Sama zaczęłam uważniej patrzeć na towarzystwo. Drake miał rację co drugi ma tu spluwę. Już wcale nie będę wspominać że są tu typy z pod ciemnej gwiazdy bez kultury. Quick miał załatwiać te interesy z tym typem którego wcześniej pobił bo właśnie wrócił. Damon coś marudził co było dobrym pretekstem by odejść na ubocze. Nie wiem co Quick kazał Borysowi ale ten zawsze kręcił się obok mnie.
- Jak i tak kręcisz się obok to byś do mnie podszedł, chyba musimy pogadać - powiedziałam
Borys zmieszany podszedł do mnie
- Mówiłeś że tu nie byłeś - przypomniałam - mówiłeś że nie znasz Jessiki. Borys okłamałeś mnie ja ci wybaczam że wypaplałeś coś czego nie powinieneś a ty mnie okłamujesz
- To nie tak - zaczął Borys - ja po prostu...
- Borys ciebie łatwo jest zastąpić - zauważyłam - uwierz mi że Quick szybko znajdzie kogoś na twoje miejsce. I tak nic wielkiego nie robisz.
- Ja po prostu nie chciałem pani denerwować... - zaczął się tłumaczyć
- Oj Borys jak ty o mnie dbasz - warknęłam - ty chyba nie traktujesz mnie poważnie, sądzisz że jestem głupia i nic nie mogę ci zrobić. Lubię cię Borys ale przestałeś być użyteczny
- Ależ skąd traktuję panią bardzo poważnie - wypalił szybko
- W takim razie zadam jeszcze raz to pytanie czy mojego męża łączyło coś z tym babsztylem? - spytałam
- Nie - odparł szybko
Chwilę na niego popatrzyłam ale Borys mówił prawdę i dobrze.
- Świetnie. Sprawa druga - zaczęłam - powiedz mi coś czego nie wiem
Zaczął się zastanawiać
- Szef ma startować w wyścigu... - zaczął po chwili
- To słyszałam - przyznałam
- To będą nielegalne wyścigi i pewnie właśnie dlatego szef nabył ten samochód. Będą rozgrywane na mieście w śród normalnego ruchu drogowego. Policja na pewno dostała już cynk od swoich wtyk. Stawka jest duża, stawiają grube pieniądze, samochody a nawet kobiety.
- Mów dalej - poprosiłam kiedy przerwał
- Ostatnio szef startował Alfą w tych wyścigach...
- Borys zmieniłeś temat - upomniałam
- Chodzi o to że usłyszałem że ten wyścig jest ustawiany
- Znaczy? - dopytałam
Borys rozejrzał się dookoła
- Usłyszałem tu od jednego że w wyścig będzie w środę, szczegóły mają przyjść sms-em. Będzie startować prawdopodobnie 5 osób. Wyścig ma być ustawiony. Trzech się dogadało i dwóch ma wyeliminować z gry szefa. Więc zostanie tylko ten piąty.
- Quick o tym wie? - spytałam
- Nie
- Nie powiedziałeś mu? - dopytałam
- Szef i tak pojedzie
- Ale trzeba mu powiedzieć żeby uważał - stwierdziłam
Damon właśnie usnął. Ciekawe czy Quick załatwił już te interesy. Poszłam oczywiście pies nr 1 w postaci Borysa był moim nie odstępnym cieniem. Podeszłam do stolika gdzie Quick wcześniej załatwiał interesy. Ale przy nim siedział tylko Tomek.
- Jak tam oko? - dopytałam
- Nie najgorzej - odparł
- Nie wiesz gdzie Quick? - spytałam
- Powinien zaraz tu być - wypalił - zmienił się
- Mam tak co dziennie
- Długo się znacie? - dopytał
- Jakoś ponad rok - przyznałam - a wy długo się znacie?
- Kilkanaście lat
- Podobno w środę ma być uliczny wyścig - zaczęłam
- Ta... będzie widowisko...
I zaczął się nakręcać. Potwierdził to co mówił Borys że idzie o wielką kasę.
- Wiesz kto będzie startował? - dopytałam
- Tak Angol, dwóch Włochów, podobno Quick tylko nie wiem kim jest ten piąty
Dwóch Włochów. Zapewne to oni mają go blokować tylko kim jest ten trzeci ten Angol czy nie znajomy.
- Słyszałeś że ten wyścig jest ustawiany? - dopytałam
- Nie, a jest?
- No podobno chodzą takie plotki
I wtedy przyszedł Quick. Miałam nadzieje że Tomek dowie się więcej i namówi Quicka żeby nie jechał. Jeżeli mi by się to nie udało, a ostatnio mamy małe nieporozumienia więc to całkiem prawdopodobne. Z reszto Quick zawsze robi to co chce.
- Jessica cię zatrzymała? - spytałam - nadal płacze o trawnik?
- Jak byś zgadła - powiedział Quick całując mnie
- Jak tam interesy? Pan był praworęczny?
- Tak podpisaliśmy umowę
I wtedy zrobiło się jakieś zamieszanie. Tomek plociucha zaczepił jakiegoś typka
- Kto z kim? - dopytał Tomek
- Rudy Jessiki i jakiś typek - odparł tamten
- O co poszło?
- O pokera
Nie wiem czemu miałam dziwne wrażenie że chodzi o mojego brata.
- Drake - szepnęłam cicho
wtorek, 31 października 2017
Od Lexi
Wcale mi się nie chciało nigdzie jechać no ale w końcu Quick zapłacił cholera wie ile kasy przeze mnie a wiec ja raz mogłam założyć kieckę i z nimi pojechać. Za nim jednak w ogóle zabrałam się do szykowania postanowiłam coś zjeść, Drake zaoferował że pójdzie ze mną. Jako że była pora obiadowa spotkaliśmy też Julkę i Luke i dobrze bo nie zdążyłam z nim pogadać.
-A więc?- spytał Luke, nie musiał tłumaczyć o co mu chodzi.
-Roz ci nie powiedziała, prosiłam ja o to... chyba.
-Stu procentowo mi nie powiedziała- odpowiedział.
-Załatwiliśmy sprawę z gondolą i sklepem. Właściciele wycofają skargi jak im odpracujemy- wyjaśniłam mu.
-Czyli jednak coś dotarło.- powiedział zadowolony.
No i oczywiście przyszła Asia. Swoją drogą ciekawe czy Roz zrobiła to specjalnie aby mi dopiec za tą kieckę.
-Cześć- przywitała się dziewczyna przysiadając się do nas, wydała mi się dziwnie znajoma- Jestem Asia była Drake'a.
-Lexi- odparłam.
-Nowa dziewczyna Drake?- dopytała. Spojrzałam na nią, typowa blondynka, żółte włosy i brak mózgu.
-Tak ale to nie jest część mojego imienia.- wyjaśniłam. Luke zakrztusił się jedzeniem. Asia chyba sama nie wiedziała co powiedzieć bo zajęła się własnym talerzem. Przez nieproszonego gościa przy stole zapanowała cisza, którą oczywiście Asia musiała przerwać.
-A co u ciebie Drake? Chyba dobrze sobie radzicie- stwierdziła rozglądając się.
-Od tego ma się mózg- nie wytrzymałam i wypaliłam. Luke chyba dobrze się bawił.
-Wy cały ten czas byliście w Polsce?- spytała.
-Taa- przytaknął Drake, a ten co taki małomówny.
-I jak tam jest? Musiało być wam ciężko.
-Z tego co mówiła Rozi chyba sama zobaczysz.- odpowiedział Drake.
-Oni wracają z nami?- spytałam zdziwiona.
-Siostra wydaje mi się że ty to powinnaś zapytać czy my w ogóle wracamy. Sporo cię ominęło.- wtrącił się Luke.
-Ale coś się stało? Czemu mielibyśmy nie wracać?- zapytałam nic nie rozumiejąc.
-Naprawdę chcesz tam wracać po pobycie tutaj?
-Oczywiście- odpowiedziałam bez chwili wahania. Przyjechaliśmy tutaj tylko na ślub, nic nie rozumiałam z tej rozmowy.
-Po tym jak zobaczyłaś że jednak można żyć normalnie, że jest szansa że wyzdrowiejesz ty wciąż chcesz wracać do tego bagna?
-Ale czemu mielibyśmy nie wracać?- spytałam kiedy zrozumiałam że ten chce mnie przekonać abyśmy tu zostali.
-Bo tu można żyć normalnie, nie martwić się o to czy jak twoja siostra nie wróci na noc to czy wciąż żyje. Majka i Kuba mogli by pójść do szkoły. Jest jeszcze Kaśka i Damon. Są tu lekarze.
-Luke ja chcę wrócić do Polski nie umiem już żyć normalnie, mało co nie zabiłam człowieka tylko dlatego że na mnie wpadł- mówiłam zciszając głos, to nie był temat na rozmowę publiczną a Aśka chętnie się przysłuchiwała co mnie irytowało. - a randka skończyła się w kiciu.
-To akurat mnie nie dziwi.
-Luke.- upomniałam go.
-No co taka prawda. Lexi tu będzie lepiej- próbował mnie przekonywać. A mi kończyły się argumenty ale chciałam tam wracać sama nie wiem dlaczego.
-Tym bardziej o tym zadecyduje Quick- wysunęłam ostatni argument- to jego hotel, kasa i w ogóle.
-Quick chce aby każdy zadecydował o sobie.- powiedział Luke rozbijając mój ostatni argument.
-A ty Jula co o tym myślisz?- spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
-Tutaj jest jak kiedyś, nie zrozumcie mnie zle ale nie ma do czego wracać.
-A ty Drake?- spytałam nawet na niego nie patrząc. A jeżeli i jego stracę, a widok Aśki wcale mi nie pomagał.
-A od kiedy ty mnie o zdanie pytasz?- spytał Drake
-od dzisiaj- odparłam lekko się uśmiechając.
-Skarbie przez ciebie w wodzie wylądowałem to i w ogień pójdę.
No dobra przyznaję udało mu się mnie pocieszyć i nawet o Aśkę się od gniewałam, choć w sumie to nie była jego wina a ja starałam się nie pokazywać jak bardzo jestem zazdrosna.
-To przez ciebie wylądowaliśmy w wodzie- przypomniałam mu.
-Raz a ja przez ciebie z osiem- poskarżył się.
-Ale to dlatego że sam wcześniej zatopiłeś gondolę- wypomniałam mu.
-Nie chcę przeszkadzać ale czas nam się kończy a Quick na pewno nie chciałby się przez nas spóznić- wtrąciła się Julka.
-A więc?- spytał Luke, nie musiał tłumaczyć o co mu chodzi.
-Roz ci nie powiedziała, prosiłam ja o to... chyba.
-Stu procentowo mi nie powiedziała- odpowiedział.
-Załatwiliśmy sprawę z gondolą i sklepem. Właściciele wycofają skargi jak im odpracujemy- wyjaśniłam mu.
-Czyli jednak coś dotarło.- powiedział zadowolony.
No i oczywiście przyszła Asia. Swoją drogą ciekawe czy Roz zrobiła to specjalnie aby mi dopiec za tą kieckę.
-Cześć- przywitała się dziewczyna przysiadając się do nas, wydała mi się dziwnie znajoma- Jestem Asia była Drake'a.
-Lexi- odparłam.
-Nowa dziewczyna Drake?- dopytała. Spojrzałam na nią, typowa blondynka, żółte włosy i brak mózgu.
-Tak ale to nie jest część mojego imienia.- wyjaśniłam. Luke zakrztusił się jedzeniem. Asia chyba sama nie wiedziała co powiedzieć bo zajęła się własnym talerzem. Przez nieproszonego gościa przy stole zapanowała cisza, którą oczywiście Asia musiała przerwać.
-A co u ciebie Drake? Chyba dobrze sobie radzicie- stwierdziła rozglądając się.
-Od tego ma się mózg- nie wytrzymałam i wypaliłam. Luke chyba dobrze się bawił.
-Wy cały ten czas byliście w Polsce?- spytała.
-Taa- przytaknął Drake, a ten co taki małomówny.
-I jak tam jest? Musiało być wam ciężko.
-Z tego co mówiła Rozi chyba sama zobaczysz.- odpowiedział Drake.
-Oni wracają z nami?- spytałam zdziwiona.
-Siostra wydaje mi się że ty to powinnaś zapytać czy my w ogóle wracamy. Sporo cię ominęło.- wtrącił się Luke.
-Ale coś się stało? Czemu mielibyśmy nie wracać?- zapytałam nic nie rozumiejąc.
-Naprawdę chcesz tam wracać po pobycie tutaj?
-Oczywiście- odpowiedziałam bez chwili wahania. Przyjechaliśmy tutaj tylko na ślub, nic nie rozumiałam z tej rozmowy.
-Po tym jak zobaczyłaś że jednak można żyć normalnie, że jest szansa że wyzdrowiejesz ty wciąż chcesz wracać do tego bagna?
-Ale czemu mielibyśmy nie wracać?- spytałam kiedy zrozumiałam że ten chce mnie przekonać abyśmy tu zostali.
-Bo tu można żyć normalnie, nie martwić się o to czy jak twoja siostra nie wróci na noc to czy wciąż żyje. Majka i Kuba mogli by pójść do szkoły. Jest jeszcze Kaśka i Damon. Są tu lekarze.
-Luke ja chcę wrócić do Polski nie umiem już żyć normalnie, mało co nie zabiłam człowieka tylko dlatego że na mnie wpadł- mówiłam zciszając głos, to nie był temat na rozmowę publiczną a Aśka chętnie się przysłuchiwała co mnie irytowało. - a randka skończyła się w kiciu.
-To akurat mnie nie dziwi.
-Luke.- upomniałam go.
-No co taka prawda. Lexi tu będzie lepiej- próbował mnie przekonywać. A mi kończyły się argumenty ale chciałam tam wracać sama nie wiem dlaczego.
-Tym bardziej o tym zadecyduje Quick- wysunęłam ostatni argument- to jego hotel, kasa i w ogóle.
-Quick chce aby każdy zadecydował o sobie.- powiedział Luke rozbijając mój ostatni argument.
-A ty Jula co o tym myślisz?- spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
-Tutaj jest jak kiedyś, nie zrozumcie mnie zle ale nie ma do czego wracać.
-A ty Drake?- spytałam nawet na niego nie patrząc. A jeżeli i jego stracę, a widok Aśki wcale mi nie pomagał.
-A od kiedy ty mnie o zdanie pytasz?- spytał Drake
-od dzisiaj- odparłam lekko się uśmiechając.
-Skarbie przez ciebie w wodzie wylądowałem to i w ogień pójdę.
No dobra przyznaję udało mu się mnie pocieszyć i nawet o Aśkę się od gniewałam, choć w sumie to nie była jego wina a ja starałam się nie pokazywać jak bardzo jestem zazdrosna.
-To przez ciebie wylądowaliśmy w wodzie- przypomniałam mu.
-Raz a ja przez ciebie z osiem- poskarżył się.
-Ale to dlatego że sam wcześniej zatopiłeś gondolę- wypomniałam mu.
-Nie chcę przeszkadzać ale czas nam się kończy a Quick na pewno nie chciałby się przez nas spóznić- wtrąciła się Julka.
Od Borysa
No ale to że szef tak się wywali na tego gościa to ja się nie spodziewałem. No to był jego partner w interesach i to nowy. A no jeszcze dodatkowo uderzył tego Tomka przecież już raz mu tu dupę ratował. Jessica już nawet raz próbowała wystawić ich przeciwko sobie ale nawet w tedy ktoś dostał od szefa rykoszetem. A Tomkowi nic nie było. Przecież to taka lama że jak by szef chciał to jednym palcem by go załatwił. No i teraz polał się to o tą białą jeszcze i wszyscy łażą już z głowami w dole jak ją widzą. Oczywiście szef do samochodu z białą to też nie dali im pobyć w spokoju razem żeby biała szefa trochę ogarnęła. Ona coś tam robiła z tym bachorem szefo gadał coś o tym swoim nowym samochodzie i wyścigach na które miał jechać. To biała się trochę z deka wypięła bo nie było w tym samochodzie miejsca bo to raczej samochód sportowy nie rodzinny i gnoi to się raczej w nim nie wozi bo z tyłu to jest tylko miejsce na bagaż ale szefuńcio dyskretnie panienkę zasłonił. Dziwnie popatrzył się na mnie no to wyjąłem chustkę i szlifować ten samochód bo jakieś tam paluchy się na nim odznaczały. Też cholera nie miał sobie jaki kolor wybrać. A jak już przejechał paluchem po dachu to myślałem że mi się oberwie ale ten się czepnął tego starego mafiozy. Że powinien jakieś płytki pod tymi krzakami położyć
A stary do niego że przecież nikt tu nie wjeżdża i on nie wie jak on tu się znalazł
- No widzisz pan bo ja to jestem gość - powiedział szef - z reszto gdzie ja mam się postawić mam małego dzieciaka
A ja szlifowałem ten samochód. Im bardziej go tarłem tym bardziej wydawał się brudny.
- Borys nie trzyj tego to nie będzie się świeciło. Widziałeś Drake'a - dopytał szef
- Nie no pilnowałem dzieci
Pózniej szef uciął tą rozmowę z tymi ludzmi. Bo coś o tą furę pytali chyba o cenę chodziło. No i o to jakiego ma kopa. A szef jak to szef on się w tłumaczenia nie bawi. Więc wjechał tej paniusi Jessice na trawnik jak już biała skończyła z tym dzieciakiem. Ten trawnik to chyba jakiś specjalny był gadałem kiedyś z tym ogrodnikiem. To bredził że Jessica jest tak uczulona na punkcie tego trawnika że czasami ten ogrodnik to go nożyczkami musi przycinać. Stary mafiozo aż się za głowę złapał gdy szef zaczął orać ten trawnik i zaczął kręcić na nim te swoje kółeczka. Pózniej postawił samochód na swoje miejsce. Zamknął i jak by nigdy nic wrócił do białej. A ta Jessica do niego
- Że ona dwa lata robiła ten trawnik żeby wyglądał tak jak wygląda
A szef do niej
- Że ona nawet nie wie jak wygląda trawa
I zaczął się śmiać że na zruszonej glebie lepiej będzie rosło.
- Wiesz ile czasu my równaliśmy ten trawnik - ciągnęła tamta
- Ty to chyba leżąc na brzuchu albo na plecach - śmiał się szef - no ewentualnie może się kulgałaś
No i wszyscy zaczęli się z niej śmiać. No i dwa zero dla szefa.
- No to teraz to ja pójdę po szmatkę szefie co? Bo taki syf tu mają a może szef jeszcze w jakieś gówno wjechał
- To jest dla mnie nie zrozumiałe - zaczął mafioza - zachowuje się pan skandalicznie w stosunku do mojej żony. Biedactwo poszło się po płakać. Zniszczył pan jej ulubiony trawnik.
- No przecież to kosztuje tylko trochę pracy - odezwał się szef - a kasy niewiele. Więc nie rozumiem czemu pan się tak irytuje.
Jednak szef uciął tą rozmowę w zarodku.
- No nie wieże że to zrobiłeś - zjawił się Tomek jak z pod ziemi gadając do szefa.
- Należało jej się - stwierdził szef
- Ugłaskałem tego gościa co go poturbowałeś. Właśnie pojechał na pogotowie, bo lewą łapą ruszać nie może
- To dobrze że lewą a nie prawą musi mi podpisać umowę przecież
- Ty sobie nie zdajesz sprawy jak ja długo nad nim pracowałem - ciągnął dalej tamten
- No wiesz jeżeli ja mam coś dla ciebie zrobić - mówił szef - to też muszę się nakombinować. Więc byłeś winien mi przysługę.
- Ale ty wszystko utrudniasz nie poznaję cię ile to było od ostatniego razu miesiąc, półtorej, dwa no nie powiem że byłeś normalny bo ty nigdy nie jesteś ale teraz co ci od jebało dokładnie powinieneś pomyśleć o psychiatrze i to dobrym
- A wiesz że myślałem - powiedział szef
- I co ci powiedział?
- Psychiatra nic bo jeszcze u niego nie byłem a lekarz gadał z moją żonę więc nie znam szczegółów. Wiem że twaróg na śniadanie muszę żreć
- Przecież lubisz - odezwała się biała
- No tak ale mam nadzieje że nie będę musiał jeść go co dziennie
- Jak będziesz miał czas iść do tego lekarza to się wszystkiego dowiesz - stwierdziła
A to ci nowina pomyślałem. Szef w końcu stwierdził że mu od jebało. Z idiotyzmu można się wyleczyć ale z sadyzmu to raczej nie. A szef to raczej sadysta i morderca na zlecenie. Reszty nie słyszałem bo sobie poszli. A ja się bujałem z nie święcącym samochodem.
A stary do niego że przecież nikt tu nie wjeżdża i on nie wie jak on tu się znalazł
- No widzisz pan bo ja to jestem gość - powiedział szef - z reszto gdzie ja mam się postawić mam małego dzieciaka
A ja szlifowałem ten samochód. Im bardziej go tarłem tym bardziej wydawał się brudny.
- Borys nie trzyj tego to nie będzie się świeciło. Widziałeś Drake'a - dopytał szef
- Nie no pilnowałem dzieci
Pózniej szef uciął tą rozmowę z tymi ludzmi. Bo coś o tą furę pytali chyba o cenę chodziło. No i o to jakiego ma kopa. A szef jak to szef on się w tłumaczenia nie bawi. Więc wjechał tej paniusi Jessice na trawnik jak już biała skończyła z tym dzieciakiem. Ten trawnik to chyba jakiś specjalny był gadałem kiedyś z tym ogrodnikiem. To bredził że Jessica jest tak uczulona na punkcie tego trawnika że czasami ten ogrodnik to go nożyczkami musi przycinać. Stary mafiozo aż się za głowę złapał gdy szef zaczął orać ten trawnik i zaczął kręcić na nim te swoje kółeczka. Pózniej postawił samochód na swoje miejsce. Zamknął i jak by nigdy nic wrócił do białej. A ta Jessica do niego
- Że ona dwa lata robiła ten trawnik żeby wyglądał tak jak wygląda
A szef do niej
- Że ona nawet nie wie jak wygląda trawa
I zaczął się śmiać że na zruszonej glebie lepiej będzie rosło.
- Wiesz ile czasu my równaliśmy ten trawnik - ciągnęła tamta
- Ty to chyba leżąc na brzuchu albo na plecach - śmiał się szef - no ewentualnie może się kulgałaś
No i wszyscy zaczęli się z niej śmiać. No i dwa zero dla szefa.
- No to teraz to ja pójdę po szmatkę szefie co? Bo taki syf tu mają a może szef jeszcze w jakieś gówno wjechał
- To jest dla mnie nie zrozumiałe - zaczął mafioza - zachowuje się pan skandalicznie w stosunku do mojej żony. Biedactwo poszło się po płakać. Zniszczył pan jej ulubiony trawnik.
- No przecież to kosztuje tylko trochę pracy - odezwał się szef - a kasy niewiele. Więc nie rozumiem czemu pan się tak irytuje.
Jednak szef uciął tą rozmowę w zarodku.
- No nie wieże że to zrobiłeś - zjawił się Tomek jak z pod ziemi gadając do szefa.
- Należało jej się - stwierdził szef
- Ugłaskałem tego gościa co go poturbowałeś. Właśnie pojechał na pogotowie, bo lewą łapą ruszać nie może
- To dobrze że lewą a nie prawą musi mi podpisać umowę przecież
- Ty sobie nie zdajesz sprawy jak ja długo nad nim pracowałem - ciągnął dalej tamten
- No wiesz jeżeli ja mam coś dla ciebie zrobić - mówił szef - to też muszę się nakombinować. Więc byłeś winien mi przysługę.
- Ale ty wszystko utrudniasz nie poznaję cię ile to było od ostatniego razu miesiąc, półtorej, dwa no nie powiem że byłeś normalny bo ty nigdy nie jesteś ale teraz co ci od jebało dokładnie powinieneś pomyśleć o psychiatrze i to dobrym
- A wiesz że myślałem - powiedział szef
- I co ci powiedział?
- Psychiatra nic bo jeszcze u niego nie byłem a lekarz gadał z moją żonę więc nie znam szczegółów. Wiem że twaróg na śniadanie muszę żreć
- Przecież lubisz - odezwała się biała
- No tak ale mam nadzieje że nie będę musiał jeść go co dziennie
- Jak będziesz miał czas iść do tego lekarza to się wszystkiego dowiesz - stwierdziła
A to ci nowina pomyślałem. Szef w końcu stwierdził że mu od jebało. Z idiotyzmu można się wyleczyć ale z sadyzmu to raczej nie. A szef to raczej sadysta i morderca na zlecenie. Reszty nie słyszałem bo sobie poszli. A ja się bujałem z nie święcącym samochodem.
Od Quicka
Gdy Roz odeszła od stołu stwierdziłem że coś jest grubo nie tak. Zwinąłem laptopa i za kończyłem spotkanie
- Dalszą część rozmowy przeprowadzimy pózniej panowie. A puki co przepraszam
Tomek oczywiście nie mógł powstrzymać się od komentarza
- Biegnij, biegnij bo ci ktoś żonkę poderwie
- Ty nic się już nie martw moja żona nie daje się tak łatwo podrywać.
- To czemu za nią biegniesz
- Może lubię ganiać
- Na szpilkach daleko nie zabiegnie - stwierdził Tomek
- O co ci chodzi przecież tylko idzie
- Tyłek też ma ładny - stwierdził mój drugi rozmówca którego kojarzyłem ale tylko z imienia
- Nie no teraz przesadziłeś
Jessica zaklaskała w ręce. I powiedziała
- Punk pierwszy naszego programu przywalić komuś w mordę
Nim Roz zdążyła jakkolwiek zareagować to ja już siedziałem na tym gościu
- Ja ci kurwa dam ładne cycki i ładną dupę
- No to przynajmniej wiemy kto jest stawką
- Niech się pani uspokoi - powiedziała głośno Roz - tylko go pani nakręca
- No właśnie a ty to powinnaś zrobić moja droga
- Pozwolić mu się bawić w bicie? - dopytała Roz
Odpuściłem temu kolesiowi na chwilę
- No zbieraj dupę gościu
Koleś się podniósł wyciągnął nóż
- Kosa też pięknie - powiedziałem
Dostał kopa i nóż wypadł mu z ręki
- Była kosa nie ma kosy kretynie
Tomek próbował nas rozdzielić więc niestety też przez omyłkę wyłapał. No nie spodziewał się chłopak a ja się nie spodziewałem że to na niego trafi. Tamten zaczął przede mną spierdzielać w momencie kiedy przepraszałem Tomka nie wiem gość po prostu uciekał. Normalnie bym mu odpuścił ale on biegł w kierunku Roz więc go dogoniłem, popchnąłem i razem się wyjebaliśmy pod jej nogami. No i się zagotowałem
- I co nie wystarczy ci oglądanie tyłka musisz jeszcze zajrzeć pod sukienkę
- Zabijesz go teraz czy jeszcze trochę poczekasz? - zapytała Jessica nachylając się
Podniosłem się z gleby. Puściłem kolesia który pobiegł dalej
- O co ci chodzi? - dopytałem ją - generalnie nie biję kobiet ale tobie się zbiera. Nie wiem nie rozumiem sprowadzasz tu tak nie kulturalnych typów. Przecież nie przyszliśmy tutaj na sex party żeby podziwiali tyłek mojej żony.
- Mój mąż by się cieszył - stwierdziła Jessica
Chyba bym jej przypierdzielił gdyby nie Roz. Zgarnęła mnie mówiąc że naprawdę nic się nie stało. Przytuliła się do mnie i zaczęła mnie uspokajać.
- W sumie to bym już poszedł ale muszę dokończyć załatwiać sprawy. To dla mnie bardzo ważne ale jak chcesz to mogę odwieść was do domu.
- A ty tu wrócisz?
- No tak muszę to do kończyć
- To ja zostaje
I nadszedł Tomek
- Musiałeś mnie tak jebnąć prosto w oko. Z reszto co ci odbiło wystraszyłeś nam klienta. Może on myślał że twoja żona
- Nie kończ Tomek bo twoje okulary ci wtedy nie pomogą jak dokończysz
- No z tej strony to ja ciebie nie znałem
- Jeszcze wiele się będziesz musiał o mnie dowiedzieć.
- Dobra idę ugłaskać tego gościa w sumie to nie wiem czy będzie chciał robić z tobą interesy
- To ja nie wiem czy cokolwiek mu sprzedam
- To co mam głaskać teraz ciebie
- Tomek możesz się po protu odwalić
Ale Roz nie dała mi brnąć dalej w tą kłótnie i zaczęła mnie całować.
- Miałeś się uspokoić - prosiła
- No tak ale widzisz nie dają mi
- Ty tak zawsze? - dopytała Roz
- Znaczy sam to się jeszcze na nikogo nie wyjebałem nigdy raczej Jessica zapewniała mi tego typu rozrywki. Sama widziałaś jak się zachowuje. Wiesz tu jak się bijesz to jeden na jednego i tak już do końca. Wygrywa ten który zaciuka tego drugiego. To znaczy w tych sparingach Jessiki. Widziałem jak ten frajer się na ciebie patrzy ale ja pozwalam na pewne rzeczy do pewnego momentu i w sumie to nic nie zrobiłem ostrzegłem go tylko ale on mnie nie posłuchał. Skomentował twój tyłek no i w ten sposób rzuciłem ci pana do stóp. Jeżeli chcesz żeby cię przeprosił słońce to ja go zaraz przyprowadzę
- Możemy tutaj usiąść?
- Jasne - powiedziałem
Roz wpakowała mi się na kolana.
- Musisz ochłonąć
- Już jestem spokojny
Wtedy przyszła Julka z Luke'm i dzieciakami
- Damon zaczął płakać - powiedziała - wziąłem go na ręce ale nic nie pomaga
- Pewnie jest głodny - stwierdziła Roz
Wziąłem od niej Damona i skierowaliśmy się do samochodu żeby go nakarmić.
- Dalszą część rozmowy przeprowadzimy pózniej panowie. A puki co przepraszam
Tomek oczywiście nie mógł powstrzymać się od komentarza
- Biegnij, biegnij bo ci ktoś żonkę poderwie
- Ty nic się już nie martw moja żona nie daje się tak łatwo podrywać.
- To czemu za nią biegniesz
- Może lubię ganiać
- Na szpilkach daleko nie zabiegnie - stwierdził Tomek
- O co ci chodzi przecież tylko idzie
- Tyłek też ma ładny - stwierdził mój drugi rozmówca którego kojarzyłem ale tylko z imienia
- Nie no teraz przesadziłeś
Jessica zaklaskała w ręce. I powiedziała
- Punk pierwszy naszego programu przywalić komuś w mordę
Nim Roz zdążyła jakkolwiek zareagować to ja już siedziałem na tym gościu
- Ja ci kurwa dam ładne cycki i ładną dupę
- No to przynajmniej wiemy kto jest stawką
- Niech się pani uspokoi - powiedziała głośno Roz - tylko go pani nakręca
- No właśnie a ty to powinnaś zrobić moja droga
- Pozwolić mu się bawić w bicie? - dopytała Roz
Odpuściłem temu kolesiowi na chwilę
- No zbieraj dupę gościu
Koleś się podniósł wyciągnął nóż
- Kosa też pięknie - powiedziałem
Dostał kopa i nóż wypadł mu z ręki
- Była kosa nie ma kosy kretynie
Tomek próbował nas rozdzielić więc niestety też przez omyłkę wyłapał. No nie spodziewał się chłopak a ja się nie spodziewałem że to na niego trafi. Tamten zaczął przede mną spierdzielać w momencie kiedy przepraszałem Tomka nie wiem gość po prostu uciekał. Normalnie bym mu odpuścił ale on biegł w kierunku Roz więc go dogoniłem, popchnąłem i razem się wyjebaliśmy pod jej nogami. No i się zagotowałem
- I co nie wystarczy ci oglądanie tyłka musisz jeszcze zajrzeć pod sukienkę
- Zabijesz go teraz czy jeszcze trochę poczekasz? - zapytała Jessica nachylając się
Podniosłem się z gleby. Puściłem kolesia który pobiegł dalej
- O co ci chodzi? - dopytałem ją - generalnie nie biję kobiet ale tobie się zbiera. Nie wiem nie rozumiem sprowadzasz tu tak nie kulturalnych typów. Przecież nie przyszliśmy tutaj na sex party żeby podziwiali tyłek mojej żony.
- Mój mąż by się cieszył - stwierdziła Jessica
Chyba bym jej przypierdzielił gdyby nie Roz. Zgarnęła mnie mówiąc że naprawdę nic się nie stało. Przytuliła się do mnie i zaczęła mnie uspokajać.
- W sumie to bym już poszedł ale muszę dokończyć załatwiać sprawy. To dla mnie bardzo ważne ale jak chcesz to mogę odwieść was do domu.
- A ty tu wrócisz?
- No tak muszę to do kończyć
- To ja zostaje
I nadszedł Tomek
- Musiałeś mnie tak jebnąć prosto w oko. Z reszto co ci odbiło wystraszyłeś nam klienta. Może on myślał że twoja żona
- Nie kończ Tomek bo twoje okulary ci wtedy nie pomogą jak dokończysz
- No z tej strony to ja ciebie nie znałem
- Jeszcze wiele się będziesz musiał o mnie dowiedzieć.
- Dobra idę ugłaskać tego gościa w sumie to nie wiem czy będzie chciał robić z tobą interesy
- To ja nie wiem czy cokolwiek mu sprzedam
- To co mam głaskać teraz ciebie
- Tomek możesz się po protu odwalić
Ale Roz nie dała mi brnąć dalej w tą kłótnie i zaczęła mnie całować.
- Miałeś się uspokoić - prosiła
- No tak ale widzisz nie dają mi
- Ty tak zawsze? - dopytała Roz
- Znaczy sam to się jeszcze na nikogo nie wyjebałem nigdy raczej Jessica zapewniała mi tego typu rozrywki. Sama widziałaś jak się zachowuje. Wiesz tu jak się bijesz to jeden na jednego i tak już do końca. Wygrywa ten który zaciuka tego drugiego. To znaczy w tych sparingach Jessiki. Widziałem jak ten frajer się na ciebie patrzy ale ja pozwalam na pewne rzeczy do pewnego momentu i w sumie to nic nie zrobiłem ostrzegłem go tylko ale on mnie nie posłuchał. Skomentował twój tyłek no i w ten sposób rzuciłem ci pana do stóp. Jeżeli chcesz żeby cię przeprosił słońce to ja go zaraz przyprowadzę
- Możemy tutaj usiąść?
- Jasne - powiedziałem
Roz wpakowała mi się na kolana.
- Musisz ochłonąć
- Już jestem spokojny
Wtedy przyszła Julka z Luke'm i dzieciakami
- Damon zaczął płakać - powiedziała - wziąłem go na ręce ale nic nie pomaga
- Pewnie jest głodny - stwierdziła Roz
Wziąłem od niej Damona i skierowaliśmy się do samochodu żeby go nakarmić.
Od Rozi
W sumie to już chciałam wracać do domu. Czułam się tu sztucznie i nie na miejscu. No i miałam już po sufit makijażu, kiecek i szpilek. Denerwowało mnie to że wszyscy na mnie patrzą i oceniają. Męczyło mnie to. Chciałam już tylko wrócić do Polski. Chciałam pogadać z Drake'm i Al więc koło 6 poszłam do nich. I zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Al.
- Hej, a ty gdzieś wychodzisz? - spytałam na wstępie
Al była już uszykowana, ubrana, umalowana. Gotowa do wyjścia.
- No tak - przyznała
Wpuściła mnie do środka
- Nie wyjdzie wścibsko jak zapytam gdzie wychodzisz? A gdzie mój brat? - dopytałam
Drake nie było no a nie ukrywajmy mój brat to nie ranny ptaszek i nie wstaje przed 7.
- Stwierdziliśmy że załatwimy swoje sprawy... No wiesz ta zatopiona gondola i kradzież
- I jak wam idzie? - dopytałam
- No ja odrabiam w sklepie a Drake odpracowuje tę gondolę - wyjaśniła
- Mój brat pracuje? - dopytałam zdziwiona
- No tak - przytaknęła - wyszedł przed 5
- Nie wieże - przyznałam - a ty idziesz do tego sklepu? Luke wie?
- Nie nikt nie wie. Kto to jest ta Anka, Aśka? - dopytała Al
- Długo by gadać Aśka to jakaś tam była Drake ale nie słyszałam zbyt często jej imienia. Ostatnią dziewczyną Drake była raczej Sara więc nie wiem za wiele - przyznałam
- Czyli to jest któraś tam była? - dopytała
- Właśnie
- Dzięki. Dobra muszę już lecieć
Wyszłyśmy obie z pokoju, Al poszła a ja wróciłam do siebie. Tego się nie spodziewałam mój brat i robota. Jednak Al ma na niego dobry wpływ i dobrze. Nie mogę w kółko się o niego martwić bo kiedyś zwariuje. No i nie dawała mi spokoju ta Jessica. Quick nie zmienił zdania co do tego że miałam jechać z nim mało tego chciał jeszcze zabierać ze sobą Drake'a i Luke'a. No nie wiem czy mój brat to dobry pomysł. On wystarczająco często pakuje się w kłopoty nie trzeba go dodatkowo zachęcać i wciskać mu pokera. Pózniej zjedliśmy śniadanie i poszłam się szykować. Naprawdę czułam się jak jakaś lalka barbie i już mnie to męczyło. Założyłam jakąś letnią, zwiewną sukienkę w zielono pastelowym kolorze. Zrobiłam makijaż, zostawiłam rozpuszczone włosy. I znów miałam dylemat czy ta sukienka wpasuję się w towarzystwo. U nas wszystko jest łatwiejsze nie trzeba się stroić by załatwić sobie żarcie. Swoją drogą może to i dobrze że Drake'a nie ma. Przecież Quick nie będzie na nich czekał. No ale jak na złości Drake właśnie wrócił. Quick poszedł z nim pogadać pewnie o tego pokera ale Drake'owi w to graj on by odmówił pokera. Nie długo pózniej wróciła Al więc jednak jechaliśmy wszyscy. Podjechaliśmy pod wille Jessiki. Siedzi cicho - upomniałam się jak tylko podeszła do nas owa zdzira. Nie wyglądała na swój wiek chociaż cerę miała zniszczoną od solary i fajek które za pewne paliła. Z każdym jej słowem musiałam głośniej na siebie wrzeszczeć by się nie odezwać. Denerwowała mnie ta lala jakim prawem podrywała mi faceta, chociaż jak zobaczyłam jej starego męża sama zrozumiałam dlaczego. Wyszła za niego tylko dla pieniędzy. Ale to był pocisk że nawet stary mężuś uważa ją za przereklamowaną. Cała ta gadka ze staruszkiem tylko utwierdziła mnie w tym co sama wiedziałam. Że życie bogaczy jest sztuczne nawet ślub jest farsą. Ale z gwizdami jest tak samo. No i wtedy napadł nas Tomek. Dziwny typ wredny sztuczny uśmieszek, ciemne okulary zasłaniały mu oczy. Więc jednak oczy go zdradzają. Chyba był dobrym znajomy Quicka. Udawałam głupią lalę za którą mnie uważali. Uśmiechałam się i za nim coś powiedziałam dwa razy się zastanowiłam. Wtedy zrównał się ze mną Drake
- Nie podoba mi się tu - szepnął cicho - uważaj na siebie, co drugi typ ma gnata.
- A ty masz? - dopytałam nie patrząc na niego
- Jasne nie dam się zamknąć w bagażniku - mruknął - my pójdziemy się rozejrzeć
- Uważajcie na siebie
Rozmawiałam z Drake'm ale cały czas słuchałam o czym rozmawia Quick z Tomkiem. Znali się przed epidemią, Quick wypytał go o tego ruska. Tomek wspomniał o jakiejś pannie do towarzystwa którą wynajął od Quicka. Maja zapytała czy może powozić Damona w wózku. Zgodziłam się a Jula i Luke mieli się nim zająć. Borys miał pilnować Damona. No i się wydało że Borys bywał tu wcześniej i wie doskonale kto to Jessica. A myślałam że bunt mamy za sobą. Jednak będę musiała przeprowadzić drugą poważną rozmowę z Borysem. I jak wrócimy muszę zakręcić Mariusza. Tak do dobry pomysł. Mariusz wie równie dużo co Borys a jest bardziej ogarnięty. Dopiero teraz widzę jak szybko mogę wszystko stracić. No nie ukrywajmy jest wiele lasek które są ładne i z chęcią wlazły by Quickowi do łóżka.
- Czy pani to maluje włosy? - dopytał Tomek wybijając mnie z rozmyśleń
- Nie to mój naturalny kolor
Usiedliśmy przy stoliku i dosiadł się jakiś trzeci. Tamtego też musieli znać. Gadali o jakiś interesach i właśnie ten trzeci mnie irytował, bezczelnie gapił mi się w dekolt. Nie wiem kim był ale rozbierał mnie wzrokiem. Quick tego nie widział czy jak? Nie wyrobiłam w końcu
- Chyba pana towarzyszka czuje się do niewartościowana
Nie pamiętałam czy była to jego żona czy narzeczona, ale jej towarzystwo nie przeszkadzało mu w gapieniu się na mnie.
Tomek gadał bardzo dużo. Był dobry mówił dużo i bez sensu jednak słuchając go można było wyłapać że jest alfonsem. Właśnie na takiego wygląda. Skoro ma własne panny to czemu płaci za towarzystwo jakiejś innej?
- To ciekawe pytanie - podłapał ten trzeci szybko odchodząc od tematu który zaczęłam.
Co było dowodem na to że powiedziałem to na głos. Najwyższy czas się wymiksować.
- Pójdę zobaczyć co z Damonem
Pocałowałam Quicka i odeszłam od stołu.
- Hej, a ty gdzieś wychodzisz? - spytałam na wstępie
Al była już uszykowana, ubrana, umalowana. Gotowa do wyjścia.
- No tak - przyznała
Wpuściła mnie do środka
- Nie wyjdzie wścibsko jak zapytam gdzie wychodzisz? A gdzie mój brat? - dopytałam
Drake nie było no a nie ukrywajmy mój brat to nie ranny ptaszek i nie wstaje przed 7.
- Stwierdziliśmy że załatwimy swoje sprawy... No wiesz ta zatopiona gondola i kradzież
- I jak wam idzie? - dopytałam
- No ja odrabiam w sklepie a Drake odpracowuje tę gondolę - wyjaśniła
- Mój brat pracuje? - dopytałam zdziwiona
- No tak - przytaknęła - wyszedł przed 5
- Nie wieże - przyznałam - a ty idziesz do tego sklepu? Luke wie?
- Nie nikt nie wie. Kto to jest ta Anka, Aśka? - dopytała Al
- Długo by gadać Aśka to jakaś tam była Drake ale nie słyszałam zbyt często jej imienia. Ostatnią dziewczyną Drake była raczej Sara więc nie wiem za wiele - przyznałam
- Czyli to jest któraś tam była? - dopytała
- Właśnie
- Dzięki. Dobra muszę już lecieć
Wyszłyśmy obie z pokoju, Al poszła a ja wróciłam do siebie. Tego się nie spodziewałam mój brat i robota. Jednak Al ma na niego dobry wpływ i dobrze. Nie mogę w kółko się o niego martwić bo kiedyś zwariuje. No i nie dawała mi spokoju ta Jessica. Quick nie zmienił zdania co do tego że miałam jechać z nim mało tego chciał jeszcze zabierać ze sobą Drake'a i Luke'a. No nie wiem czy mój brat to dobry pomysł. On wystarczająco często pakuje się w kłopoty nie trzeba go dodatkowo zachęcać i wciskać mu pokera. Pózniej zjedliśmy śniadanie i poszłam się szykować. Naprawdę czułam się jak jakaś lalka barbie i już mnie to męczyło. Założyłam jakąś letnią, zwiewną sukienkę w zielono pastelowym kolorze. Zrobiłam makijaż, zostawiłam rozpuszczone włosy. I znów miałam dylemat czy ta sukienka wpasuję się w towarzystwo. U nas wszystko jest łatwiejsze nie trzeba się stroić by załatwić sobie żarcie. Swoją drogą może to i dobrze że Drake'a nie ma. Przecież Quick nie będzie na nich czekał. No ale jak na złości Drake właśnie wrócił. Quick poszedł z nim pogadać pewnie o tego pokera ale Drake'owi w to graj on by odmówił pokera. Nie długo pózniej wróciła Al więc jednak jechaliśmy wszyscy. Podjechaliśmy pod wille Jessiki. Siedzi cicho - upomniałam się jak tylko podeszła do nas owa zdzira. Nie wyglądała na swój wiek chociaż cerę miała zniszczoną od solary i fajek które za pewne paliła. Z każdym jej słowem musiałam głośniej na siebie wrzeszczeć by się nie odezwać. Denerwowała mnie ta lala jakim prawem podrywała mi faceta, chociaż jak zobaczyłam jej starego męża sama zrozumiałam dlaczego. Wyszła za niego tylko dla pieniędzy. Ale to był pocisk że nawet stary mężuś uważa ją za przereklamowaną. Cała ta gadka ze staruszkiem tylko utwierdziła mnie w tym co sama wiedziałam. Że życie bogaczy jest sztuczne nawet ślub jest farsą. Ale z gwizdami jest tak samo. No i wtedy napadł nas Tomek. Dziwny typ wredny sztuczny uśmieszek, ciemne okulary zasłaniały mu oczy. Więc jednak oczy go zdradzają. Chyba był dobrym znajomy Quicka. Udawałam głupią lalę za którą mnie uważali. Uśmiechałam się i za nim coś powiedziałam dwa razy się zastanowiłam. Wtedy zrównał się ze mną Drake
- Nie podoba mi się tu - szepnął cicho - uważaj na siebie, co drugi typ ma gnata.
- A ty masz? - dopytałam nie patrząc na niego
- Jasne nie dam się zamknąć w bagażniku - mruknął - my pójdziemy się rozejrzeć
- Uważajcie na siebie
Rozmawiałam z Drake'm ale cały czas słuchałam o czym rozmawia Quick z Tomkiem. Znali się przed epidemią, Quick wypytał go o tego ruska. Tomek wspomniał o jakiejś pannie do towarzystwa którą wynajął od Quicka. Maja zapytała czy może powozić Damona w wózku. Zgodziłam się a Jula i Luke mieli się nim zająć. Borys miał pilnować Damona. No i się wydało że Borys bywał tu wcześniej i wie doskonale kto to Jessica. A myślałam że bunt mamy za sobą. Jednak będę musiała przeprowadzić drugą poważną rozmowę z Borysem. I jak wrócimy muszę zakręcić Mariusza. Tak do dobry pomysł. Mariusz wie równie dużo co Borys a jest bardziej ogarnięty. Dopiero teraz widzę jak szybko mogę wszystko stracić. No nie ukrywajmy jest wiele lasek które są ładne i z chęcią wlazły by Quickowi do łóżka.
- Czy pani to maluje włosy? - dopytał Tomek wybijając mnie z rozmyśleń
- Nie to mój naturalny kolor
Usiedliśmy przy stoliku i dosiadł się jakiś trzeci. Tamtego też musieli znać. Gadali o jakiś interesach i właśnie ten trzeci mnie irytował, bezczelnie gapił mi się w dekolt. Nie wiem kim był ale rozbierał mnie wzrokiem. Quick tego nie widział czy jak? Nie wyrobiłam w końcu
- Chyba pana towarzyszka czuje się do niewartościowana
Nie pamiętałam czy była to jego żona czy narzeczona, ale jej towarzystwo nie przeszkadzało mu w gapieniu się na mnie.
Tomek gadał bardzo dużo. Był dobry mówił dużo i bez sensu jednak słuchając go można było wyłapać że jest alfonsem. Właśnie na takiego wygląda. Skoro ma własne panny to czemu płaci za towarzystwo jakiejś innej?
- To ciekawe pytanie - podłapał ten trzeci szybko odchodząc od tematu który zaczęłam.
Co było dowodem na to że powiedziałem to na głos. Najwyższy czas się wymiksować.
- Pójdę zobaczyć co z Damonem
Pocałowałam Quicka i odeszłam od stołu.
Od Borysa
Nie miałem bladego pojęcia że szef na tą czarną imprezę zaprosi żonkę. Ciekawe jak on blado się będzie tłumaczył. Wejście miał mocne Jessica oczywiście też mu się nastawiła. Jak każda w tym pieprzonym burdelu no i ten jeszcze koleś alfons bez pojęcia. No i ja jeszcze wychlapałem się swoim zachowaniem gdzie jest pieprzony plac zabaw. I muszę teraz pilnować gnoja bo jak tylko włos mu z głowy spadnie to mnie zaciuka szef. Eh... mam nadzieje że tylko szefowa ma jakąś zajętą głowę i nie złapała orienta że wiem co wiem. Bo powiedziałem że nie wiem. Ale jak mnie szef w kopie to będę miał nieciekawą rozmowę. A tego to grom wie. U niego to zawsze diabeł tkwi w szczegółach. A biała głupia nie jest pilnuje swojego. W sumie ma racje. Eh... gdy by tylko wiedziała jak bardzo balansuje na krawędzi. Nie będę mu gadał o Saszy bo jak się dowie że wiem co wiem to będę miał przesrane. Bo będzie wymagał ode mnie jeszcze więcej. Lepiej rżnąc głupa. No i jeszcze ten gówniarz może jak by się nie urodził to by się nie ożenił. Wyjebał by białą z wyra bo coś mu chyba z nią nie wychodzi za dobrze. A teraz ma te huśtawki to by mu się przygruchało jakąś dziunie i był by spokój. A tak to bujaj się człowieku z ta białą laską. Gówniara w wieku mojej córki a ja jesz szefować muszę i waflować. Stara od początku mówiła że się wjebałem na niezłą minę i chyba z przykrością muszę stwierdzić że miała rację. Swoją drogą ona też zaokrąglona dziwnie była.
Od Quicka
Rano obudził mnie płacz Damona i głos wrzeszczącej Aśki
- Ucisz tego bachora Rozi tu się nie da spać
- Hamuj język - ostrzegłem ją na wpół śpiący - Damon krzyczy bo lubi a ty musisz do tego przywyknąć.
- Bo co? Bo ty tak mówisz?
- Jak dla ciebie bo szef tak mówi. Nie jestem twoim popychadłem i nie jesteśmy na ty. I nie wydaje mi się żebyśmy kiedykolwiek mogli być.
Roz nakarmiła Damona i ten się zaraz uspokoił. Ja zadzwoniłem dowiedzieć się czy jest już wolny jakiś pokój. Okazało się że niestety będzie za trzy do czterech dni. Czyli tak jak myślałem. Pózniej wszedłem na stronę hotelu żeby zobaczyć czy faktycznie obłożenie jest aż takie. Po za tym pewne rzeczy miałem zobaczyć już wczoraj ale w efekcie poszedłem spać. Roz położyła spać Damona i usiadła przy mnie.
- Co robisz?
- Oglądam jak prezentuje się nasz hotel - powiedziałem
- Gniewasz się na mnie? - dopytała
- Nie - stwierdziłem
- Ale nie lubię jak odwracasz się do mnie plecami
- Przepraszam zasnąłem jakoś tak twardo nawet nie słyszałem czy Damon w nocy się budził.
- Nie jesteś sobą - powiedziała mi na ucho - odkąd oni tu są.
- Nie mówmy już o tym. Chciał bym żebyś się dobrze dzisiaj prezentowała wiec nie wiem może pogadam z Dominikiem
- O nie tylko nie Dominik - powiedziała Roz
- Wiesz słońce w sumie masz racje też nie chcę go oglądać. Ja się go normalnie boje. Eh... poszukam w necie kto w końcu wygrał te zawody
- No ty - powiedziała
- Poważnie?
- No tak jeszcze cię na obrażali
- W sensie? - dopytałem
- Że się nie znasz i takie tam
- A to, to nie oni mi nawet pomogli. Wiesz na koniach to się znam moja matka rozumiesz ale na wyścigach i na zakładach. Samochodowych tak a i owszem ale tych tutaj to... Ale fajnie ci Arabowie będą dzisiaj to będę musiał z nimi pogadać. I uciąć wreszcie temat księżniczek. Bo księżniczka jest tylko jedna
Przekręciłem Roz na łóżko i położyłem się na nią.
- No co masz taką poważną minkę ty nią jesteś kruszynko
Z kulgnąłem się z niej i położyłem się na plecach
- To jest nie moralne - skomentowała pani Grażynka
- A co jest dla pani moralne. Przecież nic takiego się nie dzieje. Ja panią rozumiem ale jest pani na moich zasadach i niech się pani zacznie do tego przyzwyczajać. A ja sprawie że będzie żyło się paniom dobrze. Z naciskiem na słowo żyło. Żeby jakaś panna Joanna nie pomyślała że zrobię jej dobrze. No dobrze to może zamówimy śniadanie - stwierdziłem
I wtedy normalnie mnie z szokowało
- Ty dzisiaj John jesz twarożek ze szczypiorkiem i kakao
- Co takiego? - dopytałem zdziwiony - dlaczego tak
- Nie lubisz? - dopytała Roz
- Lubie tylko nie rozumiem. Zawsze sam decydowałem o tym co jem
- No właśnie i zle na tym wyszedłeś. Bo jak spałeś to dzwonił twój lekarz i... nie chciał mi za wiele powiedzieć ale stwierdził że w twoim stanie...
- Dobra już nie kończ Roz, nie wierze zjem ten twaróg.
- Ale ty jesteś chory? - dopytała
- Nie skarbie jeżeli mam jeść twaróg to chyba nie jestem chory. Poszedłem do lekarza bo mnie coś w głowę wali no i tak sobie pomyślałem że może zaliczę jakiegoś psychiatrę wiesz dali by mi jakieś prochy żebym tak nie szalał. No ale to będę musiał z nim pogadać. Dobrze to zjemy to śniadanko. Jak myślisz Drake to zagrał by dla mnie w pokera? Mam biznes do zrobienia i potrzebny mi jest piąty do stołu.
- Chcesz grać przeciwko niemu?
- Nie no Drake miał by odwrócić uwagę. A Luke'a potrzebuje bo zna się na broni
- Co ty tam będziesz robił u tej Jessiki?
- No przecież mówiłem ci. Załatwiam tam tylko interesy. Spotyka się tam cała śmietanka czarnej strony mocy chciałaś z Drake'm wniknąć do mojego środowiska. Poznać drugą stronę mnie. Więc to jest doskonała okazja. No wiesz jak nie chcesz to możesz nie jechać. W sumie to nawet nie chciał bym cię wystawiać
- Zdecydowanie chce - stwierdziła Roz - będziecie tam kogoś zabijać? - dopytała cicho
- Jessica ma dziwny sposób bycia.
Zjedliśmy śniadanie no i w sumie to zaczęliśmy się szykować. W sensie że Roz ja to szykowałem sobie raczej dokumenty i inne pierdoły. Załatwiłem jeszcze ochronę bo uznałem że dzisiaj będzie to konieczne. No i zwinąłem Borysa niech te folie pościąga z samochodów. Jessica ze pewne będzie miała dla mnie na wejściu jakąś akcję. No i wreszcie przyszedł czas na to że mogliśmy sobie wyjechać. Szczerze to wiele się spodziewałem po tej wizycie. Roz doradziłem żeby założyła coś zwiewnego na siebie. No i wygodne buty. Było ciepło więc impreza będzie pewnie jak zawsze na wolnym powietrzu. Dojechaliśmy pod bramę rezydencji i wcale mnie nawet nie zdziwiło że bramy były zamknięte. W koło było pełno aut. Wyjąłem telefon wybrałem nr Jessiki.
- Jess otwieraj tą pieprzoną bramę.
- Nie poradzisz sobie z bramą kotku - usłyszałem w słuchawce.
- Słuchaj ja jestem z rodziną, mam małe dziecko i nie mogę zostawić samochodu gdzieś tam.
- No nie wiem musisz sobie jakoś poradzić.
- Twoi ludzie mirzą do nas z broni - stwierdziłem
- To żeby podnieść ci adrenalinkę - i się rozłączyła. Była na zestawie głośno mówiącym więc Roz wszystko słyszała.
- No i widzisz słońce mówiłem on ma specyficzny sposób bycia.
Wystawiłem rękę za okno dając swoim ludziom znak włączyłem muzykę.
- No teraz słonko się troszkę wycofamy i chwilkę poczekamy.
- Co zamierzasz zrobić? - dopytała Roz
- Zamierzam tam wjechać. Przecież mamy tu mleko, pieluchy dla Damona przecież nie będziemy biegać po ulicach. A ja nawet nie mam gdzie tu zaparkować gdybym chciał.
- Co zrobią twoi ludzie? - dopytała Roz
- Otworzą bramę
Jednak Jessica chyba stwierdziła że wjadę tam mimo wszystko chociaż do niej się nie wjeżdżało nigdy i po chwili brama się otworzyła. Miękka cipa pomyślałem. Wjechaliśmy na posesje, zaparkowałem samochód w cieniu, wysiadłem, kulturalnie pomogłem wysiąść Roz po dżentelmeńsku. Wyciągnąłem z nosidełkiem Damona i nim się odkręciłem zobaczyłem sprawczynię całego zamieszania.
- Jak zawsze gwiazdor - stwierdziła
- To jest moja żona Roz - przedstawiłem
- A ja przedstawię się pani sama - stwierdziła
Nie mam pojęcia co Roz sobie myślała
- Masz coś dla mnie na pocieszenie kotku?
- Zależy ile płacisz
I wtedy przyszedł jej mąż. Przywitałem się kulturalnie na szczęście ten gość. To bardzo kulturalna osoba.
- Masz piękno żonę - przyznał - Jessica jest już przereklamowana. Zamęcza mnie tymi tabletkami od ciebie. No ale rozumiem jeżeli miał bym wybór też wybrał bym twoją żonę.
- Z całym szacunkiem - powiedziałem - ale to nie ta liga.
- Nie rozumiem to nie masz żony na pokaz i do towarzystwa?
- Nie - zaprzeczyłem - to jest moja żona nie lala na pokaz i do ruchania jak inne żony.
- Chcesz powiedzieć że działa tak jak pralka
- Nie, chcę powiedzieć że ma uczucia, dba o mnie i ją kocham.
- To nie ożeniłeś się dla sławy żeby zrobić sobie reklamę?
- Wiesz że nie lubię rozgłosu
- Ale jak się pojawiasz to Jessica szaleje
- Najwidoczniej za dużo jej pozwalasz
- To masz coś dla mnie? - dopytała Jessica
- Mam coś specjalnego jak będziesz grzeczna to może ci dam
- Siebie? - dopytała
- Chyba tego nie dożyjemy Jess ja i ty razem to możemy tylko interes ubić.
Tamta się fochneła i sobie poszła.
- No i znów ją zdenerwowałeś - powiedział starszy mafiozo
- Nie rozumiem pana. Stateczny, szanowany, kulturalny człowiek a pozwala żeby żona mu się puszczała.
- Taki biznes chłopcze za kilka lat to zrozumiesz i sam będziesz tak postępował.
- Zapewniam pana że mam żonę na wyłączność tylko dla siebie. I tak samo sprawa działa w drugą stronę. I proszę wytłumaczyć żonie własnej że to nie jest ta liga. - Wyjąłem z kieszeni dwie tabletki - niebieska dla pana jak zawsze coś nowego dla żony. Może trochę bredzić ale przynajmniej będzie usatysfakcjonowana. Więc w pana wieku radził bym włożyć stopery do uszu.
- Co ty mi dajesz?
- Nic jej nie będzie po siedmiu godzinach jej przejdzie, będzie zadowolona.
- Tak jak się umawialiśmy chłopcze mam dla ciebie próbki o jakich myślę że wspomniałeś no i mam katalog. Tak że jeżeli masz speca od militariów to mogli byśmy się dogadać.
- Dziękuje, na pana zawsze można liczyć.
Gościu się pożegnał życzył nam miłego pobytu. I się ulotnił. Roz była troszkę zaskoczona, troszkę zmieszana wszyscy chyba byli. Nim zdążyłem cokolwiek jej wytłumaczyć. Chociaż w sumie nie było co bo wszystko chyba było jasne no mi przynajmniej się tak wydawało napadł mnie Tomek. Przedstawiłem go Roz.
- Miło panią poznać i gratuluje ślicznego bobasa
- Z Tomkiem poznaliśmy się jeszcze jak pracowałem z Salvadore
- No tak - stwierdził Tomek uśmiechając się - tylko że Quick jest lepszy ode mnie zaciukał Salvadore, sprzątnął Ivana
- Jeszcze nie - powiedziałem
- Ale wskoczyłeś na jego miejsce
- Właśnie Tomek mam do ciebie romans - powiedziałem - prześlę ci fotkę. Kojarzysz typa?
Spojrzał na fotkę.
- To rusek raczej nie miesza się w sprawy mafijne chyba biznesmen przynajmniej ma legalne interesy z czego wiem.
- Więcej? - dopytałem
- Kawaler, odludek, dziwak czasami widywany z Ivanem. Ale tak jak mówię może trochę hazardu ale nic ciemnego. Przyjechał z dziwnymi ludzmi.
- Znaczy? - dopytałem
- No wiesz dziwne połączenie ruski i murzyni. Myślałem że ruskie to tania siła robocza ale murzyni? No w sumie czarnuchów też wykorzystywano jako niewolników nie
- No tak a jacy byli ci murzyni? - dopytałem
- Czarne, nieme, tępe posągi
- A oczy? - dopytałem
- No przecież chłopy to byli nie będę patrzył im w oczy no co ty. Ale ja się ciesze że cię widzę - mówił dalej Tomek - masz naprawdę piękną żonę. A ja coś sobie wybrałem z twojej różowej oferty. Drogi jesteś - stwierdził - ale panna jest kumata prezentuje się elegancko. Podziwiam że oprócz dupy i ładnego wyglądu mają jeszcze mózg te twoje lale.
- Dlatego są drogę - powiedziałem
- To co usiądziemy i pogadamy o interesach
- Ta... ale powiedz mi czemu ten koleś się mną interesuje
- Nie wiem chciał robić z tobą jakieś interesy wiem tylko tyle nawet w sumie gadałem z nim że nie robisz interesów z ruskami. Dopytywałem o Ivana wiesz palnąłem głupa wolę być z tobą niż przeciwko
- Dobrze Tomek więcej informacji
- Coś konkretnego?
- Wszystko. Kiedy je śniadanie? Z kim się rucha? Z kim się spotkał? kto go z płodził? Kto go rodził?
- To aż taki jesteś zazdrosny o żonę widziałem jak z nią rozmawiał
- Po prostu za bardzo się interesuje co wynika z twojej rozmowy.
- To co idziemy pogadać? - dopytał Tomek
- Jasne chodzimy.
Alex z Drake'm gdzieś już poszli. Maja pytała się czy by mogła powozić Damona w wózku. Luke, z Julką stwierdzili że mogli by ich popilnować. Roz się zgodziła a ja pokazałem swoim ludziom że mają ich pilnować.
- Borys jesteś za niego odpowiedzialny to mój skarb wiesz o tym
- No tak szefie
- Więc idzicie na plac zabaw
- Nie ma sprawy szefie
- Borys z tobą tu bywał?
- Tak byliśmy tutaj ostatnio na zleceniu
- I był z tobą cały czas? I zna tą Jessicę?
- Kochanie nie nakręcaj się. Tak był i zna. Tutaj nie wchodzi się do rezydencji tutaj wszystko załatwia się na dworze tak jak dzisiaj. A czemu pytasz skarbie?
- A tak z ciekawości
- Nie musi być pani zazdrosna - stwierdził Tomek - nie ma o co. To taka przerobiona wywłoka. Stary z jakiegoś polskiego burdelu ją wyciągnął. Dostała trochę władzy i kozaczy no i ślini się na Quicka jak wszystkie lale tutaj. Ale gdyby zaczął mnie podrywać to bym wcale się nie zdziwił. Bo ten na baby to jakieś uczulenie raczej ma. Więc za przeproszeniem zdziwiony jestem że ma tak uroczą małżonkę a jeszcze bardziej że ma syna...
- Już wystarczy - uciąłem jego rozmowę - Tomek jest moim przyjacielem kochanie i strasznie dużo gada. Normalnie jak winelowa płyta. Nie no jak dysk twardy z jednym terabajtem
Roz popatrzyła na mnie pytająco
- Kochanie to taki dysk z ogromną pojemnością.
- Czy pani to maluje włosy? - dopytał Tomek
- Nie to mój naturalny kolor
- Tak myślałem bo Quick to ma jakieś uczulenie na włosy. Swoją drogą piękny i orginalny kolor
- Tomek nie wiem czy zauważyłeś ale zaczynasz podrywać mi żonę. No ale jak chcesz to próbuj. Tylko się nie zdziw jak ci pociśnie a ja z przyjemnością tego posłucham. Bo nie wiem czy wiesz że blondynki mają mózg. A moje słoneczko jest wybitnie uzdolnione
Pocałowałem Roz
- Ucisz tego bachora Rozi tu się nie da spać
- Hamuj język - ostrzegłem ją na wpół śpiący - Damon krzyczy bo lubi a ty musisz do tego przywyknąć.
- Bo co? Bo ty tak mówisz?
- Jak dla ciebie bo szef tak mówi. Nie jestem twoim popychadłem i nie jesteśmy na ty. I nie wydaje mi się żebyśmy kiedykolwiek mogli być.
Roz nakarmiła Damona i ten się zaraz uspokoił. Ja zadzwoniłem dowiedzieć się czy jest już wolny jakiś pokój. Okazało się że niestety będzie za trzy do czterech dni. Czyli tak jak myślałem. Pózniej wszedłem na stronę hotelu żeby zobaczyć czy faktycznie obłożenie jest aż takie. Po za tym pewne rzeczy miałem zobaczyć już wczoraj ale w efekcie poszedłem spać. Roz położyła spać Damona i usiadła przy mnie.
- Co robisz?
- Oglądam jak prezentuje się nasz hotel - powiedziałem
- Gniewasz się na mnie? - dopytała
- Nie - stwierdziłem
- Ale nie lubię jak odwracasz się do mnie plecami
- Przepraszam zasnąłem jakoś tak twardo nawet nie słyszałem czy Damon w nocy się budził.
- Nie jesteś sobą - powiedziała mi na ucho - odkąd oni tu są.
- Nie mówmy już o tym. Chciał bym żebyś się dobrze dzisiaj prezentowała wiec nie wiem może pogadam z Dominikiem
- O nie tylko nie Dominik - powiedziała Roz
- Wiesz słońce w sumie masz racje też nie chcę go oglądać. Ja się go normalnie boje. Eh... poszukam w necie kto w końcu wygrał te zawody
- No ty - powiedziała
- Poważnie?
- No tak jeszcze cię na obrażali
- W sensie? - dopytałem
- Że się nie znasz i takie tam
- A to, to nie oni mi nawet pomogli. Wiesz na koniach to się znam moja matka rozumiesz ale na wyścigach i na zakładach. Samochodowych tak a i owszem ale tych tutaj to... Ale fajnie ci Arabowie będą dzisiaj to będę musiał z nimi pogadać. I uciąć wreszcie temat księżniczek. Bo księżniczka jest tylko jedna
Przekręciłem Roz na łóżko i położyłem się na nią.
- No co masz taką poważną minkę ty nią jesteś kruszynko
Z kulgnąłem się z niej i położyłem się na plecach
- To jest nie moralne - skomentowała pani Grażynka
- A co jest dla pani moralne. Przecież nic takiego się nie dzieje. Ja panią rozumiem ale jest pani na moich zasadach i niech się pani zacznie do tego przyzwyczajać. A ja sprawie że będzie żyło się paniom dobrze. Z naciskiem na słowo żyło. Żeby jakaś panna Joanna nie pomyślała że zrobię jej dobrze. No dobrze to może zamówimy śniadanie - stwierdziłem
I wtedy normalnie mnie z szokowało
- Ty dzisiaj John jesz twarożek ze szczypiorkiem i kakao
- Co takiego? - dopytałem zdziwiony - dlaczego tak
- Nie lubisz? - dopytała Roz
- Lubie tylko nie rozumiem. Zawsze sam decydowałem o tym co jem
- No właśnie i zle na tym wyszedłeś. Bo jak spałeś to dzwonił twój lekarz i... nie chciał mi za wiele powiedzieć ale stwierdził że w twoim stanie...
- Dobra już nie kończ Roz, nie wierze zjem ten twaróg.
- Ale ty jesteś chory? - dopytała
- Nie skarbie jeżeli mam jeść twaróg to chyba nie jestem chory. Poszedłem do lekarza bo mnie coś w głowę wali no i tak sobie pomyślałem że może zaliczę jakiegoś psychiatrę wiesz dali by mi jakieś prochy żebym tak nie szalał. No ale to będę musiał z nim pogadać. Dobrze to zjemy to śniadanko. Jak myślisz Drake to zagrał by dla mnie w pokera? Mam biznes do zrobienia i potrzebny mi jest piąty do stołu.
- Chcesz grać przeciwko niemu?
- Nie no Drake miał by odwrócić uwagę. A Luke'a potrzebuje bo zna się na broni
- Co ty tam będziesz robił u tej Jessiki?
- No przecież mówiłem ci. Załatwiam tam tylko interesy. Spotyka się tam cała śmietanka czarnej strony mocy chciałaś z Drake'm wniknąć do mojego środowiska. Poznać drugą stronę mnie. Więc to jest doskonała okazja. No wiesz jak nie chcesz to możesz nie jechać. W sumie to nawet nie chciał bym cię wystawiać
- Zdecydowanie chce - stwierdziła Roz - będziecie tam kogoś zabijać? - dopytała cicho
- Jessica ma dziwny sposób bycia.
Zjedliśmy śniadanie no i w sumie to zaczęliśmy się szykować. W sensie że Roz ja to szykowałem sobie raczej dokumenty i inne pierdoły. Załatwiłem jeszcze ochronę bo uznałem że dzisiaj będzie to konieczne. No i zwinąłem Borysa niech te folie pościąga z samochodów. Jessica ze pewne będzie miała dla mnie na wejściu jakąś akcję. No i wreszcie przyszedł czas na to że mogliśmy sobie wyjechać. Szczerze to wiele się spodziewałem po tej wizycie. Roz doradziłem żeby założyła coś zwiewnego na siebie. No i wygodne buty. Było ciepło więc impreza będzie pewnie jak zawsze na wolnym powietrzu. Dojechaliśmy pod bramę rezydencji i wcale mnie nawet nie zdziwiło że bramy były zamknięte. W koło było pełno aut. Wyjąłem telefon wybrałem nr Jessiki.
- Jess otwieraj tą pieprzoną bramę.
- Nie poradzisz sobie z bramą kotku - usłyszałem w słuchawce.
- Słuchaj ja jestem z rodziną, mam małe dziecko i nie mogę zostawić samochodu gdzieś tam.
- No nie wiem musisz sobie jakoś poradzić.
- Twoi ludzie mirzą do nas z broni - stwierdziłem
- To żeby podnieść ci adrenalinkę - i się rozłączyła. Była na zestawie głośno mówiącym więc Roz wszystko słyszała.
- No i widzisz słońce mówiłem on ma specyficzny sposób bycia.
Wystawiłem rękę za okno dając swoim ludziom znak włączyłem muzykę.
- No teraz słonko się troszkę wycofamy i chwilkę poczekamy.
- Co zamierzasz zrobić? - dopytała Roz
- Zamierzam tam wjechać. Przecież mamy tu mleko, pieluchy dla Damona przecież nie będziemy biegać po ulicach. A ja nawet nie mam gdzie tu zaparkować gdybym chciał.
- Co zrobią twoi ludzie? - dopytała Roz
- Otworzą bramę
Jednak Jessica chyba stwierdziła że wjadę tam mimo wszystko chociaż do niej się nie wjeżdżało nigdy i po chwili brama się otworzyła. Miękka cipa pomyślałem. Wjechaliśmy na posesje, zaparkowałem samochód w cieniu, wysiadłem, kulturalnie pomogłem wysiąść Roz po dżentelmeńsku. Wyciągnąłem z nosidełkiem Damona i nim się odkręciłem zobaczyłem sprawczynię całego zamieszania.
- Jak zawsze gwiazdor - stwierdziła
- To jest moja żona Roz - przedstawiłem
- A ja przedstawię się pani sama - stwierdziła
Nie mam pojęcia co Roz sobie myślała
- Masz coś dla mnie na pocieszenie kotku?
- Zależy ile płacisz
I wtedy przyszedł jej mąż. Przywitałem się kulturalnie na szczęście ten gość. To bardzo kulturalna osoba.
- Masz piękno żonę - przyznał - Jessica jest już przereklamowana. Zamęcza mnie tymi tabletkami od ciebie. No ale rozumiem jeżeli miał bym wybór też wybrał bym twoją żonę.
- Z całym szacunkiem - powiedziałem - ale to nie ta liga.
- Nie rozumiem to nie masz żony na pokaz i do towarzystwa?
- Nie - zaprzeczyłem - to jest moja żona nie lala na pokaz i do ruchania jak inne żony.
- Chcesz powiedzieć że działa tak jak pralka
- Nie, chcę powiedzieć że ma uczucia, dba o mnie i ją kocham.
- To nie ożeniłeś się dla sławy żeby zrobić sobie reklamę?
- Wiesz że nie lubię rozgłosu
- Ale jak się pojawiasz to Jessica szaleje
- Najwidoczniej za dużo jej pozwalasz
- To masz coś dla mnie? - dopytała Jessica
- Mam coś specjalnego jak będziesz grzeczna to może ci dam
- Siebie? - dopytała
- Chyba tego nie dożyjemy Jess ja i ty razem to możemy tylko interes ubić.
Tamta się fochneła i sobie poszła.
- No i znów ją zdenerwowałeś - powiedział starszy mafiozo
- Nie rozumiem pana. Stateczny, szanowany, kulturalny człowiek a pozwala żeby żona mu się puszczała.
- Taki biznes chłopcze za kilka lat to zrozumiesz i sam będziesz tak postępował.
- Zapewniam pana że mam żonę na wyłączność tylko dla siebie. I tak samo sprawa działa w drugą stronę. I proszę wytłumaczyć żonie własnej że to nie jest ta liga. - Wyjąłem z kieszeni dwie tabletki - niebieska dla pana jak zawsze coś nowego dla żony. Może trochę bredzić ale przynajmniej będzie usatysfakcjonowana. Więc w pana wieku radził bym włożyć stopery do uszu.
- Co ty mi dajesz?
- Nic jej nie będzie po siedmiu godzinach jej przejdzie, będzie zadowolona.
- Tak jak się umawialiśmy chłopcze mam dla ciebie próbki o jakich myślę że wspomniałeś no i mam katalog. Tak że jeżeli masz speca od militariów to mogli byśmy się dogadać.
- Dziękuje, na pana zawsze można liczyć.
Gościu się pożegnał życzył nam miłego pobytu. I się ulotnił. Roz była troszkę zaskoczona, troszkę zmieszana wszyscy chyba byli. Nim zdążyłem cokolwiek jej wytłumaczyć. Chociaż w sumie nie było co bo wszystko chyba było jasne no mi przynajmniej się tak wydawało napadł mnie Tomek. Przedstawiłem go Roz.
- Miło panią poznać i gratuluje ślicznego bobasa
- Z Tomkiem poznaliśmy się jeszcze jak pracowałem z Salvadore
- No tak - stwierdził Tomek uśmiechając się - tylko że Quick jest lepszy ode mnie zaciukał Salvadore, sprzątnął Ivana
- Jeszcze nie - powiedziałem
- Ale wskoczyłeś na jego miejsce
- Właśnie Tomek mam do ciebie romans - powiedziałem - prześlę ci fotkę. Kojarzysz typa?
Spojrzał na fotkę.
- To rusek raczej nie miesza się w sprawy mafijne chyba biznesmen przynajmniej ma legalne interesy z czego wiem.
- Więcej? - dopytałem
- Kawaler, odludek, dziwak czasami widywany z Ivanem. Ale tak jak mówię może trochę hazardu ale nic ciemnego. Przyjechał z dziwnymi ludzmi.
- Znaczy? - dopytałem
- No wiesz dziwne połączenie ruski i murzyni. Myślałem że ruskie to tania siła robocza ale murzyni? No w sumie czarnuchów też wykorzystywano jako niewolników nie
- No tak a jacy byli ci murzyni? - dopytałem
- Czarne, nieme, tępe posągi
- A oczy? - dopytałem
- No przecież chłopy to byli nie będę patrzył im w oczy no co ty. Ale ja się ciesze że cię widzę - mówił dalej Tomek - masz naprawdę piękną żonę. A ja coś sobie wybrałem z twojej różowej oferty. Drogi jesteś - stwierdził - ale panna jest kumata prezentuje się elegancko. Podziwiam że oprócz dupy i ładnego wyglądu mają jeszcze mózg te twoje lale.
- Dlatego są drogę - powiedziałem
- To co usiądziemy i pogadamy o interesach
- Ta... ale powiedz mi czemu ten koleś się mną interesuje
- Nie wiem chciał robić z tobą jakieś interesy wiem tylko tyle nawet w sumie gadałem z nim że nie robisz interesów z ruskami. Dopytywałem o Ivana wiesz palnąłem głupa wolę być z tobą niż przeciwko
- Dobrze Tomek więcej informacji
- Coś konkretnego?
- Wszystko. Kiedy je śniadanie? Z kim się rucha? Z kim się spotkał? kto go z płodził? Kto go rodził?
- To aż taki jesteś zazdrosny o żonę widziałem jak z nią rozmawiał
- Po prostu za bardzo się interesuje co wynika z twojej rozmowy.
- To co idziemy pogadać? - dopytał Tomek
- Jasne chodzimy.
Alex z Drake'm gdzieś już poszli. Maja pytała się czy by mogła powozić Damona w wózku. Luke, z Julką stwierdzili że mogli by ich popilnować. Roz się zgodziła a ja pokazałem swoim ludziom że mają ich pilnować.
- Borys jesteś za niego odpowiedzialny to mój skarb wiesz o tym
- No tak szefie
- Więc idzicie na plac zabaw
- Nie ma sprawy szefie
- Borys z tobą tu bywał?
- Tak byliśmy tutaj ostatnio na zleceniu
- I był z tobą cały czas? I zna tą Jessicę?
- Kochanie nie nakręcaj się. Tak był i zna. Tutaj nie wchodzi się do rezydencji tutaj wszystko załatwia się na dworze tak jak dzisiaj. A czemu pytasz skarbie?
- A tak z ciekawości
- Nie musi być pani zazdrosna - stwierdził Tomek - nie ma o co. To taka przerobiona wywłoka. Stary z jakiegoś polskiego burdelu ją wyciągnął. Dostała trochę władzy i kozaczy no i ślini się na Quicka jak wszystkie lale tutaj. Ale gdyby zaczął mnie podrywać to bym wcale się nie zdziwił. Bo ten na baby to jakieś uczulenie raczej ma. Więc za przeproszeniem zdziwiony jestem że ma tak uroczą małżonkę a jeszcze bardziej że ma syna...
- Już wystarczy - uciąłem jego rozmowę - Tomek jest moim przyjacielem kochanie i strasznie dużo gada. Normalnie jak winelowa płyta. Nie no jak dysk twardy z jednym terabajtem
Roz popatrzyła na mnie pytająco
- Kochanie to taki dysk z ogromną pojemnością.
- Czy pani to maluje włosy? - dopytał Tomek
- Nie to mój naturalny kolor
- Tak myślałem bo Quick to ma jakieś uczulenie na włosy. Swoją drogą piękny i orginalny kolor
- Tomek nie wiem czy zauważyłeś ale zaczynasz podrywać mi żonę. No ale jak chcesz to próbuj. Tylko się nie zdziw jak ci pociśnie a ja z przyjemnością tego posłucham. Bo nie wiem czy wiesz że blondynki mają mózg. A moje słoneczko jest wybitnie uzdolnione
Pocałowałem Roz
poniedziałek, 30 października 2017
Od Quicka
- A co mnie obchodzi jakiś rusek... Gówno nie kojarzę gościa. Wiesz co ruski mi zgotowali. Na górę nie wracam a ty moknąć nie musisz. Ja po prostu nie które rzeczy muszę odreagować. Muszę sprawdzić samochód. Mam nadzieje że nie zostawiłaś Damona z tym czymś?
Walnąłem pięścią w filar.
- Dobra pójdziemy na tą pieprzoną górę. Czemu tu wszystko jest takie skomplikowane.
- Po co ci ten samochód? - dopytała Roz
- Nie wiem może po to by po gwiazdorzyć lub po to by się zabić. Ja naprawdę mogę sporo Roz znieść. Ale widzisz wszyscy ode mnie wymagają. Quick to, Quick tamto, Quick sro, Quick owo. Jak próbuje coś zrobić i mi nie wyjdzie to znów jestem winny. Jak mnie nie ma a coś się stanie to winny jestem ja. Ale jak ja chce mieć tylko święty spokój. To chyba też jestem winny. To że jakaś stara szmata się na mnie ślini to nie jest moja wina. Znaczy w sumie chyba powinienem się zabić. Bo z co drugą tak jest a moja własna żona ma wszystko w nosie w sensie to co ja bym chciał i sobie publiczność sprowadza. Widzisz nie powinnaś tu przychodzić. Dostałaś ochrzan za niewinność. Przepraszam - przytuliłem Roz - chyba już mi lepiej
- I nie gniewasz się? - dopytała
- Tak i się nie gniewam - westchnąłem zrezygnowany
- A wiesz że kierownik hotelu mnie skłamał. Powiedział że nie wie gdzie jesteś a wiedział
- Nie tłumaczyłem mu się tam jest kamera. No ale mamy dobrą duszę która ci powiedziała - uśmiechnąłem się - gadaj co to za szpieg
Roz zrobiła wielkie oczy
- Gadaj bo cię zaciągnę do piwnicy i zobaczysz
- Ale co? - dopytała przestraszona
- Nic bo jest tam ciemno a ja nie mam latarki - uśmiechnąłem się - ogólnie to nie mam tu nawet piwnicy. Strychu też nie ma bo jak bym kiedyś chciał cie przestraszyć to się nie bój.
- Bardzo śmieszne - stwierdziła Roz
- No ale mamy donosiciela
- Sama cię znalazłam
- Dobra nie będę wnikał idziemy na górę. Ty wiesz ze jesteśmy winni Julce wolne.
Gdy wchodziliśmy do windy po prostu szukałem pretekstu by na kimś się wyżyć. No i trafiło na biednego windowego.
- Jak by tu to ująć - zacząłem - coś mi w tej windzie śmierdzi. Może byś się człowieku odświeżył.
- Quick - upomniała mnie Roz
- No nie może tak walić w tej windzie. Nie wiem masz może ubranie na zmianę czy coś człowieku. Zrób coś ze sobą bo się pocisz
- Bo pan mnie stresuje - powiedział tamten
- Proponuję jeszcze odświeżacz do ust - Koleś się zdziwił - Czego nie rozumiesz wali ci z japy. Kto podpisał umowę z takim tępakiem.
Wysiedliśmy z windy Roz poszła po Damona a ja wszedłem do pokoju zlałem całe to towarzystwo i jak by nigdy nic usiadłem na wyrku wziąłem laptopa i zacząłem robić to zamówienie dla osady. Przyszła Roz a ta Anka ją zaraz napadła z tą drugą Aśką. Chodziło o kiecki które tamte chciały zobaczyć. Roz to chyba było nie w smak ale z nimi poszła. I bardzo dobrze przynajmniej będę miał święty spokój.
- Pan jest chyba zły - odezwał się pan Robert
- Istotnie ale to nie jest pana wina proszę się tym nie przejmować
- Jednak może my sobie pójdziemy
- I dokąd pan pójdzie? - dopytałem - nie uregulował pan rachunku, nie wiem gdzie pan pracuje ale za pewne poniżej swoich kwalifikacji więc no jak by tu powiedzieć to nie jest takie proste opuszczenie tego pokoju. I proszę naprawdę nie przejmować się moim zachowaniem. Ja po prostu mam swoje humory. I będziecie musieli państwo do tego przywyknąć. Z reszto dziś jest dość pózno jesteście państwo przemoczeni, przemarznięci. Więc może porozmawiamy jutro przy śniadaniu na przykład. Bo teraz mam robotę do zrobienia. Póki syn śpi bo jak się obudzi będę musiał się nim pewnie zająć. No i dochodzi 22 - spojrzałem na zegarek - w sumie to jest nawet po - W tym samym czasie usłyszałem głos Drake i Alex - Roz chodzi do Damona twój braciszek raczył się zjawić.
Oparłem się o framugę drzwi które zostawiłem uchylone. Drake i Alex byli trochę zaskoczeni widząc mnie.
- Ty tu masz po montowane kamery - stwierdził Drake
- Nie, mam dobry słuch
- I brak humoru - dodała Alex
- Drake'uś ty kojarzysz cuś takiego jak... czekaj jak to jest Agnieszka nie Agata czekaj inaczej Anka też się pomyliłem patrz Aśka
Drake się dziwnie najeżył.
- A więc kojarzysz - uśmiechnąłem się
- Może - burknął Drake
- To może byś temu czemuś zaproponował gościnę w swoim pokoju bo ja mam trochę za dużo ludzi na kwadracie
- Ty nie mówisz poważnie - stwierdził Drake - skąd ty mogłeś wziąć Aśkę
- Nie wziąłem jej. Przypominam że jestem żonaty więc nie mogę tak sobie brać. Ale przez pomyłkę znalazła się na fb razem z Anką.
- Z Anką - zdziwił się Drake
- No tak wasze matki podobno się znały i tatusiowie też
- Grzebałeś mojej siostrze na facebooku?
- Sama sobie na nim grzebała w noc poślubną.
- Co - Drake oparł się o ścianę
- No tak - powiedziałem
- To moja siostra ci nie...
- Może nie kończ - skarciłem go - żeby cię upewnić to twoja siostra mi tak ale było jej smutno że nie ma się tym z kim podzielić
- Ale czym? - zapytał zdezorientowany Drake
- No nie wiem może tym że było jej dobrze. Nie czytam czyjejś korespondencji. To co wziął byś tą Aśkę
- Oj wziął bym
I Drake wyłapał w czapę od Al
- Oj Drake'uś grabisz sobie
- Nie wierze że masz ją na kwadracie nabijasz się ze mnie
- Włazi - wepchnąłem go do pokoju
Al z fochana poszła do siebie a Drake wpadł prosto na Aśkę. Ale oczywiście starzy musieli wszystko zepsuć. Bo zaczęła ściskać go ta baba.
- Się tylko nie uduś - mruknąłem
- Ale co - dopytał Drake
- Mówisz jak byś wpadł w dwie poduszki.
Drake wyrwał się z objęć kobiety
- W co ty grasz - warknął
- Ja w nic, ja idę spać - Uwaliłem się na wyrko. - No wiesz tylko nie można mi się rozbierać muszę spać w opakowaniu - nakryłem się kołdrą na głowę
A Drake z fochany wyszedł do swojego pokoju. Swoją drogą ciekawe gdzie oni się podziewali przez cały dzień.
Walnąłem pięścią w filar.
- Dobra pójdziemy na tą pieprzoną górę. Czemu tu wszystko jest takie skomplikowane.
- Po co ci ten samochód? - dopytała Roz
- Nie wiem może po to by po gwiazdorzyć lub po to by się zabić. Ja naprawdę mogę sporo Roz znieść. Ale widzisz wszyscy ode mnie wymagają. Quick to, Quick tamto, Quick sro, Quick owo. Jak próbuje coś zrobić i mi nie wyjdzie to znów jestem winny. Jak mnie nie ma a coś się stanie to winny jestem ja. Ale jak ja chce mieć tylko święty spokój. To chyba też jestem winny. To że jakaś stara szmata się na mnie ślini to nie jest moja wina. Znaczy w sumie chyba powinienem się zabić. Bo z co drugą tak jest a moja własna żona ma wszystko w nosie w sensie to co ja bym chciał i sobie publiczność sprowadza. Widzisz nie powinnaś tu przychodzić. Dostałaś ochrzan za niewinność. Przepraszam - przytuliłem Roz - chyba już mi lepiej
- I nie gniewasz się? - dopytała
- Tak i się nie gniewam - westchnąłem zrezygnowany
- A wiesz że kierownik hotelu mnie skłamał. Powiedział że nie wie gdzie jesteś a wiedział
- Nie tłumaczyłem mu się tam jest kamera. No ale mamy dobrą duszę która ci powiedziała - uśmiechnąłem się - gadaj co to za szpieg
Roz zrobiła wielkie oczy
- Gadaj bo cię zaciągnę do piwnicy i zobaczysz
- Ale co? - dopytała przestraszona
- Nic bo jest tam ciemno a ja nie mam latarki - uśmiechnąłem się - ogólnie to nie mam tu nawet piwnicy. Strychu też nie ma bo jak bym kiedyś chciał cie przestraszyć to się nie bój.
- Bardzo śmieszne - stwierdziła Roz
- No ale mamy donosiciela
- Sama cię znalazłam
- Dobra nie będę wnikał idziemy na górę. Ty wiesz ze jesteśmy winni Julce wolne.
Gdy wchodziliśmy do windy po prostu szukałem pretekstu by na kimś się wyżyć. No i trafiło na biednego windowego.
- Jak by tu to ująć - zacząłem - coś mi w tej windzie śmierdzi. Może byś się człowieku odświeżył.
- Quick - upomniała mnie Roz
- No nie może tak walić w tej windzie. Nie wiem masz może ubranie na zmianę czy coś człowieku. Zrób coś ze sobą bo się pocisz
- Bo pan mnie stresuje - powiedział tamten
- Proponuję jeszcze odświeżacz do ust - Koleś się zdziwił - Czego nie rozumiesz wali ci z japy. Kto podpisał umowę z takim tępakiem.
Wysiedliśmy z windy Roz poszła po Damona a ja wszedłem do pokoju zlałem całe to towarzystwo i jak by nigdy nic usiadłem na wyrku wziąłem laptopa i zacząłem robić to zamówienie dla osady. Przyszła Roz a ta Anka ją zaraz napadła z tą drugą Aśką. Chodziło o kiecki które tamte chciały zobaczyć. Roz to chyba było nie w smak ale z nimi poszła. I bardzo dobrze przynajmniej będę miał święty spokój.
- Pan jest chyba zły - odezwał się pan Robert
- Istotnie ale to nie jest pana wina proszę się tym nie przejmować
- Jednak może my sobie pójdziemy
- I dokąd pan pójdzie? - dopytałem - nie uregulował pan rachunku, nie wiem gdzie pan pracuje ale za pewne poniżej swoich kwalifikacji więc no jak by tu powiedzieć to nie jest takie proste opuszczenie tego pokoju. I proszę naprawdę nie przejmować się moim zachowaniem. Ja po prostu mam swoje humory. I będziecie musieli państwo do tego przywyknąć. Z reszto dziś jest dość pózno jesteście państwo przemoczeni, przemarznięci. Więc może porozmawiamy jutro przy śniadaniu na przykład. Bo teraz mam robotę do zrobienia. Póki syn śpi bo jak się obudzi będę musiał się nim pewnie zająć. No i dochodzi 22 - spojrzałem na zegarek - w sumie to jest nawet po - W tym samym czasie usłyszałem głos Drake i Alex - Roz chodzi do Damona twój braciszek raczył się zjawić.
Oparłem się o framugę drzwi które zostawiłem uchylone. Drake i Alex byli trochę zaskoczeni widząc mnie.
- Ty tu masz po montowane kamery - stwierdził Drake
- Nie, mam dobry słuch
- I brak humoru - dodała Alex
- Drake'uś ty kojarzysz cuś takiego jak... czekaj jak to jest Agnieszka nie Agata czekaj inaczej Anka też się pomyliłem patrz Aśka
Drake się dziwnie najeżył.
- A więc kojarzysz - uśmiechnąłem się
- Może - burknął Drake
- To może byś temu czemuś zaproponował gościnę w swoim pokoju bo ja mam trochę za dużo ludzi na kwadracie
- Ty nie mówisz poważnie - stwierdził Drake - skąd ty mogłeś wziąć Aśkę
- Nie wziąłem jej. Przypominam że jestem żonaty więc nie mogę tak sobie brać. Ale przez pomyłkę znalazła się na fb razem z Anką.
- Z Anką - zdziwił się Drake
- No tak wasze matki podobno się znały i tatusiowie też
- Grzebałeś mojej siostrze na facebooku?
- Sama sobie na nim grzebała w noc poślubną.
- Co - Drake oparł się o ścianę
- No tak - powiedziałem
- To moja siostra ci nie...
- Może nie kończ - skarciłem go - żeby cię upewnić to twoja siostra mi tak ale było jej smutno że nie ma się tym z kim podzielić
- Ale czym? - zapytał zdezorientowany Drake
- No nie wiem może tym że było jej dobrze. Nie czytam czyjejś korespondencji. To co wziął byś tą Aśkę
- Oj wziął bym
I Drake wyłapał w czapę od Al
- Oj Drake'uś grabisz sobie
- Nie wierze że masz ją na kwadracie nabijasz się ze mnie
- Włazi - wepchnąłem go do pokoju
Al z fochana poszła do siebie a Drake wpadł prosto na Aśkę. Ale oczywiście starzy musieli wszystko zepsuć. Bo zaczęła ściskać go ta baba.
- Się tylko nie uduś - mruknąłem
- Ale co - dopytał Drake
- Mówisz jak byś wpadł w dwie poduszki.
Drake wyrwał się z objęć kobiety
- W co ty grasz - warknął
- Ja w nic, ja idę spać - Uwaliłem się na wyrko. - No wiesz tylko nie można mi się rozbierać muszę spać w opakowaniu - nakryłem się kołdrą na głowę
A Drake z fochany wyszedł do swojego pokoju. Swoją drogą ciekawe gdzie oni się podziewali przez cały dzień.
Od Rozi
Naprawdę tego nie planowałam. Chciałam im pomóc byli przyjaciółmi ale nie miałam pojęcia że Anka przyjdzie dzisiaj. Dlaczego ja mam zawsze takie głupie pomysły. I dlaczego Quick namówił mnie abym zalogowała się na tego Facebooka. Anka prosiła mnie o pomoc oni mają małe dziecko nie mogłam im odmówić. Chociaż wiedziałam że Quickowi to nie na rękę mi też było to nie na rękę. Ale przecież nauczyliśmy się szybko przystosowywać do różnych zmian. No i jeszcze ten mail o Jessiki odruchowo spojrzałam na ten laptop gdzie Quick akurat przeglądał pocztę. Kim jest ta cała Jessica? Takiego maila może wysłać dziewczyna do chłopaka. Czyż by faktycznie miał tu kochankę. Anka naprawdę wiedziała kiedy przyjść. Nie chciałam się kłócić przy ludziach. Wiedziałam że zależy mu na obejrzeniu tego wyścigu. Nie poczekał do końca więc nawet nie wiedział że wygrał. Zabrałam Ankę i zeszliśmy na dół po jej rodzinę. I chodzi Quick zapewniał że między nim i 30 letnią babą nic nie ma to jednak wyglądało to nie co dziwnie. Najgorsze że teraz nie mogłam drążyć dalej tego tematu.
- Roz kochanie naprawdę możesz nam pomóc? Nie będzie to żaden problem - spytała pani Grażynka
- Nie ma żadnego problemu - zapewniłam
Wtedy na zewnątrz przed hotelem zobaczyłam Borysa. On zawsze jest na miejscu. W sumie nie widziałam go od momentu kiedy weszliśmy do hotelu.
- Przepraszam was na chwilkę - przeprosiłam - zaraz wracam
Zostawiłam ich w holu i wyszłam na zewnątrz do Borysa który właśnie kurzył fajka
- Beznadziejny nałóg - skomentowałam stając obok niego
Borys chyba naprawdę był uczulony na mój głos bo podskoczył i zakrztusił się dymem
- Mówiłam okropny nałóg - powiedziałam
- Gratuluje - wypalił Borys jak tylko mógł złapać oddech - widziałem ślub w telewizji. Mało co zawału nie dostałem jak szef w tym kościele nic nie mówił czas upływał to trzymało tak w napięciu. Szef zawsze musi trzymać ludzi w napięciu a pózniej powiedział nie, ale pózniej powiedział tak...
- Borys - przerwałam - nie wiem czy zauważyłeś ja też tam byłam i doskonale wiem jak to było
- No tak - przytaknął Borys zaciągając się fają
- Cieszę się że cie widzę - wypaliłam - bo mam problem a ty zapewne będziesz potrafił mi go rozwiązać. Kto to jest Jessica?
- Jessica - powtórzył jak echo Borys
- Czego nie rozumiesz - powiedziałam - jakaś Jessica podrywa mi męża więc kto to?
- Yyy... - zaczął Borys - nie wiem czy to ta sama ale jeżeli to ta...
- Borys - warknęłam
- No chodzi o to że jej mąż robi z szefem interesy ale swoją drogą to on nic nie robi a rządzi jego żona. Ma bodajże ponad 30 lat. Nic mi nie wiadomo czy ona z szefem...
- Borys - warknęłam wściekła
- Nie szef zapewne ją olał ale nie wiem nie byłem tam
- Chcesz mi powiedzieć że jak twój szef załatwia interesy z tą babą i nie zabierał cię ze sobą
- Właśnie to powiedziałem - przytaknął
- Druga sprawa Borys czy ty powiedziałeś Quickowi o tym że cię szantażowałam?
- Nie no skąd - zapewnił - przecież pani mówiła...
- Borys ja wiem co mówiłam. Ale jak osobiście się do tego przyznałam on nie był zdziwiony. Zachowywał się tak jak by już o tym wiedział. Więc jak Borys wypaplałeś mu?
- Ja przepraszam to tak przez przypadek ja mam za długi język...
- Borys nie ważne - powiedziałam - Mimo że przyznałam się Quickowi do tego że mi kablujesz ty nadal masz to robić. Nadal chcę wiedzieć co robi mój mąż i tak dalej. I tym razem mnie nie zawiedz
Odkręciłam się na pięcie i wróciłam do Anki i jej rodziny.
- Przepraszam musiałam porozmawiać. Chodzicie. Panie Robercie mam dla pana propozycje pracy w Polsce. Więc jak będziemy wracać mogli byście pojechali z nami. Mamy bezpieczną osadę. Jest jedzenie i dajemy sobie rade z tymi zarażonymi. Ale szczegóły wyjaśnimy już w domu.
- A twój mąż? - dopytała się pani Grażyna
- Mój mąż się zgodził, potrzebujemy osobę kompetentną - powiedziałam do pana Roberta. - Mam nadzieje że Anka wyjaśniła wam na jakiej zasadzie tutaj będziecie.
- Oczywiście - wypaliła pani Grażynka
- Więc nie ma żadnych pytań? - dopytałam
- Zmieniłaś się dziecko - zauważyła pani Grażyna
- Zgadza się zmieniłam się na początku całej tej epidemii każdy dzień tylko bardziej nas zmieniał. Ciężko tłumaczyć to komuś kogo to wszystko ominęło. - wypaliłam wprowadzając ich do pokoju.
Wyścig nadal trwał więc wzięłam Damona który właśnie się obudził. Nie wiem czemu miałam dziwne wrażenie że Quicka przestało to interesować i tylko tępo patrzył się w telewizor. Nie wiem nawet czy wyścig się już skończył ale Quick wyłączył telewizor i zamówił kolacje. No i przy kolacji oczywiście dowiedziałam się o co chodziło. Podczas tych wyścigów musieli z kamerować również tą lożę. Quick musiał zobaczyć jak rozmawiałam z tym ruskiem. Swoją drogą nawet nie pamiętałam jego nazwiska. Wiedziałam że tak będzie. Jak on romansuje sobie z jakąś Jessicą wszystko jest okej ale jak ja wystarczy że odpowiem dzień dobry jakiemuś facetowi jest wielka afera. Swoją drogą cieszyła mnie ta jego zazdrości. Bo jeżeli jest zazdrosny znaczy że mu zależy.
- Jesteś moja od soboty a jakiś niby rusek czy inny arab włazi mi w paradę i jestem zazdrosny. Przepraszam ale przeszła mi ochota na kolacje. Idę porozmawiać z Luke'm a może Al i Drake już wrócili. Przepraszam miłego wieczoru życzę. Niedługo będę z powrotem słońce.
Pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Nie wiedziałam czy zdenerwowało go to że rozmawiałam z ruskiem czy niechciani goście w pokoju. Jedno jest pewne John był wkurzony a jak jest wkurzony robi coś głupiego.
- Co ty robiłaś z tym ruskiem? - dopytała ciekawa Anka
- Ania - upomniała ją matka
- Rozmawiałam z nim - wyjaśniłam
- I twój mąż tak się zdenerwował bo rozmawiałaś z jakimś ruskiem
- Może jak był by to Włoch, Francuz albo Anglik by się tak nie wściekł. John ma uczulenie na Rusków.
- Współczuję ci - wypaliła Aśka - beznadzieja jest być z facetem który jest chory z zazdrości
- No tak Asiu bo ty wolisz wolne związki a w takich nie można być zazdrosnym. Przepraszam pójdę z nim porozmawiam.
Damon nie spał wzięłam go i zabrałam ze sobą. Wychowywałam się z nimi, ufałam im ale nie zostawiła bym z nimi Damona. Tylko po to by się upewnić zapukałam do pokoju Al i Drake'a. Ale ich nadal nie było. Po drodze zapukałam do Luke'a i Juli. Padał deszcz nie będę ciągnąc ze sobą dziecka ale zdecydowanie bardziej ufałam im. Otworzyła Jula
- Hej nie ma u was Quicka?
Ale znałam doskonale odpowiedzi
- Nie - wypaliła tak jak myślałam - a co?
- Nic małe nie porozumienie u nas to normalne - mruknęłam uśmiechając się
- Mamy niedzielę wczoraj braliście ślub a wy już się kłócicie.
- Jula - poprosiłam
- Dobra nic nie mówię
- Zajęła byś się na chwilkę Damonem?
- Jasne
Dałam jej dziecko i poszłam na dół. Trochę mi zeszło i już myślałam że go nie znajdę ale wtedy wpadłam na Borysa.
- Gdzie Quick? - spytałam Borysa
- Nie wiem ale zaraz się dowiem - zapewnił
Poczekałam w holu. I faktycznie Borysowi zlokalizowanie Quick poszło o wiele szybciej. A mi powiedziano że nie wiedzą
- Szef jest za hotelem przy samochodzie - powiedział Borys
- Dzięki co ja bym bez ciebie zrobiła - wypaliłam ale z ciekawości dopytałam - Borys skąd wiesz gdzie jest Quick?
- Powiedział mi Fernando - odparł Borys
- A kim jest Fernando?
- Kierownikiem hotelu
Właśnie tego typa pytałam gdzie jest Quick a on powiedział mi że nie wie. Eh... dlaczego wszyscy robią mi pod górkę.
Wyszłam z hotelu i poszłam we wskazane przez Borysa miejsce. I faktycznie tam znalazłam Quicka
- Kochanie co ty właściwie robisz? - spytałam
Chyba był zaskoczony
- John porozmawiajmy - zaczęłam - przepraszam że nie powiedziałam ci o tym rusku ale ja nawet nie pamiętam jego nazwiska. Chciał rozmawiać z tobą i o ciebie pytał ale ja powiedziałam że starasz się aby nie przegrał zakładu bo postawił na twojego konia. Myślałam że go znasz, gadał tak jak byś go znał. Nie masz powodów by być zazdrosnym przecież ja bez zastanowienia powiedziałam TAK. Więc jak wrócimy na górę? Czy będziemy moknąć na deszczu?
- Roz kochanie naprawdę możesz nam pomóc? Nie będzie to żaden problem - spytała pani Grażynka
- Nie ma żadnego problemu - zapewniłam
Wtedy na zewnątrz przed hotelem zobaczyłam Borysa. On zawsze jest na miejscu. W sumie nie widziałam go od momentu kiedy weszliśmy do hotelu.
- Przepraszam was na chwilkę - przeprosiłam - zaraz wracam
Zostawiłam ich w holu i wyszłam na zewnątrz do Borysa który właśnie kurzył fajka
- Beznadziejny nałóg - skomentowałam stając obok niego
Borys chyba naprawdę był uczulony na mój głos bo podskoczył i zakrztusił się dymem
- Mówiłam okropny nałóg - powiedziałam
- Gratuluje - wypalił Borys jak tylko mógł złapać oddech - widziałem ślub w telewizji. Mało co zawału nie dostałem jak szef w tym kościele nic nie mówił czas upływał to trzymało tak w napięciu. Szef zawsze musi trzymać ludzi w napięciu a pózniej powiedział nie, ale pózniej powiedział tak...
- Borys - przerwałam - nie wiem czy zauważyłeś ja też tam byłam i doskonale wiem jak to było
- No tak - przytaknął Borys zaciągając się fają
- Cieszę się że cie widzę - wypaliłam - bo mam problem a ty zapewne będziesz potrafił mi go rozwiązać. Kto to jest Jessica?
- Jessica - powtórzył jak echo Borys
- Czego nie rozumiesz - powiedziałam - jakaś Jessica podrywa mi męża więc kto to?
- Yyy... - zaczął Borys - nie wiem czy to ta sama ale jeżeli to ta...
- Borys - warknęłam
- No chodzi o to że jej mąż robi z szefem interesy ale swoją drogą to on nic nie robi a rządzi jego żona. Ma bodajże ponad 30 lat. Nic mi nie wiadomo czy ona z szefem...
- Borys - warknęłam wściekła
- Nie szef zapewne ją olał ale nie wiem nie byłem tam
- Chcesz mi powiedzieć że jak twój szef załatwia interesy z tą babą i nie zabierał cię ze sobą
- Właśnie to powiedziałem - przytaknął
- Druga sprawa Borys czy ty powiedziałeś Quickowi o tym że cię szantażowałam?
- Nie no skąd - zapewnił - przecież pani mówiła...
- Borys ja wiem co mówiłam. Ale jak osobiście się do tego przyznałam on nie był zdziwiony. Zachowywał się tak jak by już o tym wiedział. Więc jak Borys wypaplałeś mu?
- Ja przepraszam to tak przez przypadek ja mam za długi język...
- Borys nie ważne - powiedziałam - Mimo że przyznałam się Quickowi do tego że mi kablujesz ty nadal masz to robić. Nadal chcę wiedzieć co robi mój mąż i tak dalej. I tym razem mnie nie zawiedz
Odkręciłam się na pięcie i wróciłam do Anki i jej rodziny.
- Przepraszam musiałam porozmawiać. Chodzicie. Panie Robercie mam dla pana propozycje pracy w Polsce. Więc jak będziemy wracać mogli byście pojechali z nami. Mamy bezpieczną osadę. Jest jedzenie i dajemy sobie rade z tymi zarażonymi. Ale szczegóły wyjaśnimy już w domu.
- A twój mąż? - dopytała się pani Grażyna
- Mój mąż się zgodził, potrzebujemy osobę kompetentną - powiedziałam do pana Roberta. - Mam nadzieje że Anka wyjaśniła wam na jakiej zasadzie tutaj będziecie.
- Oczywiście - wypaliła pani Grażynka
- Więc nie ma żadnych pytań? - dopytałam
- Zmieniłaś się dziecko - zauważyła pani Grażyna
- Zgadza się zmieniłam się na początku całej tej epidemii każdy dzień tylko bardziej nas zmieniał. Ciężko tłumaczyć to komuś kogo to wszystko ominęło. - wypaliłam wprowadzając ich do pokoju.
Wyścig nadal trwał więc wzięłam Damona który właśnie się obudził. Nie wiem czemu miałam dziwne wrażenie że Quicka przestało to interesować i tylko tępo patrzył się w telewizor. Nie wiem nawet czy wyścig się już skończył ale Quick wyłączył telewizor i zamówił kolacje. No i przy kolacji oczywiście dowiedziałam się o co chodziło. Podczas tych wyścigów musieli z kamerować również tą lożę. Quick musiał zobaczyć jak rozmawiałam z tym ruskiem. Swoją drogą nawet nie pamiętałam jego nazwiska. Wiedziałam że tak będzie. Jak on romansuje sobie z jakąś Jessicą wszystko jest okej ale jak ja wystarczy że odpowiem dzień dobry jakiemuś facetowi jest wielka afera. Swoją drogą cieszyła mnie ta jego zazdrości. Bo jeżeli jest zazdrosny znaczy że mu zależy.
- Jesteś moja od soboty a jakiś niby rusek czy inny arab włazi mi w paradę i jestem zazdrosny. Przepraszam ale przeszła mi ochota na kolacje. Idę porozmawiać z Luke'm a może Al i Drake już wrócili. Przepraszam miłego wieczoru życzę. Niedługo będę z powrotem słońce.
Pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Nie wiedziałam czy zdenerwowało go to że rozmawiałam z ruskiem czy niechciani goście w pokoju. Jedno jest pewne John był wkurzony a jak jest wkurzony robi coś głupiego.
- Co ty robiłaś z tym ruskiem? - dopytała ciekawa Anka
- Ania - upomniała ją matka
- Rozmawiałam z nim - wyjaśniłam
- I twój mąż tak się zdenerwował bo rozmawiałaś z jakimś ruskiem
- Może jak był by to Włoch, Francuz albo Anglik by się tak nie wściekł. John ma uczulenie na Rusków.
- Współczuję ci - wypaliła Aśka - beznadzieja jest być z facetem który jest chory z zazdrości
- No tak Asiu bo ty wolisz wolne związki a w takich nie można być zazdrosnym. Przepraszam pójdę z nim porozmawiam.
Damon nie spał wzięłam go i zabrałam ze sobą. Wychowywałam się z nimi, ufałam im ale nie zostawiła bym z nimi Damona. Tylko po to by się upewnić zapukałam do pokoju Al i Drake'a. Ale ich nadal nie było. Po drodze zapukałam do Luke'a i Juli. Padał deszcz nie będę ciągnąc ze sobą dziecka ale zdecydowanie bardziej ufałam im. Otworzyła Jula
- Hej nie ma u was Quicka?
Ale znałam doskonale odpowiedzi
- Nie - wypaliła tak jak myślałam - a co?
- Nic małe nie porozumienie u nas to normalne - mruknęłam uśmiechając się
- Mamy niedzielę wczoraj braliście ślub a wy już się kłócicie.
- Jula - poprosiłam
- Dobra nic nie mówię
- Zajęła byś się na chwilkę Damonem?
- Jasne
Dałam jej dziecko i poszłam na dół. Trochę mi zeszło i już myślałam że go nie znajdę ale wtedy wpadłam na Borysa.
- Gdzie Quick? - spytałam Borysa
- Nie wiem ale zaraz się dowiem - zapewnił
Poczekałam w holu. I faktycznie Borysowi zlokalizowanie Quick poszło o wiele szybciej. A mi powiedziano że nie wiedzą
- Szef jest za hotelem przy samochodzie - powiedział Borys
- Dzięki co ja bym bez ciebie zrobiła - wypaliłam ale z ciekawości dopytałam - Borys skąd wiesz gdzie jest Quick?
- Powiedział mi Fernando - odparł Borys
- A kim jest Fernando?
- Kierownikiem hotelu
Właśnie tego typa pytałam gdzie jest Quick a on powiedział mi że nie wie. Eh... dlaczego wszyscy robią mi pod górkę.
Wyszłam z hotelu i poszłam we wskazane przez Borysa miejsce. I faktycznie tam znalazłam Quicka
- Kochanie co ty właściwie robisz? - spytałam
Chyba był zaskoczony
- John porozmawiajmy - zaczęłam - przepraszam że nie powiedziałam ci o tym rusku ale ja nawet nie pamiętam jego nazwiska. Chciał rozmawiać z tobą i o ciebie pytał ale ja powiedziałam że starasz się aby nie przegrał zakładu bo postawił na twojego konia. Myślałam że go znasz, gadał tak jak byś go znał. Nie masz powodów by być zazdrosnym przecież ja bez zastanowienia powiedziałam TAK. Więc jak wrócimy na górę? Czy będziemy moknąć na deszczu?
Od Quicka
Podjechaliśmy pod hotel. W sumie to byłem zadowolony z załatwionych interesów i tego że utarłem nos arabom. Martwiły mnie jednak problemy osady więc postanowiłem obejrzeć wyścig i przygotować transport dla osady. Trzeba będzie porozmawiać z resztą czy wracamy czy zostajemy sam nie będę podejmował decyzji. Gdy weszliśmy do hotelu skierowaliśmy swoje kroki prosto do windy w której o dziwo stał boj hotelowy.
-Co ty tu robisz?
-Obsługuję windę bo całe piętro jest obłożone gośćmi
-To piętro na czas mojego pobytu było zawsze zamykane
-No tak z tym że na te wyścigi przyjechali nasi stali klienci i kierownik zdecydował że nie chciał by pan stracić ich zaufania no i hotel wypadł by zle bo oni bywają tutaj kilka razy do roku by załatwiać swoje interesy
-Rozumiem to dobre posuniecie - powiedziałem wychodząc z windy
W pokoju odłożyłem papiery na komodę, włączyłem telewizor przejrzałem programy
-Za godzinkę będzie powtórka tego wyścigu słonko - powiedziałem kładąc się na wyrko. -Chodz do mnie - poprosiłem - poprzytulamy się i trzeba pomyśleć o kolacji
-To może pójdę do Drake, Al, Luke i Julki zapytam czy będą z nami jeść
-Jeśli chcesz to uciekaj a i daj im ten list niech przeczytają bo chciał bym żebyśmy wspólnie postanowili czy wracamy czy mam robić dla nas miejsce tu we Włoszech.
Roz poszła a ja wziąłem laptop i najpierw założyłem hasło na ten film kiedyś go oblukam dokładnie to miłe chwile wiec warto o nich pamiętać. Przeglądałem pocztę gdy do pokoju weszła Roz
-Już z powrotem?
-Luke i Jula niedawno z miasta wrócili i nie są głodni a Drake'a i Al znów nie ma.
-To nie ciekawie - powiedziałem nie podnosząc głowy z nad laptopu.- Zaraz zadzwonię na psiarnię to przynajmniej dowiem się czy był u nich.
Po chwili uzyskałem potrzebne informacje i uspokoiłem Roż
-Chodz tu do mnie - powiedziałem odkładając laptop na łóżko Roz wpakowała mi się na kolana. - Wygląda na to że jemy dziś sami? -pocałowałem ją - to co obiadokolacja - zaproponowałem
- No tak tylko coś lekkiego
- Hm... - zacząłem dedukować - to nie wiem może jakieś kanapki i sałatka plus owoce. A może truskawki - dopytałem zalotnie
- Truskawki mogły by się przydać na wieczór - stwierdziła Roz
- Nie kuś
- Przecież jestem niegrzeczna - powiedziała - bardzo niegrzeczna
Jednak przeglądając menu Roz stwierdziła że ma ochotę na pizze.
- Okej ale z potrójnym serem ty wybierasz dodatki - powiedziałem
- No okej Quick - i zaczęła wymieniać
- Rety kruszynko to będzie trwało z pół godziny za nim ja wymienię wszystkie te składniki. A no i ma być na grubym czy na cienkim cieście? - zapytałem jednocześnie spoglądając w okno. - Eh dobrze że na wyścigach nie padało bo teraz leje. No i takie są właśnie uroki Wenecji słońce
Sięgnąłem po telefon wybierałem nr gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedziałem
- Dobry wieczór szefie
- Co tam? - dopytałem
- Eee przywiozłem na górę nie wiem czy dobrze zrobiłem nie jaką panią Annę do yyy... do pana żony ta pani. Ja przepraszam ale ja nie wiem jak mam się zwracać do pani... yyy
- Hm... - przerwałem mu - zwracajcie się do Roz powiedzmy hm... niech będzie szefowa no bo w sumie to i prawda będzie, bo może będzie waszą szefową.
- Podaruje pan żonie hotel
- Ona już ma cały pakiet kretynie. Ma mnie w pakiecie dostała całą resztę.
- Yyy... powinien szef podpisać intercyzę
Roz spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- Ty mi nie mów co powinienem bo możesz zostać zwolniony. Powiedzmy że o tej dobrej stronie hotelu będzie decydowała moja żona.
Roz popatrzyła się na mnie zszokowana.
- Naprawdę pozwolił byś mi zmienić na przykład menu - dopytała
- A czemu nie - uśmiechnąłem się
- A jak szef kuchni będzie się burzył
- To zrób mu rewolucje Geslerowej zacznij mu rzucać garami. Dobrze to co z tą panią Anną.
Roz spojrzała na mnie. I chyba zauważyła moje nie zadowolenie
- To ja może porozmawiam na korytarzu - stwierdziła
- Ależ zaproś koleżankę do środka zaraz będą wyścigi.
Anka weszła do apartamentu. Ja skupiłem się na poczcie ale tego biadolenia po prostu nie dało się nie słyszeć. Chodziło o to że wystawili ich z walizkami bo jej ojciec stracił robotę. Mają zaległe rachunki za miesiąc. I coś tam że siedzieli 2 godziny na deszczu bo jej stary nie chciał tu przyjść. Biadoliła że jej siostra się przeziębi że nie mają ubezpieczenia i zero kasy. Bo ojcu nie wypłacili za ostatni miesiąc.
- Takie rzeczy tylko w filmach - skomentowałem
- John mógł byś się ogarnąć oni naprawdę są w tarapatach.
- No ale co słońce spodnie przecież mam, jeszcze. A koszulkę no cóż sama mi zdejmujesz. A ty się nie gap - powiedziałem do Anki - bo gryzę
- Quick - upomniała mnie Roz - obiecałeś
- Ja obiecałem - byłem zdziwiony
- No tak że coś znajdziesz
- Słońce mamy sezon w pełni rozkwitu moje piętro i piętro wyżej wszystko obłożone. Myślisz księżniczko że ktoś płacił by 12 tysięcy za dobę gdyby mógł zapłacić 500 złotych
- Ale obiecałeś a ty dotrzymujesz słowa. To moja przyjaciółka
Poddałem się bo za dwie minuty miały rozpocząć się wyścigi.
- Rety słońce ja nie mam wiele do zaoferowania. Mamy tylko to co widzisz. Jeżeli tobie nie przeszkadza obecność tej rodziny to ja mogę się zgodzić. Pod dwoma warunkami żadnych babskich włosów gdziekolwiek to pierwsze. A drugie to ja jestem u siebie ty jesteś moją żoną i nawet nie minęło 48 godzin od ślubu. Więc będzie po mojemu. Czyli truskawki rozumiesz. No i nikt nie rusza mojego lakieru.
- Ale to jest punk trzeci
- No ale sama wiesz słońce
Roz chwilę się zastanawiała ale ta cała Anka naprawdę zle wyglądała. Szczerze jak bym ją zobaczył i nie chcący na nią wpadł to mógł bym dostać zawału.
- To co zaprosisz państwa a ja zamówię ze trzy pizze.
- No i może kolacje - dodała Roz
- Moja siostra - zaczęła Anka do Roz - to ja nie wiem bo ona ma alergie. To z mamą trzeba by było porozmawiać co ona je.
- Słońce to rób co uważasz ja już powiedziałem co mam do zaoferowania. Warunki znasz i ty decydujesz. Ja muszę obejrzeć ten wyścig a pózniej popracować jak bym mógł oczywiście. No wiesz o ten transport chodzi przede wszystkim dla Mariusza.
- Transport i wyścigi byś mógł - stwierdziła Roz - ale nie chcący przeczytałam e-mail od jakiejś Jessiki
- A to jutro tam jedziemy słońce to ciemna strona mocy. Mógł bym wyjaśnić na osobności.
- Mówisz o szpitalu - domyśliła się Roz
- No tak
- I nic między wami nie ma?
- No wiesz że nie profesor to sprawdzał ale ona uważa że tak. No przecież nie będę bujał się z 30 latką nie ta liga.
- O mnie też tak powiesz jak będę miała 30?
- Nie słońce no co ty. Przecież ja będę straszy. To mogę pooglądać proszę.
- Ale ogarnij kolacje i tą pizze no i zgadzasz się na wszystko - szantażowała mnie Roz
- Tak ale pod moimi warunkami. Za ten szantaż dziś mi zapłacisz - uśmiechnąłem się zadziornie
Anka przyjęła poważną minę.
- To ja pójdę po rodzinkę Anki. Gdyby Damon się obudził...
- Tak skarbie jestem na czujkach wiem co mam robić
- Nie będziesz miała kłopotów - powiedziała Anka nim wyszły
- Nie no co ty. Quick tylko się droczy ale co do łazienki i lakieru to musicie tego przestrzegać. Bo on ma na to uczulenie.
- No właśnie na takiego mi wygląda
- Na ułożonego? - dopytała Roz
Anka pokiwała głową.
- Eh... ty jeszcze nie znasz prawdziwego Quicka. On jest grzeczny od jakiś czterech, pięciu dni. Ale nigdy nie wiem kiedy mu odbije.
- Znaczy że wtedy ci krzywdę robi
- Nie no co ty, my wszyscy mieszkamy razem w jednym sporym domu i Quick z Drake'm mają jakieś problemy. No po za tym Quick to taki nie spokojny duch nigdy nie wiadomo co myśli, co powie a nawet jak wiesz to i tak nie wiadomo co zrobi.
- Nie wygląda - stwierdziła Anka
- Dziś ma dobry humor ogólnie jest humorzasty.
- Jak ty możesz wytrzymać z takim oficjalnym gościem.
- Gdybyś poznała go od innej strony zrozumiała byś mnie.
- Może bym chciała poznać taką delicję.
- Anka to jest mój mąż.
- Właśnie - dodałem - nie ciastko
- Quick - upomniała mnie Roz
- Przepraszam słońce ale wiesz że nie lubię jak się mnie obgaduje.
- Pizze miałeś zamówić i kolacje
- No tak tylko czekam na zamówienie dla tego dzieciątka.
- Ale pizze to już byś mógł bo jestem głodna.
- A truskawki - dopytałem
- Przestaniesz - ostrzegła uśmiechając się
- Truskawki mają być i już - uśmiechnąłem się do niej
- O co chodzi z tymi truskawkami - dopytała Anka
- Nie interesuj się - powiedziałem - masz ochotę na truskawki będzie więcej truskawek
- Choć - zgarnęła ją Roz - Quick się denerwuje bo ogląda transmisje z wyścigu tam startował jego koń. W efekcie sam musiał na nim pojechać. Bo dżokej dał dupy. No i nie wie czy wygrał więc jak wejdziemy to proszę abyście zachowywali się cicho. Jeszcze Drake nie przyszedł. Jak Quick nie będzie znał wyników to się wścieknie tak podwójnie.
I wreszcie sobie poszły. Wszystko było fajnie do momentu. Gdy był zrzut kamer na loże vip-ów. Zuwarzyłem przy Roz kolesia z bródką i kitką. Hm... ciekawe czego chciał. Czemu Roz o nim nie wspomniała? I kto to kurwa jest? Nie znam faceta. A jak ten gnój podrywał mi żonę. Rety mogłem nie jechać na tym koniu. Dziwne to jest. Pózniej przyszli oni tego pana Roberta to chyba bardziej wciągnęli niż wszedł sam. Wszyscy obładowani byli jakimiś walizkami. No koszmar i jeszcze obudził się Damon. Ale na szczęście Roz go ogarnęła. Bo zauważyła że zastopowałem obraz. Pózniej nie dałem nic po sobie poznać i puściłem to dalej. Roz mi już nawet nie przeszkadzała przy oglądaniu rozgrywki. Jednak jej wynik już mnie nie interesował. Wyłączyłem telewizor poprosiłem Roz by dowiedziała się co jada to dziecko i złożyłem zamówienie w hotelu i załatwiłem pizzerie
- Kto to był Roz? - dopytałem przy kolacji
- Ale o czym mówisz?
- O facecie z kitką i brodą kozią
- Nie wiem nie pamiętam nazwiska miał rosyjski akcent. Gratulował mi ślubu, chciał robić z tobą jakieś interesy. I żałował że nie znalazł się na liście gości.
- Ale ja go w ogóle nie kojarzę. Mówił coś jeszcze?
- Jesteś zazdrosny? - dopytała Roz
- Tak jestem i nie będę tego ukrywał. Znajdę tego gada i rozmówię się z nim
- John on był miły
- No właśnie był miły. W tym środowisku podziwia się kobiety faktycznie ale nie okazuje się tego publicznie. No być może w stosunku do zamężnej kobiety. To pierwsze, ten gość nie ma manier, średni wygląd. Dupek którego dorwę i...
- John - powiedziała ostro
- I z nim wyjaśnię pewne sprawy osobiście
- Jest pan zazdrosny? dopytała Aśka
- A co cie to?
- John - znów mnie upomniała Roz
- Nie powinno to ciebie interesować
- Przestajesz się kontrolować
- Jesteś moja od soboty a jakiś niby rusek czy inny arab włazi mi w paradę i jestem zazdrosny. Przepraszam ale przeszła mi ochota na kolacje. Idę porozmawiam z Luke'm a może Al z Drake'em już wrócili. Przepraszam miłego wieczoru życzę. Niedługo będę z powrotem słońce.
Pocałowałem Roz w czubek głowy. I wyszedłem
-Co ty tu robisz?
-Obsługuję windę bo całe piętro jest obłożone gośćmi
-To piętro na czas mojego pobytu było zawsze zamykane
-No tak z tym że na te wyścigi przyjechali nasi stali klienci i kierownik zdecydował że nie chciał by pan stracić ich zaufania no i hotel wypadł by zle bo oni bywają tutaj kilka razy do roku by załatwiać swoje interesy
-Rozumiem to dobre posuniecie - powiedziałem wychodząc z windy
W pokoju odłożyłem papiery na komodę, włączyłem telewizor przejrzałem programy
-Za godzinkę będzie powtórka tego wyścigu słonko - powiedziałem kładąc się na wyrko. -Chodz do mnie - poprosiłem - poprzytulamy się i trzeba pomyśleć o kolacji
-To może pójdę do Drake, Al, Luke i Julki zapytam czy będą z nami jeść
-Jeśli chcesz to uciekaj a i daj im ten list niech przeczytają bo chciał bym żebyśmy wspólnie postanowili czy wracamy czy mam robić dla nas miejsce tu we Włoszech.
Roz poszła a ja wziąłem laptop i najpierw założyłem hasło na ten film kiedyś go oblukam dokładnie to miłe chwile wiec warto o nich pamiętać. Przeglądałem pocztę gdy do pokoju weszła Roz
-Już z powrotem?
-Luke i Jula niedawno z miasta wrócili i nie są głodni a Drake'a i Al znów nie ma.
-To nie ciekawie - powiedziałem nie podnosząc głowy z nad laptopu.- Zaraz zadzwonię na psiarnię to przynajmniej dowiem się czy był u nich.
Po chwili uzyskałem potrzebne informacje i uspokoiłem Roż
-Chodz tu do mnie - powiedziałem odkładając laptop na łóżko Roz wpakowała mi się na kolana. - Wygląda na to że jemy dziś sami? -pocałowałem ją - to co obiadokolacja - zaproponowałem
- No tak tylko coś lekkiego
- Hm... - zacząłem dedukować - to nie wiem może jakieś kanapki i sałatka plus owoce. A może truskawki - dopytałem zalotnie
- Truskawki mogły by się przydać na wieczór - stwierdziła Roz
- Nie kuś
- Przecież jestem niegrzeczna - powiedziała - bardzo niegrzeczna
Jednak przeglądając menu Roz stwierdziła że ma ochotę na pizze.
- Okej ale z potrójnym serem ty wybierasz dodatki - powiedziałem
- No okej Quick - i zaczęła wymieniać
- Rety kruszynko to będzie trwało z pół godziny za nim ja wymienię wszystkie te składniki. A no i ma być na grubym czy na cienkim cieście? - zapytałem jednocześnie spoglądając w okno. - Eh dobrze że na wyścigach nie padało bo teraz leje. No i takie są właśnie uroki Wenecji słońce
Sięgnąłem po telefon wybierałem nr gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedziałem
- Dobry wieczór szefie
- Co tam? - dopytałem
- Eee przywiozłem na górę nie wiem czy dobrze zrobiłem nie jaką panią Annę do yyy... do pana żony ta pani. Ja przepraszam ale ja nie wiem jak mam się zwracać do pani... yyy
- Hm... - przerwałem mu - zwracajcie się do Roz powiedzmy hm... niech będzie szefowa no bo w sumie to i prawda będzie, bo może będzie waszą szefową.
- Podaruje pan żonie hotel
- Ona już ma cały pakiet kretynie. Ma mnie w pakiecie dostała całą resztę.
- Yyy... powinien szef podpisać intercyzę
Roz spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- Ty mi nie mów co powinienem bo możesz zostać zwolniony. Powiedzmy że o tej dobrej stronie hotelu będzie decydowała moja żona.
Roz popatrzyła się na mnie zszokowana.
- Naprawdę pozwolił byś mi zmienić na przykład menu - dopytała
- A czemu nie - uśmiechnąłem się
- A jak szef kuchni będzie się burzył
- To zrób mu rewolucje Geslerowej zacznij mu rzucać garami. Dobrze to co z tą panią Anną.
Roz spojrzała na mnie. I chyba zauważyła moje nie zadowolenie
- To ja może porozmawiam na korytarzu - stwierdziła
- Ależ zaproś koleżankę do środka zaraz będą wyścigi.
Anka weszła do apartamentu. Ja skupiłem się na poczcie ale tego biadolenia po prostu nie dało się nie słyszeć. Chodziło o to że wystawili ich z walizkami bo jej ojciec stracił robotę. Mają zaległe rachunki za miesiąc. I coś tam że siedzieli 2 godziny na deszczu bo jej stary nie chciał tu przyjść. Biadoliła że jej siostra się przeziębi że nie mają ubezpieczenia i zero kasy. Bo ojcu nie wypłacili za ostatni miesiąc.
- Takie rzeczy tylko w filmach - skomentowałem
- John mógł byś się ogarnąć oni naprawdę są w tarapatach.
- No ale co słońce spodnie przecież mam, jeszcze. A koszulkę no cóż sama mi zdejmujesz. A ty się nie gap - powiedziałem do Anki - bo gryzę
- Quick - upomniała mnie Roz - obiecałeś
- Ja obiecałem - byłem zdziwiony
- No tak że coś znajdziesz
- Słońce mamy sezon w pełni rozkwitu moje piętro i piętro wyżej wszystko obłożone. Myślisz księżniczko że ktoś płacił by 12 tysięcy za dobę gdyby mógł zapłacić 500 złotych
- Ale obiecałeś a ty dotrzymujesz słowa. To moja przyjaciółka
Poddałem się bo za dwie minuty miały rozpocząć się wyścigi.
- Rety słońce ja nie mam wiele do zaoferowania. Mamy tylko to co widzisz. Jeżeli tobie nie przeszkadza obecność tej rodziny to ja mogę się zgodzić. Pod dwoma warunkami żadnych babskich włosów gdziekolwiek to pierwsze. A drugie to ja jestem u siebie ty jesteś moją żoną i nawet nie minęło 48 godzin od ślubu. Więc będzie po mojemu. Czyli truskawki rozumiesz. No i nikt nie rusza mojego lakieru.
- Ale to jest punk trzeci
- No ale sama wiesz słońce
Roz chwilę się zastanawiała ale ta cała Anka naprawdę zle wyglądała. Szczerze jak bym ją zobaczył i nie chcący na nią wpadł to mógł bym dostać zawału.
- To co zaprosisz państwa a ja zamówię ze trzy pizze.
- No i może kolacje - dodała Roz
- Moja siostra - zaczęła Anka do Roz - to ja nie wiem bo ona ma alergie. To z mamą trzeba by było porozmawiać co ona je.
- Słońce to rób co uważasz ja już powiedziałem co mam do zaoferowania. Warunki znasz i ty decydujesz. Ja muszę obejrzeć ten wyścig a pózniej popracować jak bym mógł oczywiście. No wiesz o ten transport chodzi przede wszystkim dla Mariusza.
- Transport i wyścigi byś mógł - stwierdziła Roz - ale nie chcący przeczytałam e-mail od jakiejś Jessiki
- A to jutro tam jedziemy słońce to ciemna strona mocy. Mógł bym wyjaśnić na osobności.
- Mówisz o szpitalu - domyśliła się Roz
- No tak
- I nic między wami nie ma?
- No wiesz że nie profesor to sprawdzał ale ona uważa że tak. No przecież nie będę bujał się z 30 latką nie ta liga.
- O mnie też tak powiesz jak będę miała 30?
- Nie słońce no co ty. Przecież ja będę straszy. To mogę pooglądać proszę.
- Ale ogarnij kolacje i tą pizze no i zgadzasz się na wszystko - szantażowała mnie Roz
- Tak ale pod moimi warunkami. Za ten szantaż dziś mi zapłacisz - uśmiechnąłem się zadziornie
Anka przyjęła poważną minę.
- To ja pójdę po rodzinkę Anki. Gdyby Damon się obudził...
- Tak skarbie jestem na czujkach wiem co mam robić
- Nie będziesz miała kłopotów - powiedziała Anka nim wyszły
- Nie no co ty. Quick tylko się droczy ale co do łazienki i lakieru to musicie tego przestrzegać. Bo on ma na to uczulenie.
- No właśnie na takiego mi wygląda
- Na ułożonego? - dopytała Roz
Anka pokiwała głową.
- Eh... ty jeszcze nie znasz prawdziwego Quicka. On jest grzeczny od jakiś czterech, pięciu dni. Ale nigdy nie wiem kiedy mu odbije.
- Znaczy że wtedy ci krzywdę robi
- Nie no co ty, my wszyscy mieszkamy razem w jednym sporym domu i Quick z Drake'm mają jakieś problemy. No po za tym Quick to taki nie spokojny duch nigdy nie wiadomo co myśli, co powie a nawet jak wiesz to i tak nie wiadomo co zrobi.
- Nie wygląda - stwierdziła Anka
- Dziś ma dobry humor ogólnie jest humorzasty.
- Jak ty możesz wytrzymać z takim oficjalnym gościem.
- Gdybyś poznała go od innej strony zrozumiała byś mnie.
- Może bym chciała poznać taką delicję.
- Anka to jest mój mąż.
- Właśnie - dodałem - nie ciastko
- Quick - upomniała mnie Roz
- Przepraszam słońce ale wiesz że nie lubię jak się mnie obgaduje.
- Pizze miałeś zamówić i kolacje
- No tak tylko czekam na zamówienie dla tego dzieciątka.
- Ale pizze to już byś mógł bo jestem głodna.
- A truskawki - dopytałem
- Przestaniesz - ostrzegła uśmiechając się
- Truskawki mają być i już - uśmiechnąłem się do niej
- O co chodzi z tymi truskawkami - dopytała Anka
- Nie interesuj się - powiedziałem - masz ochotę na truskawki będzie więcej truskawek
- Choć - zgarnęła ją Roz - Quick się denerwuje bo ogląda transmisje z wyścigu tam startował jego koń. W efekcie sam musiał na nim pojechać. Bo dżokej dał dupy. No i nie wie czy wygrał więc jak wejdziemy to proszę abyście zachowywali się cicho. Jeszcze Drake nie przyszedł. Jak Quick nie będzie znał wyników to się wścieknie tak podwójnie.
I wreszcie sobie poszły. Wszystko było fajnie do momentu. Gdy był zrzut kamer na loże vip-ów. Zuwarzyłem przy Roz kolesia z bródką i kitką. Hm... ciekawe czego chciał. Czemu Roz o nim nie wspomniała? I kto to kurwa jest? Nie znam faceta. A jak ten gnój podrywał mi żonę. Rety mogłem nie jechać na tym koniu. Dziwne to jest. Pózniej przyszli oni tego pana Roberta to chyba bardziej wciągnęli niż wszedł sam. Wszyscy obładowani byli jakimiś walizkami. No koszmar i jeszcze obudził się Damon. Ale na szczęście Roz go ogarnęła. Bo zauważyła że zastopowałem obraz. Pózniej nie dałem nic po sobie poznać i puściłem to dalej. Roz mi już nawet nie przeszkadzała przy oglądaniu rozgrywki. Jednak jej wynik już mnie nie interesował. Wyłączyłem telewizor poprosiłem Roz by dowiedziała się co jada to dziecko i złożyłem zamówienie w hotelu i załatwiłem pizzerie
- Kto to był Roz? - dopytałem przy kolacji
- Ale o czym mówisz?
- O facecie z kitką i brodą kozią
- Nie wiem nie pamiętam nazwiska miał rosyjski akcent. Gratulował mi ślubu, chciał robić z tobą jakieś interesy. I żałował że nie znalazł się na liście gości.
- Ale ja go w ogóle nie kojarzę. Mówił coś jeszcze?
- Jesteś zazdrosny? - dopytała Roz
- Tak jestem i nie będę tego ukrywał. Znajdę tego gada i rozmówię się z nim
- John on był miły
- No właśnie był miły. W tym środowisku podziwia się kobiety faktycznie ale nie okazuje się tego publicznie. No być może w stosunku do zamężnej kobiety. To pierwsze, ten gość nie ma manier, średni wygląd. Dupek którego dorwę i...
- John - powiedziała ostro
- I z nim wyjaśnię pewne sprawy osobiście
- Jest pan zazdrosny? dopytała Aśka
- A co cie to?
- John - znów mnie upomniała Roz
- Nie powinno to ciebie interesować
- Przestajesz się kontrolować
- Jesteś moja od soboty a jakiś niby rusek czy inny arab włazi mi w paradę i jestem zazdrosny. Przepraszam ale przeszła mi ochota na kolacje. Idę porozmawiam z Luke'm a może Al z Drake'em już wrócili. Przepraszam miłego wieczoru życzę. Niedługo będę z powrotem słońce.
Pocałowałem Roz w czubek głowy. I wyszedłem
niedziela, 29 października 2017
Od Lexi
Za oknem już się ściemniało. Właściciel wciąż siedział za ladą ,ale i tak nic nie robił, Emilio mówił że o tej porze to on już zawsze wychodził. Był bardzo kiepskim szefem i wiele osób zwalniało się już po kilku dniach. Przy okazji nauczyłam się jak jest po włosku "dzień dobry", "do widzenia", "w czym mogę pomóc", "czy podać coś jeszcze" i "99". Czyli tekst który pojawiał się najczęściej. Sama obsłużyłam kilku polaków a więc zdążyłam nauczyć się obsługi kasy.
Uświadomiłam sobie że jest grubo po kolacji i że pewnie Luke się martwi. Zastanawiałam się też jak sobie Drake poradził.
Na szczęście długo nie musiałam się zastanawiać bo przyszedł. Kończyłam pracę dopiero za godzinę a wiec Drake zaoferował że sobie poczeka. Jednak właścicielowi nie podobało się że Drake stoi w jego sklepie a wiec Drake stwierdził że musi kupić zapalniczkę tylko że nie wie czy ma być niebieska czy czarna, a może zielona?
Właściciela denerwowało jeszcze bardziej to że nie wie o czym mówimy. Opowiedział mi że załatwił sprawę z gondolierem i że musi się u niego wstawić o piątej.
-Masz ten nóż? -spytał po chwili co totalnie mnie wybiło.
-Nie, no przecież mi zabrałeś na ślubie zapomniałeś.
-A to ciekawe bo jakoś mi tak zniknął. Ale jakby ci się zachciało zabić tego kolesia to wiec że nie będę miał nic przeciwko.
-Drake- oburzyłam się.
-No co? Denerwuje mnie.
-To jak kiedy zabierzesz mnie na tą randkę? - zmieniłam temat. Ale w tym momencie podszedł Emilio i wytłumaczył że to on ma obsłużyć tego pana. Oczywiście Drake i tak kupił tą zapalniczkę dopiero po dziesięciu minutach i na odchodne pocałował mnie i powiedział że poczeka na zewnątrz. Po niecałych trzydziestu minutach mogłam skończyć pracę i wrócić do hotelu. Szliśmy w milczeniu trzymając się za ręce. Było mocno po 22 a więc zdziwiłam się że jak wróciliśmy nikt jeszcze nie spał.
-No wreszcie- powiedział Luke
-Dłużej się nie dało?- zapytał Quick.
-Coś się stało?- spytałam spoglądając na nich.
-No raczej.
Uświadomiłam sobie że jest grubo po kolacji i że pewnie Luke się martwi. Zastanawiałam się też jak sobie Drake poradził.
Na szczęście długo nie musiałam się zastanawiać bo przyszedł. Kończyłam pracę dopiero za godzinę a wiec Drake zaoferował że sobie poczeka. Jednak właścicielowi nie podobało się że Drake stoi w jego sklepie a wiec Drake stwierdził że musi kupić zapalniczkę tylko że nie wie czy ma być niebieska czy czarna, a może zielona?
Właściciela denerwowało jeszcze bardziej to że nie wie o czym mówimy. Opowiedział mi że załatwił sprawę z gondolierem i że musi się u niego wstawić o piątej.
-Masz ten nóż? -spytał po chwili co totalnie mnie wybiło.
-Nie, no przecież mi zabrałeś na ślubie zapomniałeś.
-A to ciekawe bo jakoś mi tak zniknął. Ale jakby ci się zachciało zabić tego kolesia to wiec że nie będę miał nic przeciwko.
-Drake- oburzyłam się.
-No co? Denerwuje mnie.
-To jak kiedy zabierzesz mnie na tą randkę? - zmieniłam temat. Ale w tym momencie podszedł Emilio i wytłumaczył że to on ma obsłużyć tego pana. Oczywiście Drake i tak kupił tą zapalniczkę dopiero po dziesięciu minutach i na odchodne pocałował mnie i powiedział że poczeka na zewnątrz. Po niecałych trzydziestu minutach mogłam skończyć pracę i wrócić do hotelu. Szliśmy w milczeniu trzymając się za ręce. Było mocno po 22 a więc zdziwiłam się że jak wróciliśmy nikt jeszcze nie spał.
-No wreszcie- powiedział Luke
-Dłużej się nie dało?- zapytał Quick.
-Coś się stało?- spytałam spoglądając na nich.
-No raczej.
Od Luke'a
Minęło śniadanie i obiad a mojej siostry i Drake wciąż nie było. No chyba nie rozwalali miasta kiedy nawet po jednym nie posprzątali a raczej za nich ktoś tego nie zrobił. Ja jestem wstanie wszystko zrozumieć ale żeby od walać takie akcje. Moja siostra nie mogła wybrać sobie normalnego chłopaka, tylko akurat Drake'a. Nie żebym coś do niego miał ale nie nadaje się na chłopaka mojej siostry. Ona wystarczająco sprawia kłopoty nie potrzebuje dodatkowych motywacji.
Okej. Nie było ich na śniadaniu i obiedzie na kolacje na pewno wrócą. No i uświadomiłem sobie że przez te akcje mojej siostry totalnie olałem Julę.
-Co powiesz na kino- spytałem ją.
- Włoskie kino?- dopytała
-Innego we Włoszech nie ma- zauważyłem.
-Okej- zgodziła się.
-Po drodze możemy zahaczyć o jakąś lodziarnie albo pizzerię- proponowałem dalej. -Maja wolisz lody czy pizze?
Dziewczynka podniosła głowę z nad kartki na której coś rysowała i wyglądała jakby podejmowała decyzję życia.
-Lody, ale koniecznie mają być truskawkowe i czekoladowe w kolorowej posypce.
-Oczywiście.
Maja wróciła do rysowania.
-No to postanowione. - podsumowałem.
Wyszliśmy z hotelu i najpierw musiałem znaleść jakąś lodziarnie. Kolejnym problemem było dogadanie się bo sprzedawca nie znał angielskiego a ja nie znałem włoskiego. Ale oczywiście z rosyjskim problemu nie miał a ja piąte przez dziesiąte zrozumiałem.
Maja koniecznie chciała usiąść przy przedostatnim stoliku pod oknem, zajęła miejsce i wyjrzała przez okno. Dopiero po chwili zaczęła jeść lody w zamyśleniu.
-Tata zawsze nas zabierał w każdą niedzielę do lodziarni- wyjaśniła Julka. No to trafiłem nie ma co.
-Trzeba było iść do pizzer'i- powiedziałem cicho.
-Nic jej nie będzie- stwierdziła Julka- dla każdego jest to trudne. Creepy...-podejrzewałem co chciała powiedzieć że Creepy miała 13 lat że musiała sama o siebie dbać i tak dalej. Przytuliłem Julkę.
-To może jakieś wskazówki czego nie powinienem robić?
-Na pewno nie dawać dziecku broni- stwierdziła. No tak ten temat powracał jak bumerang. -To jak idziemy do tego kina?
Okej. Nie było ich na śniadaniu i obiedzie na kolacje na pewno wrócą. No i uświadomiłem sobie że przez te akcje mojej siostry totalnie olałem Julę.
-Co powiesz na kino- spytałem ją.
- Włoskie kino?- dopytała
-Innego we Włoszech nie ma- zauważyłem.
-Okej- zgodziła się.
-Po drodze możemy zahaczyć o jakąś lodziarnie albo pizzerię- proponowałem dalej. -Maja wolisz lody czy pizze?
Dziewczynka podniosła głowę z nad kartki na której coś rysowała i wyglądała jakby podejmowała decyzję życia.
-Lody, ale koniecznie mają być truskawkowe i czekoladowe w kolorowej posypce.
-Oczywiście.
Maja wróciła do rysowania.
-No to postanowione. - podsumowałem.
Wyszliśmy z hotelu i najpierw musiałem znaleść jakąś lodziarnie. Kolejnym problemem było dogadanie się bo sprzedawca nie znał angielskiego a ja nie znałem włoskiego. Ale oczywiście z rosyjskim problemu nie miał a ja piąte przez dziesiąte zrozumiałem.
Maja koniecznie chciała usiąść przy przedostatnim stoliku pod oknem, zajęła miejsce i wyjrzała przez okno. Dopiero po chwili zaczęła jeść lody w zamyśleniu.
-Tata zawsze nas zabierał w każdą niedzielę do lodziarni- wyjaśniła Julka. No to trafiłem nie ma co.
-Trzeba było iść do pizzer'i- powiedziałem cicho.
-Nic jej nie będzie- stwierdziła Julka- dla każdego jest to trudne. Creepy...-podejrzewałem co chciała powiedzieć że Creepy miała 13 lat że musiała sama o siebie dbać i tak dalej. Przytuliłem Julkę.
-To może jakieś wskazówki czego nie powinienem robić?
-Na pewno nie dawać dziecku broni- stwierdziła. No tak ten temat powracał jak bumerang. -To jak idziemy do tego kina?
Od Drake'a
Nie wiem czemu Al uparła się żeby iść do tej kwiaciarni. Przecież to tylko jedna róża. My się nie wzbogaciliśmy a babka z kwiaciarni nie zbiedniała. I jak się spodziewałem babka nawet nie zauważyła braku badyla. Zmarnowaliśmy ponad dwie godziny na słuchaniu opowieści babci. Współczuje jej wnuczce. Swoją drogą ciekawe ile ma lat... Ale niestety wnuczka się nie pojawiła a my poszliśmy do sklepu. Właścicielem sklepu był wredny typ który nie chciał gadać na temat wycofania oskarżenia ale żeby rozbierać ją wzrokiem to pierwszy. Chciałem przywalić mu w pysk ale Lex chyba by mnie zabiła. Ostatecznie zgodził się aby Al mu odpracowała i dziad kazał jej się do tego zabrać od razu. Nie podobało mi się te rozwiązanie ale Al już zadecydowała.
- Drake tylko idz do tego faceta od gondoli i go przeproś - nakazała
- Oczywiście królowo. Znalezć, być miły, ładnie przeprosić coś jeszcze - wypaliłem całując ją
- Masz to załatwić
- Oczywiście - zapewniłem - pod warunkiem że umówisz się ze mną na następną randkę
- Drake załatw to - powiedziała i poszła do pracy
Co innego mi zostało jak iść z tym psem do faceta od łódki.
- Więc gdzie znajdziemy właściciela tej łódki? - spytałem psa
- Jest to prywaciarz i nie powinienem udostępniać wam jego danych...
- Nie chrzań tylko mów gdzie mam iść - warknąłem
Denerwował mnie ten typ nie wiem nawet czemu. Czy dlatego że był psem czy może dlatego że Al dziwnie go lubiła. Bez znaczenia nie lubiłem go i już. Niedługo pózniej podeszliśmy pod przystań gdzie zacumowane były gondole. Podeszliśmy do faceta który stał przy gondoli i gadał z gondolierem
- On jest właścicielem - wyjaśnił pies o włoskim imieniu
Olałem go i podszedłem do właściciela gondoli
- Dzień dobry - powiedziałem po Włosku wcale nie potrzebowałem psiego tłumacza - to panu zatopiono gondolę? - dopytałem
- Tak - odparł zdziwiony facet
- I ja właśnie w tej sprawie - zacząłem - znaczy chcę powiedzieć że to ja ją utopiłem, ale było to nie chcący
- Chwila - powiedział facet - właśnie chcesz mi powiedzieć że ukradłeś mi szczeniaku gondolę i ją utopiłeś
- No tak. Chciałem przeprosić
- Zdajesz sobie sprawę ile kosztuje taka gondola? - spytał facet
- Nie bardzo - odparłem zgodnie z prawdą
- Zdajesz sobie sprawę że ja dzięki tej gondoli zarabiałem aby utrzymać rodzinę? - dopytał facet
- Na pewno pan zarabiał i zdaję sobie sprawę nie miałem tylko pojęcia że ma pan rodzinę - wypaliłem - Nie da się jakoś dogadać?
- Dogadać? - powtórzył
- No tak. Przecież ja tylko chciałem ją pożyczyć oddał bym ale okazało się że wiosłowanie tym gównem nie jest wcale takie proste
- Mam tu 6 gondoli - pokazał facet - tam jest mój pracownik jeżeli umyjesz wszystkie 6 wtedy możemy porozmawiać
- Nie ma sprawy - odparłem
- Mój pracownik ci wszystko wytłumaczy
Więc niech będzie, podszedłem do chłopaka.
- Siemka masz mi wyjaśnić jak mam myć gondolę - wypaliłem - Drake jestem - przedstawiłem się
- Ernesto - odparł chłopak wyciągając dłoń
Nie mógł być starszy ode mnie
- Dorabiam - wyjaśnił
- A ja odrabiam - odparłem
- Więc to ty zatopiłeś gondolę Filippo
- Ta... - przytaknąłem - byłem tylko z dziewczyną na randce
Obaj zaczęliśmy myć gondole. Trochę się zeszło. Przez ten czas dowiedziałem się że Ernesto ma 17 lat uczy się i dorabia bo ma chorą matkę. A Filippo to spoko gość z którym idzie się dogadać.
- A ty chyba nie jesteś stąd - wypalił przy 4 gondoli
- Nie, jestem z Polski tu jestem chwilowo.
Więc gdy kończyliśmy 6 gondole Ernesto umiał powiedzieć
"Cześć jestem Ernesto jestem z Wenecji" potrafił również liczyć do 30 oraz znał najważniejsze teksty potrzebne do gry w pokera.
Po skończonej robocie oboje poszliśmy do Filippo.
- Zaczekaj chwile - powiedział do mnie
Filippo zapłacił Ernesto za wykonaną robotę. I dogadali się kiedy Ernesto znów ma przyjść myć łódki a raczej gondole
- Dobra szczeniaku - zaczął Filippo - wycofam oskarżenie, ale właśnie zwolnił mi się pracownik a mamy szczyt sezonu. Nauczę cię szczeniaku pływać gondolą a ty będziesz robił za mojego gondoliera.
- Nie ma sprawy tylko nie włożę tego obciachowego kapelusika, apaszki i koszulki w paski
- Ja wszystko rozumiem - wypalił Filippo - ale jeżeli na przyszłość będziesz chciał ukraść gondolę to najpierw przyjdz do mnie.
- Będę pamiętać - mruknąłem
Pózniej wiele godzin uczyłem się pływania tą łódką. Naprawdę było to trudne i za nim udało mi się ruszyć te gówno z 8 razy wylądowałem w kanale.
- Mówiłem ci pod kontem... - mówił Filippo
- Tak pod kontem ileś tam stopni - mruknąłem powtarzał to któryś raz z kolei
- Ta dziewczyna - zaczął Filippo - chciałeś tylko się popisać czy naprawdę ci na niej zależy
- Zależy mi na niej - odparłem pewnie
Udało mi się ruszyć tę gondolę i przepłynąć nią równo jakiś odcinek
- Dobra młody. Wyskakuj z gondoli bo mi się przeziębisz i dupa a nie gondolier z ciebie będzie. Przyjdz tu jutro o 5 rano.
- O 5 rano? - dopytałem
- Głuchy jesteś szczeniaku 5 rano i ani sekundy pózniej
- Drake tylko idz do tego faceta od gondoli i go przeproś - nakazała
- Oczywiście królowo. Znalezć, być miły, ładnie przeprosić coś jeszcze - wypaliłem całując ją
- Masz to załatwić
- Oczywiście - zapewniłem - pod warunkiem że umówisz się ze mną na następną randkę
- Drake załatw to - powiedziała i poszła do pracy
Co innego mi zostało jak iść z tym psem do faceta od łódki.
- Więc gdzie znajdziemy właściciela tej łódki? - spytałem psa
- Jest to prywaciarz i nie powinienem udostępniać wam jego danych...
- Nie chrzań tylko mów gdzie mam iść - warknąłem
Denerwował mnie ten typ nie wiem nawet czemu. Czy dlatego że był psem czy może dlatego że Al dziwnie go lubiła. Bez znaczenia nie lubiłem go i już. Niedługo pózniej podeszliśmy pod przystań gdzie zacumowane były gondole. Podeszliśmy do faceta który stał przy gondoli i gadał z gondolierem
- On jest właścicielem - wyjaśnił pies o włoskim imieniu
Olałem go i podszedłem do właściciela gondoli
- Dzień dobry - powiedziałem po Włosku wcale nie potrzebowałem psiego tłumacza - to panu zatopiono gondolę? - dopytałem
- Tak - odparł zdziwiony facet
- I ja właśnie w tej sprawie - zacząłem - znaczy chcę powiedzieć że to ja ją utopiłem, ale było to nie chcący
- Chwila - powiedział facet - właśnie chcesz mi powiedzieć że ukradłeś mi szczeniaku gondolę i ją utopiłeś
- No tak. Chciałem przeprosić
- Zdajesz sobie sprawę ile kosztuje taka gondola? - spytał facet
- Nie bardzo - odparłem zgodnie z prawdą
- Zdajesz sobie sprawę że ja dzięki tej gondoli zarabiałem aby utrzymać rodzinę? - dopytał facet
- Na pewno pan zarabiał i zdaję sobie sprawę nie miałem tylko pojęcia że ma pan rodzinę - wypaliłem - Nie da się jakoś dogadać?
- Dogadać? - powtórzył
- No tak. Przecież ja tylko chciałem ją pożyczyć oddał bym ale okazało się że wiosłowanie tym gównem nie jest wcale takie proste
- Mam tu 6 gondoli - pokazał facet - tam jest mój pracownik jeżeli umyjesz wszystkie 6 wtedy możemy porozmawiać
- Nie ma sprawy - odparłem
- Mój pracownik ci wszystko wytłumaczy
Więc niech będzie, podszedłem do chłopaka.
- Siemka masz mi wyjaśnić jak mam myć gondolę - wypaliłem - Drake jestem - przedstawiłem się
- Ernesto - odparł chłopak wyciągając dłoń
Nie mógł być starszy ode mnie
- Dorabiam - wyjaśnił
- A ja odrabiam - odparłem
- Więc to ty zatopiłeś gondolę Filippo
- Ta... - przytaknąłem - byłem tylko z dziewczyną na randce
Obaj zaczęliśmy myć gondole. Trochę się zeszło. Przez ten czas dowiedziałem się że Ernesto ma 17 lat uczy się i dorabia bo ma chorą matkę. A Filippo to spoko gość z którym idzie się dogadać.
- A ty chyba nie jesteś stąd - wypalił przy 4 gondoli
- Nie, jestem z Polski tu jestem chwilowo.
Więc gdy kończyliśmy 6 gondole Ernesto umiał powiedzieć
"Cześć jestem Ernesto jestem z Wenecji" potrafił również liczyć do 30 oraz znał najważniejsze teksty potrzebne do gry w pokera.
Po skończonej robocie oboje poszliśmy do Filippo.
- Zaczekaj chwile - powiedział do mnie
Filippo zapłacił Ernesto za wykonaną robotę. I dogadali się kiedy Ernesto znów ma przyjść myć łódki a raczej gondole
- Dobra szczeniaku - zaczął Filippo - wycofam oskarżenie, ale właśnie zwolnił mi się pracownik a mamy szczyt sezonu. Nauczę cię szczeniaku pływać gondolą a ty będziesz robił za mojego gondoliera.
- Nie ma sprawy tylko nie włożę tego obciachowego kapelusika, apaszki i koszulki w paski
- Ja wszystko rozumiem - wypalił Filippo - ale jeżeli na przyszłość będziesz chciał ukraść gondolę to najpierw przyjdz do mnie.
- Będę pamiętać - mruknąłem
Pózniej wiele godzin uczyłem się pływania tą łódką. Naprawdę było to trudne i za nim udało mi się ruszyć te gówno z 8 razy wylądowałem w kanale.
- Mówiłem ci pod kontem... - mówił Filippo
- Tak pod kontem ileś tam stopni - mruknąłem powtarzał to któryś raz z kolei
- Ta dziewczyna - zaczął Filippo - chciałeś tylko się popisać czy naprawdę ci na niej zależy
- Zależy mi na niej - odparłem pewnie
Udało mi się ruszyć tę gondolę i przepłynąć nią równo jakiś odcinek
- Dobra młody. Wyskakuj z gondoli bo mi się przeziębisz i dupa a nie gondolier z ciebie będzie. Przyjdz tu jutro o 5 rano.
- O 5 rano? - dopytałem
- Głuchy jesteś szczeniaku 5 rano i ani sekundy pózniej
Od Lexi
Mniej więcej z samego rana wyszliśmy z hotelu. Drake nie czuł takiej potrzeby no i dodatkowo nie przepadał za Luigim z którym mieliśmy spędzić sporo czasu ale i tak go przekonałam i odebrałam pod jego nieobecność mój nóż. Umówiliśmy się z Luigim w pobliżu kwiaciarni i sklepu aby Drake nie musiał z nim spędzać więcej czasu niż to konieczne. Miałam nadzieję że uda nam się to załatwić do obiadu bo nikogo nie poinformowaliśmy że sobie idziemy. A Luke jeszcze się na mnie nie od gniewał.
Luigi już czekał.
-No proszę jak szybko wyszkoliłaś sobie pieska- skomentował Drake.
-Po prostu go nie lubisz czy jesteś zazdrosny?- spytałam.
-Ja, zazdrosny?- pocałował mnie- chodz miejmy to już za sobą.
-Luigi miło cię widzieć.- przywitałam się kulturalnie za co nawet Luke musiałby mnie pochwalić.
-Ja też się cieszę- co nie zabrzmiało szczerze.- A wiec od czego zaczynamy?
-Sklep i gondola- powiedział zdecydowanie Drake.
-Kwiaciarnia, sklep i gondola- poprawiłam- ukradłeś też różę.
-Właśnie, jedną różę, właściciel na pewno nie zauważył a nawet jak się do liczy to nie będzie wiedział że to my.
-Drake, zróbmy to dokładnie.
-No ok.
A więc ruszyliśmy w kierunku kwiaciarni. Sklepik był mały ale ładnie urządzony, w powietrzu unosił się zapach kwiatów, za ladą stała starsza kobieta która poprawiała ustawienie roślinek.
-Będziesz tłumaczył wszystko?- dopytałam się Luigiego, który skinął głową w odpowiedzi.
-Dzień dobry- przywitałam się co zwróciło uwagę staruszki, która spojrzała na nas i uśmiechnęła się ciepło.
-Dzień dobry- odparła o dziwo po polsku- dużo polaków tu mieszka i chodzi tu część miasta.- wyjaśniła kobieta widząc moje zdziwienie- co mogę dla was zrobić kochanie?
Spojrzałam na Drake który o dziwo był milczący, no proszę do kozaczenia to on pierwszy ale jeśli chodzi o przeprosiny to już inna sprawa.
-pani jest właścicielką?- dopytałam
- tak a coś się stało?- spytała z przejęciem
-W sumie to tak. Chcieliśmy przeprosić, wiemy że nie powinniśmy kraść i to był błąd.
-Ale o czym mówisz kochanie?
Luigi przetłumaczył jej to co powiedziałam, kobieta chyba dalej nie rozumiała bo wymienili kilka zdań.
-Ta pani nie wie dlaczego ją przepraszasz.
-No o tą różę co ją ukradłem- powiedział Drake który chyba stracił cierpliwość.
-Drake- syknęłam na niego- przyszliśmy przeprosić a wiec mógłbyś się zachowywać.
-Ale mi nikt nie ukraść róży- powiedziała kobieta i zabrała się do liczenia kwiatków.
-No widzisz- powiedział Drake.
-W czwartek wieczorem mój chłopak zaprosił mnie na randkę a jako że nie miał pieniędzy ukradł pani różę no i przyszliśmy przeprosić.
Szturchnęłam Drake.
-Tak, bardzo przepraszamy- powiedział posłusznie.
-A gdzie twój urok osobisty?- szepnęłam
-Och jakie to romantyczne- zachwyciła się kobieta- pamiętam to jak wczoraj ,kiedy my byliśmy młodzi Bernardo mój świętej pamięci małżonek ukradł gondolę aby mi zaimponować, na szczęście nikt się nie dowiedział. Poczekajcie kochani zaraz pójdę zaparzyć herbatkę, usiądzcie- powiedziała wskazując na kanapę w rogu pomieszczenia i zniknęła w drzwiach za ladą.
-Widzisz Drake nie musiałeś zatapiać tej gondoli.
Posłusznie usiadłam na wskazanym miejscu.
-Chyba wszystko idzie zgodnie z planem- podsumowałam- nie przypuszczałam że ktoś tu będzie znał polski.
-Zawsze do Włoszech przyjeżdżało dużo polaków- wytłumaczył Luigi- to jest poniekąd polska dzielnica, znaczy nie oficjalnie ale dużo polaków mieszka w tych okolicach a więc i w pobliskich sklepach starają się zadbać o polską obsługę.
Po chwili wróciła kobieta z tacą z filiżankami i ciastkami domowej roboty.
- A więc naprawdę jest nam przykro że przez nas poniosła pani starty.
-Ależ jakie straty, to tylko jedna róża. Może jestem stara ale pamiętam jak to jest być zakochanym.
I tak spędziliśmy dwie godziny. Gabriella, bo tak nazywała się kobieta opowiedziała kilka historii o swoim Bernardo, o tym jak to było za jej czasów. Naprawdę miło mi się tego słuchało choć pewnie Drake zanudzał się na śmierć. Kobieta wspomniała też o swojej wnuczce którą ma pod opieką i której chciała by przekazać tą kwiaciarnie, poprosiła nas czy nie moglibyśmy jej czasem dać korepetycji z polskiego ,zaoferowała że może nam za to zapłacić. Oczywiście od razu się zgodziłam i zapewniłam że możemy to zrobić nawet za darmo bo to my ją okradliśmy. Gabriella zaprosiła nas nawet na obiad ale przeprosiłam ją i wyjaśniłam że musimy już iść bo mamy jeszcze dużo do zrobienia. Pózniej przyszła kolej na sklep. Na szczęście był właściciel pewnie dlatego że to była niedziela, facet nie znał polskiego a więc Luigi bardzo się nam, przydał. Facio okazał się być wredny i nic go nie przekonywało. Zgodził się wycofać oskarżenie jeśli mu odpracuję starty, no cóż zgodziłam się co innego mogłam powiedzieć. Niestety facet był niecierpliwy i miałam zacząć od teraz. A wiec Drake musiał załatwić sprawę gondoli sam z Luigim. Obiecał że ładnie przeprosi i będzie nawet miły. Pocałował mnie na pożegnanie i poszedł choć nie był z tego zadowolony, może dlatego że nie przywykliśmy do rozdzielania się a zapowiadało się że tak szybko to ja do hotelu nie wrócę.
Mi z kolei nie podobał się fakt że właściciel często gapił mi się w dekolt albo na tyłek. Niestety musiałam to znieść do rozprawy. Nie wiedziałam co do mnie mówi ale okazało się że pracuje tu chłopak który coś tam kojarzy po polsku a więc wyjaśnił co mam robić. Czyli rozkładać towar, myć podłogę i jeśli przyjdzie jakiś polak obsłużyć go. Co nawet nie okazało się być trudne, godziny mijały a mi nawet się to spodobało. Może dlatego że nie podejrzewałam że kiedykolwiek będę musiała pracować. Okazało się również że to na zmianie Emilio, Drake okradł sklep.
Luigi już czekał.
-No proszę jak szybko wyszkoliłaś sobie pieska- skomentował Drake.
-Po prostu go nie lubisz czy jesteś zazdrosny?- spytałam.
-Ja, zazdrosny?- pocałował mnie- chodz miejmy to już za sobą.
-Luigi miło cię widzieć.- przywitałam się kulturalnie za co nawet Luke musiałby mnie pochwalić.
-Ja też się cieszę- co nie zabrzmiało szczerze.- A wiec od czego zaczynamy?
-Sklep i gondola- powiedział zdecydowanie Drake.
-Kwiaciarnia, sklep i gondola- poprawiłam- ukradłeś też różę.
-Właśnie, jedną różę, właściciel na pewno nie zauważył a nawet jak się do liczy to nie będzie wiedział że to my.
-Drake, zróbmy to dokładnie.
-No ok.
A więc ruszyliśmy w kierunku kwiaciarni. Sklepik był mały ale ładnie urządzony, w powietrzu unosił się zapach kwiatów, za ladą stała starsza kobieta która poprawiała ustawienie roślinek.
-Będziesz tłumaczył wszystko?- dopytałam się Luigiego, który skinął głową w odpowiedzi.
-Dzień dobry- przywitałam się co zwróciło uwagę staruszki, która spojrzała na nas i uśmiechnęła się ciepło.
-Dzień dobry- odparła o dziwo po polsku- dużo polaków tu mieszka i chodzi tu część miasta.- wyjaśniła kobieta widząc moje zdziwienie- co mogę dla was zrobić kochanie?
Spojrzałam na Drake który o dziwo był milczący, no proszę do kozaczenia to on pierwszy ale jeśli chodzi o przeprosiny to już inna sprawa.
-pani jest właścicielką?- dopytałam
- tak a coś się stało?- spytała z przejęciem
-W sumie to tak. Chcieliśmy przeprosić, wiemy że nie powinniśmy kraść i to był błąd.
-Ale o czym mówisz kochanie?
Luigi przetłumaczył jej to co powiedziałam, kobieta chyba dalej nie rozumiała bo wymienili kilka zdań.
-Ta pani nie wie dlaczego ją przepraszasz.
-No o tą różę co ją ukradłem- powiedział Drake który chyba stracił cierpliwość.
-Drake- syknęłam na niego- przyszliśmy przeprosić a wiec mógłbyś się zachowywać.
-Ale mi nikt nie ukraść róży- powiedziała kobieta i zabrała się do liczenia kwiatków.
-No widzisz- powiedział Drake.
-W czwartek wieczorem mój chłopak zaprosił mnie na randkę a jako że nie miał pieniędzy ukradł pani różę no i przyszliśmy przeprosić.
Szturchnęłam Drake.
-Tak, bardzo przepraszamy- powiedział posłusznie.
-A gdzie twój urok osobisty?- szepnęłam
-Och jakie to romantyczne- zachwyciła się kobieta- pamiętam to jak wczoraj ,kiedy my byliśmy młodzi Bernardo mój świętej pamięci małżonek ukradł gondolę aby mi zaimponować, na szczęście nikt się nie dowiedział. Poczekajcie kochani zaraz pójdę zaparzyć herbatkę, usiądzcie- powiedziała wskazując na kanapę w rogu pomieszczenia i zniknęła w drzwiach za ladą.
-Widzisz Drake nie musiałeś zatapiać tej gondoli.
Posłusznie usiadłam na wskazanym miejscu.
-Chyba wszystko idzie zgodnie z planem- podsumowałam- nie przypuszczałam że ktoś tu będzie znał polski.
-Zawsze do Włoszech przyjeżdżało dużo polaków- wytłumaczył Luigi- to jest poniekąd polska dzielnica, znaczy nie oficjalnie ale dużo polaków mieszka w tych okolicach a więc i w pobliskich sklepach starają się zadbać o polską obsługę.
Po chwili wróciła kobieta z tacą z filiżankami i ciastkami domowej roboty.
- A więc naprawdę jest nam przykro że przez nas poniosła pani starty.
-Ależ jakie straty, to tylko jedna róża. Może jestem stara ale pamiętam jak to jest być zakochanym.
I tak spędziliśmy dwie godziny. Gabriella, bo tak nazywała się kobieta opowiedziała kilka historii o swoim Bernardo, o tym jak to było za jej czasów. Naprawdę miło mi się tego słuchało choć pewnie Drake zanudzał się na śmierć. Kobieta wspomniała też o swojej wnuczce którą ma pod opieką i której chciała by przekazać tą kwiaciarnie, poprosiła nas czy nie moglibyśmy jej czasem dać korepetycji z polskiego ,zaoferowała że może nam za to zapłacić. Oczywiście od razu się zgodziłam i zapewniłam że możemy to zrobić nawet za darmo bo to my ją okradliśmy. Gabriella zaprosiła nas nawet na obiad ale przeprosiłam ją i wyjaśniłam że musimy już iść bo mamy jeszcze dużo do zrobienia. Pózniej przyszła kolej na sklep. Na szczęście był właściciel pewnie dlatego że to była niedziela, facet nie znał polskiego a więc Luigi bardzo się nam, przydał. Facio okazał się być wredny i nic go nie przekonywało. Zgodził się wycofać oskarżenie jeśli mu odpracuję starty, no cóż zgodziłam się co innego mogłam powiedzieć. Niestety facet był niecierpliwy i miałam zacząć od teraz. A wiec Drake musiał załatwić sprawę gondoli sam z Luigim. Obiecał że ładnie przeprosi i będzie nawet miły. Pocałował mnie na pożegnanie i poszedł choć nie był z tego zadowolony, może dlatego że nie przywykliśmy do rozdzielania się a zapowiadało się że tak szybko to ja do hotelu nie wrócę.
Mi z kolei nie podobał się fakt że właściciel często gapił mi się w dekolt albo na tyłek. Niestety musiałam to znieść do rozprawy. Nie wiedziałam co do mnie mówi ale okazało się że pracuje tu chłopak który coś tam kojarzy po polsku a więc wyjaśnił co mam robić. Czyli rozkładać towar, myć podłogę i jeśli przyjdzie jakiś polak obsłużyć go. Co nawet nie okazało się być trudne, godziny mijały a mi nawet się to spodobało. Może dlatego że nie podejrzewałam że kiedykolwiek będę musiała pracować. Okazało się również że to na zmianie Emilio, Drake okradł sklep.
Od Rozi
To była żenada no i nie miałam pewności że nie ma więcej kopi. Jak widzę z Dominikiem nigdy nic nie wiadomo. Ale wyznanie miłości w obecności żony to lekka przesada. Będę musiała złapać Dominika i z nim porozmawiać bez świadków. Przecież nie może tak być żeby jakiś pedał podrywał mi męża. No i nas nagrywał. Ale pan Robert na osadzie naprawdę mógł by się przydać. Quick w sumie pierwszy raz zabrał mnie ze sobą na podpisywanie jakiejś umowy. Wszystko poszło sprawnie jeszcze nawet nie zaczął się wyścig. Brazylijczycy podpisali umowę która nawet jak dla mnie wydawała się nie korzystna. Ich strata to nasz sukces więc Quick był zadowolony. Wtedy na samym początku dżokej zaczął mieć jakiś problem z koniem który należał do Quicka. Kretyn nawet nie dawał sobie rady z wprowadzeniem konia do boksu startowego. Co z niego za dżokej i co za trener prowadził tego konia kiedy nawet nie przyzwyczaili konia do boksu i hałasu. Przecież ten koń ewidentnie się bał. Lubiłam konie przecież dziadek miał ich masę. Przestałam ufać koniom od momentu kiedy w wieku 12 lat z niego spadłam. Ale nie znaczy że się nie znam a tej dżokej był beznadziejny. No i wtedy Quick postawił sobie za cel żeby jego koń wygrał i sam poszedł go dosiąść. No nie wierze... Usiadłam, a Damon na szczęście spał dalej.
Podszedł jakiś mężczyzna i powiedział coś po Włosku ale nie miał Włoskiego akcentu. Mężczyzna miał około 25 lat, był dość przystojny chociaż nie w moim typie. Miał dłuższe brązowe włosy związane w kitkę, brązowe przyjazne oczy i kozią bródkę. Zdecydowanie miał ruski akcent
- Niestety nie mówię po Włosku - odparłam po angielsku
- Pytałem co tak piękna pani robi tu sama. Nie spotyka się tu samotnych kobiet - wypalił mężczyzna - wyścigi konne przyciągają hazardzistów i biznesmenów
- Więc kobieta nie może odnosić sukcesów? - dopytałam
- Ależ skąd osobiście uważam że kobietom biznesy wychodzą lepiej. Dlatego wszyscy panowie przychodzą z żonami, kochankami, narzeczonymi
- Więc gdzie pana żona, kochanka, narzeczona
- Jestem kawalerem a pusta panna zepsuła by mi interesy. Potrzebuję inteligentnej kobiety. Postawiłem na 6 ale chyba stracę.
- Uważam że dobrze pan postawił - zapewniłam
- Więc nie dość że kobieta sukcesu to jeszcze zna się na koniach.
- To koń mojego męża - wypaliłam
- Więc jestem pełen nadziei i nawet jak przegra to ja wygrałem poznając tak uroczą kobietę. Jak dobrze pamiętam jest pani polką może łatwiej będzie pani mówić w swoim rodowym języku
- Zna pan polski - wypaliłam po polsku
- Oczywiście znam kilka języków. Oglądałem w telewizji pani ślub gratuluje. A gdzie szanowny małżonek?
- Stara się aby pan nie stracił na zakładzie - wypaliłam
- Podziwiam pani męża - powiedział - żałuje tylko że nie znalazłem się na liście gości
- Nie ja ją ustalałam panie... - dopiero teraz przypomniałam sobie że się nie przedstawił
- Przepraszam pani Yohate
Pierwszy raz ktoś powiedział do mnie nazwiskiem Quick. Dopiero teraz zrozumiałam że rzeczywiście już nie nazywam się Blake
- Gdzie moje maniery - ciągnął mężczyzna - Ivanow - przedstawił się
Zdecydowanie Rusek. Zapatrzyłam się na wyścig.
- Może jednak nie stracę - ucieszył się rusek
- Sądzę że ma pan szanse wygrać - zauważyłam
Wtedy Diabeł Quicka zrównał się z siwym arabem od księżniczki. I minął metę wyprzedzając siwka o nos
- Jednak wygrał - zdziwił się mężczyzna - Miała pani rację. Miło mi było panią poznać ale obowiązki wzywają. Mam nadzieje że będzie mi dane robić interesy z pani mężem i mam nadzieję że jeszcze dane mi będzie pobyć w pani towarzystwie. Życzę szczęścia młodej parze.
Lekko ukłonił głowę i poszedł. To było dziwne, chociaż mężczyzna był miły. Nie dawał mi spokoju ten rusek był do kogoś podobny ale ja przecież nie znam żadnego ruska żeby go porównywać. Postanowiłam jednak nie wspominać o panu Ivanow. Quick od razu po wyścigu wrócił do mnie i poszliśmy do samochodu. Nawet nie czekał na wyniki. Pojechaliśmy do hotelu o co znowu mu chodzi? Quick zaczął mówić że Mariusz przysłał list który o dziwo mi pokazał. W liście napisane było wszystko to o czym wspomniał Quick. No i wspomniał o powrocie. Pierwsze co przyszło mi do głowy to, to że zwariował przecież jak można chcieć wracać do takiego szamba. Ale przecież sama zaproponowałam że pan Robert przyda się w osadzie. Podświadomie chciałam tam wracać. Chociaż tu jest bezpiecznie, jest cywilizacja, normalny świat to my przestaliśmy do niego należeć 2 lata temu. W chwili kiedy pierwszy raz złapaliśmy za broń i zabiliśmy pierwszego zimnego.
Podszedł jakiś mężczyzna i powiedział coś po Włosku ale nie miał Włoskiego akcentu. Mężczyzna miał około 25 lat, był dość przystojny chociaż nie w moim typie. Miał dłuższe brązowe włosy związane w kitkę, brązowe przyjazne oczy i kozią bródkę. Zdecydowanie miał ruski akcent
- Niestety nie mówię po Włosku - odparłam po angielsku
- Pytałem co tak piękna pani robi tu sama. Nie spotyka się tu samotnych kobiet - wypalił mężczyzna - wyścigi konne przyciągają hazardzistów i biznesmenów
- Więc kobieta nie może odnosić sukcesów? - dopytałam
- Ależ skąd osobiście uważam że kobietom biznesy wychodzą lepiej. Dlatego wszyscy panowie przychodzą z żonami, kochankami, narzeczonymi
- Więc gdzie pana żona, kochanka, narzeczona
- Jestem kawalerem a pusta panna zepsuła by mi interesy. Potrzebuję inteligentnej kobiety. Postawiłem na 6 ale chyba stracę.
- Uważam że dobrze pan postawił - zapewniłam
- Więc nie dość że kobieta sukcesu to jeszcze zna się na koniach.
- To koń mojego męża - wypaliłam
- Więc jestem pełen nadziei i nawet jak przegra to ja wygrałem poznając tak uroczą kobietę. Jak dobrze pamiętam jest pani polką może łatwiej będzie pani mówić w swoim rodowym języku
- Zna pan polski - wypaliłam po polsku
- Oczywiście znam kilka języków. Oglądałem w telewizji pani ślub gratuluje. A gdzie szanowny małżonek?
- Stara się aby pan nie stracił na zakładzie - wypaliłam
- Podziwiam pani męża - powiedział - żałuje tylko że nie znalazłem się na liście gości
- Nie ja ją ustalałam panie... - dopiero teraz przypomniałam sobie że się nie przedstawił
- Przepraszam pani Yohate
Pierwszy raz ktoś powiedział do mnie nazwiskiem Quick. Dopiero teraz zrozumiałam że rzeczywiście już nie nazywam się Blake
- Gdzie moje maniery - ciągnął mężczyzna - Ivanow - przedstawił się
Zdecydowanie Rusek. Zapatrzyłam się na wyścig.
- Może jednak nie stracę - ucieszył się rusek
- Sądzę że ma pan szanse wygrać - zauważyłam
Wtedy Diabeł Quicka zrównał się z siwym arabem od księżniczki. I minął metę wyprzedzając siwka o nos
- Jednak wygrał - zdziwił się mężczyzna - Miała pani rację. Miło mi było panią poznać ale obowiązki wzywają. Mam nadzieje że będzie mi dane robić interesy z pani mężem i mam nadzieję że jeszcze dane mi będzie pobyć w pani towarzystwie. Życzę szczęścia młodej parze.
Lekko ukłonił głowę i poszedł. To było dziwne, chociaż mężczyzna był miły. Nie dawał mi spokoju ten rusek był do kogoś podobny ale ja przecież nie znam żadnego ruska żeby go porównywać. Postanowiłam jednak nie wspominać o panu Ivanow. Quick od razu po wyścigu wrócił do mnie i poszliśmy do samochodu. Nawet nie czekał na wyniki. Pojechaliśmy do hotelu o co znowu mu chodzi? Quick zaczął mówić że Mariusz przysłał list który o dziwo mi pokazał. W liście napisane było wszystko to o czym wspomniał Quick. No i wspomniał o powrocie. Pierwsze co przyszło mi do głowy to, to że zwariował przecież jak można chcieć wracać do takiego szamba. Ale przecież sama zaproponowałam że pan Robert przyda się w osadzie. Podświadomie chciałam tam wracać. Chociaż tu jest bezpiecznie, jest cywilizacja, normalny świat to my przestaliśmy do niego należeć 2 lata temu. W chwili kiedy pierwszy raz złapaliśmy za broń i zabiliśmy pierwszego zimnego.
Od Quicka
W sumie to słyszałem tylko strzępki z tych rozmów. Jednak słowo genetyk, osada, Hm... 13 znaczy 12.
- Słońce ale jak? Co? Jakie nagranie co mam oglądać? Przecież te wesele było nudne, męczące, żal. A to co wyprawialiśmy na górze, rzucanie tortem pamiętam.
- Popatrz na to - poprosiła
No więc od niechcenia zerknąłem i się zagotowałem.
- Co to kurwa jest? Ja nie mam nic z tym wspólnego, nie rozumiem
Musiałem wrzasnąć na całą salę bo zrobiła się cisza. Pierwszy raz zakląłem odkąd wyjechaliśmy z osady.
- Kruszynko ja nie mam nic z tym wspólnego
Zawołałem kelnera. Nakazałem aby przyprowadził tu Dominika. Gdy ten przyszedł wystarczyło aby na mnie popatrzył i zaczął się błędnie tłumaczyć
- No co chciałem być tylko pewien, sprawdzić czy wszystko jest okej. Bo jeżeli byś sięgnął po laptopa
- Co widziałeś? - wrzasnąłem na niego aż biedak podskoczył i zbladł
- Znaczy to nie miało do ciebie trafić. To jest jedyne nagranie miałem obejrzeć i usunąć.
- Gdzie są te kamery? - dopytałem - wiesz że jak widziałeś moją żonę nago to dostaniesz wpierdol
- Nie no właśnie ci tłumaczę że tego nie widziałem ten laptop miał tam zostać.
- Dominik ty powinieneś iść do psychologa
- Posłuchaj ja ci wytłumaczę. Chodzi o to...
Nie dałem mu dokończyć
- Chodzi o to mój drogi że tak bardzo narzekałeś na wygląd mojej żony a w sumie się na nią ślinisz i chciałeś sobie popatrzeć.
Wtedy Dominik jak rakieta wypalił
- Ja na ciebie chciałem popatrzeć bo ciebie kocham mój drogi
Aż usiadłem z wrażenia.
- John oddychaj - usłyszałem głos Roz
Dopiero wtedy stwierdziłem że się zapowietrzyłem
- No nie denerwuj się - mówił Dominik
- Jak ma się nie denerwować pieprzony pedale - warknęła Roz
- Moja droga - zaczął Dominik
- Ty jeszcze nie wiesz jak bardzo jest droga - powiedziałem
- Teraz to ja to załatwię - stwierdziła Roz
I zaczęła wykład.
- Dotykałeś go? Od jak dawna ci się podoba? Jak długo to trwa? Dlaczego to ukrywasz? Dlatego mnie obrażałeś? Kombinowałeś? Nie chciałeś dopuścić do ślubu? Dla siebie szykowałeś tą sypialnie nie dla nas? Gdybyś wiedział tyle o Johnie co ja, wiedział byś że on woli konwalie nie róże.
- Ale one tam nie pasowały - oburzył się Dominik i dostał w mordę od Roz - jak mogłaś Bella
Rozśmieszyła mnie ta cała sytuacja. No dziewczyna pobiła faceta. Nie no nie pobiła faceta pobiła pedała.
- No mój drogi powiedz coś
- Boli cię rączka? - dopytałem Roz całując ją w dłoń
- Wiedziałeś o tym? - dopytała
- No słońce pamiętasz przeprawę z Drake'm. Czy ja ci w nocy nie udowodniłem
- Ja jeszcze raz chce zobaczyć te gwiazdy - stwierdziła
- A ja chyba nie chce oglądać mroczków znaczy widzisz słonko nów zaczynam się plątać. Tak gwiazdy jak najbardziej tylko wtedy znaczy w nocy to chyba było trochę za szybko raz po raz. A może to ta gorączka bo naprawdę słabo mi się zrobiło. Chyba musimy poćwiczyć - stwierdziłem
- Quick jest za dziesięć pierwsza
- Dobrze jedziemy
Jak mam się skupić na fuzji myślałem gdy szliśmy przez hol do samochodu. Rety jaka kompromitacja no gdybym nie wziął tego laptopa no ja pierniczę. No słyszałem że kreatorzy mody są chorzy ale żeby do tego stopnia. Byłem w totalnym szoku. Jak ja mam się skupić naprawdę no jak.
- Potrzebuje tłumacza - rzuciłem przechodząc przy recepcji. - Biegły brazylijski
I poszliśmy dalej do samochodu. Znaczy po angielsku, niemiecku bym się z nimi dogadał ale ta sytuacja tak mnie rozwaliła, że po protu nie dam rady myśleć nad słowami.
- John ale pomożemy im?
- Znaczy komu konkretnie? - dopytałem
- Ty mnie nie słuchałeś
- Skarbie tak bardzo tak, tylko po prostu Dominik mnie rozwalił. I ta fuzja i Diabeł on ma pierwszy wyścig. Będą tam ci Arabii od księżniczki słońce on nie może dać dupy. To jest pierwszy wyścig tego konia tak naprawdę. Strasznie nerwowy jest
- Ale co ty chcesz udowodnić Quick? - dopytała
- Po pierwsze to że araby nie są tylko arabskie. Po drugie że nie jestem sprzedawczykiem, po trzecie mam zlecenie od nich tylko muszą się wypłacić. I nie w księżniczkach u nich słowo towar to chyba znaczy księżniczka. Przepraszam kruszynko denerwuje mnie to. Wiesz że tylko ty i Damon się dla mnie liczycie. A teraz ten pedał - pokręciłem głową. Wsiedliśmy do samochodu. Dopiero uświadomiłem sobie że nie mówię na temat. - a no tak twoi goście. Wzięłaś do nich jakiś kontakt.
- No tak telefon
- Pomyśle. Szczury to średnio przyjemne towarzystwo. Jak wrócimy ze spotkania może zaprosiła byś ich na kolacje. Myślę że jeżeli udało by mi się zaufać temu profesorowi to by się przydał na osadzie. Znaczy w domu w sumie. Jakoś się pomieścimy. No wiesz skarbię planuje rozbudowę i jeżeli ty im ufasz to może miał by pod kontrolą profesora. No w sumie to nie wiem kim on jest nie gadałem z nim o tym. A ten pan Robert jak dobrze pamiętam jest genetykiem więc może udało by się zrobić coś więcej dla Al. No zobaczymy w każdym razie co wyjdzie z badań w szpitalu.
Dojechaliśmy na miejsce. W sumie ta transakcja nie trwała długo bo ci Brazylijczycy nie mieli żadnych argumentów. Więc umowa przeszła z poprawkami na moją korzyść. I o to chodziło. Jednak pojawił się kolejny problem Diabeł nie chciał wejść do boksu.
- Ten dżokej jest beznadziejny - stwierdziła Roz
- Nie słońce jest za delikatny a ogier za bardzo pobudzony może nie wstawiali go na bramkę może nie ćwiczyli tego. Posiedzisz chwilkę sama
- Co zamierzasz zrobić? - dopytała
- Jeżeli komisja mi pozwoli to sam ujarzmię tego Diabła znam się trochę na koniach.
- Chyba nie zamierzasz...
- Nie zamierzam dać satysfakcji arabom - stwierdziłem
Sprzedałem całusa Roz
- Trzymaj kciuki słońce żebym się nie zabił.
Przez megafony najpierw bredzili że z 6 nie radzi sobie dżokej. I jeżeli za 5 min nie wejdzie do bramki to będzie dyskwalifikacja. Poszedłem do komisji i okazało się że mogę startować we własnych barwach. No to wyszedłem na tor. Pogadałem sekundę z dżokejem
- Przecież jak go prezentowałeś to szedł bokiem. Co z ciebie za lama konia nie potrafisz utrzymać w ryzach. Spadaj ja pojadę.
- Szef nie ma pojęcia oburzył się dżokej
- Złaś - nakazałem
Wskoczyłem na tego Diabła. No naprawdę Diabeł stanął skurwiel dęba
- No kolego - gadam do niego - ja już to na osadzie przerabiałem. Jak jesteś taki cwaniak to zobaczymy czy umiesz chodzić do tyłu.
Nie byłem zdziwiony jak z ciągnąłem mu cugle. Zeskoczyłem z niego w ostatniej chwili a ten się wyjebał. - No to wiesz mistrzu kto tu rządzi. - ostro go spiąłem żeby nie miał ruchów i udało nam się go wstawić do boksu startowego. Oczywiście jak poszła bomba to ten zamiast ruszyć stanął dęba. Komentatorzy byli bezwzględni stawka była mocna. Pierwszy był arabski siwek, drugi biały, trzeci kasztan. Podawali nazwy ale się nie skupiałem. W sumie dobrze obstawiałem że ten arabski wyjdzie na pierwszym. Dopiero jak mu przywaliłem w dupę wyskoczył z boksu jak rakieta. Wkurwiali mnie ci komentatorzy i rozpraszali. A ten tekst że 6 nie wyszła z boksu po prostu mnie powalił. Przywaliłem mu jeszcze z pięć razy. Okrążenia były dwa na pierwszym dogoniliśmy stawkę na połowie drugiego znów mnie zdekoncentrowali. Czy ja nie mogę skupić myśli słyszałem tylko głos pieprzonego komentatora i nie zapomniany tekst
- 6 idzie po zewnętrznej widać że zmiana dżokeja nie przyniosła rezultatów. Dżokej nie ma doświadczenia. Gdyby poszedł po wewnętrznej. Może doszedłby stawkę.
Wewnętrzna pomyślałem i dawaj go w dupę
- Dalej Diabeł ruchy kurwa.
No i poszliśmy na wewnętrzną. Jakieś pięćset metrów przed metą doszliśmy siwka tak mu przyjebałem w zadek że chyba się posrał mało co nie spadłem gdy wyrwał do przodu. Wynik był taki że wygraliśmy o nos. Czyli początki mamy dobre. No oczywiście były domniemania zwycięstwa. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie że razem z rozliczeniem z różowej landrynki dostałem list. Wróciłem do Roz i pojechaliśmy do hotelu.
-Nie chcesz znać wyników - dopytała
-Dowiem się jutro - stwierdziłem - z reszto będą to puszczać w telewizji, ale mam coś ciekawszego na tapecie - zatrzymałem auto przed hotelem - Mariusz przysłał mi list pewnie z transportem jakimś i szczerze to trzeba się chyba zwijać.
- A co się stało? - dopytała Roz
- No jest tutaj napisane że transport doszedł ale nie ma potwierdzenia więc nie mogą go odebrać. Kończą im się zapasy dodatkowo pokazali się zimni. Ludzie Luke'a ich wybijają ale zaczyna robić się ich więcej. W osadzie jest lekki bunt bo myślą że ich zostawiliśmy. Krzysiek i Mateusz zmieniają sobie panienki generalnie cytuje zrobili sobie z domu burdel. Raz wzięli sobie trzy do osady wróciły dwie i teraz zmieniają sobie po dwie. Dodatkowo Mariusz pisze że nam gratuluje ślubu o ile się odbył. I o ile się odbył to chciał by specjalne zamówienie bo chciał by zrobić weselicho na osadzie i bez białej kiecki bo by się chyba nie sprawdziła. Z reszto sama to zobacz i podałem jej kartkę.
Roz przeczytała była w lekkim szoku
- Chcesz wracać? - dopytała
- Szczerze to nie uwierzysz ale tęsknie za Alfredem, brakuje mi babci, ciszy, spokoju, zimnych i ciągłego zakłócania spokoju.
- Naprawdę - dopytała
- No poważnie dowiedziałem się że w środę jest rozprawa. Więc ewentualnie mogli byśmy wracać. Gdybyś chciała. A i jeszcze mogli byśmy zabrać tą Ankę z rodziną.
- Słońce ale jak? Co? Jakie nagranie co mam oglądać? Przecież te wesele było nudne, męczące, żal. A to co wyprawialiśmy na górze, rzucanie tortem pamiętam.
- Popatrz na to - poprosiła
No więc od niechcenia zerknąłem i się zagotowałem.
- Co to kurwa jest? Ja nie mam nic z tym wspólnego, nie rozumiem
Musiałem wrzasnąć na całą salę bo zrobiła się cisza. Pierwszy raz zakląłem odkąd wyjechaliśmy z osady.
- Kruszynko ja nie mam nic z tym wspólnego
Zawołałem kelnera. Nakazałem aby przyprowadził tu Dominika. Gdy ten przyszedł wystarczyło aby na mnie popatrzył i zaczął się błędnie tłumaczyć
- No co chciałem być tylko pewien, sprawdzić czy wszystko jest okej. Bo jeżeli byś sięgnął po laptopa
- Co widziałeś? - wrzasnąłem na niego aż biedak podskoczył i zbladł
- Znaczy to nie miało do ciebie trafić. To jest jedyne nagranie miałem obejrzeć i usunąć.
- Gdzie są te kamery? - dopytałem - wiesz że jak widziałeś moją żonę nago to dostaniesz wpierdol
- Nie no właśnie ci tłumaczę że tego nie widziałem ten laptop miał tam zostać.
- Dominik ty powinieneś iść do psychologa
- Posłuchaj ja ci wytłumaczę. Chodzi o to...
Nie dałem mu dokończyć
- Chodzi o to mój drogi że tak bardzo narzekałeś na wygląd mojej żony a w sumie się na nią ślinisz i chciałeś sobie popatrzeć.
Wtedy Dominik jak rakieta wypalił
- Ja na ciebie chciałem popatrzeć bo ciebie kocham mój drogi
Aż usiadłem z wrażenia.
- John oddychaj - usłyszałem głos Roz
Dopiero wtedy stwierdziłem że się zapowietrzyłem
- No nie denerwuj się - mówił Dominik
- Jak ma się nie denerwować pieprzony pedale - warknęła Roz
- Moja droga - zaczął Dominik
- Ty jeszcze nie wiesz jak bardzo jest droga - powiedziałem
- Teraz to ja to załatwię - stwierdziła Roz
I zaczęła wykład.
- Dotykałeś go? Od jak dawna ci się podoba? Jak długo to trwa? Dlaczego to ukrywasz? Dlatego mnie obrażałeś? Kombinowałeś? Nie chciałeś dopuścić do ślubu? Dla siebie szykowałeś tą sypialnie nie dla nas? Gdybyś wiedział tyle o Johnie co ja, wiedział byś że on woli konwalie nie róże.
- Ale one tam nie pasowały - oburzył się Dominik i dostał w mordę od Roz - jak mogłaś Bella
Rozśmieszyła mnie ta cała sytuacja. No dziewczyna pobiła faceta. Nie no nie pobiła faceta pobiła pedała.
- No mój drogi powiedz coś
- Boli cię rączka? - dopytałem Roz całując ją w dłoń
- Wiedziałeś o tym? - dopytała
- No słońce pamiętasz przeprawę z Drake'm. Czy ja ci w nocy nie udowodniłem
- Ja jeszcze raz chce zobaczyć te gwiazdy - stwierdziła
- A ja chyba nie chce oglądać mroczków znaczy widzisz słonko nów zaczynam się plątać. Tak gwiazdy jak najbardziej tylko wtedy znaczy w nocy to chyba było trochę za szybko raz po raz. A może to ta gorączka bo naprawdę słabo mi się zrobiło. Chyba musimy poćwiczyć - stwierdziłem
- Quick jest za dziesięć pierwsza
- Dobrze jedziemy
Jak mam się skupić na fuzji myślałem gdy szliśmy przez hol do samochodu. Rety jaka kompromitacja no gdybym nie wziął tego laptopa no ja pierniczę. No słyszałem że kreatorzy mody są chorzy ale żeby do tego stopnia. Byłem w totalnym szoku. Jak ja mam się skupić naprawdę no jak.
- Potrzebuje tłumacza - rzuciłem przechodząc przy recepcji. - Biegły brazylijski
I poszliśmy dalej do samochodu. Znaczy po angielsku, niemiecku bym się z nimi dogadał ale ta sytuacja tak mnie rozwaliła, że po protu nie dam rady myśleć nad słowami.
- John ale pomożemy im?
- Znaczy komu konkretnie? - dopytałem
- Ty mnie nie słuchałeś
- Skarbie tak bardzo tak, tylko po prostu Dominik mnie rozwalił. I ta fuzja i Diabeł on ma pierwszy wyścig. Będą tam ci Arabii od księżniczki słońce on nie może dać dupy. To jest pierwszy wyścig tego konia tak naprawdę. Strasznie nerwowy jest
- Ale co ty chcesz udowodnić Quick? - dopytała
- Po pierwsze to że araby nie są tylko arabskie. Po drugie że nie jestem sprzedawczykiem, po trzecie mam zlecenie od nich tylko muszą się wypłacić. I nie w księżniczkach u nich słowo towar to chyba znaczy księżniczka. Przepraszam kruszynko denerwuje mnie to. Wiesz że tylko ty i Damon się dla mnie liczycie. A teraz ten pedał - pokręciłem głową. Wsiedliśmy do samochodu. Dopiero uświadomiłem sobie że nie mówię na temat. - a no tak twoi goście. Wzięłaś do nich jakiś kontakt.
- No tak telefon
- Pomyśle. Szczury to średnio przyjemne towarzystwo. Jak wrócimy ze spotkania może zaprosiła byś ich na kolacje. Myślę że jeżeli udało by mi się zaufać temu profesorowi to by się przydał na osadzie. Znaczy w domu w sumie. Jakoś się pomieścimy. No wiesz skarbię planuje rozbudowę i jeżeli ty im ufasz to może miał by pod kontrolą profesora. No w sumie to nie wiem kim on jest nie gadałem z nim o tym. A ten pan Robert jak dobrze pamiętam jest genetykiem więc może udało by się zrobić coś więcej dla Al. No zobaczymy w każdym razie co wyjdzie z badań w szpitalu.
Dojechaliśmy na miejsce. W sumie ta transakcja nie trwała długo bo ci Brazylijczycy nie mieli żadnych argumentów. Więc umowa przeszła z poprawkami na moją korzyść. I o to chodziło. Jednak pojawił się kolejny problem Diabeł nie chciał wejść do boksu.
- Ten dżokej jest beznadziejny - stwierdziła Roz
- Nie słońce jest za delikatny a ogier za bardzo pobudzony może nie wstawiali go na bramkę może nie ćwiczyli tego. Posiedzisz chwilkę sama
- Co zamierzasz zrobić? - dopytała
- Jeżeli komisja mi pozwoli to sam ujarzmię tego Diabła znam się trochę na koniach.
- Chyba nie zamierzasz...
- Nie zamierzam dać satysfakcji arabom - stwierdziłem
Sprzedałem całusa Roz
- Trzymaj kciuki słońce żebym się nie zabił.
Przez megafony najpierw bredzili że z 6 nie radzi sobie dżokej. I jeżeli za 5 min nie wejdzie do bramki to będzie dyskwalifikacja. Poszedłem do komisji i okazało się że mogę startować we własnych barwach. No to wyszedłem na tor. Pogadałem sekundę z dżokejem
- Przecież jak go prezentowałeś to szedł bokiem. Co z ciebie za lama konia nie potrafisz utrzymać w ryzach. Spadaj ja pojadę.
- Szef nie ma pojęcia oburzył się dżokej
- Złaś - nakazałem
Wskoczyłem na tego Diabła. No naprawdę Diabeł stanął skurwiel dęba
- No kolego - gadam do niego - ja już to na osadzie przerabiałem. Jak jesteś taki cwaniak to zobaczymy czy umiesz chodzić do tyłu.
Nie byłem zdziwiony jak z ciągnąłem mu cugle. Zeskoczyłem z niego w ostatniej chwili a ten się wyjebał. - No to wiesz mistrzu kto tu rządzi. - ostro go spiąłem żeby nie miał ruchów i udało nam się go wstawić do boksu startowego. Oczywiście jak poszła bomba to ten zamiast ruszyć stanął dęba. Komentatorzy byli bezwzględni stawka była mocna. Pierwszy był arabski siwek, drugi biały, trzeci kasztan. Podawali nazwy ale się nie skupiałem. W sumie dobrze obstawiałem że ten arabski wyjdzie na pierwszym. Dopiero jak mu przywaliłem w dupę wyskoczył z boksu jak rakieta. Wkurwiali mnie ci komentatorzy i rozpraszali. A ten tekst że 6 nie wyszła z boksu po prostu mnie powalił. Przywaliłem mu jeszcze z pięć razy. Okrążenia były dwa na pierwszym dogoniliśmy stawkę na połowie drugiego znów mnie zdekoncentrowali. Czy ja nie mogę skupić myśli słyszałem tylko głos pieprzonego komentatora i nie zapomniany tekst
- 6 idzie po zewnętrznej widać że zmiana dżokeja nie przyniosła rezultatów. Dżokej nie ma doświadczenia. Gdyby poszedł po wewnętrznej. Może doszedłby stawkę.
Wewnętrzna pomyślałem i dawaj go w dupę
- Dalej Diabeł ruchy kurwa.
No i poszliśmy na wewnętrzną. Jakieś pięćset metrów przed metą doszliśmy siwka tak mu przyjebałem w zadek że chyba się posrał mało co nie spadłem gdy wyrwał do przodu. Wynik był taki że wygraliśmy o nos. Czyli początki mamy dobre. No oczywiście były domniemania zwycięstwa. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie że razem z rozliczeniem z różowej landrynki dostałem list. Wróciłem do Roz i pojechaliśmy do hotelu.
-Nie chcesz znać wyników - dopytała
-Dowiem się jutro - stwierdziłem - z reszto będą to puszczać w telewizji, ale mam coś ciekawszego na tapecie - zatrzymałem auto przed hotelem - Mariusz przysłał mi list pewnie z transportem jakimś i szczerze to trzeba się chyba zwijać.
- A co się stało? - dopytała Roz
- No jest tutaj napisane że transport doszedł ale nie ma potwierdzenia więc nie mogą go odebrać. Kończą im się zapasy dodatkowo pokazali się zimni. Ludzie Luke'a ich wybijają ale zaczyna robić się ich więcej. W osadzie jest lekki bunt bo myślą że ich zostawiliśmy. Krzysiek i Mateusz zmieniają sobie panienki generalnie cytuje zrobili sobie z domu burdel. Raz wzięli sobie trzy do osady wróciły dwie i teraz zmieniają sobie po dwie. Dodatkowo Mariusz pisze że nam gratuluje ślubu o ile się odbył. I o ile się odbył to chciał by specjalne zamówienie bo chciał by zrobić weselicho na osadzie i bez białej kiecki bo by się chyba nie sprawdziła. Z reszto sama to zobacz i podałem jej kartkę.
Roz przeczytała była w lekkim szoku
- Chcesz wracać? - dopytała
- Szczerze to nie uwierzysz ale tęsknie za Alfredem, brakuje mi babci, ciszy, spokoju, zimnych i ciągłego zakłócania spokoju.
- Naprawdę - dopytała
- No poważnie dowiedziałem się że w środę jest rozprawa. Więc ewentualnie mogli byśmy wracać. Gdybyś chciała. A i jeszcze mogli byśmy zabrać tą Ankę z rodziną.
Od Rozi
Nie czułam się zbyt dobrze na własnym ślubie. Do tego Dominik przylatywał średnio co 10 minut i zawsze coś poprawiał jak nie makijaż to moje włosy. Bo przecież ja jestem tam po to by dobrze się prezentować. Więc z ulgą przyjęłam to że mogę zakończyć ten teatrzyk. I dopiero wtedy gdy poszliśmy na górę mogłam naprawdę zacząć cieszyć się własnym ślubem. Zdecydowanie lepiej czuła bym się gdyby zamiast tych wszystkich obcych ludzi byli na przykład ludzie z osady. Ich przynajmniej znałam z widzenia. Pózniej cała ta noc poślubna. Mimo wtopy w kościele, wrednego Dominika który na każdym kroku mówił mi że wyglądam okropnie i tego tłumu to był najlepszy dzień i nawet nikt się nie pokłócił. No i nie mogę zarzucić że Dominik się nie postarał. Nie wiem od jak dawna Quick wszystko planował ale wszystko było dopracowane, a znając Quick pewnie było to spontaniczne więc Dominik nie miał za dużo czasu aby to wszystko dopracować. No i co najlepsze byłam żoną Quicka więc przynajmniej nie będą mi się plątać jakieś księżniczki czy inne wywłoki. No i od dwóch lat pierwszy raz zalogowałam się na Facebooku. Myślałam że wszyscy moi znajomi zginęli i zdziwiłam się kiedy Anka jednak była dostępna. Nasze matki przyjazniły się, a jej ojciec był genetykiem wraz z moim pracował w tym samym instytucie więc często byli naszymi gośćmi w domu. Chcąc nie chcąc przyjazniłam się z Anką. Quick sam zaproponował żebyśmy zaprosili ich na śniadanie. Oczywiście że się cieszyłam, uszykowałam się i mieliśmy zejść na dół. Ale Damon się obudził więc ostatecznie wyszłam sama a Quick z Damonem miał przyjść za chwilę
- Rodzicom też się udało? - spytała pani Grażynka
- Niestety nie - odparłam
- Ale Drake ma się dobrze? - dopytała Aśka
Swoją drogą ciekawa byłam co było między nią a moim bratem.
- Tak - przytaknęłam
- Rodzice wysłali was za granicę? - dopytał pan Robert
- Nie, przez całe dwa lata byliśmy w Polsce.
- Nie miałem pojęcia że można było tam żyć - wypalił
- Było ciężko. Trzeba było się przystosować ale jak widać w Polsce da się żyć.
Pózniej przyszedł Quick. Więc zeszliśmy na temat Damona no i naszego ślubu.
- Gdzie wy się poznaliście? - dopytała Anka - znaliście się przed?
- Nie, poznaliśmy się w trakcie epidemii - przyznałam
Poniekąd byli jak rodzina. Ale dziwnie było gadać. Przez te dwa lata zmieniłam się a Anka została taka sama. Mimo wszystko nie mogłam zostawić ich na pastwę losu. Oglądaliśmy nagranie ze ślubu. Za to panu Robertowi zdecydowanie było głupio.
- Nie będziemy zajmować wam więcej czasu - wypalił pan Robert - ja też jeszcze muszę iść do pracy.
Pożegnaliśmy się i wyszli. Będę musiała przekonać Quicka by im pomógł. Ale zaskoczyło mnie że na laptopie były dwa nagrania i nie mogła to być druga część wesela bo nagranie było całe.
- Quick obiecaj że im pomożesz. - poprosiłam - byli przyjaciółmi rodziny. Załatw by legalnie mogli tu przebywać. Pomóż im znalezć jakieś mieszkanie i pracę panu Robertowi. Jest genetykiem pracował razem z moim ojcem. Przeżył tylko dlatego że wyrzucili go na długi urlop bo od 4 lata żadnego nie brał.
- Pomyślę - zapewnił
- Obiecaj - poprosiłam
Jeżeli Quick mówi pomyślę znaczy że ostatecznie zapomina o sprawie ale jeżeli powie że obiecuje to robi wszystko by daną sprawę załatwić. Już trochę go znam.
- A może zabierzemy ich ze sobą - podsunęłam - przecież w osadzie jest już w miarę bezpiecznie. Nie musieli by martwić się o jedzenie no i może pomógł by przy tych szczepionkach bo nasz stary profesor chyba sobie wszystko olał.
- Obiecuje że się zastanowię - powiedział - słoneczko naprawdę muszę to przejrzeć bo na 13 jesteśmy umówieni
- John zdajesz sobie sprawę że jest już 12 - powiedziałam
Zaskoczony spojrzał na zegarek.
Odpaliłam ten drugie nagranie i wyłączyłam jeszcze szybciej niż je włączyłam. No nie wierze
- John możesz powiedzieć mi co to jest? - spytałam wściekła odkręcając laptopa w jego stronę.
- Rodzicom też się udało? - spytała pani Grażynka
- Niestety nie - odparłam
- Ale Drake ma się dobrze? - dopytała Aśka
Swoją drogą ciekawa byłam co było między nią a moim bratem.
- Tak - przytaknęłam
- Rodzice wysłali was za granicę? - dopytał pan Robert
- Nie, przez całe dwa lata byliśmy w Polsce.
- Nie miałem pojęcia że można było tam żyć - wypalił
- Było ciężko. Trzeba było się przystosować ale jak widać w Polsce da się żyć.
Pózniej przyszedł Quick. Więc zeszliśmy na temat Damona no i naszego ślubu.
- Gdzie wy się poznaliście? - dopytała Anka - znaliście się przed?
- Nie, poznaliśmy się w trakcie epidemii - przyznałam
Poniekąd byli jak rodzina. Ale dziwnie było gadać. Przez te dwa lata zmieniłam się a Anka została taka sama. Mimo wszystko nie mogłam zostawić ich na pastwę losu. Oglądaliśmy nagranie ze ślubu. Za to panu Robertowi zdecydowanie było głupio.
- Nie będziemy zajmować wam więcej czasu - wypalił pan Robert - ja też jeszcze muszę iść do pracy.
Pożegnaliśmy się i wyszli. Będę musiała przekonać Quicka by im pomógł. Ale zaskoczyło mnie że na laptopie były dwa nagrania i nie mogła to być druga część wesela bo nagranie było całe.
- Quick obiecaj że im pomożesz. - poprosiłam - byli przyjaciółmi rodziny. Załatw by legalnie mogli tu przebywać. Pomóż im znalezć jakieś mieszkanie i pracę panu Robertowi. Jest genetykiem pracował razem z moim ojcem. Przeżył tylko dlatego że wyrzucili go na długi urlop bo od 4 lata żadnego nie brał.
- Pomyślę - zapewnił
- Obiecaj - poprosiłam
Jeżeli Quick mówi pomyślę znaczy że ostatecznie zapomina o sprawie ale jeżeli powie że obiecuje to robi wszystko by daną sprawę załatwić. Już trochę go znam.
- A może zabierzemy ich ze sobą - podsunęłam - przecież w osadzie jest już w miarę bezpiecznie. Nie musieli by martwić się o jedzenie no i może pomógł by przy tych szczepionkach bo nasz stary profesor chyba sobie wszystko olał.
- Obiecuje że się zastanowię - powiedział - słoneczko naprawdę muszę to przejrzeć bo na 13 jesteśmy umówieni
- John zdajesz sobie sprawę że jest już 12 - powiedziałam
Zaskoczony spojrzał na zegarek.
Odpaliłam ten drugie nagranie i wyłączyłam jeszcze szybciej niż je włączyłam. No nie wierze
- John możesz powiedzieć mi co to jest? - spytałam wściekła odkręcając laptopa w jego stronę.
Od Lexi
Wszędzie było pełno ludzi, muzyka leciała w tle. Quick i Roz byli otoczeni wianuszkiem gości a gdzie była cała reszta nie miałam pojęcia. Po jakimś czasie podszedł do mnie Luke.
-Nienawidzę takich imprez- mruknęłam- ciekawe czy Quick zna choćby część ich.
-A mnie ciekawi czy masz kaca po wczorajszym.
No tak mojemu braciszkowi jeszcze nie przeszło i na każdym kroku musi wspomnieć jak to bardzo jest obrażony na mnie.
-A tu cię zdziwię bo nie mam.
-No proszę. To na pewno dzięki temu kieliszkowi.
-Dobra okej, sorry powinnam ci powiedzieć że pójdziemy- powiedziałam chcąc uciąć te jego żale do mnie.
-Lexi wylądowaliście na komisariacie- przypomniał.
-Nie da się tego zapomnieć- przyznałam.- ale nie planowaliśmy tego.
-No co ty nie powiesz? Quick musiał wszystko odkręcać, wpłacił za was kaucje i...
- na prawdę musimy o tym gadać na ślubie?
-No dobra to może pogadamy o tym że we wtorek masz pójść do szpitala?
-Do jakiego szpitala- spytałam- coś komuś się stało?
No fakt Juli nie widziałam od rana, a może to Quick już tam Drake wysyła bo mu się zbiera od dłuższego czasu.
-Tobie to chyba się film wczoraj urwał- powiedział Luke śmiejąc się.
-Luke z czego ty się śmiejesz o co chodzi z tym szpitalem?- spytałam przejęta, na co Luke śmiał się jeszcze bardziej.- No Luke- ponagliłam go.
-To co Quick z tobą wczoraj nie gadał?- zmienił temat.
-Nie no gadał- potwierdziłam
-No a więc chodzi o ten szpital- wyjaśnił z czego nie wiele się dowiedziałam. Fakt gadałam z Quickem ale nie o żadnych szpitalach- Siostra Quick znalazł kogoś kto cię wyleczy- powiedział do mnie tonem jakim dorośli tłumaczą coś najbardziej oczywistego na świecie dziecku. Rzuciłam mu się na szyję i pisnęłam z radości. Poszłam poszukać Drake którego o dziwo bardzo szybko znalazłam. Zarzuciłam mu ręce na szyje i go pocałowałam.
-Jesteś zazdrosna? - dopytał, dopiero teraz zauważyłam trzy dziunie z którymi rozmawiał. Każda z nich wyglądała idealnie i elegancko. Obstawiam że nawet kiedy ryczały robiły to z klasą.
-nie no coś ty- skłamałam
-Na pewno jesteś- drążył temat dalej.
-O czy rozmawialiście?
-Próbujesz zmienić temat by się nie wydało że jesteś zazdrosna czy pytasz się o czym rozmawiamy bo jesteś zazdrosna?
No to wpadłam między młot a kowadło. Ech.
-Wcale nie jestem zazdrosna- wyjaśniłam- Quick znalazł kogoś kto mnie wyleczy.
-Mówiłem że nie umrzesz- powiedział całując mnie- ale i tak wiem że jesteś zazdrosna. Chodz pójdziemy się napić.
-Nie jestem zazdrosna- sprostowałam kiedy szliśmy w stronę stołu.
-Jesteś. Masz nóż przy sobie?
-Oczywiście że nie- skłamałam- jesteśmy na ślubie.
-Aha- przytaknął sarkastycznie.
-Nie no naprawdę.- upierałam się przy swoim, Drake pocałował mnie i wsunął rękę mi pod sukienkę.
-Drake nie obmacuj mnie publicznie- oburzyłam się ale on i tak już znalazł nóż.
-A więc niech zgadnę to wcale nie był nóż albo nie czekaj ty nie wierz jak on się tam znalazł.
-Dokładnie- przytaknęłam. W tym samym czasie do stołu podszedł... Luigi z jakąś kobietą.
-Pan Blake i Lexi, nie sądziłem że was tu spotkam- przywitał się. -Dziś wyglądacie o wiele lepiej.
-Czy to nie jest jeden z psów?- dopytał mnie Drake szeptem.
-Tłumacz psów- odszepnęłam.- My również nie podejrzewaliśmy że pana spotkamy.
-No i nie kąpaliśmy się w kanale- burknął Drake przez co zaczęłam się śmiać. - I co zamkniesz nas za to ze pijemy szampana?
-Drake- fuknęłam na niego.
-Swoją drogą nie podejrzewałem że pana wypuszczą i to już po kilku godzinach.
-Urok osobisty- wyjaśnił Drake.
-Raczej kasa- sprostował Luigi.
-Nie no jestem pewny że to o urok chodziło.
-A ja jestem pewny że to zasługa pieniędzy.
-Luigi jak duże mamy kłopoty- zmieniłam temat.
-Och bardzo, gondolier złożył doniesienie tak samo jak właściciel sklepu obawiam się że pana urok osobisty nie wystarczy.
-No to lipa- skomentowałam, trzeba coś wymyślić.- A jeśli by wycofali skargi?
-I tak by się odbyła rozprawa ale to by jednak bardzo wam pomogło.- wyjaśnił.
-No dobrze, a co pan jutro robi?
-Nienawidzę takich imprez- mruknęłam- ciekawe czy Quick zna choćby część ich.
-A mnie ciekawi czy masz kaca po wczorajszym.
No tak mojemu braciszkowi jeszcze nie przeszło i na każdym kroku musi wspomnieć jak to bardzo jest obrażony na mnie.
-A tu cię zdziwię bo nie mam.
-No proszę. To na pewno dzięki temu kieliszkowi.
-Dobra okej, sorry powinnam ci powiedzieć że pójdziemy- powiedziałam chcąc uciąć te jego żale do mnie.
-Lexi wylądowaliście na komisariacie- przypomniał.
-Nie da się tego zapomnieć- przyznałam.- ale nie planowaliśmy tego.
-No co ty nie powiesz? Quick musiał wszystko odkręcać, wpłacił za was kaucje i...
- na prawdę musimy o tym gadać na ślubie?
-No dobra to może pogadamy o tym że we wtorek masz pójść do szpitala?
-Do jakiego szpitala- spytałam- coś komuś się stało?
No fakt Juli nie widziałam od rana, a może to Quick już tam Drake wysyła bo mu się zbiera od dłuższego czasu.
-Tobie to chyba się film wczoraj urwał- powiedział Luke śmiejąc się.
-Luke z czego ty się śmiejesz o co chodzi z tym szpitalem?- spytałam przejęta, na co Luke śmiał się jeszcze bardziej.- No Luke- ponagliłam go.
-To co Quick z tobą wczoraj nie gadał?- zmienił temat.
-Nie no gadał- potwierdziłam
-No a więc chodzi o ten szpital- wyjaśnił z czego nie wiele się dowiedziałam. Fakt gadałam z Quickem ale nie o żadnych szpitalach- Siostra Quick znalazł kogoś kto cię wyleczy- powiedział do mnie tonem jakim dorośli tłumaczą coś najbardziej oczywistego na świecie dziecku. Rzuciłam mu się na szyję i pisnęłam z radości. Poszłam poszukać Drake którego o dziwo bardzo szybko znalazłam. Zarzuciłam mu ręce na szyje i go pocałowałam.
-Jesteś zazdrosna? - dopytał, dopiero teraz zauważyłam trzy dziunie z którymi rozmawiał. Każda z nich wyglądała idealnie i elegancko. Obstawiam że nawet kiedy ryczały robiły to z klasą.
-nie no coś ty- skłamałam
-Na pewno jesteś- drążył temat dalej.
-O czy rozmawialiście?
-Próbujesz zmienić temat by się nie wydało że jesteś zazdrosna czy pytasz się o czym rozmawiamy bo jesteś zazdrosna?
No to wpadłam między młot a kowadło. Ech.
-Wcale nie jestem zazdrosna- wyjaśniłam- Quick znalazł kogoś kto mnie wyleczy.
-Mówiłem że nie umrzesz- powiedział całując mnie- ale i tak wiem że jesteś zazdrosna. Chodz pójdziemy się napić.
-Nie jestem zazdrosna- sprostowałam kiedy szliśmy w stronę stołu.
-Jesteś. Masz nóż przy sobie?
-Oczywiście że nie- skłamałam- jesteśmy na ślubie.
-Aha- przytaknął sarkastycznie.
-Nie no naprawdę.- upierałam się przy swoim, Drake pocałował mnie i wsunął rękę mi pod sukienkę.
-Drake nie obmacuj mnie publicznie- oburzyłam się ale on i tak już znalazł nóż.
-A więc niech zgadnę to wcale nie był nóż albo nie czekaj ty nie wierz jak on się tam znalazł.
-Dokładnie- przytaknęłam. W tym samym czasie do stołu podszedł... Luigi z jakąś kobietą.
-Pan Blake i Lexi, nie sądziłem że was tu spotkam- przywitał się. -Dziś wyglądacie o wiele lepiej.
-Czy to nie jest jeden z psów?- dopytał mnie Drake szeptem.
-Tłumacz psów- odszepnęłam.- My również nie podejrzewaliśmy że pana spotkamy.
-No i nie kąpaliśmy się w kanale- burknął Drake przez co zaczęłam się śmiać. - I co zamkniesz nas za to ze pijemy szampana?
-Drake- fuknęłam na niego.
-Swoją drogą nie podejrzewałem że pana wypuszczą i to już po kilku godzinach.
-Urok osobisty- wyjaśnił Drake.
-Raczej kasa- sprostował Luigi.
-Nie no jestem pewny że to o urok chodziło.
-A ja jestem pewny że to zasługa pieniędzy.
-Luigi jak duże mamy kłopoty- zmieniłam temat.
-Och bardzo, gondolier złożył doniesienie tak samo jak właściciel sklepu obawiam się że pana urok osobisty nie wystarczy.
-No to lipa- skomentowałam, trzeba coś wymyślić.- A jeśli by wycofali skargi?
-I tak by się odbyła rozprawa ale to by jednak bardzo wam pomogło.- wyjaśnił.
-No dobrze, a co pan jutro robi?
Subskrybuj:
Posty (Atom)