tu tego szpiega
Po chwili mafiozo wyszedł i przed moje biurko została na kolanach wrzucona osoba. Szczerze aż wstałem tak byłem zszokowany. Dziewczyna podniosła do góry głowę.
- Virginia - powiedziała
- Niewinność - odparłem
- Znaczy tak mam na imię przepana
Podszedłem do dziewczyny podałem jej rękę.
- No całkiem jak Maryna z janosika - powiedziałem
- Oglądał pan - dopytała
- Usiądz proszę - powiedziałem do niej - po prostu Quick - stwierdziłem
- Dziwnie tak zjawiskowo - dodała
Usiadłem obok niej
- Skąd się wzięłaś w tej demonologi?
- Powinieneś szybki zapytać jak się uchowałam w tym piekielnym świecie
- Niech zgadnę teleportowałaś się z innego wymiaru. Skąd wiesz co oznacza moja ksywka - kontynuowałem
- Anglikańskie wyjaśnienie normalka - wzruszyła ramionami
- Pewnie jesteś przestraszona i głodna - stwierdziłem
- Zostawiłeś żelazo na stole więc się ciebie nie obawiam ale fakt zeżarła bym dzika z kopytami
- Lubisz dziczyznę - zainteresowałem się
- Pan ojciec odkąd pamiętam polował tak żyliśmy. Odkąd pamiętam zamiast smoczka dawali mi do żucia mięso.
- To kim ty jesteś?
- Pochodzę z rodziny amiszów. Pan ojciec chciał mnie wydać za mąż i wtedy uciekłam bo się z tym nie zgadzam.
- No tak słyszałem coś o tym u was panuje starożytne prawo
Dziewczyna była zjawiskowa. Miała czarne proste gęste włosy równo obcięte kończące się w okolicach ud. Wielkie granatowe oczy, delikatne usta i śliczny uśmiech.
- Nosisz soczewki koloryzujące
- Nie - odpowiedziała zdziwiona - u nas zabronione. A wiesz co ci powiem szybki ostatnio wiele dziwnie wyglądających osób chciało mnie zjeść. Czy w Polsce panuje zjadalizm?
- Pytasz o kanibalizm? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie
- Nawet myślisz za szybko - stwierdziła
- To uważaj - ostrzegłem - bo ta ksywka nie wzięła się znikąd ja wszystko robię za szybko
- Sugerujesz że mógłbyś bez pozwolenictwa mojego pana ojca
- Szef bierze co chce i nie pyta o pozwolenie
- Coś ci się rozpruło? - dopytała
Rozbawiła mnie tym stwierdzeniem.
- Powiedzmy po twojemu że jestem tu królem
Ta padła na kolana skłoniła się i mówi
- Panie
- Virginio u was rządzi pastor, ksiądz no duchowny jednym słowem
- No tak i wszystkie owieczki jego są.
- Czyli baran - powiedziałem
- To obraza jego majestatu - stwierdziła - ale miałam być którąś jego żoną.
- Przestaliście już liczyć? - dopytałem
- Nie wiem co to liczyć chodzi o partię
- Nie umiesz liczyć? - dopytałem niedowierzając
- Umiem tylko żon nie liczę bo to wszystko w rodzinie zostaje a ja się z tym nie zgodziłam i się wykluczyłam. Czemu nie chcesz mnie zjeść? - dopytała
- Rety dziewczyno jaka ty trudna jesteś
- Jestem łatwa mogę się rozebrać nawet teraz - stwierdziła
- Nie mówi się łatwa tylko tania - poprawiłem ją
- No tak nie chce za seks świni
- Ale jaki seks - dopytałem zbity z tropu
- No wiesz ja bez ubrania ty bez ubrania ty leżysz na mnie i...
- I tralala - nie dałem jej dokończyć
- Pan ojciec mówił że nie ma przy tym muzyki jest tylko ból
- Ta i kwiczenie - dodałem
- Raczej jęczenie - skomentowała
- Dobra mniejsza o większość
- Nie prawda - sprzeciwiła się - u nas cena zależy od wielkości
A ja głupi zapytałem
- Od wielkości czego?
Wiedziałem trochę o amiszach.
- No - zawahała się dziewczyna patrząc na mnie
- Dobra nie kończ - wycofałem się
- Ale z tobą wszystko jest okej - powiedziała
- Po za tym że nie jestem amiszem i nie chce nim być to raczej tak. Moja żona nie narzeka przynajmniej do mnie
- Bo kobiety nie są od tego - stwierdziła - my jesteśmy od pracy, rodzenia, wychowywania dzieci i słuchania mężów
- A ty nie posłuchałaś i?
- I jak mnie ojciec znajdzie to albo wyda mnie za przyszłego męża albo zabije. A jak będę nie czysta to zabije na pewno.
- Jak ty tu się dostałaś? - dopytałem
- Uciekłam z Rosji - powiedziała
- Pamiętasz coś? - dopytałem
- Tylko faceta z brązowymi włosami i brodą taką jak kozy mają
- Ja pierdole choć ze mną - powiedziałem
Wziąłem dziewczynę za rękę i poprowadziłem do samochodu.
- A gdzie obiecana dzika świnia - dopytywała po drodze
Wyjąłem telefon wybrałem nr do Mariusza
- Mariusz wyjdz przed chatę za chwilę będę.
Zatrzymałem się przed jego chatę otworzyłem drzwi podałem dziewczynie rękę.
- To jest jak to mówi Robert projekt Alfred
- No jak by wszystkie projekty Saszy były takie ładne - stwierdził Maniek
- Uspokój się Maniek wołaj Roberta i Marko trzeba to, to zbadać. Spróbować wyciągnąć Alfreda. No nie wiem zabieram ją na chatę zadzwoń po Roberta i Marko.
Gdy wszedłem do domu z Virginią Drake niemalże od zdrowiał Luke się jak by odkochał. Roz spojrzała morderczym wzrokiem.
- Złapali Virginię w lesie - wyjaśniłem - jest amiszką i w brzuchu nosi Alfreda.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - dopytał Drake
- Sama to powiedziała. Saszę opisała dokładnie
Wtedy wszedł Robert poprosił by wypuścić profesora. I zabrali ją na badania.
- Może chce szef odpocząć? - dopytała niepewnie Grażyna
- A zajęła byś się Damonem? Roz ma wiele na głowie. Po prostu nie uchwytna jest w tym domu na tą chwilę. No po za tym mamy sobie dużo do wyjaśnienia.
- Tak wiem szef nerwowy jest niech się szef przewietrzy ja posiedzę z Damonem.
Wyszedłem z domu i skierowałem się od razu na jednostkę. Gdy tylko wyszedłem za bramę. Zadzwoniłem do Mańka.
- Maniuś ja wiem że obiecałem ci spokój ale jak myślisz ten intruz to szpieg Ivanowa czy raczej ruchu oporu.
- Raczej spekulował bym ostrożnie szefie. W ogóle był bym ostrożny na pana miejscu.
- Okej - powiedziałem dobitnie przedłużając owe słowo.
Po chwili byłem na jednostce.
- Dawać mi to coś do biura.
- Szef nie zejdzie? - dopytał jeden z mafiozów
- Nie, panuje tam wilgoć i grzyb. To szkodzi włosom i zdrowiu. Zaciukać wszystkich co tam żyją oprócz granatowej lali i naszego intruza.
Poszedłem do biura. Tu przynajmniej mogę odpocząć od całego tego zgiełku pomyślałem. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
- Wejść
- Szefie my z tym intruzem
- Dawać go u na blat - wyjąłem spluwę.
W końcu na kimś trzeba się wyżyć.
- Rozkuć i wpuścić - powiedziałem
- Mamy czekać na rozkaz pod drzwiami - dopytał niepewnie mafiozo
- Dokładnie tak - powiedziałem - zabawię się trochę, zagram człowiekowi na emocjach
- Pomijając słowo zagram zabawi się szef faktycznie
- Za dużo gadasz szczurze - powiedziałem - dawać mi tu tego szpiega
Po chwili mafiozo wyszedł i przed moje biurko została na kolanach wrzucona osoba. Szczerze aż wstałem tak byłem zszokowany. Dziewczyna podniosła do góry głowę.
- Virginia - powiedziała
- Niewinność - odparłem
- Znaczy tak mam na imię przepana
Podszedłem do dziewczyny podałem jej rękę.
- No całkiem jak Maryna z janosika - powiedziałem
- Oglądał pan - dopytała
- Usiądz proszę - powiedziałem do niej - po prostu Quick - stwierdziłem
- Dziwnie tak zjawiskowo - dodała
Usiadłem obok niej
- Skąd się wzięłaś w tej demonologi?
- Powinieneś szybki zapytać jak się uchowałam w tym piekielnym świecie
- Niech zgadnę teleportowałaś się z innego wymiaru. Skąd wiesz co oznacza moja ksywka - kontynuowałem
- Anglikańskie wyjaśnienie normalka - wzruszyła ramionami
- Pewnie jesteś przestraszona i głodna - stwierdziłem
- Zostawiłeś żelazo na stole więc się ciebie nie obawiam ale fakt zeżarła bym dzika z kopytami
- Lubisz dziczyznę - zainteresowałem się
- Pan ojciec odkąd pamiętam polował tak żyliśmy. Odkąd pamiętam zamiast smoczka dawali mi do żucia mięso.
- To kim ty jesteś?
- Pochodzę z rodziny amiszów. Pan ojciec chciał mnie wydać za mąż i wtedy uciekłam bo się z tym nie zgadzam.
- No tak słyszałem coś o tym u was panuje starożytne prawo
Dziewczyna była zjawiskowa. Miała czarne proste gęste włosy równo obcięte kończące się w okolicach ud. Wielkie granatowe oczy, delikatne usta i śliczny uśmiech.
- Nosisz soczewki koloryzujące
- Nie - odpowiedziała zdziwiona - u nas zabronione. A wiesz co ci powiem szybki ostatnio wiele dziwnie wyglądających osób chciało mnie zjeść. Czy w Polsce panuje zjadalizm?
- Pytasz o kanibalizm? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie
- Nawet myślisz za szybko - stwierdziła
- To uważaj - ostrzegłem - bo ta ksywka nie wzięła się znikąd ja wszystko robię za szybko
- Sugerujesz że mógłbyś bez pozwolenictwa mojego pana ojca
- Szef bierze co chce i nie pyta o pozwolenie
- Coś ci się rozpruło? - dopytała
Rozbawiła mnie tym stwierdzeniem.
- Powiedzmy po twojemu że jestem tu królem
Ta padła na kolana skłoniła się i mówi
- Panie
- Virginio u was rządzi pastor, ksiądz no duchowny jednym słowem
- No tak i wszystkie owieczki jego są.
- Czyli baran - powiedziałem
- To obraza jego majestatu - stwierdziła - ale miałam być którąś jego żoną.
- Przestaliście już liczyć? - dopytałem
- Nie wiem co to liczyć chodzi o partię
- Nie umiesz liczyć? - dopytałem niedowierzając
- Umiem tylko żon nie liczę bo to wszystko w rodzinie zostaje a ja się z tym nie zgodziłam i się wykluczyłam. Czemu nie chcesz mnie zjeść? - dopytała
- Rety dziewczyno jaka ty trudna jesteś
- Jestem łatwa mogę się rozebrać nawet teraz - stwierdziła
- Nie mówi się łatwa tylko tania - poprawiłem ją
- No tak nie chce za seks świni
- Ale jaki seks - dopytałem zbity z tropu
- No wiesz ja bez ubrania ty bez ubrania ty leżysz na mnie i...
- I tralala - nie dałem jej dokończyć
- Pan ojciec mówił że nie ma przy tym muzyki jest tylko ból
- Ta i kwiczenie - dodałem
- Raczej jęczenie - skomentowała
- Dobra mniejsza o większość
- Nie prawda - sprzeciwiła się - u nas cena zależy od wielkości
A ja głupi zapytałem
- Od wielkości czego?
Wiedziałem trochę o amiszach.
- No - zawahała się dziewczyna patrząc na mnie
- Dobra nie kończ - wycofałem się
- Ale z tobą wszystko jest okej - powiedziała
- Po za tym że nie jestem amiszem i nie chce nim być to raczej tak. Moja żona nie narzeka przynajmniej do mnie
- Bo kobiety nie są od tego - stwierdziła - my jesteśmy od pracy, rodzenia, wychowywania dzieci i słuchania mężów
- A ty nie posłuchałaś i?
- I jak mnie ojciec znajdzie to albo wyda mnie za przyszłego męża albo zabije. A jak będę nie czysta to zabije na pewno.
- Jak ty tu się dostałaś? - dopytałem
- Uciekłam z Rosji - powiedziała
- Pamiętasz coś? - dopytałem
- Tylko faceta z brązowymi włosami i brodą taką jak kozy mają
- Ja pierdole choć ze mną - powiedziałem
Wziąłem dziewczynę za rękę i poprowadziłem do samochodu.
- A gdzie obiecana dzika świnia - dopytywała po drodze
Wyjąłem telefon wybrałem nr do Mariusza
- Mariusz wyjdz przed chatę za chwilę będę.
Zatrzymałem się przed jego chatę otworzyłem drzwi podałem dziewczynie rękę.
- To jest jak to mówi Robert projekt Alfred
- No jak by wszystkie projekty Saszy były takie ładne - stwierdził Maniek
- Uspokój się Maniek wołaj Roberta i Marko trzeba to, to zbadać. Spróbować wyciągnąć Alfreda. No nie wiem zabieram ją na chatę zadzwoń po Roberta i Marko.
Gdy wszedłem do domu z Virginią Drake niemalże od zdrowiał Luke się jak by odkochał. Roz spojrzała morderczym wzrokiem.
- Złapali Virginię w lesie - wyjaśniłem - jest amiszką i w brzuchu nosi Alfreda.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - dopytał Drake
- Sama to powiedziała. Saszę opisała dokładnie
Wtedy wszedł Robert poprosił by wypuścić profesora. I zabrali ją na badania.
Od Pati
Chłopacy wreszcie dojechali. Nie było z nimi Al, Luke był załamany chyba niczego nie przyswajał a Drake postrzelony. Dopytywałam się co się stało ale mi nie odpowiedzieli. Miałam prowadzić bo tych dwoje nie było w stanie ale na szczęście Sonia mnie wyręczyła. Usiadłam przy Drake'u i próbowałam jakoś zatamować krwotok.
-Sonia jak najszybciej do domu- poprosiłam ,ktoś musiał go opatrzyć. - Drake gdzie Al?
-nie było jej w rezydencji- wyjaśnił po dłuższym czasie.
-Filip nas okłamał?- dopytałam. Plan był doskonały i wypalił mimo małych komplikacji związanych z nieproszonym gościem ale nikt nie przewidział że jej tam w ogóle nie będzie.
-Nie, po prostu jej nie było. Ale Luke chyba tego nie przyswoił.
I już nic nie powiedział. W ciszy dojechaliśmy do domu. Amanda od razu wzięła się za opatrywanie Drake'a, Luke zamknął się w pokoju.
-To może ja już pójdę- zaproponowała Sonia., kiedy sytuacja z Drake'em była pod kontrolą. Ta dziewczyna normalnie się bała tego domu.
-nie musisz, chodz.- i zaprowadziłam ją do pokoju.- poczekasz chwilę spróbuję pogadać z Luke'em.
Sonia skinęła głową i ostrożnie usiadła na łóżku.
-może kasę policz, może mi się trochę zejść- wyjaśniłam i poszłam do pokoju Luke. Zapukałam ale nie było żadnej reakcji a więc weszłam. Luke siedział na łóżku.
-Idz sobie- powiedział podnosząc na mnie wzrok. Usiadłam obok niego.
-jej tam nie było- wyjaśniłam
-nie prawda była, Filip mówił...
-nie było jej- przerwałam mu -Luke znajdziemy ją i odbijemy. Plan był dobry, po prostu musimy trzymać się razem, może pogadaj z Quickiem. Pamiętasz, szpital przejęliśmy w siódemkę. A więc odbicie osoby która chce być odbita nie powinno być trudniejsze.
Nie wiem czy go to pocieszyło ale nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć. Wstałam z łóża
-Julka ze mną zerwała- wyznał a ja z powrotem usiadłam - wiem że to cię nie obchodzi...
-nie prawda. Co prawda nie przepadam za Julą ale już mi przeszło, mam Sonię- wyjaśniłam, kiedyś wszytko sobie mówiliśmy ale wszystko rozwaliłam podkochując się w nim i jakoś tak wyszło, zrobiło się niezręcznie i zaczęliśmy się unikać. - może z nią pogadaj- doradziłam- powinno pomóc.
Luke skinął głową a ja wróciłam do swojego pokoju. Sonia wyrzuciła całą kasę na wyrko ale chyba nie była wstanie się skupić na jej liczeniu. Ona naprawdę się bała.
-Chyba szef wrócił, to ja już sobie pójdę- oznajmiła, podeszłam do niej i ją pocałowałam. W tym samym momencie do pokoju wparował wkurzony Quick.
Kazał mi pójść do salonu a Sonie zaczął wyzywać. Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej przerażonej. Trzeba było ją wtedy puścić. Przecież ten gnojek zawsze coś do mnie miał a więc było do przewidzenia że będzie się wyżywał na Sonii. Qucik spytał czy komuś coś się stało a więc wyjaśniłam jak sprawa wygląda z Drake'em. Kiedy weszliśmy do salonu do domu weszły dziewczyny. Rozi jak tylko się dowiedziała o postrzale poszła do Drake'a a Quick kazał przyprowadzić Luke'a. Biedak cały czas był przekonany że jego siostra nie żyje. Quick powiedział żeby poszedł z Julą pogadać bo mają o czym. Akurat to był dobry pomysł może Julka jakoś do niego przemówi i się pogodzą bo te rozstanie mu nie służy. Jak tylko poszli zwrócił się do mnie i zaczął posądzać o to wszystko Sonię choć przecież ona najmniej była w to zamieszana. Po co ja się uparłam aby ją zabierać. Powinnam odpuścić jak tylko Drake się nie zgodził. Ale ja nie chciałam z nim gadać, Sonia się strasznie go bała,a ten kazał ją zabrać na jednostkę co wywołało że po policzkach Sonii popłynęły łzy. To mnie tylko w tym utwierdziło. Sonię wyprowadzili a Quick zabrał Damona i sobie poszedł. Muszę odbić Sonię i się stąd wyniesiemy. Wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować potrzebne rzeczy. Okazało się że większość kasy to rosyjska waluta ale były też inne. Zgarnęłam część użytecznej kasy a resztę zostawiłam na wyrku. Niech sobie robią z nią co chcą. Wyszłam z pokoju i wpadłam na Julkę i Luke'a. Chyba się pogodzili ale pewności nie miałam.
-A ty gdzie?- spytał na wstępie i wepchnął mnie do pokoju.
-A jak myślisz?!- odparłam. -Sonia niczego nie zrobiła, chciała nam tylko pomóc a ten gnojek ja zabiję.
-na razie ją tylko zamknął. Pati nie można wszystkiego rozwiązywać dynamitem. Siadaj, pójdę po Drake i pogadamy z Quickiem aby ją wypuścił.
-ona się go boi nie mam zamiaru czekać- sprzeciwiłam się.
-Pati masz się stąd nie ruszać- rozkazał i sobie poszedł zostawiając mnie z Julką. Dziewczyna oparła się o drzwi. Wystarczyło by jej przywalić ale chyba to nie spodobało się Luke'owi.
-A ty czego ode mnie chcesz?- spytałam siadając na łóżku.
-Luke poprosił abym z tobą została- wyjaśniła.
-pogodziliście się?- dopytałam. Julka skinęła głową.
-Słuchaj przykro mi z powodu twojej...dziewczyny...
-Dobra daruj sobie- przerwałam jej- wcale nie musimy gadać. A już na pewno nie o Sonii.
-Ok- zgodziła się ale zaczęła gadać dalej -nie martw się, Quick porostu się trochę wkurzył, dużo przeszedł.
Jej wybraniania Quicka też nie chciałam słuchać ale już nic nie mówiłam.
-Jestem w ciąży- wyznała po chwili. Zdziwiona spojrzałam na nią.
-Luke wie?- spytałam, byłam pewna że gdyby wiedział nie odwalał by takich akcji.
-Przed chwilą mu powiedziałam- wyjaśniła.
-no to gratulacje.
-Jesteś zła?- spytał Julka siadając obok mnie.
-Dlaczego miałabym? To nie moje dziecko.
-Kochałaś Luke'a.- przypomniała
-Właśnie, czas przeszły.
-Czyli nie jesteś zła.
-nie jestem ale to wcale nie oznacza że cię lubię- mruknęłam w tej chwili do pokoju wszedł Luke z Drake'em.
-Pati co ty odwalasz?- spytał Drake.
-Co ja odwalam?- powtórzyłam- ja nic. Kiedy ty chciałeś odbić dziewczynę nie próbowałam ci wmówić że to zły pomysł, wręcz przeciwnie pomogłam ci, Sonia też.
-No właśnie a więc ja też jestem ci to winien. Pójdziemy do Quicka i mu wyjaśnimy.
-Nie mam zamiaru z nim gadać.- sprzeciwiłam się.
-Pati nie rób niczego głupiego.- wtrącił się Luke- Pójdziesz i pogadamy, chociaż ty może lepiej siedz cicho.
-A jak to nie pomoże to wydostaniemy ją po swojemu - dokończył Drake.
-Ok- zgodziłam się. Przecież można spróbować.
-Sonia jak najszybciej do domu- poprosiłam ,ktoś musiał go opatrzyć. - Drake gdzie Al?
-nie było jej w rezydencji- wyjaśnił po dłuższym czasie.
-Filip nas okłamał?- dopytałam. Plan był doskonały i wypalił mimo małych komplikacji związanych z nieproszonym gościem ale nikt nie przewidział że jej tam w ogóle nie będzie.
-Nie, po prostu jej nie było. Ale Luke chyba tego nie przyswoił.
I już nic nie powiedział. W ciszy dojechaliśmy do domu. Amanda od razu wzięła się za opatrywanie Drake'a, Luke zamknął się w pokoju.
-To może ja już pójdę- zaproponowała Sonia., kiedy sytuacja z Drake'em była pod kontrolą. Ta dziewczyna normalnie się bała tego domu.
-nie musisz, chodz.- i zaprowadziłam ją do pokoju.- poczekasz chwilę spróbuję pogadać z Luke'em.
Sonia skinęła głową i ostrożnie usiadła na łóżku.
-może kasę policz, może mi się trochę zejść- wyjaśniłam i poszłam do pokoju Luke. Zapukałam ale nie było żadnej reakcji a więc weszłam. Luke siedział na łóżku.
-Idz sobie- powiedział podnosząc na mnie wzrok. Usiadłam obok niego.
-jej tam nie było- wyjaśniłam
-nie prawda była, Filip mówił...
-nie było jej- przerwałam mu -Luke znajdziemy ją i odbijemy. Plan był dobry, po prostu musimy trzymać się razem, może pogadaj z Quickiem. Pamiętasz, szpital przejęliśmy w siódemkę. A więc odbicie osoby która chce być odbita nie powinno być trudniejsze.
Nie wiem czy go to pocieszyło ale nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć. Wstałam z łóża
-Julka ze mną zerwała- wyznał a ja z powrotem usiadłam - wiem że to cię nie obchodzi...
-nie prawda. Co prawda nie przepadam za Julą ale już mi przeszło, mam Sonię- wyjaśniłam, kiedyś wszytko sobie mówiliśmy ale wszystko rozwaliłam podkochując się w nim i jakoś tak wyszło, zrobiło się niezręcznie i zaczęliśmy się unikać. - może z nią pogadaj- doradziłam- powinno pomóc.
Luke skinął głową a ja wróciłam do swojego pokoju. Sonia wyrzuciła całą kasę na wyrko ale chyba nie była wstanie się skupić na jej liczeniu. Ona naprawdę się bała.
-Chyba szef wrócił, to ja już sobie pójdę- oznajmiła, podeszłam do niej i ją pocałowałam. W tym samym momencie do pokoju wparował wkurzony Quick.
Kazał mi pójść do salonu a Sonie zaczął wyzywać. Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej przerażonej. Trzeba było ją wtedy puścić. Przecież ten gnojek zawsze coś do mnie miał a więc było do przewidzenia że będzie się wyżywał na Sonii. Qucik spytał czy komuś coś się stało a więc wyjaśniłam jak sprawa wygląda z Drake'em. Kiedy weszliśmy do salonu do domu weszły dziewczyny. Rozi jak tylko się dowiedziała o postrzale poszła do Drake'a a Quick kazał przyprowadzić Luke'a. Biedak cały czas był przekonany że jego siostra nie żyje. Quick powiedział żeby poszedł z Julą pogadać bo mają o czym. Akurat to był dobry pomysł może Julka jakoś do niego przemówi i się pogodzą bo te rozstanie mu nie służy. Jak tylko poszli zwrócił się do mnie i zaczął posądzać o to wszystko Sonię choć przecież ona najmniej była w to zamieszana. Po co ja się uparłam aby ją zabierać. Powinnam odpuścić jak tylko Drake się nie zgodził. Ale ja nie chciałam z nim gadać, Sonia się strasznie go bała,a ten kazał ją zabrać na jednostkę co wywołało że po policzkach Sonii popłynęły łzy. To mnie tylko w tym utwierdziło. Sonię wyprowadzili a Quick zabrał Damona i sobie poszedł. Muszę odbić Sonię i się stąd wyniesiemy. Wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować potrzebne rzeczy. Okazało się że większość kasy to rosyjska waluta ale były też inne. Zgarnęłam część użytecznej kasy a resztę zostawiłam na wyrku. Niech sobie robią z nią co chcą. Wyszłam z pokoju i wpadłam na Julkę i Luke'a. Chyba się pogodzili ale pewności nie miałam.
-A ty gdzie?- spytał na wstępie i wepchnął mnie do pokoju.
-A jak myślisz?!- odparłam. -Sonia niczego nie zrobiła, chciała nam tylko pomóc a ten gnojek ja zabiję.
-na razie ją tylko zamknął. Pati nie można wszystkiego rozwiązywać dynamitem. Siadaj, pójdę po Drake i pogadamy z Quickiem aby ją wypuścił.
-ona się go boi nie mam zamiaru czekać- sprzeciwiłam się.
-Pati masz się stąd nie ruszać- rozkazał i sobie poszedł zostawiając mnie z Julką. Dziewczyna oparła się o drzwi. Wystarczyło by jej przywalić ale chyba to nie spodobało się Luke'owi.
-A ty czego ode mnie chcesz?- spytałam siadając na łóżku.
-Luke poprosił abym z tobą została- wyjaśniła.
-pogodziliście się?- dopytałam. Julka skinęła głową.
-Słuchaj przykro mi z powodu twojej...dziewczyny...
-Dobra daruj sobie- przerwałam jej- wcale nie musimy gadać. A już na pewno nie o Sonii.
-Ok- zgodziła się ale zaczęła gadać dalej -nie martw się, Quick porostu się trochę wkurzył, dużo przeszedł.
Jej wybraniania Quicka też nie chciałam słuchać ale już nic nie mówiłam.
-Jestem w ciąży- wyznała po chwili. Zdziwiona spojrzałam na nią.
-Luke wie?- spytałam, byłam pewna że gdyby wiedział nie odwalał by takich akcji.
-Przed chwilą mu powiedziałam- wyjaśniła.
-no to gratulacje.
-Jesteś zła?- spytał Julka siadając obok mnie.
-Dlaczego miałabym? To nie moje dziecko.
-Kochałaś Luke'a.- przypomniała
-Właśnie, czas przeszły.
-Czyli nie jesteś zła.
-nie jestem ale to wcale nie oznacza że cię lubię- mruknęłam w tej chwili do pokoju wszedł Luke z Drake'em.
-Pati co ty odwalasz?- spytał Drake.
-Co ja odwalam?- powtórzyłam- ja nic. Kiedy ty chciałeś odbić dziewczynę nie próbowałam ci wmówić że to zły pomysł, wręcz przeciwnie pomogłam ci, Sonia też.
-No właśnie a więc ja też jestem ci to winien. Pójdziemy do Quicka i mu wyjaśnimy.
-Nie mam zamiaru z nim gadać.- sprzeciwiłam się.
-Pati nie rób niczego głupiego.- wtrącił się Luke- Pójdziesz i pogadamy, chociaż ty może lepiej siedz cicho.
-A jak to nie pomoże to wydostaniemy ją po swojemu - dokończył Drake.
-Ok- zgodziłam się. Przecież można spróbować.
Od Mariusza
Ostatnie kilka dni to jakieś fatum było. Najpierw szef zajebał dwóch mafijnych przywódców no od kąt odzyskał blondynę to wszystko jak by wróciło do normy. Tylko Luke i Drake nie w sosie byli, no nie przemyślał szefo planu do końca. Przecież można było zwinąć je obie no, ale myślał że Iwanow też tam będzie, więc swoich kart do końca odkrywać nie chciał. Nie rozumiałem czemu uparł się by odzyskać tą całą Al, ale no tak postanowił. Potem ta impreza na jachcie nie wiedziałem, że w chuj tak wypasiony będzie a impra z takim rozmachem. Szef naprawdę stał się spokojniejszy bardziej wyrozumiały więcej myślał no i nie bawił się w te swoje gierki od czego Grzechu nie wytrzymał i dostał pierdolca. Z nim to gorszy stres mieliśmy niż w Afganistanie ,ale jednocześnie i lepiej, bo robota żadna. Nawet jak tą lale zajebał Grzechu to konsekwencji nie miał. Odbiło mu na dobre znów jak o tej ciąży blondyny się dowiedział, no ja to bym badania porobił, bo mało prawdopodobne by z nim bachory miała, ale ten postanowił zrobić piekło z Ruskimi co mu się udało no nawet my nie strzelaliśmy do cywilów a on jak leciało no i jeszcze te dziwne bomby. Nie wierzyłem że jest ktoś taki jak szef a jednak, bo ruch oporu to tak nie działał. Jak szef skończył się bawić to z Moskwy zostało sito trup na trupie, trupem przykryty. Teraz to i mi w dekiel pizdnęło po akcji aż się zrzygałem, ale to nie koniec jebanych problemów był, bo okazało się że tych dwóch też wtedy szukało siostry i dziewczyny, czyli tej Aleksandry czy mogło być jeszcze gorzej? No mogło teraz rozumiałem czemu mój szef taki jest, czemu wszystko tak a nie inaczej załatwia, wszystko ułożyło się w jedną całą układankę, gdy puścił nagranie z wizyty u lekarza każdy by się załamał, ale nie on no ludzie jak można zdrowe dzieci kazać dla kasy uśmiercać, bo szef to przeliczył i jak można tak mówić o nim toż ta biała suka w diamenty się ubierała. Najwyrazniej chciał się wygadać, może i nawet wypłakać ,biedny dzieciak, ale nie miał nikogo siostra suka, i wszyscy w koło to samo każdy do swojej bramki cisnął, tylko biała go chyba kochała, albo doskonale grała, ale teraz to i u niej sobie przejebał. Ja nie mogłem się pchać mu jako kumpel do zwierzania, bo byłem jego podwładnym. Miał plan na życie i wszystko zależało od białej suki to smutne, że ktoś może się tak zakodować jak szef. Mógł mieć każdą, ile suk w tym burdelu na niego czekało a on nic. Jego plan nic dobrego na osadzie by nie przyniósł dla nikogo to nie było by dobre rozwiązanie bez niego oni wszyscy zdechną pomalutku no powierzył mi tą tajemnicę żebym uszykował wszystko do drogi. Często powtarzał że biała to tylko ze względu na gnoja z nim jest to dało się zauważyć że boi stracić się gówniarza i szef pomyślał że skoro tylko dla tego z nim jest to większego sensu ten związek nie ma bo robi co on chce bo się boi ale czy go kocha wątpliwe. No szef to tak nie gadał ale człowiek widzi to i wie i dziś to chyba będzie jego smutny koniec z tą rodziną a co za tymi idzie koniec miasteczka, żarcia, problemy z ruchem, ruskami i zimnymi. Smutny koniec chłopaczka który nie umiejąc nic. Zrobił tak wiele dla ludzi i tak namieszał na całym świecie. Poszedłem pogadać z Grześkiem o tym może coś wymyślimy by wybić mu to ze łba a może jakoś dotrzeć do białej? ale ona dziś to tak wkurwiona że bez spluwy nie podchodz.
Od Quicka
Na wstępie gdy Roz się wykrzyczała na mnie i sobie poszła odebrałem telefon od spanikowanej Al. Nim zdążyłem coś powiedzieć usłyszałem głos Al.
-O Boże Quick co wy narobiliście - płakała do telefonu.
-Al uspokój się proszę - ale ona nie słuchała.
-Nic im nie jest - ciągnęła dalej swój monolog - powiedz że wrócili, a najlepiej że wcale ich tam nie było.
-Alex o czym ty do mnie mówisz? - dopytałem zdezorientowany.
-Wczoraj Mściciel napadł na Rosję a Dimitri mówi, że był tam ktoś jeszcze. Powiedz ,że Luke'owi i Drake'owi nic nie jest i są z tobą.
-Ja pierdole matoły jebane. Al oni wylecieli wczoraj do Polski, nie ma ich z nami - i wtedy znów mi przerwała.
-To oni sami pojechali oni nie żyją ten świr wysadził ich w powietrze - panikowała.
-Al uspokój się proszę, jak będę coś wiedział zadzwonię do ciebie, zaraz się zbieram no powiedzmy, że zadzwonię o 14 jeżeli nie będziesz odbierała będę dzwonił co 5 minut, tylko wycisz fona - i się rozłączyłem, nie czekając na jej odpowiedz.
Skierowałem się do pokoju Juli, gdzie jak myślałem była wściekła Roz.
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
-I nie będziesz musiała Rozalio wracaj w tej chwili do pokoju i bez dyskusji, mam dość wszystkiego Al dzwoniła tyle do pokoju. Jula to ciebie chwilowo nie dotyczy została byś z Damonem 5 minutek? I zebrała tego Angola za 20 minut wylatujemy do Polski.
-Dobrze nie zrobisz jej nic?
-Nie przecież ją kocham miała prawo się zdenerwować.
-A czemu do Polski lecimy przecież...
-No wiem wyniki, podlece po nie bo Al dzwoniła i mówiła, że chłopcy też tam wczoraj byli wiec narozrabialiśmy niezle wszyscy kurwa.
Jula pobladła a ja mimo wszystko wyszedłem do swojego pokoju po drodze do Mariusza zadzwoniłem.
-Mariusz podleć pod Etnę za 20 minut wylatujemy.
-Z tyłu go posadzę szefie.
-Dobra na razie - rozłączyłem się i wszedłem do pokoju ,gdzie na wyrku siedziała wkurwiona Roz. Nim zdążyła na nowo zacząć mnie opierdalać położyłem jej palec na ustach.
-Zanim powiesz coś czego możesz potem żałować posłuchaj tego nagrania, wyjąłem telefon z kieszeni i puściłem nagranie od momentu gdy konował kazał wyjść Roz za drzwi.
"-Proszę pana do 12 tygodnia ma pan prawo dokonać aborcji mimo że dzieci są zdrowe, ale ciąża za szybko i może być różnie. Jest pan nieodpowiedzialny, nie dba pan o żonę. Nie rozumiem przywozi ją pan na badania a skąpi jej pan na jedzenie.
-Nie jest tak doktorze to skomplikowane ja mam pieniądze Roz ma wszystko.
-Dobrze ważne żeby pan z żona porozmawiał i namówił ją na tę aborcje to kosztuje 5 tysięcy polskich złotych,"
-Dla tego tak się zachowywałem nie chciałem ci tego powiedzieć nie potrafiłem nie wiedziałem jak przecież one żyją biją im maleńkie serduszka nie mógł bym. On chce po prostu kasy.
Roz była w szoku trzymała się za twarz, z oczu płynęły jej łzy.
-Druga sprawa jest taka że własnie to rozmowa z tym konowałem spowodowała, że postanowiłem odbić Al i zabić Saszę, bo to on jest wszystkiemu winien taka sprawiedliwość. Dzwoniła Al i okazało się że pojechali tam też chłopacy i faktycznie jak sprawdzałem jego włości ktoś tam biegał nie wykluczone, że strzelaliśmy do siebie.
-A w banku była Pati - skomentowała - o boże co wy narobiliście co teraz?
-Wściekać się masz prawo jak najbardziej, uszykuj się masz 10 minut lecimy do Polski ja tych debili chyba pozabijam.
-O ile już tego nie zrobiłeś - skomentowała i zaczęła się szykować.
Po 10 minutach byliśmy już wszyscy przy windzie wziąłem Damona na ręce i wpakowaliśmy się do windy, nikt nic się nie odzywał. Poszliśmy do lota pozapinałem pasy dziewczynom i Angolowi i poszedłem na przód do chłopaków. Dziewczyny rozmawiały miedzy sobą i Angol też próbował wsadzić tam swoje parę zdań.
-Mariusz kieruj się na Polskę i lecimy z maksymalną prędkością.
-Niezle szefo wczoraj tańczył - skomentował Grzesiek.
-Ta tylko te dwa debile co poleciały do Polski też tam były i nie wiem czy żyją strzelaliśmy do siebie na wzajem no i jeszcze Pati pewnie ze swoja dziwką okradły ruski bank ,a Al tam nie było wiec wyjebałem tą Alfredzialnię w jebany kosmos. Muszę się teraz dowiedzieć czy tych dwóch żyje i zadzwonić do Al. Teraz rozmowy z nią nie było, ale może jak zadzwonię powie mi gdzie się znajduje. Ona nie wie że Mściciel to ja i na razie nie będę jej mówił, ona nie zrozumie ja tylko chciałem się zemścić za to: puściłem rozmowę z doktorkiem.
-No to się nie dziwie - skomentował Mariusz.
-A szefowa?
-Nie wiem Grzesiu jest wściekła na mnie wczoraj rocznica była a ja się spózniłem ,już spała od tego się zaczęło, potem zobaczyła akcję w telewizji i awantura, jeszcze obraziła się, że dobijała się do mnie spanikowana Al
Czas upłynął nam na rozmowie dość szybko.
-No jesteśmy sadzaj go przed domem wysadz pasażerów i przyjdzcie obaj. Ja im kurwa dam bawienie się w wojnę pierdolce jebane. Na jachcie można było to szybko załatwić, ale nie jeden chlał, drugi się fohnął.
Helikopter wylądował ja wyskoczyłem i pobiegłem do domu. Przywitała mnie siostra i na dzień dobry dowiedziałem się że Drake był ranny w ramie, ale sytuacja opanowana. Wpadłem do pokoju Pati a ta całowała się z jakąś damską kurwą, na wyrku leżała kasa co upewniło mnie że napadły na ten jebany bank.
-Patrycjo zapraszam do salonu a ty idziesz ze mną szmato - powiedziałem do dziewuchy - no kurwa kto włosy na granatowo maluje masz marny gust Patrycjo porażka eh. Wszyscy jesteście cali? - dopytałem.
-Tak tylko Drake zarobił kulkę od kogoś.
Weszły w tym momencie dziewczyny, nim zdążyły o coś zapytać powiedziałem.
-Drake zarobił ode mnie kulkę w ramie ale już jest opatrzony i w swoim pokoju.
Roz bez słowa poszła do niego do pokoju.
-Jula ty poczekaj Grzesiek idz po Luke wydałem komendę. Gdy Grzesiek go przyprowadził okazało się że jest jeszcze trzeżwy.
-Kurwa człowieku czy ty jesteś normalny? No uważałem że jesteś odpowiedzialny, ale ty dałeś dupy na całej linii, mój plan miałeś w dupie, ale z Drake'em pojechałeś.
-No oni zabili Al ona nie żyje.
-Nie zabili kretynie.
-Z kąt ty możesz to wiedzieć wyjebało w kosmos całą tą chatę, a ona tam była.
-Ja też tam byłem i jej tam nie było, sprawdziłem wszystkie pomieszczenia ,znam ten dom no dodatkowo są dwie sprawy, mam tu telefon. Roz dała Al swój i ona dziś dzwoniła jako że nagrywam wszystkie rozmowy, żeby je przeanalizować to w drodze wyjątku ci ją puszczę, choć powinienem dać ci w mordę.
Puściłem Luke'owi tę krótką rozmowę zobaczył datę, godzinę, przesłuchał jeszcze trzy razy i aż podskoczył z radości przytulając Jule.
-Naprawdę będzie można z nią dziś porozmawiać?
-No właśnie nie bardzo, zadzwonię i powiem że z wami oka, bo baterii musi oszczędzać a jak będę wiedział gdzie ją trzymają to pojadę i jej ze dwie przemycę jakoś i wtedy to pogadasz z nią uspokoiłem ciebie trochę? - dopytałem.
-Trochę tak..
-To dobrze bo teraz masz facet wielki problem.
-No wiem Jula....
-Jula ciebie kocha i musisz z nią porozmawiać naprawdę, i nie zepsuj tego.
-Jula przepraszam za siebie załamałem się porozmawiasz ze mną dasz mi szansę jeszcze jedną?
-Idzcie do siebie to co macie sobie do powiedzenia jest bardzo osobiste, ale chwila pobiegłem do biura wyjąłem czysty laptop, masz Jula faceci czasem jak nie zobaczą to nie uwierzą dasz sobie rade?
-Tak dzięki jesteś szurnięty, ale naprawdę w porządku - pocałowała mnie w policzek Jula i poszli z Luke do swojego pokoju.
-Pati może ty mi powiesz co to szmacisko tu robi?
Patrycja nie chciała ze mną rozmawiać.
-Mariusz na jednostkę z tym czymś i pod strażą złodziejkę, a i macie dziś wolne jak coś będę dzwonił.
-Od początku mnie nie cierpiałeś i na wzajem nie będę ci się tłumaczyła - syknęła.
-Nie musisz ale do puki sprawa się nie wyjaśni twoja suka siedzi na karnym dołku ja bym zaczął opowiadać.
Wziąłem Damona i poszliśmy do naszego pokoju, po drodze słyszałem jak Roz rozmawia z Drake. Usiadłem włączyłem u nas telewizor i zacząłem oglądać te wiadomości, po kilku minutach była już 14 wiec jak obiecałem zadzwoniłem do Al.
-Już coś wiesz?
-Tak Al posłuchaj oni tam faktycznie byli, ale są już w domu i są cali. Drake pewnie od Mściciela zarobił kulkę w ramie, ale nic mu nie jest gada teraz z Roz.
-Wiesz jak się cieszę - skomentowała Al.
-Al posłuchaj musisz się zorientować gdzie jesteś teraz, bo nie długo padnie ci bateria a ja nie wiem czy Iwanow poda mi adres, bo baterie jakoś ci przemycić muszę, to postaraj się to jakoś załatwić
I Al się rozłączyła.
Ja usiadłem na rogówkę i czekałem na Roz ,bo pewnie czeka mnie wykład, bo przecież wszystko jest moją winą wszyscy tak uważają nawet jebany konował. Wiec czemu moja wściekła żona ma mnie oszczędzić?
-O Boże Quick co wy narobiliście - płakała do telefonu.
-Al uspokój się proszę - ale ona nie słuchała.
-Nic im nie jest - ciągnęła dalej swój monolog - powiedz że wrócili, a najlepiej że wcale ich tam nie było.
-Alex o czym ty do mnie mówisz? - dopytałem zdezorientowany.
-Wczoraj Mściciel napadł na Rosję a Dimitri mówi, że był tam ktoś jeszcze. Powiedz ,że Luke'owi i Drake'owi nic nie jest i są z tobą.
-Ja pierdole matoły jebane. Al oni wylecieli wczoraj do Polski, nie ma ich z nami - i wtedy znów mi przerwała.
-To oni sami pojechali oni nie żyją ten świr wysadził ich w powietrze - panikowała.
-Al uspokój się proszę, jak będę coś wiedział zadzwonię do ciebie, zaraz się zbieram no powiedzmy, że zadzwonię o 14 jeżeli nie będziesz odbierała będę dzwonił co 5 minut, tylko wycisz fona - i się rozłączyłem, nie czekając na jej odpowiedz.
Skierowałem się do pokoju Juli, gdzie jak myślałem była wściekła Roz.
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
-I nie będziesz musiała Rozalio wracaj w tej chwili do pokoju i bez dyskusji, mam dość wszystkiego Al dzwoniła tyle do pokoju. Jula to ciebie chwilowo nie dotyczy została byś z Damonem 5 minutek? I zebrała tego Angola za 20 minut wylatujemy do Polski.
-Dobrze nie zrobisz jej nic?
-Nie przecież ją kocham miała prawo się zdenerwować.
-A czemu do Polski lecimy przecież...
-No wiem wyniki, podlece po nie bo Al dzwoniła i mówiła, że chłopcy też tam wczoraj byli wiec narozrabialiśmy niezle wszyscy kurwa.
Jula pobladła a ja mimo wszystko wyszedłem do swojego pokoju po drodze do Mariusza zadzwoniłem.
-Mariusz podleć pod Etnę za 20 minut wylatujemy.
-Z tyłu go posadzę szefie.
-Dobra na razie - rozłączyłem się i wszedłem do pokoju ,gdzie na wyrku siedziała wkurwiona Roz. Nim zdążyła na nowo zacząć mnie opierdalać położyłem jej palec na ustach.
-Zanim powiesz coś czego możesz potem żałować posłuchaj tego nagrania, wyjąłem telefon z kieszeni i puściłem nagranie od momentu gdy konował kazał wyjść Roz za drzwi.
"-Proszę pana do 12 tygodnia ma pan prawo dokonać aborcji mimo że dzieci są zdrowe, ale ciąża za szybko i może być różnie. Jest pan nieodpowiedzialny, nie dba pan o żonę. Nie rozumiem przywozi ją pan na badania a skąpi jej pan na jedzenie.
-Nie jest tak doktorze to skomplikowane ja mam pieniądze Roz ma wszystko.
-Dobrze ważne żeby pan z żona porozmawiał i namówił ją na tę aborcje to kosztuje 5 tysięcy polskich złotych,"
-Dla tego tak się zachowywałem nie chciałem ci tego powiedzieć nie potrafiłem nie wiedziałem jak przecież one żyją biją im maleńkie serduszka nie mógł bym. On chce po prostu kasy.
Roz była w szoku trzymała się za twarz, z oczu płynęły jej łzy.
-Druga sprawa jest taka że własnie to rozmowa z tym konowałem spowodowała, że postanowiłem odbić Al i zabić Saszę, bo to on jest wszystkiemu winien taka sprawiedliwość. Dzwoniła Al i okazało się że pojechali tam też chłopacy i faktycznie jak sprawdzałem jego włości ktoś tam biegał nie wykluczone, że strzelaliśmy do siebie.
-A w banku była Pati - skomentowała - o boże co wy narobiliście co teraz?
-Wściekać się masz prawo jak najbardziej, uszykuj się masz 10 minut lecimy do Polski ja tych debili chyba pozabijam.
-O ile już tego nie zrobiłeś - skomentowała i zaczęła się szykować.
Po 10 minutach byliśmy już wszyscy przy windzie wziąłem Damona na ręce i wpakowaliśmy się do windy, nikt nic się nie odzywał. Poszliśmy do lota pozapinałem pasy dziewczynom i Angolowi i poszedłem na przód do chłopaków. Dziewczyny rozmawiały miedzy sobą i Angol też próbował wsadzić tam swoje parę zdań.
-Mariusz kieruj się na Polskę i lecimy z maksymalną prędkością.
-Niezle szefo wczoraj tańczył - skomentował Grzesiek.
-Ta tylko te dwa debile co poleciały do Polski też tam były i nie wiem czy żyją strzelaliśmy do siebie na wzajem no i jeszcze Pati pewnie ze swoja dziwką okradły ruski bank ,a Al tam nie było wiec wyjebałem tą Alfredzialnię w jebany kosmos. Muszę się teraz dowiedzieć czy tych dwóch żyje i zadzwonić do Al. Teraz rozmowy z nią nie było, ale może jak zadzwonię powie mi gdzie się znajduje. Ona nie wie że Mściciel to ja i na razie nie będę jej mówił, ona nie zrozumie ja tylko chciałem się zemścić za to: puściłem rozmowę z doktorkiem.
-No to się nie dziwie - skomentował Mariusz.
-A szefowa?
-Nie wiem Grzesiu jest wściekła na mnie wczoraj rocznica była a ja się spózniłem ,już spała od tego się zaczęło, potem zobaczyła akcję w telewizji i awantura, jeszcze obraziła się, że dobijała się do mnie spanikowana Al
Czas upłynął nam na rozmowie dość szybko.
-No jesteśmy sadzaj go przed domem wysadz pasażerów i przyjdzcie obaj. Ja im kurwa dam bawienie się w wojnę pierdolce jebane. Na jachcie można było to szybko załatwić, ale nie jeden chlał, drugi się fohnął.
Helikopter wylądował ja wyskoczyłem i pobiegłem do domu. Przywitała mnie siostra i na dzień dobry dowiedziałem się że Drake był ranny w ramie, ale sytuacja opanowana. Wpadłem do pokoju Pati a ta całowała się z jakąś damską kurwą, na wyrku leżała kasa co upewniło mnie że napadły na ten jebany bank.
-Patrycjo zapraszam do salonu a ty idziesz ze mną szmato - powiedziałem do dziewuchy - no kurwa kto włosy na granatowo maluje masz marny gust Patrycjo porażka eh. Wszyscy jesteście cali? - dopytałem.
-Tak tylko Drake zarobił kulkę od kogoś.
Weszły w tym momencie dziewczyny, nim zdążyły o coś zapytać powiedziałem.
-Drake zarobił ode mnie kulkę w ramie ale już jest opatrzony i w swoim pokoju.
Roz bez słowa poszła do niego do pokoju.
-Jula ty poczekaj Grzesiek idz po Luke wydałem komendę. Gdy Grzesiek go przyprowadził okazało się że jest jeszcze trzeżwy.
-Kurwa człowieku czy ty jesteś normalny? No uważałem że jesteś odpowiedzialny, ale ty dałeś dupy na całej linii, mój plan miałeś w dupie, ale z Drake'em pojechałeś.
-No oni zabili Al ona nie żyje.
-Nie zabili kretynie.
-Z kąt ty możesz to wiedzieć wyjebało w kosmos całą tą chatę, a ona tam była.
-Ja też tam byłem i jej tam nie było, sprawdziłem wszystkie pomieszczenia ,znam ten dom no dodatkowo są dwie sprawy, mam tu telefon. Roz dała Al swój i ona dziś dzwoniła jako że nagrywam wszystkie rozmowy, żeby je przeanalizować to w drodze wyjątku ci ją puszczę, choć powinienem dać ci w mordę.
Puściłem Luke'owi tę krótką rozmowę zobaczył datę, godzinę, przesłuchał jeszcze trzy razy i aż podskoczył z radości przytulając Jule.
-Naprawdę będzie można z nią dziś porozmawiać?
-No właśnie nie bardzo, zadzwonię i powiem że z wami oka, bo baterii musi oszczędzać a jak będę wiedział gdzie ją trzymają to pojadę i jej ze dwie przemycę jakoś i wtedy to pogadasz z nią uspokoiłem ciebie trochę? - dopytałem.
-Trochę tak..
-To dobrze bo teraz masz facet wielki problem.
-No wiem Jula....
-Jula ciebie kocha i musisz z nią porozmawiać naprawdę, i nie zepsuj tego.
-Jula przepraszam za siebie załamałem się porozmawiasz ze mną dasz mi szansę jeszcze jedną?
-Idzcie do siebie to co macie sobie do powiedzenia jest bardzo osobiste, ale chwila pobiegłem do biura wyjąłem czysty laptop, masz Jula faceci czasem jak nie zobaczą to nie uwierzą dasz sobie rade?
-Tak dzięki jesteś szurnięty, ale naprawdę w porządku - pocałowała mnie w policzek Jula i poszli z Luke do swojego pokoju.
-Pati może ty mi powiesz co to szmacisko tu robi?
Patrycja nie chciała ze mną rozmawiać.
-Mariusz na jednostkę z tym czymś i pod strażą złodziejkę, a i macie dziś wolne jak coś będę dzwonił.
-Od początku mnie nie cierpiałeś i na wzajem nie będę ci się tłumaczyła - syknęła.
-Nie musisz ale do puki sprawa się nie wyjaśni twoja suka siedzi na karnym dołku ja bym zaczął opowiadać.
Wziąłem Damona i poszliśmy do naszego pokoju, po drodze słyszałem jak Roz rozmawia z Drake. Usiadłem włączyłem u nas telewizor i zacząłem oglądać te wiadomości, po kilku minutach była już 14 wiec jak obiecałem zadzwoniłem do Al.
-Już coś wiesz?
-Tak Al posłuchaj oni tam faktycznie byli, ale są już w domu i są cali. Drake pewnie od Mściciela zarobił kulkę w ramie, ale nic mu nie jest gada teraz z Roz.
-Wiesz jak się cieszę - skomentowała Al.
-Al posłuchaj musisz się zorientować gdzie jesteś teraz, bo nie długo padnie ci bateria a ja nie wiem czy Iwanow poda mi adres, bo baterie jakoś ci przemycić muszę, to postaraj się to jakoś załatwić
I Al się rozłączyła.
Ja usiadłem na rogówkę i czekałem na Roz ,bo pewnie czeka mnie wykład, bo przecież wszystko jest moją winą wszyscy tak uważają nawet jebany konował. Wiec czemu moja wściekła żona ma mnie oszczędzić?
niedziela, 3 grudnia 2017
Od Rozi
Nie miałam pojęcia co dzieje się z Quickiem. Od wizyty u tego głupiego lekarza był jakiś dziwny. Miałam nadzieje że wieczorem porozmawiamy. Bo zaczynałam się martwić. Naprawdę już nie wiedziałam, może tak naprawdę on nie chce tych dzieci i o to chodzi. Ale Quick wieczorem przyszedł i powiedział że ma do załatwienia jakąś sprawę. Obiecał że wróci na kolację. Godziny mijany a on nie wracał. Zjedliśmy kolację, położyłam spać Damona. Jula dotrzymywała mi towarzystwa, obie oglądałyśmy jakieś głupoty w telewizji.
- Jest już pózno będę lecieć do siebie - wypaliła Jula
Miała racje faktycznie było pózno. Jula poszła do siebie a ja nadal patrzyłam na telewizje. Naprawdę liczyłam na tą kolację. Zwłaszcza że to była nasza rocznica. Zresztą powinnam zacząć się przyzwyczajać podobno faceci z czasem zawsze zapominają o rocznicy. Było około 23 kiedy wyłączyłam telewizor i położyłam się do łóżka. Przebudziłam się jak wrócił Quick. Ale zaraz zasnęłam i nie zdołałam z nim pogadać.
Rano jak zawsze obudził mnie Damon. Quick nadal spał. Więc nie chcąc go budzić ogarnęłam się zabrałam Damona i wyszłam. Jula złapała mnie na korytarzu
- Musisz coś zobaczyć - mruknęła
- Damon jest głodny - odparłam
- Oj chodz zamówimy do pokoju.
- Jula czy ty naprawdę nie masz co robić - mruknęłam ale poszłam za nią do jej pokoju
Telewizor był włączony i właśnie leciały jakieś wiadomości
- Na każdym kanale o tym mówią
Więc skupiłam się na tym o czym mówią. Mówili właśnie o jakimś napadzie z bronią na bank w Moskwie. Pokazali nawet jakieś ujęcie z kamer.
- Ty to...
- Też tak sądzę przypomina mi Pati - powiedziała Jula - ale oglądaj dalej
No więc posłusznie usiadłam na łóżko i zaczęłam oglądać wiadomości. Ostatniego wieczoru w Moskwie dużo się działo. napadli na bank, na całym mieście wybuchały bomby. A wszystko połączyli z Mścicielem którego nie zabrakło. A willa wielkiego biznesmena Ivanowa wybuchła w powietrze. Pokazywali zrujnowane miasto. Podawali liczbę ofiar rannych i śmiertelnych.
Byłam wściekła to ta jego wielka sprawa. Zamiast ze mną porozmawiać i zjeść kolację on wybrał się do Rosji pobawić się w Mściciela.
- Zajmiesz się Damonem? - spytałam
- Tak - odparła
- Damonek zjedz ładnie śniadanko z ciocią
Minęłam się w drzwiach z obsługą. I wróciłam do pokoju. Quick nadal spał.
- Quick obudzi się - fuknęłam
- Coś się stało? - spytał zaspanym głosem nie otwierając oczu. Wtedy rozdzwonił się jego telefon ale totalnie go olał.
- Ty mi powiedz - warknęłam - nie wiesz, najlepiej powiedz mi co robiłeś wczoraj jak cię nie było. Wyjaśnisz mi to! - włączyłam telewizor gdzie nadal leciały wiadomości gdzie nadal mówili o Mścicielu. - wolałeś to - wskazałam na telewizor - niż porozmawiać ze mną w naszą rocznicę. Dzisiaj też możesz bawić się w Mściciela bo chyba nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - jego telefon rozdzwonił się już chyba piąty raz - I odbierz wreszcie ten cholerny telefon - warknęłam i wyszłam z pokoju.
Jak on mógł. Naprawdę woli te swoje przebieranki ode mnie.
- Jest już pózno będę lecieć do siebie - wypaliła Jula
Miała racje faktycznie było pózno. Jula poszła do siebie a ja nadal patrzyłam na telewizje. Naprawdę liczyłam na tą kolację. Zwłaszcza że to była nasza rocznica. Zresztą powinnam zacząć się przyzwyczajać podobno faceci z czasem zawsze zapominają o rocznicy. Było około 23 kiedy wyłączyłam telewizor i położyłam się do łóżka. Przebudziłam się jak wrócił Quick. Ale zaraz zasnęłam i nie zdołałam z nim pogadać.
Rano jak zawsze obudził mnie Damon. Quick nadal spał. Więc nie chcąc go budzić ogarnęłam się zabrałam Damona i wyszłam. Jula złapała mnie na korytarzu
- Musisz coś zobaczyć - mruknęła
- Damon jest głodny - odparłam
- Oj chodz zamówimy do pokoju.
- Jula czy ty naprawdę nie masz co robić - mruknęłam ale poszłam za nią do jej pokoju
Telewizor był włączony i właśnie leciały jakieś wiadomości
- Na każdym kanale o tym mówią
Więc skupiłam się na tym o czym mówią. Mówili właśnie o jakimś napadzie z bronią na bank w Moskwie. Pokazali nawet jakieś ujęcie z kamer.
- Ty to...
- Też tak sądzę przypomina mi Pati - powiedziała Jula - ale oglądaj dalej
No więc posłusznie usiadłam na łóżko i zaczęłam oglądać wiadomości. Ostatniego wieczoru w Moskwie dużo się działo. napadli na bank, na całym mieście wybuchały bomby. A wszystko połączyli z Mścicielem którego nie zabrakło. A willa wielkiego biznesmena Ivanowa wybuchła w powietrze. Pokazywali zrujnowane miasto. Podawali liczbę ofiar rannych i śmiertelnych.
Byłam wściekła to ta jego wielka sprawa. Zamiast ze mną porozmawiać i zjeść kolację on wybrał się do Rosji pobawić się w Mściciela.
- Zajmiesz się Damonem? - spytałam
- Tak - odparła
- Damonek zjedz ładnie śniadanko z ciocią
Minęłam się w drzwiach z obsługą. I wróciłam do pokoju. Quick nadal spał.
- Quick obudzi się - fuknęłam
- Coś się stało? - spytał zaspanym głosem nie otwierając oczu. Wtedy rozdzwonił się jego telefon ale totalnie go olał.
- Ty mi powiedz - warknęłam - nie wiesz, najlepiej powiedz mi co robiłeś wczoraj jak cię nie było. Wyjaśnisz mi to! - włączyłam telewizor gdzie nadal leciały wiadomości gdzie nadal mówili o Mścicielu. - wolałeś to - wskazałam na telewizor - niż porozmawiać ze mną w naszą rocznicę. Dzisiaj też możesz bawić się w Mściciela bo chyba nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - jego telefon rozdzwonił się już chyba piąty raz - I odbierz wreszcie ten cholerny telefon - warknęłam i wyszłam z pokoju.
Jak on mógł. Naprawdę woli te swoje przebieranki ode mnie.
Od Lexi
Byłam w totalnej rozsypce. Z dnia na dzień było tylko gorzej. Przez Luke'a nie zdołałam pogadać z Drake'em. No i zastanawiałam się czy faktycznie ma inne. Luke mógł to zmyślić, choć to nie w jego stylu.
Od powrotu z jachtu nie wychodziłam z pokoju ani nie jadłam, odmówiłam również badań choć to było głupie, mogłam tylko bardziej zaszkodzić dziecku. Przeze mnie może umrzeć. Na drugi dzień po południu przyszedł Sasza.
-idz sobie- powiedziałam na wstępie, ale ten nie wzruszony usiadł na łóżku.
-musisz coś zjeść.- oznajmił
-nie jestem głodna.
-A badania?
-Nie są mi potrzebne- wiem że zachowywałam się jak obrażone dziecko ale chciałam tylko żeby sobie poszedł. Chciałam być sama.
-Lexi pozwoliłem ci się zobaczyć z rodziną bo myślałem że będziesz czuła się lepiej- oznajmił -swoim zachowaniem tylko szkodzisz dziecku. Teraz musisz myśleć też o nim.
-Zostaw mnie w spokoju- rozkazałam.
-nie mogę kiedy zachowujesz się w taki sposób, może chciałabyś się gdzieś przejść, pogadać z ludzmi.
W końcu się poddałam i po półgodzinie wyszliśmy z rezydencji. Pojechaliśmy gdzieś samochodem szczerze mało mnie interesowało gdzie. Choć tak nie powinno być. Sasza próbował ze mną rozmawiać. Nie jechaliśmy długo. Zatrzymaliśmy się przed Czerwonym Placem. Słyszałam że to centralne miejsce Moskwy jak i nie całej Rosji. Teraz pewnie i tak jest. Sasza na nowo zaczął gadać mając o czym. Ja jednak go nie słuchałam. Było tu pełno zabytków i pałaców. Co przypomniało mi o wizycie we Włoszech kiedy to Drake postanowił mnie zabrać na randkę. Nawet próbował coś opowiedzieć o mieście, a nad ranem złapała nas psiarnia. Prawdziwy problem polegał na tym że na drugi dzień był ślub. A ja wystawiłam Rozi, jako jej świadkowa miałam iść pomóc w wyborze kiecki.
Sasza zabrał mnie do jakiejś restauracji i dopiero jak zaczęłam jeść poczułam głód.
Nagle rozległ się jakiś wybuch.
-Chodz- rozkazał Sasza, posłusznie poszłam. Na placu wybuchła panika a dwie minuty pózniej usłyszałam kolejny wybuch ale gdzieś dalej. Ktoś zadzwonił na policje jakieś przestraszone dziecko płakało a inne szukało rodziców. Dość nisko przeleciał helikopter. To był helikopter Czarnego Mściciela byłam prawie pewna. Cholera przez to wszystko nie zapytałam Rozi czy mają z nim kłopoty.
Z helikoptera zaczęły padać strzały. Wybuchła jeszcze większa panika a strzelający nie przejmował się do kogo strzela. Sasza zaczął mnie gdzieś ciągnąć. Ale ja nie mogłam oderwać wzroku od pięcioletniego chłopca, tego który szukał rodziców. Pierwszy strzał trafił w niego. Wokół chłopca zebrała się kałuża krwi.
-Lexi chodz- powiedział spokojnie Sasza zasłaniając mi widok. Poprowadził mnie z powrotem do samochodu. Wtedy się wyszarpnęłam i pobiegłam przed siebie. Nie miałam problemu wtopić się w tłum wystraszonych ludzi którzy biegali na oślep. Sasza nie powinien mnie znaleść. Wybiegłam z tego placu a zaledwie metr ode mnie wybuchł śmietnik. I znów pojawił się helikopter ja w odróżnieniu od mijanych ludzi wiedziałam co to oznacza a więc od razu się cofnęłam i wpadłam wprost na Saszę. No cholera. Sasza złapał mnie mocniej i zaprowadził z powrotem do samochodu.
-nie rób tego już nigdy więcej- powiedział z tym swoim spokojem. Musieliśmy jechać okrężną drogą, wszędzie wyły syreny, co chwila mijała nas policja, karetka lub straż. Kierowcy łamali chyba już wszystkie przepisy, nie powinno to mnie jakoś dziwić skoro Drake bez powodu to robi ale oni wjeżdżali w siebie wzajemnie albo na chodnik potrącając kilku przechodniów. Podróż więc minęła bardzo długo i dla wielu bardzo boleśnie a nawet śmiertelnie. Podejrzewałam że właśnie tak wyglądały początki epidemii których ja nie widziałam bo byłam z dala od cywilizacji. Wokół panowała panika ale zaczęła również wybuchać wśród Alfredów co boleśnie zaczęłam odczuwać. Czułam się tak jak na początku, atakowała mnie setka rozmów i krzyków które zlewały się ze sobą. Przed oczami zaczęły mi migać jakieś obrazy zamglone przez dym. Słyszałam również strzały i wybuchy ale już nie te z ulic ale właśnie z budynku który pokazywały mi Alfredy. Szybko rozpoznałam że to rezydencja. Ból stawał się nie do zniesienia. Spróbowałam się więc skupić na otoczeniu. Na mijanych budynkach i samochodach co nie było łatwe biorąc pod uwagę tę całą panikę. Ale chyba to działało.
Byliśmy kilkanaście metrów przed rezydencją kiedy budynek eksplodował. Po prostu wybuchł. Kierowca ostro zawrócił i pojechał przed siebie.
-Gdzie jedziemy?- spytałam. Ale Sasza mi nie odpowiedział. Jechaliśmy kilka godzin. Wjechaliśmy w las i jechaliśmy nim jeszcze kilka minut, aż pojawiła się przed nami willa, pod którą kierowca się zatrzymał. Sasza zaprowadził mnie do środka. Dom był piękny zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Sasza poprowadził mnie schodami w dół do piwnicy gdzie było kilka zamkniętych drzwi.
-To będzie chwilowo twój pokój- oznajmił otwierając drzwi- rano ktoś ci przyniesie jakieś ubrania.
W puścił mnie do środka i zamknął drzwi na klucz. Pokój był mniejszy niż w rezydencji ale tak samo urządzony, łózko szafka i drzwi do łazienki z tą różnicą że nie było tu okien. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się zastanawiać o co chodzi temu Mścicielowi. Musiało być już grubo po północy. Siedziałam tak jeszcze jakiś czas aż w końcu usnęłam.
Nad ranem obudził mnie dzwięk przekręcanego kluczyka w zamku. Zerwałam się z łóżka w chwili gdy do środka wparował Dimitri.
-Czego?- dopytałam
-Przyniosłem ci śniadanie i ciuchy- wyjaśnił wchodząc do środka. - i coś jeszcze.
-No.- ponagliłam go.
-Ktoś napadł na rezydencję.- oznajmił z powagą. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
-no co ty nie powiesz, Czarny Mściciel wysadził rezydencję w powietrze jak i połowę miasta.
-nie- zaprzeczył od razu- faktycznie Czarny Mściciel napadł na rezydencję i ją wysadził ale był ktoś jeszcze.
-nie rozumiem- przyznałam.
-Skoro za wszystkim stoi Mściciel to po co by strzelał w miejsca wybuchu?
-No bo chciał kogoś zabić?- podsunęłam
-To by podłożył większy ładunek albo go odpuścił i po prostu strzelał.
Tak to było rozsądne.
- kiedy Mściciel latał i strzelał ktoś napadł na bank i rezydencję dopiero pózniej wkroczył Mściciel i wysadził w powietrze budynek.
-Czyli sugerujesz że były dwie grupy. Mściciel atakował tą pierwszą.- podsumowałam
-Właśnie, i wydaje mi się że bank był tylko odwróceniem uwagi tak samo jak i bomby.
-Sugerujesz że...
-Ja tam byłem- przerwał mi- zdążyłem uciec. Było ich dwóch ktoś cię szukał. Tego jestem pewien.
Po tych cudownych słowach wyszedł.
Quick na pewno nie zrobił by czegoś takiego, ma inny plan przecież obiecał że mnie wydostanie a gdyby chciał się włamać zrobiłby to już dawno. A więc pewnie Luke, może i Drake chodz tych dwoje się kłóciło ale Dimitri wspominał że było ich dwóch.
O boże....
Mściciel też tam był i wysadził budynek w powietrze. Przerażona wyjęłam telefon i go włączyłam. Przez łzy nie mogłam wybrać numeru. Ale w końcu mi się udało i rozległ się sygnał. Czekałam wieki ale Quick nie odbierał. Połączenie się zakończyło a więc zadzwoniłam raz jeszcze. Z tym samym rezultatem. I trzeci. A jeżeli to jednak był Quick, może już nie żyje. Ale wtedy odebrał za piątym razem.
-O Boże, Quick co wy narobiliście?- spytałam szlochając.
-Alex uspokój się- poprosił
-Nic im nie jest, prawda? Quick proszę powiedz że wrócili. A najlepiej że ich wcale tam nie było- szlochałam dalej nie dając mu dojść do słowa.
-Al o czym ty mówisz?- spytał zdezorientowany. Jak będę ryczeć niczego się nie dowiem. Szybko się więc uspokoiłam.
-Wczoraj Mściciel napadł na Rosję.
-No wiem.
-Ale Dimitri jest pewny że był tam ktoś jeszcze. Proszę powiedz że Drake i Luke są z tobą.
Quick zaklął.
-Quick o co chodzi?- spytałam przerażona, miałam wrażenie że krew mi w żyłach zastyga.
-Wczoraj polecieli do polski- wyjaśnił po chwili ciszy. Nie ma ich z nim, on o niczym nie wiedział.Oni sami pojechali. Oni nie żyją. Ten świr wysadził ich w powietrze. Panikowałam coraz bardziej.
-Al uspokój się, jak tylko będę coś wiedział zadzwonię do ciebie- powiedział i się rozłączył. Rozryczałam się jeszcze bardziej.
Od powrotu z jachtu nie wychodziłam z pokoju ani nie jadłam, odmówiłam również badań choć to było głupie, mogłam tylko bardziej zaszkodzić dziecku. Przeze mnie może umrzeć. Na drugi dzień po południu przyszedł Sasza.
-idz sobie- powiedziałam na wstępie, ale ten nie wzruszony usiadł na łóżku.
-musisz coś zjeść.- oznajmił
-nie jestem głodna.
-A badania?
-Nie są mi potrzebne- wiem że zachowywałam się jak obrażone dziecko ale chciałam tylko żeby sobie poszedł. Chciałam być sama.
-Lexi pozwoliłem ci się zobaczyć z rodziną bo myślałem że będziesz czuła się lepiej- oznajmił -swoim zachowaniem tylko szkodzisz dziecku. Teraz musisz myśleć też o nim.
-Zostaw mnie w spokoju- rozkazałam.
-nie mogę kiedy zachowujesz się w taki sposób, może chciałabyś się gdzieś przejść, pogadać z ludzmi.
W końcu się poddałam i po półgodzinie wyszliśmy z rezydencji. Pojechaliśmy gdzieś samochodem szczerze mało mnie interesowało gdzie. Choć tak nie powinno być. Sasza próbował ze mną rozmawiać. Nie jechaliśmy długo. Zatrzymaliśmy się przed Czerwonym Placem. Słyszałam że to centralne miejsce Moskwy jak i nie całej Rosji. Teraz pewnie i tak jest. Sasza na nowo zaczął gadać mając o czym. Ja jednak go nie słuchałam. Było tu pełno zabytków i pałaców. Co przypomniało mi o wizycie we Włoszech kiedy to Drake postanowił mnie zabrać na randkę. Nawet próbował coś opowiedzieć o mieście, a nad ranem złapała nas psiarnia. Prawdziwy problem polegał na tym że na drugi dzień był ślub. A ja wystawiłam Rozi, jako jej świadkowa miałam iść pomóc w wyborze kiecki.
Sasza zabrał mnie do jakiejś restauracji i dopiero jak zaczęłam jeść poczułam głód.
Nagle rozległ się jakiś wybuch.
-Chodz- rozkazał Sasza, posłusznie poszłam. Na placu wybuchła panika a dwie minuty pózniej usłyszałam kolejny wybuch ale gdzieś dalej. Ktoś zadzwonił na policje jakieś przestraszone dziecko płakało a inne szukało rodziców. Dość nisko przeleciał helikopter. To był helikopter Czarnego Mściciela byłam prawie pewna. Cholera przez to wszystko nie zapytałam Rozi czy mają z nim kłopoty.
Z helikoptera zaczęły padać strzały. Wybuchła jeszcze większa panika a strzelający nie przejmował się do kogo strzela. Sasza zaczął mnie gdzieś ciągnąć. Ale ja nie mogłam oderwać wzroku od pięcioletniego chłopca, tego który szukał rodziców. Pierwszy strzał trafił w niego. Wokół chłopca zebrała się kałuża krwi.
-Lexi chodz- powiedział spokojnie Sasza zasłaniając mi widok. Poprowadził mnie z powrotem do samochodu. Wtedy się wyszarpnęłam i pobiegłam przed siebie. Nie miałam problemu wtopić się w tłum wystraszonych ludzi którzy biegali na oślep. Sasza nie powinien mnie znaleść. Wybiegłam z tego placu a zaledwie metr ode mnie wybuchł śmietnik. I znów pojawił się helikopter ja w odróżnieniu od mijanych ludzi wiedziałam co to oznacza a więc od razu się cofnęłam i wpadłam wprost na Saszę. No cholera. Sasza złapał mnie mocniej i zaprowadził z powrotem do samochodu.
-nie rób tego już nigdy więcej- powiedział z tym swoim spokojem. Musieliśmy jechać okrężną drogą, wszędzie wyły syreny, co chwila mijała nas policja, karetka lub straż. Kierowcy łamali chyba już wszystkie przepisy, nie powinno to mnie jakoś dziwić skoro Drake bez powodu to robi ale oni wjeżdżali w siebie wzajemnie albo na chodnik potrącając kilku przechodniów. Podróż więc minęła bardzo długo i dla wielu bardzo boleśnie a nawet śmiertelnie. Podejrzewałam że właśnie tak wyglądały początki epidemii których ja nie widziałam bo byłam z dala od cywilizacji. Wokół panowała panika ale zaczęła również wybuchać wśród Alfredów co boleśnie zaczęłam odczuwać. Czułam się tak jak na początku, atakowała mnie setka rozmów i krzyków które zlewały się ze sobą. Przed oczami zaczęły mi migać jakieś obrazy zamglone przez dym. Słyszałam również strzały i wybuchy ale już nie te z ulic ale właśnie z budynku który pokazywały mi Alfredy. Szybko rozpoznałam że to rezydencja. Ból stawał się nie do zniesienia. Spróbowałam się więc skupić na otoczeniu. Na mijanych budynkach i samochodach co nie było łatwe biorąc pod uwagę tę całą panikę. Ale chyba to działało.
Byliśmy kilkanaście metrów przed rezydencją kiedy budynek eksplodował. Po prostu wybuchł. Kierowca ostro zawrócił i pojechał przed siebie.
-Gdzie jedziemy?- spytałam. Ale Sasza mi nie odpowiedział. Jechaliśmy kilka godzin. Wjechaliśmy w las i jechaliśmy nim jeszcze kilka minut, aż pojawiła się przed nami willa, pod którą kierowca się zatrzymał. Sasza zaprowadził mnie do środka. Dom był piękny zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Sasza poprowadził mnie schodami w dół do piwnicy gdzie było kilka zamkniętych drzwi.
-To będzie chwilowo twój pokój- oznajmił otwierając drzwi- rano ktoś ci przyniesie jakieś ubrania.
W puścił mnie do środka i zamknął drzwi na klucz. Pokój był mniejszy niż w rezydencji ale tak samo urządzony, łózko szafka i drzwi do łazienki z tą różnicą że nie było tu okien. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się zastanawiać o co chodzi temu Mścicielowi. Musiało być już grubo po północy. Siedziałam tak jeszcze jakiś czas aż w końcu usnęłam.
Nad ranem obudził mnie dzwięk przekręcanego kluczyka w zamku. Zerwałam się z łóżka w chwili gdy do środka wparował Dimitri.
-Czego?- dopytałam
-Przyniosłem ci śniadanie i ciuchy- wyjaśnił wchodząc do środka. - i coś jeszcze.
-No.- ponagliłam go.
-Ktoś napadł na rezydencję.- oznajmił z powagą. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
-no co ty nie powiesz, Czarny Mściciel wysadził rezydencję w powietrze jak i połowę miasta.
-nie- zaprzeczył od razu- faktycznie Czarny Mściciel napadł na rezydencję i ją wysadził ale był ktoś jeszcze.
-nie rozumiem- przyznałam.
-Skoro za wszystkim stoi Mściciel to po co by strzelał w miejsca wybuchu?
-No bo chciał kogoś zabić?- podsunęłam
-To by podłożył większy ładunek albo go odpuścił i po prostu strzelał.
Tak to było rozsądne.
- kiedy Mściciel latał i strzelał ktoś napadł na bank i rezydencję dopiero pózniej wkroczył Mściciel i wysadził w powietrze budynek.
-Czyli sugerujesz że były dwie grupy. Mściciel atakował tą pierwszą.- podsumowałam
-Właśnie, i wydaje mi się że bank był tylko odwróceniem uwagi tak samo jak i bomby.
-Sugerujesz że...
-Ja tam byłem- przerwał mi- zdążyłem uciec. Było ich dwóch ktoś cię szukał. Tego jestem pewien.
Po tych cudownych słowach wyszedł.
Quick na pewno nie zrobił by czegoś takiego, ma inny plan przecież obiecał że mnie wydostanie a gdyby chciał się włamać zrobiłby to już dawno. A więc pewnie Luke, może i Drake chodz tych dwoje się kłóciło ale Dimitri wspominał że było ich dwóch.
O boże....
Mściciel też tam był i wysadził budynek w powietrze. Przerażona wyjęłam telefon i go włączyłam. Przez łzy nie mogłam wybrać numeru. Ale w końcu mi się udało i rozległ się sygnał. Czekałam wieki ale Quick nie odbierał. Połączenie się zakończyło a więc zadzwoniłam raz jeszcze. Z tym samym rezultatem. I trzeci. A jeżeli to jednak był Quick, może już nie żyje. Ale wtedy odebrał za piątym razem.
-O Boże, Quick co wy narobiliście?- spytałam szlochając.
-Alex uspokój się- poprosił
-Nic im nie jest, prawda? Quick proszę powiedz że wrócili. A najlepiej że ich wcale tam nie było- szlochałam dalej nie dając mu dojść do słowa.
-Al o czym ty mówisz?- spytał zdezorientowany. Jak będę ryczeć niczego się nie dowiem. Szybko się więc uspokoiłam.
-Wczoraj Mściciel napadł na Rosję.
-No wiem.
-Ale Dimitri jest pewny że był tam ktoś jeszcze. Proszę powiedz że Drake i Luke są z tobą.
Quick zaklął.
-Quick o co chodzi?- spytałam przerażona, miałam wrażenie że krew mi w żyłach zastyga.
-Wczoraj polecieli do polski- wyjaśnił po chwili ciszy. Nie ma ich z nim, on o niczym nie wiedział.Oni sami pojechali. Oni nie żyją. Ten świr wysadził ich w powietrze. Panikowałam coraz bardziej.
-Al uspokój się, jak tylko będę coś wiedział zadzwonię do ciebie- powiedział i się rozłączył. Rozryczałam się jeszcze bardziej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)